Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Niepostrzeżenie w ciągu ostatnich dziesięciu lat z chudzielca (51 kg) przepoczwarzyłam się w kobietę wypukłą, zwłaszcza w okolicach brzucha. Nadal się dziwię, że nie wbijam się w rozmiar 36 ani nawet 38! Chciałabym się nieco spłaszczyć i odzyskać dawną ruchliwość i energię. Aktualizacja: styczeń 2012 już się wbijam w 38! :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 48337
Komentarzy: 404
Założony: 21 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 2 lipca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cyklistka

kobieta, 56 lat, Glo

168 cm, 71.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 60

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 maja 2010 , Skomentuj

 

Biegałam dziś o poranku, brakowało mi tego od kilku dni. Zrobiłam sześć okrążeń boiska biegiem/truchtem i trzy marszem. Kupiłam bułeczki dzieciom na śniadanie, a sobie natkę do ciecierzycy. Mniam, co za ładna nazwa:)

 

Wczoraj nie rzuciłam się na jedzenie wieczorem i o dziwo przeżyłam. Czyli można? Sprawdzę to jeszcze raz i dam znać o efektach;)

 

No i jeszcze jedna dobra wiadomość: wbiłam się w dżinsy, które ostatnio były niewbijalne:)

Hurra!

 

Noszę w sobie ostatnio taką refleksję, którą dziś na fali dobrego nastroju (znów dopadły mnie endorfiny!) się z Wami podzielę. Otóż zauważyłam wśród piszących pamiętniki dwie grupy: pierwsza, będąca w większości (tak mi się przynajmniej zdaje), która uporczywie donosi o swoich porażkach dietetycznych i publicznie wyznaje sobie samej (jeszcze nie spotkałam w tej grupie mężczyzny) niechęć czy wręcz nienawiść. Druga, to młode (nastoletnie) chudzielce (nie chcę powiedzieć anorektyczki), które katują swoje organizmy durnymi dietami (bardzo ubogimi) zamiast uśmiechnąć się do swojego młodego pięknego wizerunku w lustrze, potańczyć, przebiec po parku, czy  raz w tygodniu popływać.

Jak mało osób lubi siebie. Tak po prostu. Nie wierzę w skuteczność odchudzania, kiedy uważa się swoje ciało i siebie samą za wroga. Przerażają mnie te okrzyki: nienawidzę się, jestem beznadziejna, wstydzę się, kolejna porażka! 

 

Gdyby tak spojrzeć na odchudzanie jako proces, cieszyć się drobnymi krokami, doceniać własny wysiłek, choćby najmniejszy. Polubić się, jeśli nie pokochać? To chyba najtrudniejsze, co?

 

 

12 maja 2010 , Skomentuj

Wprawdzie nie biegałam dziś po parku, ale za to miałam milion innych zajęć - cóż, taki los zapracowanej Matki Polki... Już dziś raczej nie pobiegnę, nad czym ubolewam, ale zauważyłam, że najlepiej biega mi się rano. Widocznie coś jest w tym podziale na skowronki i sowy.

Na szczęście dieta dziś bez zarzutu: rano uczciwe śniadanie (ale z tym akurat nie mam problemów, bardzo lubię śniadania), w pracy sałatka z kurczaka, sałaty, papryki, kaparów i sosu vinegret.

W domu kanapka z masłem, parę malutkich kawałków kurczaka (w panierce wprawdzie, ale nie będę głodzić chudych mięsożernych dzieci:).

Jeżeli wieczorem nie ogarnie mnie szaleństwo (czekolada ciągle łypie, podobnie jak naleśniki i nutella), to będę mogła ten dzień zaliczyć do udanych.

 

Na jutro gotuję ciecierzycę. Uwielbiam ją z oliwą, cytryną, natką i mnóstwem chili. To danie bardzo sycące, a chyba nie aż tak tuczące;)?

 

 

11 maja 2010 , Komentarze (2)

Nie zeżarłam! Mowa o czekoladzie. Proszę o brawa:)

Życie to sztuka wyboru. Zwłaszcza życie na diecie. To może w nagrodę pobiegam? :)

11 maja 2010 , Komentarze (3)

 

Czekolada mieszka w mojej szufladzie oraz w mojej głowie... Czytam przepisy na torty czekoladowe przekładane kremem czekoladowym, marzę o czekoladowym musie...

