Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Dziewczyna, która była tu wcześniej dla utraty wagi, która metodą prób i błędów znalazła swój sposób na stratę 15 kg. Mimo idealnej wagi nie czuła się idealnie, dalej pracowała nad swoim wiecznym kompleksem - brzuchem. Ale niestety z okropnym typem budowy nie wygrasz... Jest tutaj od ponad 3 lat, od pierwszego dnia na Vitalii zmieniło się u niej niemal wszystko a mimo to dalej można obserwować jej losy. Studiuje, spodziewa się upragnionego dziecka, wije swoje pierwsze w życiu 'dorosłe' gniazdko, zakłada rodzinę i... dalej jest częścią Vitalii, częścią społeczności, która jest wyjątkowa. Dziękuję tym, którzy ze mną są mimo tego, że na pierwszy rzut oka nie wiadomo co taka osoba jak ja tutaj szuka, ale wiem, że jeszcze nie raz będziecie mi potrzebne i wiem, że ja też czasami mogę pomóc, doradzić, a mój pamiętnik może być dla kogoś wzorem do walki z kilogramami. JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 504793
Komentarzy: 7681
Założony: 22 stycznia 2011
Ostatni wpis: 6 marca 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rynkaa

kobieta, 32 lat, Gdańsk

160 cm, 54.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: ♥ BRZUCH JAK Z MOTYWACJI ♥

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 listopada 2013 , Komentarze (11)

Witam !

Po raz kolejny pisze z telefonu..
Brak internetu, cierpie z tego powodu ale mam nadzieje, ze w koncu ten problem zostanie rozwiazany.
Milion umow zawarlismy i rozwiazalismy a internetu jak nie bylo tqk ni ma!
Chcialabym wiele z Was poczytac, cos pod wpisami napisac a niestety czuje sie w tej kwestii ograniczona...

Jeejku co to byl za weekend!
Tak burzliwego juz dawno nie bylo, a wszystko za sprawa moich glupich humorkow...
Zrobilam taka awanture o glupote mojemu D., polecialy z moich ust takie slowa, ze cala noc spedzilam na mysleniu 'jak tak moglam!?'.
Powoli wraca wszystko do normy, nawet pierwszy sie odezwal i zapytal czy doszlam juz do wniosku, ze to wszystko wczoraj bylo nam niepotrzebne.
Zaraz wroci z pracy i pogadamy na spokojnie bez mojego szalu.

Kilka osob pytalo mnie dlaczego bedac w 15tc ja jeszcze chodze do szkoly, ba nawet cwicze na wychowaniu fizycznym!
Ja wiem, ze ciaza w dzisiejszych czasach to choroba, ze w tym stanie sie tylko lezy i wsysa w siebie jedzenie jak dobra lodowka.
A ja wlasnie chce tego uniknac, zeby pozniej nie plakac gdy przytyje 30kg...
Dopoki mam narzucany plan dnia, gdzies musze isc, cos zrobic, po cos jechac, a w miedzyczasie umieszam w planie dnia jakos czas na posilki, na ich przygotowanie, jeszcze w napietym grafiku znajduje czas na sprzatanie, pranie prasowanie to jest ok.
A jak moje zycie podczas ciazy zacznie sie obracac wokol kanapy i lodowki to mi sie nie bedzie chcialo wyjsc nawet do osiedlowego sklepu po bulki.
Ruszam sie i sadze, ze to dzieki temu przytylam dopiero okolo 1,5 kg mimo apetytu jak stad do Antananarywy.
Musze zadbac o swoj stan juz teraz, zeby pozniej nie plakac latami, ze to przez ciaze mam tak brzydkie cialo.

Zaczynam intensywne zycie studenta.
Kolokwia, rozne wejsciowki i testy zaczynaja mnie dotykac ze zdwojona sila.
Uciekam nastawic pranie i siasc do ksiazek.
Baaaj! ;*

21 listopada 2013 , Komentarze (28)

Czeeesc ! :)

Jejku 7 rano, na zajecia mam o 13 a wstalam jak zawsze..
Wyspana jak jeszcze nigdy a godzinie 11 bede tak spiaca, ze nie bede wiedziala jak sie nazywam.

Tak w ogole to pisze z telefonu.
Dalej brak mojego ukochanego internetu, same problemy z jego zalatwieniem...
A ja czuje potrzebe napisania do Was, podzielenia sie czyms!

