Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Niepostrzeżenie w ciągu ostatnich dziesięciu lat z chudzielca (51 kg) przepoczwarzyłam się w kobietę wypukłą, zwłaszcza w okolicach brzucha. Nadal się dziwię, że nie wbijam się w rozmiar 36 ani nawet 38! Chciałabym się nieco spłaszczyć i odzyskać dawną ruchliwość i energię. Aktualizacja: styczeń 2012 już się wbijam w 38! :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 48328
Komentarzy: 404
Założony: 21 kwietnia 2010
Ostatni wpis: 2 lipca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
Cyklistka

kobieta, 56 lat, Glo

168 cm, 71.40 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: 60

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 maja 2010 , Komentarze (1)

O mojej wczorajszej diecie nie będę pisać, bo nie wystarczy miejsca. Wygrzebywanie się z dwudniowej migreny wsparłam całą masą smakołyków, więc nie mogę się pochwalić dietetyczną siłą woli. Nie mam jednak żadych wyrzutów sumienia, bo przecież nie skałdałam ślubów ascezy/ubóstwa i głodówki.

Mam nadzieję, że w weekend znów trochę sie rozruszam. Czy ten deszcz wreszcie trochę wyschnie? A nawet jeśli nie wyschnie to i tak ruszę biegiem przed siebie.  

6 maja 2010 , Komentarze (1)

No i jak tu biegać? Jak pedałować? Migrena trzyma się nieźle. Nawet aspiryna  nie pomaga... Nutella uśmiecha się złowieszczo i szepcze ze słoika - Zjedz mnie...

5 maja 2010 , Skomentuj

 

Dziś obudziła mnie megamigrena. Rzadko mnie dopada, ale jak już dopadnie to nie ma mowy o bieganiu. Chlupot w głowie uniemożliwia energiczne poruszanie. Nie było więc sportów porannych. Cóż, samo życie...

Podobno jednak front atmosferyczny już się przesuwa. Oby, bo tęsknię za bieganiem:) 

4 maja 2010 , Komentarze (1)

No dobra, przyznam się. Ale jedno piwo wiosny nie czyni. Uważam że i tak się ograniczam, a całkowita abstynencja w moim przypadku nie jest możliwa...

Jutro pojadę rowerem do pracy i przyjemnie odpokutuję:) Słowo!

4 maja 2010 , Komentarze (2)

Koniec lenistwa! Byłam na spacerze, zimno jak w psiarni. Czy to nadal maj?

Kupiłam jogurt naturalny, truskawki i banana. Taką kompozycją najadłam się i mam teraz trochę więcej energii. Oraz poczucie wyższości, bo przeszłam niewzruszona obok półki z chałwą.

No i mam na sobie dziś spodnie, które nie dały się zapiąć w ubiegłym tygodniu. A dziś jakoś się zapięły...

 

4 maja 2010 , Komentarze (5)

Co za dzień. Ledwo się zwlokłam z łóżka. O bieganiu nie było mowy. Może nadrobię po południu na rowerze. Perspektywa siedzenia przy biurku zmęczyła mnie już na starcie;)

Niech żyją długie weekendy!

3 maja 2010 , Komentarze (3)

Jak tak człowiek się wybiega o poranku to nawet mu nie w głowie obżeranie. Obiad zjadłam ze smakiem, ale wstałam od stołu o własnych siłach. Tym razem obyło się bez dźwigu;)

Całkiem fajne to odchudzanie... A ta pani w lustrze ma już bardziej płaski brzuch i ładniejszą postawę. Czyżby te endorfiny naprawdę istniały?

3 maja 2010 , Komentarze (4)

Głupi budzik nie zrozumiał, że nie każdy poniedziałek to dzień pracy i zadzwonił o 6.15. - Nie szkodzi - pomyślałam i wystrojona w dresik poszłam biegać. Po wczorajszym rajdzie mam zakwasy w udach. Jak po dobrym seksie, doprawdy. Dobre i to, z braku narzeczonego na miejscu;) No więc ruszyłam biegiem jak zwykle wokół boiska i stawu. I muszę z dumą przyznać, że mimo zakwasów miałam więcej siły i już częściej biegam niż maszeruję.

Maj pachnie tak bosko, że nie chce się wracać do domu. Dziś na naszym parkowym stawie zauważyłam kaczkę z siedmioma pisklakami. Uroczy widok.  

Na śniadanie zjadłam jogurt naturalny z rzodkiewkami, zgrzytającą grubą solą i pieprzem. Do tego kromkę chleba razowego i kawę. Druga kromka leży i czeka.

Obiad będzie mniej dietetyczny, bo planuję kopytka z pulpetami w sosie, ale to obiad powitalny dla przyjaciela, który wraca z daleka i na pewno tęskni za polską kuchnią. Jeżeli jednak nie przesadzę i zjem jedną porcję bez dokładek, to mojemu spłaszczeniu w talii na pewno nie zaszkodzi.  

2 maja 2010 , Komentarze (3)

 

Dziś w ramach słabego nastroju porannego wsiadłam na rower i, chociaż wcześniej sprawdziłam trasę do Ogrodu Botanicznego w Powsinie, wyruszyłam z ostrożnym zamiarem przejażdżki "dopóki dam radę". No i dałam radę aż do Powsina i z powrotem. Około 30 kilometrów. Plus godzinny spacer po samym ogrodzie! Jestem z siebie dumna i czekam na oklaski, zwłaszcza, że nie skusiłam się na żadne słodkie wzmacniacze, które pachniały ze wszystkich straganów!

Do domu wróciłam ledwo żywa, kochane dziecko wniosło rower na górę, w nagrodę dostało truskawki. Całkiem niezłe jak na maj:)

Poranny smuteczek zniknął już po pierwszym kilometrze. A brzuszek rozkosznie się spłaszcza.

1 maja 2010 , Skomentuj

- dwie kanapki z żółtym serem i pomidorkami koktajlowymi

- jabłko

- banan

- dwa jajka na miękko + dwie kanapki z chleba razowego (jasne że z masłem!)

- makaron z sosem bolońskim

- dwa kieliszki czerwonego wina

- 8 sucharków z powidłami śliwkowymi

- lód na patyku w polewie toffi

- dwie grzanki z szynką, żółtym serem i ketchupem

Czy o czymś zapomniałam? Idę biegać! 

Ps. Gdyby ktoś zechciał w przybliżeniu policzyć kalorie, to byłabym wdzięczna...