2 października 2019, 13:20
Przeżyłam szok. Tak sie złożyło, ze bylam w szkole podstawowej, stalam akurat kolo jadalni, dzieci jadly obiad. Brudne talerze odkładalo sie na taki stolik a resztki jedzenia wrzucalo do wiaderka. Wszystko by bylo wporzadku, gdyby nie fakt, ze dzieci zwalaly tam ponad pol talerza jak nie caly. To w telewizji trabia, ze biedne dzieci nie maja ciepłego posiłku, ze w szkole jedyne co moga zjesc a tu widze co innego. Z czego to wynika? Serio takie niedobre jedzenie daja? Nie chce mi sie wierzyc, widziałam menu, same dobre rzeczy, lepsze niz za moich czasow. Podejrzewam, ze jakby byli w mcdonaldzie to by wszystko zjedli :/
3 października 2019, 02:28
Ej, jednak mam jedno traumatyczne przeżycie z przedszkola! Pani kucharka za cholerę nie chciała dołożyć mi dwóch pierogów do standardowej porcji, która wynosiła AŻ dwa ruskie na głowę (w domu jadłam sześć - pfff, co to były dwa pierogi?), za to namiętnie wmuszała we mnie leniwe, których nie znosiłam... Pamiętam, jak okropnie śmierdziały. Zapach był nie do zniesienia, wywoływał we mnie odruch wymiotny.
No, ale ta darła się, że mam jeść, więc krzywiąc się okrutnie - zjadłam. Po krótkiej chwili, cała zawartość mego żołądka wylądowała na talerzu. Mina kucharki - bezcenna 😂 Dodam, że od tamtej pory minęły jakieś 22 lata, a ja wciąż nie mam odwagi spróbować, jak naprawdę smakują leniwe pierogi, bo nie wiem, czy ta wiedźma po prostu nie umiała ich przyrządzać czy rzeczywiście są takie, yyyy, niesmaczne 🤢
3 października 2019, 07:40
takie masowe gotowanie stołówkowe ,rzadko jest smaczne...poza tym dzieci większosci to niejadki ,w sensie zylwiłby się słodyczami ,
3 października 2019, 08:19
może ktoś pamieta dokładniej, ale bodajże cztery lata temu zabroniono dodawania soli do posiłków dla dzieci. Nie bardzo wiem jak to sie skonczyło, w każdym razie u nas znaczna częśc rodziców wypisała dzieci w obiadów, bo to wszystko było zwyczajnie niejadalne.
w przedszkolu była kuchnia miejscowa, nie catering, do tego bardzo dobra organizacja i poza osobliwymi przypadkami dzieci jadły posiłki bez traumy. W pierwszej szkole młodego przez dwa lata też była kuchnia, tu było srednio bo duzo dzieci na raz w stołówce i czesto rzucanie kluskami było ciekawsze od ich jedzenia, ale też nie było dramatu, szczególnie że panie potrafiły sie pochylić nad chęciami tudzież niechęciami dzieci. Jak wprowadzono catering, skonczyły sie ukłony, kazdy dostawał porcje, wszystko było wykalkulowane i szkoła się z tego rozliczała. Potem w drugiej szkole zaczeły się te odgórne siupy z przyprawianiem i alergenami. W zwiazku z czym chyba nawet w szpitalach żywili smaczniej. Jak jest teraz nie wiem.
3 października 2019, 08:38
takie masowe gotowanie stołówkowe ,rzadko jest smaczne...poza tym dzieci większosci to niejadki ,w sensie zylwiłby się słodyczami ,[/quote] to ze sa niejadkami zgadzam sie ale z tym slodyczami to bzdura - kwestia przyzwyczajen z domu.
3 października 2019, 08:53
Moją traumą z dzieciństwa jest ryba na "ś" w śmietanie z cebulą, na talerzu obok ziemniaków. Trauma silna do tego stopnia, że do dziś po trzydziestu latach nie jestem w stanie nawet zamkniętego opakowania - wiaderka, plastikowego pudełka - wziąć do ręki, bo czuję obrzydzenie. Żaen inny produkt spożywczy tak mnie nie odrzuca ;)
Na szczęście przedszkolne jedzenie wspominam na ogół dobrze (noooo, może jeszcze kanapki z metką były i są do dziś niezjadliwe dla mnie - wtedy obgryzałam skórkę dookoła i część posmarowaną tylko masłem ;), nawet rozwodniony kisiel, zupa owocowa jakoś wchodziły. Z kolei w szkole rodzice zapisali mnie do stołówki w pierwszej klasie i tam nie potrafiłam się odnaleźć - każda potrawa była dla mnie paskudna. Nawet ziemniaki - kiedyś zastanawiałam się jak można spieprzyć zwykłe gotowane kartofle, że smakowały tak ohydnie. Nie wiem, czy to kwestia niedokładnego odcedzania przed ugnieceniem ich na papkę, czy ugotowane bez soli, a dosolone dopiero na końcu? Aż całkiem niedawno poczułam ten smak ziemniaków u rodziny mojego brata na jakiejś rodzinnej uroczystości. Aż się uśmiałam w duchu na wspomnienie dzieciństwa... :)
3 października 2019, 08:58
Zoe, jeśli myslimy o tym samym, to to jest smak ziemniaków pozostawionych w wodzie po gotowaniu :D
3 października 2019, 09:16
to ze sa niejadkami zgadzam sie ale z tym slodyczami to bzdura - kwestia przyzwyczajen z domu.takie masowe gotowanie stołówkowe ,rzadko jest smaczne...poza tym dzieci większosci to niejadki ,w sensie zylwiłby się słodyczami ,
Bzdura. Córka jada w domu zwykłe posiłki, a słodycze tylko po obiedzie w bardzo ograniczonej ilości i nie codziennie powiedzmy 1 cukierek na cały dzień, czy mini drożdżówkę 25 g . Gdybym dała jej możliwość wyboru też jadłaby cały dzień tylko słodycze i bułki.