Otoz..
.. przezywam od wczoraj wiesc, ze urodze CHLOPCA ! :)
Lekarz wczoraj na USG zasmial sie z tekstem 'oj chyba tu siusiaka widze'.
Wiadomo, ze to sa przypuszczenia, bo w 14tc niewiele mozna na ten temat powiedziec ale podobno chlopca szybciej mozna rozpoznac niz dziewczynke.
Chociaz troche poczytalam o tym, ze wiekszosci osob, ktore 'poznaly' plec dziecka poprzez USG miedzy 12-15tc czesto sie to sprawdzalo, szczegolnie jesli chodzi o chlopca.
Ktos ma w tej kwestii jakies doswiadczenie?
Jak to u Was bylo? :)

Sczerze mowiac, ucieszyla mnie ta wiadomosc i mam nadzieje, ze tak bedzie :)
Takie mialam przeczucia i wszystko zaczyna wskazywac, ze byly dobre.
Aczkolwiek dziewczynka cieszylaby mnie rownie bardzo.
Chociaz zawsze chcialam zeby pierwszy byl chlopiec a druga dziewczynka :)
Ta wiadomosc bardzo ucieszyla D. I wiem, ze bardzo ucieszy przyszlego dziadka, ktory cieszy sie chyba bardziej niz my a teraz jego szczescie bedzie podwojne :)

Dobra koniec gadania o glupotach!
Czas sie podniesc, zjesc sniadanie, sprzatnac, ugotowac cos i uciekac na zajecia..

Milego dnia Chudzinki ! :)


13 listopada 2013 , Komentarze (23)



Jeeej, zaginęłam w akcji :D
Biegam na zajęcia, a w między czasie ciągle śpię...
Cierpię na brak snu mimo jego wieeelkiej dawki :)
Stąd moje zaniedbania.
+ niestety dalej nie dorobiłam się internetu więc korzystam z niego gdy przyjeżdzam do rodziców, a gdy u nich jestem to też szkoda mi czasu na ciągle siedzenie przed komputerem...
Ale w telefonie cały czas Was czytam, oglądam przeglądam - takie małe uzależnienie :)

Jak już wspomniałam jestem właśnie w domu.
Zrobiłam trzy duże miski faworków - mniam ! :)
Będę jadła je dwa dni :D
A po ciąży odchudzała 2 lata :)

Wczoraj zaczął mi się drugi trymestr :D
Mam nadzieję, że będzie spokojniejszy od pierwszego.
Mam już 2,5 kg na plusie ale straciłam apetyt więc mam nadzieję, że nie zapędzę się do przytycia 20stu kg.
Bardzo mnie cieszy obrzydzenie do słodyczy :D
Są dobre rokowania!
Podobno brak chęci na słodkie znaczy, że będzie chłopiec...
Nie wierze w przesądy ale od początku ciąży mam przeczucia, że to będzie ON.
Zobaczymy :D
Prawda jest taka, że nie robi mi różnicy czy to chłopiec czy dziewczynka.
Często pytają się mnie co wolę, a ja zawsze odpowiadam, że to mi bez różnicy, bo taka jest prawda.
A D. wciąż powtarza, że będzie chłopiec :)
Co będzie to będzie !

Zmykam się pakować i wracam do Gdańska :D
Jeszcze muszę zajechać gdzieś zrobić zakupy spożywcze, a po godzinie 16 już nie mam na nic siły więc nie będzie to miłe...
Postaram się odezwać do Was w ten weekend ale nie obiecuję, bo mam do w sobotę i niedzielę więc wątpię, że zdążę wyskoczyć do rodziców.
Zobaczymy.
Na chwilę obecną przesyłam Wam stos buziaków ;*
Odezwę się niebawem ! 


2 listopada 2013 , Komentarze (39)


Święta, święta i po świętach...
Nie wiem dlaczego tak bardzo uwielbiam ten dzień.
Czasami nawet zastanawiam się czy nie jest bardziej nastrojowy niż tracące swój urok Boże Narodzenie.
Dla mnie to jest niezwykły czas aby spojrzeć się za siebie ale też pomyśleć o przyszłości, uświadomić sobie o wartości wielu rzeczy.
Piękny dzień, niezwykle ważny dla naszej psychiki.
Od kiedy pamiętam zawsze spędzam połowę tego dnia na rodzinnym cmentarzu.
A drugą połowę dnia na jeżdżeniu po okolicy w celu zapalenia znicza osobom może nie do końca bliskim ale tym o których pamiętamy.
Nie wiem czy tylko ja tak to wszystko odczuwam, czy tylko ja tak do tego podchodzę.
Uwielbiam w tym dniu cmentarz nocą, nigdy nie udaje mi się przejść główną aleją bez uronienia kilku łez.

