Troszkę sobie popuściłam pasa od połowy stycznia ze względu na młyn na uczelni, ale na szczęście waga nie podskoczyła w górę, a trzymała się ciągle w okolicach 92. Oficjalnie pierwszy stopień studiów za mną, koniec problemów z promotorem, nieprzespanych nocy, toną stron na egzamin dyplomowy i z całą tą otoczką, od tygodnia wróciłam do ćwiczeń i dietki, więc liczę na pokonanie okropnej 9 z przodu z końcem lutego. Na razie w ramach budowania nawyku rowerek 3x w tygodniu (minimum 30 min, na dobry początek) i 2 x joga, chociaż ta druga kwestia to nawyk, który udaje mi się utrzymywać od początku roku :) Niby nie minęło dużo czasu, ani od początku mojego odchudzania, ani tej styczniowej przerwy od diety, ale czuję, że zdrowy styl życia wkradł się do mojego życia już głębiej, bo bardzo brakuje mi regularnych, przemyślanych posiłków i Vitalii - i psychicznie, i jakoś fizycznie gorzej się czułam. Ale, przerwa to nie koniec a jedynie chwila słabości, także kontynuuję to co zaczęłam, bo jak nie teraz to już naprawdę nie wiem kiedy, nie chcę przechodzić tego znowu za rok, dwa czy pięć.