6stka przyszła szybciej niż się spodziewałam , wiem, że przede mną długa droga, ale jakoś milej i lżej. Na liczniku 69,6kg, mimo wczorajszego dnia luzu ćwiczeniowego.
W międzyczasie nabawiłam się przeziębienia pęcherza, więc kuracja żurawiną i cytryną, przy okazji wypijam hektolitry wody co jest miłym efektem ubocznym ;)
Dziś wycieczka do domu więc postanowienia pójdą w kąt, ale w końcu w założeniach był jeden dzień rozpusty :))
A w domu czeka mój przecudowny różowy rower, na którym zamierzam spalić wszelkie jedzeniowe grzeszki, o!
Tak więc po weekendzie wracam do postanowień ćwiczeniowo żywieniowych, a póki co postanowienia na weekend:
1. min, 3 l wody, na czczo szklanka wody z cytryną
2. max. 1 lapmka wina/ piwo
3. Ostatni posiłek max 21 przy założeniu, że spać idę min. o północy
4. Niedzielnie basen min 1h, rower min. 20km + skalpel jeśli starczy sił ;)
W poniedziałek podsumowanie pierwszego tygodnia:)) Trzymajcie kciuki!
Miłego weekendu!:))