I tak też było, od 9:30 do 15 spacerowałam się po 'moim' cmentarzu, później szybki obiad i ruszyliśmy w rodzinne strony D. :)
Byliśmy u jego babci gdzie zjechała się masa rodziny :D
Znajdowaliśmy się w centrum zainteresowania, bo każdy pytał się o Fasolkę, o nasze plany :)
Wieczorem wracając do domu jeszcze zajechaliśmy na 'mój' cmentarz, a później do domu :D
Zmarzłam jak nigdy więc gdy tylko się ogrzałam tak mi się spać zachciało, że cudem kontaktowałam...

Moja ciąża + choroba (podczas której spałam w ciągu doby po 18 godzin) + zmiana czasu sprawiły, że nie mogę spać.
Znaczy mogę, mogę.
Ale zasypiam na stojąco już o 20, cudem przeciągnę czas do 22.
I wstaję o 4 ewentualnie 5 mega wyspana...
A o godzinie 11 już najchętniej poszłabym spać.
Ostatnio obudziłam się o 3:15, wyspana jak nigdy, patrzę, że za oknem ciemno ale myślę sobie, że to pewnie gdzieś około 6 więc już nie będę na siłę próbowała spać.
Tak się rozbudziłam, że już nie było zmiłuj gdy jednak dowiedziałam się, że to po 3 dopiero.
Dziś tradycyjnie zamiast wstać o 10 to wstałam o 5.
Zaliczyłam rano zakupy - głównie spożywcze.
Coś tam z ciuchów też wpadło ale szkoda mi kasy na ubrania, bo wiem, że z tygodnia na tydzień będę coraz grubsza.

Ogólnie moja siostra ma termin porodu 5 dni po mnie, a partnera bratowa 12 dni przede mną :D
Obie rzygają dalej niż widzą, a mi się to zdarza sporadycznie a co to znaczy?
One schudły a ja jestem już 2 kg na plusie...

Masa dzieci urodziła się wśród rodziny i znajomych w tym roku i jeszcze sporo jest w drodze...
Wszyscy śmieją się, że będziemy się ubrankami wymieniać ale my już sobie obiecaliśmy, że nic od nikogo nie bierzemy, bo później będą wypominać kilka lat albo nawet będą źli, że wróciło coś do nich w gorszym stanie.
Poza tym będę miała dużo radości kupując wszystko sama :D
Znaczy oboje będziemy kupować, mój D. jest antyfanem zakupów ale powtarza cały czas, że na takie będzie chodził z wielką przyjemnością :)

A i jeszcze wspomnę o jednym:
mojemu kuzynowi urodziła się 25 października córeczka (2,8kg 48cm) - taka mała słodka kruszynka :)
Aż mnie z zazdrości skręcało ale wiem, że moje już rośnie więc to tylko kwestia czasu :D

Jejku, jak to wszystko się dobrze układa! :D


p.s. Kochane robiłyście sobie zdjęcia brzucha w ciąży?
w jakich odstępach czasu?

A oto i mój brzuch, już coś tam widać (bo w pozycji leżącej zawsze należał do wklęsłych z wystającymi biodrami)! :)


28 października 2013 , Komentarze (27)

Heej Kochane !

Myślałam, że już nie znajdę chwili aby do Was napisać ale udało się! :D

Czeka na mnie kilkadziesiąt zaproszeń do znajomych i wiadomości ale nawet nie mam kiedy tym się zająć...
A gdy już znajdę na to czas to nie działa mi mój cudowny internet.
Teraz od listopada będziemy mieli swój internet w nowym mieszkaniu więc mam nadzieję, że nie będę na niego narzekać.
Na chwilę obecną aby posiedzieć przed komputerem przyjeżdżam do rodziców.
Ale mój D. jest w delegacji więc przyjeżdżam tu w każdej wolnej chwili, bo nie lubię siedzieć sama w mieszkaniu.

