20 czerwca 2014, 02:05
Przepraszam z góry za walnięcie takim ciężkim tematem w środku długiego weekendu. Niechaj pozostaną przy nim tylko ci, którzy nie boją się o swój humor.
Zatem zaczynam:
Jestem w związku. Ale nie szastam słowem miłość- chociaż na tyle mam przyzwoitości i odpowiedzialności. To któryś facet już w moim życiu, który jest po prostu moim chłopakiem. Partnerem. Partnerem do spędzania czasu, picia kawy, miłych wyjazdów za miasto, rozmów i seksu. Nie miłością, życiem i sensem, lecz po prostu chłopakiem, partnerem, towarzyszem. Nie jednym na milion, nie strzałem w dziesiątkę, lecz fajnym gościem, który stał się mój dlatego, że akurat wyprzedził innych równie fajnych.
Pewnie przechodziłyście w życiu takie powierzchowne związki. Jaka ich wartość? Cóż, miło się spędza czas, można się dużo nauczyć i nadoświadczać w kwestiach damsko-męskiego rozumienia się, damsko-męskiego savoir-vivru, i ostatecznie wyjść z takiego związku z cennymi doświadczeniami, przez co z każdym kolejnym facetem popełniamy coraz mniej gaf. :) Spoko sprawa. Obustronnie postrzegana jako lekka, przyjemna. To nie to, że z premedytacją wchodzę w związek myśląc, o jego odbębnieniu i zakończeniu. Po prostu wyczuwam lekkość relacji.
No i spoko. Idąc tym tokiem, koło sierpnia zrywam z Adamem, bo mi się znudzi, potem mam Bartłomieja, z którym zerwę coś koło grudnia bo uznam go za zbyt słabego w łóżku, potem Czesława - z nim zerwę w marcu'15 bo mnie będzie wkurzał brak wspólnych tematów, a potem będę miała Dariusza, z którym zerwę (albo on ze mną) koło września'15, bo się okaże, że jednak się sobie nie podobamy. Mam prawo? Mam. Czy moje decyzje o zrywaniu są powszechnie akceptowane? A pewnie! To przecież normalna sprawa.
A teraz, z perspektywy roku 2016 myślę sobie o moich facetach i każdego z nich wspominam jako epizod, pomyłkę, ciekawe doświadczenie. Nie mam wyrzutów sumienia, bo każdy z tych moich byłych poszedł swoją drogą, mają swoje nowe dziewczyny, podobierali się mniej lub bardziej szczęśliwie, jedni wciąż poszukują i skaczą z kwiatka na kwiatek, inni się ustatkowali.
Co by było, gdyby w czasie trwania jednego z moich przelotnych związków Adamowi, Bartłomiejowi, Czesławowi lub Dariuszowi trafił się wypadek???? Chłopak ma uszkodzony rdzeń kręgowy. Zostaje skazany na wózek do końca życia. A mi wypada przy nim pozostać. Z miłości? A skąd! Z przyzwoitości. Z kultury. Ze współczucia.
I o to cały jest ambaras. Po prostu nie potrafię się uwolnić od tej myśli. Nie potrafię nawet przytulać się do faceta, chwytać za rękę, całować, określać naszej relacji mianem "ponadkoleżeńskiej". Bo ciągle się boję, że "WPADNĘ ŻYCIOWO" ze zwykłym miłym chłopakiem. Że pozostanie mi wybierać: uziemić się przy zwykłym miłym chłopaku, tylko dlatego, że jego wypadek przypadł na czas naszego przelotnego związku, albo beztrosko sobie odejść (co i tak bym zrobiła niezależnie od wypadku, z racji powierzchowności relacji!) i zostać przez społeczeństwo odsądzona od czci i chwały i nazwana suką.
