19 sierpnia 2019, 16:13
Od 10 lat próbuję samą siebie namówić na posiadanie dziecka. I nie mogę się przekonać. Jak sobie zaczynam wyobrażać codzienność z dzieckiem ogarnia mnie przerażenie. Staram sie odwiedzać znajomych mających fajne dzieci, nawiązać z nimi kontakt, lubię je, ale tylko jako dzieci znajomych, nie czuję zazdrości, zachwytu, wręcz trochę mi tych matek i ojców szkoda. Gdy już mi się wydaje, że może raz się żyje, zajdę w ciążę i będzie super ogarnia mnie autentyczna panika. Nielatwo mi to przyznać, zawsze myślałam, ze będę miala dzieci, chociaż nigdy nie myślałam o tym w konkretny sposób. Teraz im później, tym moje nastawienie sie pogarsza, widzę coraz więcej minusów, a ten osławiony i obiecywany instynkt, którym mnie wszyscy uspokajali, że mi się nagle włączy w ogóle się nie pojawił... Myślicie że coś z tym robić, iść na jakąś terapię, czy pogodzić się z tym, że dzieci nigdy mieć nie będę? Co jest ze mną nie tak? Ciekawi mnie wasza opinia, co byście zrobiły.
19 sierpnia 2019, 16:56
Właśnie nie wiem, co jest ze mną nie tak... Aż mi sie płakać chce, jak czytam, jakie to dla was oczywiste i naturalne. Wiem, że u mnie nie chodzi o banały. Z wielką chęcią zmienilabym pracę, przeprowadzila się zagranicę, chodzi o to, że lubię zmiany i nie to mnie przeraża. Jestem też bardzo, aż za bardzo opiekuńcza, niejednokrotnie poświęcałam czas, noce, tygodnie i miesiące swojego życia prywatnego i finansowego na pomoc charytatywną, więc nie mam cienia obaw, że nie będę chciała się zajmować własnym dzieckiem. Mój partner tym bardziej, podejrzewam, ze w opiece w ogóle chciałby mnie wyręczać. Więc o co chodzi? Dlaczego ja naprawdę bardzo, bardzo, bardzo panikuję na samą myśl, że miałabym być w ciąży, mieć dziecko. Czuję sie jakaś zła i wybrakowana. Rok temu chciałam po prostu pójść na żywioł, co będzie to będzie, zajdę w ciążę super, a jak w ciągu roku to się nie stanie, to odpuscimy. Juz na początku skończyło się moją dezercją, koszmarami, panika i blokadą. Musielismy wrocic do antykoncepcji.
19 sierpnia 2019, 17:00
Koszmary, panika - specjalista.
Mówię Ci to jako weteran nerwicy lękowej, fobii. To samo nie przejdzie i nie dotyczy dziedziny, która możesz wyłączyć z życia.
19 sierpnia 2019, 17:01
No to brzmi jak problem wymagający terapii, jeśli nie umiesz tego powodu do strachu sprecyzować.
Ja mogłam jasno powiedzieć, czego się bałam - że się roztyję (nie roztyłam), że nie będę mieć czasu dla siebie (nie mam :D), że relacje z moim partnerem się zmienią/pogorszą (owszem, zmieniły się, bo życie z dzieckiem wymaga dużo więcej wysiłku włożonego w budowanie relacji z partnerem, praca z partnerem jest cięższa, niż praca z dzieckiem), że to się Bóg wie jak odbije na mojej pracy (odbiło się korzystnie). Że mój związek się posypie i zostanę z dzieckiem, że dziecko mnie uwiąże w sytuacji, która nie będzie komfortowa a dla jego dobra poświęcę swoje własne (to się okaże). To były konkretne obawy, nie było mowy o panice, koszmarach itd.
19 sierpnia 2019, 17:12
Lęki nie występują na żadnym innym tle, jedyna sytuacja, w której występuje u mnie taka blokada to wyobrażenie sobie siebie z dzieckiem.... To dotyczy tylko tej sfery, to nie są stałe koszmary, tylko gdy pojawia się realna, namacalna możliwość, ze mogę być w ciąży. Tokofobia może i też mnie dotyczy, bo nie wyobrażam sobie siebie w ciąży, poród juz w ogóle masakra, aż mi niedobrze na samą myśl, mimo że na co dzień mam do czynienia z ranami i różnymi organicznymi wydzielinami i mnie nie rusza. Ale to nie tylko to, bo gdybym chciala mieć dziecko, to wiem, ze dałabym radę. Po prostu jak bym o tym nie myślała, mój umysł wypiera taką możliwość, ze za kilka lat jestem ja i moje dziecko. Nie wiem jak to wytłumaczyć. Predzej sobie wyobrażę, że polecę w kosmos. Myślicie, że terapia?
19 sierpnia 2019, 17:22
Jeżeli swoje obawy oceniasz jako irracjonalne, to raczej tak. Nie wiem czy od razu terapia, ale wizyta u specjalisty nie zaszkodzi.
19 sierpnia 2019, 17:32
Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi....
19 sierpnia 2019, 17:40
Bez cienia wątpliwości - masz problem i powinnaś go skonsultować ze specjalistą. Ja jestem totalnie pozbawiona instynktu i podjęłam w pełni świadomą decyzję o bezdzietności. Nigdy nie czułam się przez to źle, nigdy nie myślałam, że jestem gorsza czy nienormalna. U Ciebie sytuacja jest skrajnie inna.
19 sierpnia 2019, 17:48
Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi....
Nikt cię nie będzie na terapii przekonywał do macierzyństwa.
19 sierpnia 2019, 17:50
Też tak nigdy nie myślałam i bym ci sie zaśmiała, gdybyś mi powiedziała rok temu, że będę wypisywać takie bzdury. Byłam szczęśliwa bez tego tematu w moim życiu. Porobiło mi się rok temu, gdy zrozumiałam, że trzeba podjąć decyzję definitywnie i nieodwracalnie. I że wszystko wskazuje na to, że dzieci mieć nie będę, czego konsekwencje (bliżej nieokreślone, ale forsowane przez społeczeństwo ) będę ponosić przez resztę życia.
19 sierpnia 2019, 17:50
Ale co miałaby na celu taka terapia? Przekonanie mnie do macierzyństwa i zajścia w ciążę? Nie lepiej pogodzić się z tym, że wszystko we mnie jest na nie i uznać, że posiadanie dzieci po prostu nie jest dla mnie? Nie wiem, sam ten wątek i fakt, że to z siebie wyrzuciłam jakoś mnie wytrącił z równowagi....
Nie, terapia może służyć i temu, i temu. Pomóc podjąć decyzję - czy przełamujesz strach (i skąd on się wziął), czy wziąć na klatę decyzję o nieposiadaniu dzieci i jej ewentualne konsekwencje.