Dobra powróćmy teraz na ziemię.
                   Co do tego, że każdy powtarzał, że nie muszę się nikomu tłumaczyć z mojej ciąży to zrobiłam to dlatego, że lubię jasne sytuacje zamiast bazowanie na domysłach i głupich stwierdzeniach.
Nawet jeśli moje gadanie było jak rzucanie grochem o ścianę to i tak czuję się lepiej z tym, że wyjaśniłam kwestie, które budziły kontrowersje.
Poza tym wiele osób napisało mi, że teraz mnie rozumie więc to też zrobiłam po to aby osoby, które mnie zaatakowały zmieniły zdanie (nawet dostałam kilka wiadomości z przeprosinami :)).
A te które tego zdania nie zmieniły zupełnie mnie nie interesują :D

Słowa o tym, że jestem panią z dobrego domu, z luksusów itp też były nie na miejscu, bo wychowałam się w biedzie.
Nie będę tłumaczyła mojej sytuacji finansowej ale nie jestem jakąś rozpieszczoną gówniarą.


Każdy mi mówi, że jak na swój wiek jestem wyjątkowo dojrzała.
Ostatnio rozmawiałam z kobietą ze 30 lat starszą ode mnie o mojej sytuacji (w sensie, że ciąża i te sprawy) i cały czas powtarzała 'nie wierzę, że kobieta w Twoim wieku może mówić tak mądrze, tak dojrzale'...
                              Spotkałam się z opinią, że w moim wieku to czas, żeby się wyszaleć, jeździć po świecie, podbijać klubowe parkiety w dobrze zakrapianym stanie.
Ale to nie dla mnie.
Kiedyś chodziłam na 2-3 imprezy w tygodniu, a teraz?
Przez ostatni rok byłam na dwóch.
Alkoholu nie piję, papierosy i inne okropieństwa są nie dla mnie.
Żyję trochę innymi priorytetami, mam inne marzenia niż dziewczyny w moim wieku.

Niedługo skończę 22 lata (za dwa i pół miesiąca).
I jak słyszę opinie, że za młoda jestem na dziecko to aż mnie śmiech ogarnia.
Do dziecka trzeba dojrzeć, dorosnąć - każdego spotyka to w innym wieku.
                             Ja już osiągnęłam taki stopień stabilizacji w życiu, że wiem, że te maleństwo w niczym mi nie przeszkodzi, nie pozbawi mnie niczego.
Fakt, studiuję i studiować zamierzam dalej.
Ale studenckie życie jest mi zupełnie obce.
Bardziej ciągnie mnie do stworzenia własnego modelu rodziny i spełniania się w nim.


Dobra wystarczy gadania o głupotach :D
Moje obecne 4 cm Szczęścia robi bardzo dużo zamieszania na Vitalii :D
Ale nie tylko tutaj :)

Nigdy nie pomyślałabym, że tak wiele zmienia się w momencie zajścia w ciążę.
Najprostsze czynności zamieniają się w udrękę.
Tak jak kiedyś mogłabym żyć w samochodzie tak teraz gdy tylko on rusza to czuję się okropnie.
Muzyki głośnej nie cierpię, w ogóle przeszkadza mi hałas, nawet telewizor, który i tak jest cicho.
A perfumy? Nawet o nich nie wspomnę.
No i moje kochane zachciewajki :D

Tyłek rośnie (a raczej brzuch), ale jestem tylko 1,7 kg na plusie :)

Jutro czeka mnie wizyta u lekarza :)
Pochwalę się co nowego u mojej Fasolki :D
A teraz uciekamy spać, dobranoc :)


P.s. nie mogę się już doczekać gdy po ciąży będę walczyć o powrót do dawnej sylwetki, gdy będę tutaj razem z Wami działać :)


21 października 2013 , Komentarze (287)

Patologia?
Żal Wam jest mnie?
Jak możecie tak mówić nie znając mojej sytuacji?
Wiem, wolicie pocieszać 18stki, które płaczą, że wpadły i myślą o aborcji, bo nie nawidzą dzieci i nie chcą ich mieć, a Wy im mówicie 'przecież jesteś dorosła, pełnoletnia, Kochana spokojnie poradzisz sobie, nie ró tego, bo będziesz żałować, wychowasz, dasz radę'.