Czekoladowe batoniki, czekoladowe dropsiki, czekoladki...

Nie ma nic lepszego, niż czekolada...

 

 

11 maja 2010 , Komentarze (2)

 

Czy ktoś może to racjonalnie wytłumaczyć? Taka jakaś nabiałowa faza. Oraz rzodkiewki:)

Ciekawe czy to mnie odchudzi? He, he.

11 maja 2010 , Komentarze (1)

Nie ma jak przejażdżka w skraplającej się mgle;) I jeszcze szarpanina z kompresorem na przydrożnej stacji benzynowej... Oraz dojazd do pracy w postaci spoconej myszy (a obiecywałam sobie, że nie będę szarżować ;)

 

Dietetycznie wczoraj spoko - nie żeby jakieś wielkie osiagnięcia, ale nietknięcie czekolady, nierzucenie się na pyszne kluseczki z ulubionym sosem po 22-ej, kiedy to wreszcie dotarłam do domu, to jednak jest sukces, który warto ogłosić całemu światu:) No i nie piłam wina.

 

Wczoraj nie było biegów, bo nie miałam czasu, za to przez dwie godziny bębniłam na djembe. Wydało się wprawdzie, że jestem całkowicie pozbawiona słuchu i poczucia rytmu, ale radość i tak miałam:) No i jednak jakiś wysiłek fizyczny zaliczyłam - zwłaszcza biegnąc na zajęcia z wywieszonym jęzorem. Polecam!

10 maja 2010 , Komentarze (2)

Drogi Pamiętniczku!

Nie pobiegłam, pomaszerowałam jedynie po bułeczki. Zobaczymy, jak potoczy się dietetyczny dzień. Mam dziś sporo zajęć. Po południu lecę na pokaz filmów dokumentalnych. Dziś jeżdżę komunikacją miejską. Zawsze to lepsze niż wożenie się w samochodzie...

Jeżeli nie padnę, to przebiegnę się wieczorem...

9 maja 2010 , Komentarze (1)

Przejechałam się, wycieczka nie była forsowna, zwłaszcza, że dziecku zepsuł się rower, a dokładniej prawie odpadła kierownica. No cóż, nie sprzyjało nam rowerowe szczęście i trzeba było część trasy przespacerować. Zdarza się i tak. Najważniejsze, że w ogóle drgnęłam, dziękuję za wyrazy wsparcia. Jutro od rana jogging i bułeczki dla dzieci. Jako kobieta zadaniowa muszę mieć na końcu drogi jakiś cel:)

9 maja 2010 , Komentarze (2)

 

Dziękuję Porzeczko! Ale reszta Pań jakoś się nie kwapi, a tu człowiek w obliczu niedzielnej porażki dietetycznej chciałby słowo dobre usłyszeć...

Dziecko leniwie ogarnia swój pokój, w nagrodę (i w ramach odstresowania mamusi) jedziemy na rowery. Za pół godziny! Strzeżcie się kalorie! Zostaniecie spalone co do jednej. Na przykład wy z czekolady z orzechami, albo wy tam z wafelka z kajmakiem. A i tamte z puree z masełkiem. No i wczorajsze dobre, bardzo dobre, z pewnością nieszkodliwe z wina... 

Trzeba z honorem pożegnać tydzień. Spłaszczaj się kobieto! Zwłaszcza oddolnie. Góra może zostać;)

9 maja 2010 , Komentarze (1)

Jak ten czas leci... Ten weekend nie jest wzorowy pod względem diety i ruchu. Całą sobotę spędziłam za kierownicą z krótką przerwą na piknik. Wieczorem dobre wino w miłym towarzystwie.

Dziś od rana leń, który namawia do siedzenia przed komputerem zamiast odchudzającego sprzątania... Rower na balkonie jak w areszcie. W lodówce schabowe - ma się te mięsożerne dzieci...

Poproszę o wsparcie i listę powodów dla których warto się ruszyć.