Jestem już po operacji i w domku:) kosztowało milion monet, ale migusiem sprawa załatwiona. W szpitalu tylko trzy dni i wypis. Nie wyobrażałam sobie siedzieć dwa lata w domu i czekać na termin z nfz.
Teraz tylko wrócić do sprawności, a to też musi potrwać. Dalej więc siedzenie w domu. Chodzenie o kulach nie wchodzi w grę, bo nie mam na to siły. Ledwo dokuśtykałam do domu od auta pod klatką. Wysiłek nadludzki. Dobrze, że jest podjazd dla wózków, bo pokonanie schodów niewykonalne. Wychodzą nadprogramowe kilogramy, wrr. Nie wiem czy coś schudłam w szpitalu, bo karmili całkiem dobrze, a zważyć się nie mam jak, bo gipsowa szyna na nodze swoje waży.
nie mam fotki jak to teraz wygląda, ale haluksa nie ma:) są trzy szwy. Jeden poniżej dużego palca i dwa obok, bo poza haluksem była korekta płaskostopia poprzecznego.
A co tam u was, chudzinki? :) lecę poczytać.
==================================================================
EDIT. właśnie mi sąsiad pożyczył chodzik. no teraz to będę zasuwać po chałupie:)