3 lata temu przeżyłam brutalny gwałt.
Nie będę tu się rozpisywać, bo nie chcę do tego wracać, poza tym w niczym to nie pomoże teraz.
Po nim poszłam do lekarza, miałam zmiażdżony układ rozrodczy.
Lekarz powiedział: niestety na 99% dzieci Pani mieć nie będzie.
Mimo wszystko ustaliliśmy, że chcę faszerować się hormonami żeby za 5-10 lat mieć chociaż kilkuprocentową szansę na dziecko.
Przeszłam dwie operacje, dające mi nadzieję.
Brałam te hormony, a lekarz mi mówił: proszę próbować, bo z wiekiem będzie coraz trudniej zajść Pani w ciążę, młody organizm sobie lepiej radzi w takich przypadkach.
Ale też mówił: Pani dziecko jest w dużo większym stopniu narażone na choroby wrodzone niż inne dzieci, czy mimo wszystko jest Pani tego pewna? 
Ale ja byłam zdeterminowana.
Od zawsze kochałam dzieci (nie tylko tak, jak mijałam na ulicy, bo mam dwójkę dużo młodszego rodzeństwa (12 i 14 lata młodsze) więc wiem jak wygląda zajmowanie się małym dzieckiem na co dzień).
Postanowiliśmy z partnerem, że nie będziemy się na nic nastawiać.
Po prostu nie zabezpieczaliśmy się i żyliśmy na zasadzie 'będzie co ma być'.
Pojawiła się pierwsza ciąża.
W 6 tygodniu poroniłam, dziecko we mnie nie rozwijało się...
Depresja taka, że ciężko opisać, bo najpierw spełnia się największe marzenie a za chwilę ta szansa, która narodziła w nas wiele nadziei, znika.
Nie poddaliśmy.
Jestem drugi raz w ciąży.
Mam duże szanse donosić ją :)
I cieszymy się jak nigdy :)

A osobom, którym coś się nie podoba powiem tyle:
Sytuacja mentalna?
skąd wiesz czy jestem dojrzała czy też nie?
niedojrzałe to są kobiety, które się nie zabezpieczają a później płaczą, że wpadły.
Jeśli ja podjęłam taką decyzję, każdy ją poparł i wytrwale dążyłam do tego to znaczy, że jestem nieodpowiedzialna?
No chyba nie.
Nie ważne w jakim wieku, ważne czy się tego pragnie, czy ma się warunki do wychowania dziecka.
U nas wszystko jest :)
Sytuacja mieszkaniowa?
Mieszkamy razem, dogadujemy się jak nigdy.
A wieść o ciąży uskrzydliła nasze życie i dodała radości każdemu dniu.
To, że się bałam z nim zamieszkać, skoczyć na głęboką wodę według psychologa wynikało z tego, że po prostu ktoś mnie kiedyś skrzywdził (mam na myśli gwałt) i ja zanim zrobię krok to muszę sprawdzić grunt - taki sposób ochrony przed skrzywdzeniem.
Ale na Vitalii od razu wszystko jest jasne ' zostaw tego faceta, bo nie kochasz go'. Na wszystkie problemy w związku znajdziesz na Vitalii tylko jedną radę.
Ale mieszkamy razem i jest cudownie!
Sytuacja finansowa?
Skąd Wam przyszło do głowy, że rodzice będą mnie i dziecko utrzymywać?
Mój partner zarabia miesięcznie 5-8 tys zł.
Ja mam kilkadziesiąt tysięcy oszczędności (rodzice mają dużą firmę, od dnia moich narodzin odkładali mi pieniądze na konto, ja również każdy zarobiony grosz tam wrzucałam).
Jak mamy sobie rady nie dać?
Rodzice naoglądali się mojego cierpienia z powodu tego, że nie będę mieć dzieci. 
A teraz są zachwyceni faktem, że zostaną dziadkami, nie mogą się doczekać.
W sumie zarówno jedni dziadkowie jak i drudzy już między sobą ustalają kto kupi wózek, z kto łóżeczko itp.
Nie wyobrażają sobie nie pomagać nam finansowo mimo tego, że my tego nie potrzebujemy, nie chcemy. 
Ale powtarzają: to będziecie odkładać na konto, żeby kiedyś w przyszłości nasza wnuczka bądź nasz wnuk miał dobry start w dorosłość.
Dla nich jest to większe szczęście.

