Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Ech


Ostatnia sobota była taka cudowna, słoneczko, działeczka, grill. Trochę sobie pofolgowałam, ale szacując kalorie wyszło 1900, więc nie najgorzej, zwłaszcza że był spacer i spaliłam aktywnością z 400 kalorii.

Za to w niedzielę... katastrofa! Nie wiem dlaczego, dopadł mnie taki dół, że było mi wszystko jedno. Zjadłam wstrętnego loda proteinowego i przestałam potem liczyć. Tak, to był kompuls. Obżarłam się tak, że nie mogłam oddychać na siedząco i musiałam się położyć. Na pewno przekroczyłam zero kaloryczne. Sama nie wiem dlaczego. Ani razu mi się to nie zdarzyło odkąd jestem na diecie. Były dni, że jadłam więcej, ale nie wychodziłam poza zero kaloryczne.

Przeraziło mnie to, bo dotąd dieta szła mi naprawdę ładnie. A tu takie coś. I nawet nie czułam przyjemności z jedzenia. Jadłam jakbym chciała się ukarać. Bolał mnie brzuch, ciężko się oddychało. A mimo to jadłam.

W zeszłym roku w taki właśnie sposób odzyskałam stracone wcześniej 10 kg w dwa miesiące. Obżerałam się pod korek codziennie... Ale to było w październiku a teraz jest lipiec.

To jeszcze nie koniec. Wczoraj obudziłam się z zapaleniem ucha. Po południu już mnie bolało przy jedzeniu, więc wzięłam ibuprom i wykopałam z apteczki krople. 

Jeszcze nie przeszło. Biorę leki, jestem rozbita, ucho przytkane i szumi w nim. Ech. Nici z ćwiczeń. Tylko bym leżała. Dietę trzymam, ale jestem zrezygnowana. Po tym kompulsie strasznie nabrałam wody albo tłuszcz odrósł, w każdym razie czuję się gruba. A już miałam uczucie prawie płaskiego brzucha.

Zastanawiam się, czy to nie przez nabiał. Jem codziennie skyr na śniadanie, a wieczorem sałatkę z fetą lub mozarellą. Może nie powinnam go jeść. Ale bardzo lubię nabiał no i syci mnie... to mój zamiennik słodyczy. Ale jeśli przez niego mam to zapalenie ucha i puchnę? Sama już nie wiem. Może jak wyzdrowieję to ograniczę go na jakiś czas i zobaczę, czy opuchlizna zeszła. Dzisiaj jest w sumie trochę mniejsza - więc albo to przez kompulsa, albo nie wiem co.

Mam nadzieję, że się wykuruję do weekendu... Chociaż pogoda akurat taka, że tylko w domu siedzieć. Leje non stop i tak ma być cały tydzień.