Temat: Macierzyństwo raz jeszcze

Od 10 lat próbuję samą siebie namówić na posiadanie dziecka. I nie mogę się przekonać. Jak sobie zaczynam wyobrażać codzienność z dzieckiem ogarnia mnie przerażenie. Staram sie odwiedzać znajomych mających fajne dzieci, nawiązać z nimi kontakt, lubię je, ale tylko jako dzieci znajomych, nie czuję zazdrości, zachwytu, wręcz trochę mi tych matek i ojców szkoda. Gdy już mi się wydaje, że może raz się żyje, zajdę w ciążę i będzie super ogarnia mnie autentyczna panika. Nielatwo mi to przyznać, zawsze myślałam, ze będę miala dzieci, chociaż nigdy nie myślałam o tym w konkretny sposób. Teraz im później, tym moje nastawienie sie pogarsza, widzę coraz więcej minusów, a ten osławiony i obiecywany instynkt, którym mnie wszyscy uspokajali, że mi się nagle włączy w ogóle się nie pojawił... Myślicie że coś z tym robić, iść na jakąś terapię, czy pogodzić się z tym, że dzieci nigdy mieć nie będę? Co jest ze mną nie tak? Ciekawi mnie wasza opinia, co byście zrobiły. 

Pasek wagi

Właśnie nie wiem, co jest ze mną nie tak... Aż mi sie płakać chce, jak czytam, jakie to dla was oczywiste i naturalne. Wiem, że u mnie nie chodzi o banały. Z wielką chęcią zmienilabym pracę, przeprowadzila się zagranicę, chodzi o to, że lubię zmiany i nie to mnie przeraża. Jestem też bardzo, aż za bardzo opiekuńcza, niejednokrotnie poświęcałam czas, noce, tygodnie i miesiące swojego życia prywatnego i finansowego na pomoc charytatywną, więc nie mam cienia obaw, że nie będę chciała się zajmować własnym dzieckiem. Mój partner tym bardziej, podejrzewam, ze w opiece w ogóle chciałby mnie wyręczać. Więc o co chodzi? Dlaczego ja naprawdę bardzo, bardzo, bardzo panikuję na samą myśl, że miałabym być w ciąży, mieć dziecko. Czuję sie jakaś zła i wybrakowana. Rok temu chciałam po prostu pójść na żywioł, co będzie to będzie, zajdę w ciążę super, a jak w ciągu roku to się nie stanie, to odpuscimy. Juz na początku skończyło się moją dezercją, koszmarami, panika i blokadą. Musielismy wrocic do antykoncepcji. 

Pasek wagi

Koszmary, panika - specjalista.

Mówię Ci to jako weteran nerwicy lękowej, fobii. To samo nie przejdzie i nie dotyczy dziedziny, która możesz wyłączyć z życia.

No to brzmi jak problem wymagający terapii, jeśli nie umiesz tego powodu do strachu sprecyzować.

Ja mogłam jasno powiedzieć, czego się bałam - że się roztyję (nie roztyłam), że nie będę mieć czasu dla siebie (nie mam :D), że relacje z moim partnerem się zmienią/pogorszą (owszem, zmieniły się, bo życie z dzieckiem wymaga dużo więcej wysiłku włożonego w budowanie relacji z partnerem, praca z partnerem jest cięższa, niż praca z dzieckiem), że to się Bóg wie jak odbije na mojej pracy (odbiło się korzystnie). Że mój związek się posypie i zostanę z dzieckiem, że dziecko mnie uwiąże w sytuacji, która nie będzie komfortowa a dla jego dobra poświęcę swoje własne (to się okaże). To były konkretne obawy, nie było mowy o panice, koszmarach itd.

Lęki nie występują na żadnym innym tle, jedyna sytuacja, w której występuje u mnie taka blokada to wyobrażenie sobie siebie z dzieckiem.... To dotyczy tylko tej sfery, to nie są stałe koszmary, tylko gdy pojawia się realna, namacalna możliwość, ze mogę być w ciąży. Tokofobia może i też mnie dotyczy, bo nie wyobrażam sobie siebie w ciąży, poród juz w ogóle masakra, aż mi niedobrze na samą myśl, mimo że na co dzień mam do czynienia z ranami i różnymi organicznymi wydzielinami i mnie nie rusza. Ale to nie tylko to, bo gdybym chciala mieć dziecko, to wiem, ze dałabym radę. Po prostu jak bym o tym nie myślała, mój umysł wypiera taką możliwość, ze za kilka lat jestem ja i moje dziecko. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Predzej sobie wyobrażę, że polecę w kosmos. Myślicie, że terapia? 

Pasek wagi

Jeżeli swoje obawy oceniasz jako irracjonalne, to raczej tak. Nie wiem czy od razu terapia, ale wizyta u specjalisty nie zaszkodzi.

Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi.... 

Pasek wagi

Bez cienia wątpliwości - masz problem i powinnaś go skonsultować ze specjalistą. Ja jestem totalnie pozbawiona instynktu i podjęłam w pełni świadomą decyzję o bezdzietności. Nigdy nie czułam się przez to źle, nigdy nie myślałam, że jestem gorsza czy nienormalna. U Ciebie sytuacja jest skrajnie inna. 

Zucchini napisał(a):

Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi.... 

Nikt cię nie będzie na terapii przekonywał do macierzyństwa. 

Też tak nigdy nie myślałam  i bym ci sie zaśmiała, gdybyś mi powiedziała rok temu, że będę wypisywać takie bzdury. Byłam szczęśliwa bez tego tematu w moim życiu. Porobiło mi się rok temu, gdy zrozumiałam, że trzeba podjąć decyzję definitywnie i nieodwracalnie. I że wszystko wskazuje na to, że dzieci mieć nie będę, czego konsekwencje (bliżej nieokreślone, ale forsowane przez społeczeństwo ) będę ponosić przez resztę życia. 

Pasek wagi

Zucchini napisał(a):

Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi.... 

Nie, terapia może służyć i temu, i temu. Pomóc podjąć decyzję - czy przełamujesz strach (i skąd on się wziął), czy wziąć na klatę decyzję o nieposiadaniu dzieci i jej ewentualne konsekwencje.