A komentarze: '21 lat i dziecko? zgłupiałaś?' brzmią mega śmiesznie.
21 lat to za mało, żeby zapewnić dziecku wszystko czego potrzebuje do poczucia szczęścia i prawidłowego rozwoju?
Kobiety, które tak twierdzą lepiej, żeby nigdy nie miały dzieci.
No ale co ja mogę wiedzieć o życiu, jak ktoś napisał - przecież sama jeszcze jestem dzieckiem :)

Moja patologia, bieda, nieodpowiedzialność i cały żal świata, który skupia się na mojej marnej sytuacji pozdrawia wszystkie miłe Panie :)
Życzę Wam wszystkiego oprócz dzieci! :)

20 października 2013 , Komentarze (146)


Zdarzył się cud !
Po prawie trzech latach leczenia udało się :)
Ja też wpisałam się w grono kobiet  należących do obecnego Baby Boom :)
A miałam nigdy nie mieć dzieci, miało nigdy nie spełnić się moje największe marzenie, miałam całe życie patrzeć z zazdrością na inne matki, a teraz?
Teraz każdej mówię, że ma śliczne maleństwo i że ja niedługo też będę pękać z dumy patrząc na moją kruszynkę :)


JESTEM W CIĄŻY !!! :)
(nadal ciężko mi w to uwierzyć :))





Edit:
Zapraszam (szczególnie tych, którzy nie mogą pojąć mojej sytuacji i decyzji) do nowego wpisu na kilka słów wyjaśnień.

16 września 2013 , Komentarze (12)


Hej Kochane !

Jestem, jestem, jestem!

Wielka sterta zawirowań w moim życiu.
Stąd też te okropne zaniedbanie.

Dodatkowo psuje mi się komputer, nie chcą mi się otwierać przeglądarki, jedynie Opera jakoś funkcjonuje.
A u mnie w tej dziwnej Operze jest tak, że niestety cały czas wylogowuje mnie z Vitalii...

Jeśli chodzi o to co u mnie - ZMIANY! :)

Z D. wywalczyliśmy kompromis w kwestii mieszkania razem, chociaż wiem, że nie raz jeszcze mi ten błąd w nerwach wypomni...
Ale cieszy mnie taki rozwój sytuacji :)
Dzięki temu dużo lepiej się ze sobą dogadujemy.

Druga kwestia to taka, że moja walka z niepłodnością mnie wykańcza.
Mam doła jakich mało.
Jestem nie do życia co każdy zauważa.
No i tu pojawia się problem, bo im więcej osób to widzi i mnie pociesza itp tym ja więcej o tym myślę, bardziej mnie ta kwestia drażni.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak w tym całym obecnym ''baby boom'' źle się czuję.
Wszystkie kobiety wokół mnie rodzą, w gronie mojej rodziny i znajomych we wrześniu urodziło się już czworo dzieci i jeszcze trzy czekają w tym miesiącu na rozwiązanie.
A nie wspomnę ile znanych mi kobiet ma rozwiązanie do końca grudnia...
Uwielbiałam dzieci od zawsze, nie mogłam się nigdy doczekać momentu kiedy będę miała własne.
A tu co? Po prostu jakiś ostatni zboczeniec postanowił pozbawić mnie wizji spełnienia tych marzeń...
I tak oto stałam się bezpłodną kobietą z jednym wielkim pragnieniem nie do zrealizowania.
Dobrze, że chociaż mam duże wsparcie ze strony mojej drugiej połówki, bo już dawno skrzywdziłabym samą siebie.

Kolejny powód zaniedbania jest taki, że pracuję, odpoczywam psychicznie przed październikowym zaczęciem budownictwa.
Muszę się na tą okazję 'obkupić' tak więc dużo biegam po sklepach, kupiłam już masę ubrań, które w wolnej chwili tu zaprezentuję.
Dodatkowo pomagam przy wykończeniu mieszkania mojej siostrze, która jest już w 6 miesiącu ciąży.
Dlatego pojawia się u mnie całkowity brak czasu.

Aktywność fizyczna?
Dieta?
Nie wiem co to jest...
Ale muszę tej kwestii się przyjrzeć.
No chyba że 3 godzinne zbieranie grzybów zaliczamy do aktywności to zdarza mi się w taki sposób ruszać 3-4 razy w tygodniu :)

Od kilku osób usłyszałam, że szczupła dalej jestem ale jakoś mi się przytyło.
Widzę to po moim brzuchu, że nie jest z nim najlepiej.
Daleko mu do tego jaki wcześniej był...
Ale nic straconego! :)
Z D. myślimy poważnie o siłowni od października ewentualnie listopada, bo będę potrzebowała czasu, żeby przyzwyczaić się do studiowania i pracowania :)
Trzeba będzie nauczyć się odpowiedniego gospodarowania czasem a wtedy znajdzie się czas na siłownię i ćwiczenia w domu.