To mi nie pozwala w ogóle się rozluźnić. Każdy chłopak jest dla mnie tylko "miły". Miły, ale zwykły, jeden z wielu. Nie potrafię się okłamywać i samej sobie wmawiać, że facet znaczy dla mnie coś więcej niż tylko to, co mnie do niego przyciągnęło. Jest miły i ładny. Tak samo miły i ładny jak tysiące innych facetów. To najlepszy znak i próbnik, że "to nie to". Albo po prostu, że większość związków na świecie jest taka właśnie powierzchowna i płytka....
Do poczytania:
http://mezczyzna-istota-idealna.blog.onet.pl/2011/08/26/czy-zycie-po-wypadku-wroci-kiedykolwiek-do-normalnosci-zwiazek-z-niepelnosprawnym-facetem/
20 czerwca 2014, 09:55
jak dla mnie strasznie wyidealizowalas pojecie milosci wiec nic dziwnego ze nis mozes znalezc tego jedynego.
20 czerwca 2014, 09:59
Po pierwsze, skoro związek to dla ciebie tylko zabawa na jakąś chwilę, to określ się w ten sposób na początku, nie będziesz się czuła zobowiązana, jeżeli coś mu się stanie, bo i tak obydwoje wiedzieliście "że to tylko zabawa".
Nie rozumiem Twojego toku rozumowania, to w takim razie po co z nimi jesteś? Szczerze, ja nigdy nie czułam się w związkach jakoś super, zawsze stwierdzam, że tak czy owak się to skończy - czy naszą śmiercią, czy po prostu kiedyś rozstaniem, ale NIGDY nie jestem z facetem, po to żeby było mi fajnie, tylko dlatego, że chcę z nim być jak najdłużej, mimo tego, że nie jest jakimś "wymarzonym, jeden na milion" itd. to jest myślenie typowych 15-latek. Szczerze, to współczuję facetom, którzy na Ciebie trafiają, bo po prostu marnują swój czas, skoro się jedynie nimi bawisz, bo to jest ZABAWA.
Więc albo zacznij określać na początku jak ich traktujesz i będziesz wobec siebie i ich fair, albo nadal martw się tym "co będzie gdy mu się coś stanie i utknę z kimś do końca" - chociaż najpewniej w takiej sytuacji byś po prostu zwiała. Przynajmniej wtedy nie będziesz czuła się "sztywno" jak będziesz ich całować, przytulać się do nich, etc.
Zawsze jest jakieś wyjście z sytuacji, lepsze czy gorsze dla jednej ze stron. Pozdrawiam ;-)
20 czerwca 2014, 10:23
Nie rozumiem Twojego myślenia, nie wiem jak można wyobrażać sobie że drugiej osobie stanie się coś złego. To już bardziej martwiłabym sie że zajdę w ciąże z tym miłym i będę zmuszona z nim się związać. Z drugiej strony jesteś wolnym człowiekiem i nikt nie nakazuje Ci bycia z kimś kogo nie kochasz. Z resztą podchodzisz do tego jak byś komuś robiła wielką łaskę że z nim jesteś. Zachowujesz się trochę jak rozkapryszona księżniczka. Wyobraź sobie że na świecie są miliony kobiet i ten miły facet na pewno znajdzie sobie taką , która na niego zasługuje. Nie jesteś jego ostatnią deską ratunku :)
20 czerwca 2014, 10:28
Nie rozumiem Cię. Zakładanie, że komuś przytrafi się wypadek i obawa przez tym że ktoś będzie niepełnosprawny nie jest normalna. Po tym co przeczytałam wygląda to jakbyś miała jakąś fobię, nie wiem natrętne myśli ? ( to się leczy;))
Po drugie jeśli nie miałabyś oporu przed tym żeby zostawić osobę np. sparaliżowaną, tylko dlatego że uległa wypadkowi to być może w ogóle nie potrafisz odczuwać empatii. To mi trochę pasuje na obraz osoby która jest psychopatą ( oczywiście nie mam na myśli takiego psychopaty, który znęca się nad zwierzętami i morduje ludzi)
