Niepostrzeżenie w ciągu ostatnich dziesięciu lat z chudzielca (51 kg) przepoczwarzyłam się w kobietę wypukłą, zwłaszcza w okolicach brzucha. Nadal się dziwię, że nie wbijam się w rozmiar 36 ani nawet 38! Chciałabym się nieco spłaszczyć i odzyskać dawną ruchliwość i energię.
Aktualizacja: styczeń 2012 już się wbijam w 38! :)
...nasza zima zła! Biegać się nie da, łazić się nie chce... A apetyt rośnie.
Na szczęście jest basen i na razie trzymam się postanowienia, że jak nie biegam, to chociaż pływam. Co wieczór walczę z apetytem, ograniczam porcje, bo przecież nie spalę w parku o poranku, unikam wina, bo wino ma kalorie a jeszcze przyciąga inne... Koleżanki patrzą na mnie podejrzliwie, bo bez przesady, lampka wina... Ja jednak wiem, że nasze wesołe kolacje nigdy nie kończą się jedną lampką, a ja bardzo lubię moją nową figurę. Jutro kolejna okazja, dżinsowa miniówa w rozmiarze 38 leży przepięknie:) I kto miał rację?
Ten ostatni kilogram z hakiem najtrudniej zrzucić... Minęło tyle czasu od moich cudownych wakacji, utrzymuję dietę, względną dyscyplinę sportową, biegam albo łażę, stronię od alkoholu i czuję się świetnie mimo różnych życiowych zawirowań. Mam nadzieję, że zima nie zostawi na moim ciele niepotrzebnych kilogramów. Słuchałam niedawno rozmowy z dietetyczką, która obaliła teorię na temat rzekomego większego zapotrzebowania kalorycznego zimą. Bo chociaż potrzebujemy trochę kalorii, żeby się ogrzać, to jednak ruszamy się znacznie mniej, więc szukanie wymówek dla łakomstwa nie ma sensu. No chyba, że chcemy się wiosną obudzić z nadbagażem.
Ważne jest jedzenie potraw, które rozgrzewają, ale wcale nie są bardziej tłuste, a unikanie chłodzących. Nabiał i cytrusy na przykład chłodzą i ja ich instynktownie unikam zimą. Wracam natomiast do kasz i strączkowych. Piekę mięsa, odzwyczajam rodzinę od wędlin. Idzie mi całkiem nieźle.
Człowiek usłyszał parę słów prawdy i zaraz wziął się w garść!
Melduję, że prowadzę się grzecznie, jem warzywa, zagryzam czasem kromką ziarnistego chleba, nie przyjmuję słodyczy. Biegam lub łażę na długie spacery. Mam nadzieję zobaczyć wkrótce te równiutkie sześć dyszek.
...po przerwie, ostatni tydzień jakiś taki się zdarzył imprezowy... Wiem, że przesadziłam, więc nawet nie wchodzę na wagę. Nie ma sensu się frustrować. Wejdę za tydzień, jak trochę odpokutuję.
Nie chce mi się mierzyć, ale ubrania pokazują, że spadła nie tylko waga, ale i obwody. Paraduję w dżinsach, które wciągałam kiedyś do połowy uda, całe szczęście, że się ich nie pozbyłam.
Mam teraz dylemat, co zrobić z ubraniami zbyt luźnymi. Zostawić jako przestrogę? Czy wyrzucić i nigdy nie wracać? Chyba trochę za wcześnie na euforię. Zima przed nami, a jak zima, to różne pocieszacze kulinarne i milion pretekstów, by zostać w domu o poranku zamiast biegać. Trzeba będzie wrócić do pływania i sauny.
...stęsknione przyjaciółki nie ułatwiają życia:) okazje do biesiadowania pojawiają się codziennie. Utrzymać reżim jest więc o wiele trudniej, niż w mojej samotni. Mimo to staram się, a zwłaszcza nie odpuszczam ćwiczeń. Nie biorę też dokładek.Oraz się nie ważę. Weszłam na wagę raz, następny raz za 2 tygodnie.
...z wakacji weszłam na wagę. I zobaczyłam bardzo przyjemne 63 z malutkim haczykiem. Gdyby ostatni tydzień urlopu był równie grzeczny, jak pierwsze, to na pewno zobaczyłabym mniej, ale naprawdę nie mogę narzekać. Straciłam cztery piękne kilogramy, jak sobie wyobrażę 20 kostek masła, których ze sobą nie noszę, to od razu mi lepiej!
Mam nadzieję, że codzienne stresy nie będą teraz pretekstem do podjadania a tym bardziej objadania. Postaram się trzymać dietę i nie wpadać w panikę. Kolejne trzy kilogramy pewnie będą schodzić wolniej, ale może się uda?