JA też w domu zostałam nauczona jedzenia pewnych rzeczy, a u siebie tego nie gotuję. Poza tym jakbym mogła też cały dzień jadłabym same czekolady, ale w przeciwieństwie do dziecka wiem, że to niezdrowe. Dziecko akurat może i wie, że niezdrowe, ale jeszcze nie rozumie konsekwencji długofalowych, nie wiąże tego z konkretnymi chorobami, a póki się jest młodym to się nie myśli o starości i chorobach.
Poza tym my nie smażymy , nie jemy tłusto itd. i córka nie była tego uczona w ogóle , ale raz spróbowała u teściowej kotleta w panierce smażonego na tłuszczu i to jest jej ulubiona potrawa. Tak samo kalafior, zaczęła dopiero jeść kalafior w bułce z patelni. Dzieci mają swoje smaki niezależnie od tego co dostają w domu. Ziemniaków też nie je , bo nie smakują, ale frytki to co innego. A też nie ma tych frytek codziennie tylko może ze 2-3 razy w roku. Przecież nie będę się katować i nie nałożę sobie embarga na frytki do końca życia, albo nie będę się ukrywać przed dzieckiem.
Do tego nie wychowujemy dziecka w próżni, ani na bezludnej wyspie. Już to było poruszane, że rodzice są np. za zakazem słodyczy, a dziadkowie dają po kryjomu, albo w przedszkolu jakieś dziecko przynosi na urodziny. Dwa dziecko kiedyś podrośnie dostanie kieszonkowe i samo sobie kupi skoro koledzy tak się zajadają.
Więc nie , nie masz racji to nie jest kwestia przyzwyczajeń z domu.
P.S.
Młodzi ludzie poznają swiat i też probują rożnych rzeczy. To, że ktoś ma określony styl odżywiania wyniesiony z domu nie oznacza, że nie polubi bardziej czegos innego niekoniecznie zdrowego.
Edytowany przez Marisca 3 października 2019, 09:29
3 października 2019, 09:42
Zoe, jeśli myslimy o tym samym, to to jest smak ziemniaków pozostawionych w wodzie po gotowaniu :D
Oooo, dzięki. Zapewne mówimy o tym samym. Bardzo charakterystyczny posmak ;)
3 października 2019, 10:53
może ktoś pamieta dokładniej, ale bodajże cztery lata temu zabroniono dodawania soli do posiłków dla dzieci. Nie bardzo wiem jak to sie skonczyło, w każdym razie u nas znaczna częśc rodziców wypisała dzieci w obiadów, bo to wszystko było zwyczajnie niejadalne. w przedszkolu była kuchnia miejscowa, nie catering, do tego bardzo dobra organizacja i poza osobliwymi przypadkami dzieci jadły posiłki bez traumy. W pierwszej szkole młodego przez dwa lata też była kuchnia, tu było srednio bo duzo dzieci na raz w stołówce i czesto rzucanie kluskami było ciekawsze od ich jedzenia, ale też nie było dramatu, szczególnie że panie potrafiły sie pochylić nad chęciami tudzież niechęciami dzieci. Jak wprowadzono catering, skonczyły sie ukłony, kazdy dostawał porcje, wszystko było wykalkulowane i szkoła się z tego rozliczała. Potem w drugiej szkole zaczeły się te odgórne siupy z przyprawianiem i alergenami. W zwiazku z czym chyba nawet w szpitalach żywili smaczniej. Jak jest teraz nie wiem.
To, że było niejadalne to akurat nie jest wina braku soli ale braku umiejętności przyprawiania posiłków przez panie gotujące. Jak się odpowiednio przyprawi jedzenie ziołami i przyprawami to i soli nie potrzeba. No ale najłatwiej nawalić soli czy innego warzywka i z głowy.
Edytowany przez Tereenia 3 października 2019, 11:26
3 października 2019, 11:34
Terenia, nie sadzisz chyba, że cały swiat się bedzie teraz smakowo dostosowywał do możliwości nieużywania soli bo sa jakieś tam zioła. Nie wszyscy zioła lubią, a od dzieci tym bardziej nie da się wymagac, żeby nie psioczyły na nieprzyjemne w konsystencji wiórki. Z tego powodu ja tez nie lubię ziół w potrawach, a i doskonale pamietam wypychany na brzega talerza majeranek w przedszkolnym barszczu ;)
I tu absolutnie zgadzam się Mariscą, człowiek wpada na swoje smaki niezaleznie od tego, czym był żywiony. W przypadku dzieci jest tez kwestia pewnych stereotypów, z którymi nie wiem czy trzeba koniecznie walczyć.