Odezwę się niebawem, bo dziś tak tylko wszystko (a nawet i jeszcze nie wszystko) przedstawiłam 'po łepkach' :)

Całuję, Wasza Marta ;*



p.s. oto moje nowe spodnie :) taki przedsmak zakupowych zdjęć :)




a tu jeszcze kilka motywacji, 
bo przecież motywacji nigdy za wiele :)




31 sierpnia 2013 , Komentarze (12)

             
                Dziękuję, dziękuję, dziękuję!


Dziękuję za te wszystkie komentarze, szczególne te które szczerze nie zostawiały na mnie suchej nitki...
To prawda, źle postąpiłam obiecując mu takie rzeczy, jestem tego świadoma.
Marzyło mi się zamieszkanie z drugą połówką chociaż wiedziałam, że będzie cieżko po 21 latach opuścić mój rodzinny dom.
Jestem bardzo sentymentalną osobą (jest to uciążliwe w życiu), z drugiej strony to jest wygoda (tak jak to wiele z Was pisało) i fakt, że ja lubię obecne życie, nie potrzebuję zmian.
Im bliżej było tej jesieni tym gorzej się z tym czułam, przerosło mnie to gdy nadeszła chwila gdy znalazł mieszkanie i byłam z nim je obejrzeć.
Przepłakałam po tym całą noc.

Fakt, widać w naszym podejściu do wspólnego mieszkania różnicę wieku (5 lat).
Ale wcześniej zawsze gdy pytano nas czy taka różnica wieku jest według nas plusem czy minusem to odpowiadaliśmy, że plusem.
Na prawdę nie widzieliśmy w tym wad, aż do teraz...

Ugadywaliśmy się, że jak będziemy mieszkać razem to ja będę żyła za pieniądze rodziców, a on za własne zarobione.
Chociaż on jest z tych facetów, którzy nie pozwalają kobiecie za siebie płacić i długo walczyłam o to, żeby zgodził się na to, żebym była na rodziców utrzymaniu (wcześniej upierał się, że gdy rodzice będą dawać mi pieniądze to będę odkładała je na konto a żyć będziemy za jego pensję).
Teraz gdy rodzice sądzą, że nie potrzebna mi jest przeprowadzka (czyli pewnie gdybym się wyprowadziła to nie dostawałabym z tej okazji od nich pieniędzy na opłacenie stancji i jedzenie) D. uważa, że to nie jest problemem, bo zarabia wystarczająco by utrzymać nas oboje.
Ale ja nie chcę być na jego utrzymaniu!
Nie wyobrażam sobie być zależna od kogoś i rozliczać się z każdego wydanego grosza.

Może nie dorosłam do tego, może to nie jest ten facet.
Już nic nie wiem.
A nie, wiem jedno.
Nie chcę przekreślić tego wszystkiego!


            I wiem jeszcze jedno, wszystkie Wasze szczere opinie na ten temat wezmę sobie do serca, dziękuję

p.s. w najbliższym czasie poinformuję jak sprawa się rozwija :)


30 sierpnia 2013 , Komentarze (82)


Tak jak od kilku dni tłumaczę,
toczę wojnę z moim Ukochanym.
Już odchodzę od zmysłów jak z nim rozmawiać.
Wiem, że to ja zawaliłam...
Doradzcie coś.


Sprawa wygląda tak:

