Moja gastrofaza trwa w najlepsze, znowu zjadłam za dużo. Ale.. dostałam okres! 😃 Byłam w lekkim szoku, bo nic mnie nie bolało, żadnych typowych symptomów, a tu rano bach! Cieszę się :). Nie przeszkodziło mi to w wybraniu roweru, jako środka transportu do kołchozlandi. Niestety oprócz niecałych 11 km rowerem, nie miałam żadnej innej aktywności. Tylko moja żuchwa pracowała aż nad to. A zjadłam oprócz moich zaplanowanych posiłków, czyli standardowego śniadania, zupy z brokułu, kaszy jaglanej z jabłkiem, kakao i cynamonem, niepotrzebnie 2 dodatkowe jabłka, dużo pestek z dyni, słonecznik, sezam, kilka truskawek i kilka czereśni. Z rozpędu nawet sięgnęłam po kisiel, już grzałam wodę.. ale jak przeczytałam skład na opakowaniu, to mi się odechciało i stwierdziłam, że takiego syfu pakować w siebie nie będę. Głos rozsądku jednak jeszcze zwycięża. Zastanawiam się, czy nie zrezygnować z tych kasz i owoców, bo znowu wróciły mi problemy skórne, mam całe dłonie zesypane pokrzywką, która mnie swędzi niemiłosiernie. Temat do przemyślenia.