Sądzę, że jeśli tym wszystkim Darkom, Czesławom i Markom powiesz z góry że to nie jest stały związek tylko raczej forma romansu, to jest ok . Twój wybór na życie :)
20 czerwca 2014, 10:32
I o to cały jest ambaras. Po prostu nie potrafię się uwolnić od tej myśli. Nie potrafię nawet przytulać się do faceta, chwytać za rękę, całować, określać naszej relacji mianem "ponadkoleżeńskiej". Bo ciągle się boję, że "WPADNĘ ŻYCIOWO" ze zwykłym miłym chłopakiem. Że pozostanie mi wybierać: uziemić się przy zwykłym miłym chłopaku, tylko dlatego, że jego wypadek przypadł na czas naszego przelotnego związku, albo beztrosko sobie odejść (co i tak bym zrobiła niezależnie od wypadku, z racji powierzchowności relacji!) i zostać przez społeczeństwo odsądzona od czci i chwały i nazwana suką. "
to może po prostu badź z kimś kogo kochasz
20 czerwca 2014, 15:54
zamiast analizowac chlopakow,zastanow sie co Ty wnosisz w te zwiazki,czy jestes wymarzona dziewczyna Czeslawa,Romana czy Wieska,moze jestes zwylka przelotna zapchajdziura;) i gdyby Tobie zdarzyl sie wypadek ktorys z nich wpadlby zyciowo z dziewczyna jakiej nigdy nie chcial:)
Oczywiście, to działa w dwie strony. Zapewne jestem przelotną zapchajdziurą (piszę to bez ironii) bo jak już wspominałam- moje związki są płytkie i oparte na podobaniu: "ładny i fajny" z "ładną i fajną", bez żadnych fajerwerków dodatkowych.
Ja bym na pewno zerwała gdybym miała wypadek. No ale nie mogę tego samego wymagać od drugiej strony. Zasady gry są takie, że od siebie wymagam pełnosprawności tak samo jak od partnera. Gdy ten filar się łamie, to niestety ale LEKKI związek traci prawo bytu. Nie wmawiam mojemu chłopakowi ani nie oszukuję samej siebie, że on jeden na milion, spośród grona innych kandydatów, właśnie on zauroczył mnie wnętrzem, duszą, że czuję braterstwo osobowości... NIE! zwykła płytka relacja.
Strasznie smutne jest to, co piszesz... ja nigdy nie miałam takiego " koleżeńskiego" związku i nigdy nie mogłabym w takim być. I natychmiast zerwałabym z facetem, który myślałby tak o mnie.
To zrozumiałe i rozsądne. Lepszy żaden związek niż płytki. Jednakże takich ludzi jak Ty jest chyba mniej niż tych, którzy wyznają zasadę, że "ale kobieta przez świat nie może iść całkiem sama" więc zaklepuje pierwszego lepszego "fajnego" chłopaka, bo nie można wydziwiać, bo lata lecą, bo coraz mniej wolnych... no i tworzą się związki z desperacji oparte na obniżonych wymaganiach.
Zostaniesz stara panna :)
Już jestem! :) I ani trochę mi to nie przeszkadza. Nie boję się staropanieństwa. :) Boję się, że zostanę zmuszona do zaangażowania z przypadku...
Po pierwsze, skoro związek to dla ciebie tylko zabawa na jakąś chwilę, to określ się w ten sposób na początku, nie będziesz się czuła zobowiązana, jeżeli coś mu się stanie, bo i tak obydwoje wiedzieliście "że to tylko zabawa".
Święte słowa. Chyba wychowanie trochę mi utrudnia pozwolenie sobie na JAWNIE PŁYTKĄ relację. Nie kocham moich chłopaków. Nigdy nie kochałam nikogo. Moje uczucia względem nich to podobanie się rozciągnięte na skali od średniego do ogromnego. "Ogromnie mi się on podoba" to najcieplejsze co mogę powiedzieć o facecie. Nie wykluczam, że mogę mieć jakąś psychiczną dysfunkcję, skoro nie mam zdolności kochania i tak ogromne przed nim opory.
