Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
I kolejny frustrujący dzień.


Zachęcona Zitka wczorajszą prognozą pogody, postanowiła wykorzystać dzisiejszy ostatni ciepły dzień na jazde rowerkiem (ochoczo zakupionym w maju i nie wykorzystanym jak należy). Ale jak tylko przylazła z pracy, rozwaliła się na kanapie i leń ją złapał taaaaki niemiłosierny, że postanowiła odłożyć to na kiedy indziej - tak wyglądają moje ostatnie dni, zaleganie na kanapie a potem na ostatnią chwilę robienie obiadu by zdążyć przed przyjściem z pracy Zitkowego wybranka. (Wstyd jak jasna cholera, bo choć bardzo chce zebrać dupę to uwierzcie mi - nie mogę, zleźć z kanapy) Pomijam ten fakt.

Wtem dzwoni Mamina, przypominając o dzisiejszej wizycie u dentysty, którą ona jako Szanowna Pani Pielęgniarka zamówiła mi "PIŃCET" dni temu. Ha! Okazja by jednak rower zitkowy ruszyć. Tak tez uczyniłam. Ale ale...ledwo wyjechałam z osiedla a tu coś mi przeszkadza z tyłu. No dobrze, pierwsze dopompowywanie koła, wszystko gra, jadę....jadę.... jadę... 7 km, skrzyżowanie i łubudubu. Dętka pękła, i nawet ciutkę powietrza nie było. No rozpieprzyłam na krawężniku koło. Ale pewna nie jestem czy przypadkiem nie jechałam z takim flakiem już jakiś kawałek? Nic to dzwonie - najpierw mama, spoźnie się (wysłuchałam żali i narzekań) potem luby (na szczęście był w pobliżu i mógł mnie przetransportować do dentysty). Po drodzę zdążyliśmy się pokłócić bo nie zrozumieliśmy swoich tłumaczeń odnośnie mojej lokalizacji z zepsutym kołem i rowerem. Dentysta zaliczony-w jamie czysto i bez dziur uff. Dętka zakupiona. Ale co k...wa z tego skoro jutro już zimno a ja się zimna boje i pewnie zakopie się w kocu na kanapie. Matko boska zróbta coś ze mną.

 

Pociesza mnie fakt, alternatywa jest - stepper stoi i od dwóch dni jest używany po pół godz. dziennie. Ale zitkowa dupa rośnie i płakać się chce. Bo człowiek wychodzi z chęciami, a ironia życia dopada na każdym zakręcie.

 

Pozdrawiam

Zitka vel Rowerowa Ciamajda.