Przyznaję się, przyznaję się bez bicia - święta ze mną wygrały. Mimo że większość czasu przesiedziałam w pracy, to jednak po powrocie do domu nie mogłam oprzeć się ciastom, którymi wszyscy się zażerali. No i tak dobiłam sobie do 95kg. Ale na szczęście łatwo przyszło, łatwo poszło, znów na wadze 92. Czyli wychodziłoby, że mam miesięczną obsuwę względem pierwotnego planu. Najważniejsze, że wróciłam na dobry tor. Co prócz tego? Zapisałam się na jogę i byłam dziś na drugich zajęciach - wspaniała rzecz, polecam gorąco, jeśli ktokolwiek z Was się waha! Kiedyś już ćwiczyłam (milion lat temu); pamiętam, że bardzo stabilizowała mój bolesny okres, fajnie rozciągała ciało i wyciszała. Także coś dla ciała, coś dla umysłu. Z ćwiczeń wysiłkowych na razie jedynie rowerek, może za jakiś czas wrócę na basen bądź siłownię, ale na razie o tym nie myślę. Nie ma co się rzucać na głęboką wodę, bo szybko zrezygnuję, lepiej wszystko wprowadzać małymi kroczkami. Tyle dzisiaj, odmeldowuję się, trzymajcie się ciepło, ahoj!
angelisia69
9 stycznia 2016, 13:24joga fajna sprawa dla relaksu,ale ja wole intensywny ruch,takie pilatesy mnie zazwyczaj usypiaja :P Powoli wprowadzaj drobne zmiany,bo im wiecej sobie narzucasz tym gorzej to znosisz.Powodzonka