Wyobraź sobie że na świecie są miliony kobiet i ten miły facet na pewno znajdzie sobie taką , która na niego zasługuje. Nie jesteś jego ostatnią deską ratunku :)
Oczywiście. Dla niego byłoby lepiej, gdyby znalazł sobie dziewczynę pewną swych uczuć. Ja też nie mam zbyt wielkiego parcia na utrzymywanie związków, co jest kolejną dziwną cechą. Dziewczyny płaczą po rozstaniach, dostają dołów... ja nigdy nie przechodziłam żadnego rozstania ciężko...
Nie rozumiem Cię. Zakładanie, że komuś przytrafi się wypadek i obawa przez tym że ktoś będzie niepełnosprawny nie jest normalna.
Po drugie jeśli nie miałabyś oporu przed tym żeby zostawić osobę np. sparaliżowaną, tylko dlatego że uległa wypadkowi to być może w ogóle nie potrafisz odczuwać empatii. To mi trochę pasuje na obraz osoby która jest psychopatą ( oczywiście nie mam na myśli takiego psychopaty, który znęca się nad zwierzętami i morduje ludzi)
Określenie "psychopata" brzmi strasznie, ale faktycznie mogę to mieć. Empatia sięgająca zaakceptowania czyjegoś kalectwa nie mieści się w mojej definicji "miłości". Przynajmniej takiej związkowej miłości. Mam nieodparte wrażenie, że absolutnie nie nadaję się do bycia z kimś w związku i dochodzę do wniosku, że tak naprawdę robię to tylko dlatego, że społeczeństwo mnie zainspirowało. Po prostu dziewczyny mają facetów więc i ja poszłam tą drogą, a czuję się nieswojo jakoś, bardzo bardzo niepewnie i nie umiem kochać. Mi się nawet nie wydaje, że "kocham". Otwarcie mówię: NIE, nie kocham. I to jest podejrzane, nie wiem co myśleć.
"tylko dlatego że uległa wypadkowi" - no właśnie w tym sęk. TYLKO? Czy określenie "tylko" pasuje do wypadku?! Nie! AŻ to dobre słowo. Wypadek nie przerwie Miłości ale płytką relację-układ oparty na warunkach, tak. Chyba tego potrzebowałam, żeby sobie uświadomić, że to co robię, nie jest poważne. Nie kocham, nie mam zdolności poświęcenia, nie chcę się angażować i poświęcać, w przypadku oświadczyn- odrzuciłabym. No... naprawdę nie wiem jak to rozwiązać.
Edytowany przez CzarnyTurmalin 20 czerwca 2014, 16:16
20 czerwca 2014, 20:51
szkoda mi tego faceta, z którym jesteś teraz... najwyraźniej jeszcze nie trafiłaś na prawdziwą miłość. rozmawialiśmy o tym niedawno z chłopakiem. choćby jedno z nas wylądowało na wózku, kochamy się... nie zostawilibyśmy siebie
20 czerwca 2014, 22:15
Ja myślę, że nie jestem gorsza od Was, czy mniej moralna, bo dopuszczam myśl, że bym zostawiła faceta po wypadku... Sęk tkwi w tym, co napisałaś: "najwyraźniej jeszcze nie trafiłaś na prawdziwą miłość." -Zdecydowanie nie trafiłam. Oceniam to po moim myśleniu. Myślę, że właśnie m.in po tym rozpoznam tego "właściwego" i "jedynego", że myśl o jego wypadku mnie do niego nie zniechęci jako do zużytego, nadpsutego samczego ciała które można wymienić na lepszy model...
Nie powinnam zawracać facetom głowy. Lata lecą, ale nie jest powiedziane, że muszę znaleźć odpowiedniego faceta od razu, w młodym wieku, albo że.. w ogóle. Też nie wierzę w miłość. :]