Kolejny dzien, internetu dalej brak. XXI wiek, nowoczesnosc w domu I zagrodzie, a swiatlowod jak nie dzialal, tak nie dziala. Podwyzszone cisnienie juz od rana. No ale moze cos sie zmieni w ciagu dnia.. choc szanse male bo juz 16sta.
Wydeptane prawie 20k krokow. Naprawione okulary, zaliczona fizjotetapia i lekarz. Jest goraco i zgrzalam sie jak mops.
*
Wracam od jutra na czesc etatu do roboty. Teraz jest slonecznie i goraco, wiec ruch przeogromny bo firmy urzadzaja imprezy przed wakacjami, wiec sie nalatam za dwoje.. I ciesze sie i nie. Sa pewne osoby, ktorych nie chce ogladac ale za cos zyc trzeba, a bez internetu w domu czas plynie bardzoo wolno.. doslownie jakby sie cofal. Takze dzis dzien na pranie, bo udalo mi sie znalezc stare ciuchy, ktore magicznie odnalazly sie w pracy, a ktore pasuja wiec nie przytylam az tyle hahaha.
**
Dostalam dzis skierowanie na badanie krwii, bo dalej kluje w boku i chcialam tez na poziom kortyzolu, ale nie wiem czy mi dal. Sie okaze jak pojde robic. Moze ten odwieczny stress to wysoki kortyzol?
Czuje poddenerwowanie powrotem. Masa nowych ludzi - nie znosze poznawac - plus rozkmina jak to bedzie, skoro moj podwladny zostal moim "szefem". Co mnie noe zabije, to mnie wzmocni. Chyba.