On nie chce już mieszkać z rodzicami, ja nie bardzo wyobrażam sobie wyprowadzkę i wspólne zamieszkanie.
A to jest jego marzeniem od dawna.
Obiecałam mu ją już kiedyś. Mówilismy, że 1 października wyprowadzamy się z rodzinnych domów. Czekał na ten październik już ponad półtorej roku (jesteśmy razem 3 lata).
W dużej mierze mówiłam tak dla świętego spokoju, bo ja zawsze wychodziłam z założenia, że przed ślubem chyba nie będę chciała mieszkać z facetem (ewentualnie po zaręczynach gdy zaczniemy już ten ślub planować).
Ale on ma za sobą już dwa poważne związki i każdy z nich wyglądał tak, że po kilku tygodniach mieszkał z drugą połówką.
On nie jest nauczony żyć w pojedynkę po tych kilku latach zycia z kobietą u boku 24 na dobę.
Spotykamy się codziennie po pracy i spędzamy całe popołudnie oraz wieczór razem.
Przed snem każdy idzie do swojego domu i to go boli.
Cały czas powtarza, że chciałby zasypiać i budzić się przy mnie, że czuje się jakby żył sam a nie z kimś, bo nie ma z kim dzielić codziennych obowiązków i przyjemności.
Mówi, że ja mam swoje zycie w domu, które lubię, a on jest dla mnie tylko codzienną odskocznią na kilka godzin od tego życia.
A mi pasuje to, że spotykamy się codziennie, spędzamy miło czas i się rozchodzimy.
Zawsze prosi mnie żebym została u niego na noc, jakoś nigdy nie chcę spać u niego więc poszliśmy na kompromis i umówiliśmy się, że w weekendy śpię u niego, chociaż wolałabym spać w domu.
Z jednej strony chciałabym się wyprowadzić ale z drugiej jestem stasznie sentymentalną osobą i na samą myśl, że zostawię to wszystko, już mam łzy w oczach.
Poza tym jakoś moi rodzice nie popierają tego związku, chociaż się tak na prawdę nie wtrącają, twierdzą, że jestem dorosła i to jest moje życie, mam prawo przeżyć je tak jak chce.
Ale zawsze mieli spory wpływ na to co robię itp i dla nich pomysł z wyprowadzką jest głupotą.
Twierdzą, że są to dodatkowe koszty, które nie są potrzebne, bo dostałam od nich samochód i nie powinnam mieć problemu z dojazdem do szkoły.
Dodam, że jestem na ich utrzymaniu (jedynie pracowałam teraz w wakacje na swoje drobne wydatki i wyjazd na Mazury).
Może gdyby zarowno rodzice jak i D. uważali, że wyprowadzka to świetny pomysł to ja inaczej podchodziłabym do tego.
Chciałabym dalej żyć tak jak żyję, mi to pasuje.
Ale on sobie tego nie wyobraża, nie wyobraża sobie dalej mieszkać z rodzicami, nie wyobraża sobie wracać do pustego domu i zasypiać w pustym łożku.
Mieszkamy od siebie kilometr, teraz będziemy mieszkać 25 km, bo już zapowiedział, że niezależnie czy ja się wyprowadzę on to zrobi na pewno.
Bardzo nas ten temat poróżnia, on ma do mnie żal, że go oszukiwałam, że mydliłam mu oczy.
Codziennie słucham, że ja go nauczyłam stawania na głowie by dotrzymać obietnicy a ja sobie w kulki poleciałam i planowałam to od półtorej roku.
Obiecałam cuda wianki a jak przyszło co do czego to wypięłam się tyłkiem.
Jakoś oboje czujemy, że nasze drogi się rozejdą, zawsze dla mnie stawał na głowie, żebym była szczęśliwa a teraz wiem, że nie będzie już się tak poświęcał.
Długa historia jest jego przemiany z łobuza na księcia z bajki pod względem zachowania i wiem, że to już się skończy.
Sam powiedział, że zamieszka sam ale żebym nie miała o nic do niego pretensji, że coś przez niego jest nie tak, bo on nie będzie całe zycie poświęcał dla mnie wszystkiego a ja nie będę potrafiła nic z siebie dawać.
Powiedział w nerwach, że mogłam zanim się w to zaangażowaliśmy powiedzieć, że nie wyobrażam sobie przed 25 rokiem życia oderwania od piersi matki, to nie pakowałby się w to.
Jest dla mnie oschły, zimny.
Nie wiem co zrobić...


Zawsze to ja próbowałam Wam doradzać, pocieszałam w ciężkich sprawach.
                  Teraz proszę Was o pomoc, bo odchodzę od zmysłów.
         Co radzicie? Co o tym sądzicie.
Nie krępujcie się, przyjmę wszystko na klatę.


Najchętniej poprosiłabym go żeby zamieszkał sam i dał mi 3 miesiące a ja stopniowo się z nim wyprowadzę, bo tak z dnia na dzień nie potrafię. Ale on gdy był zły mówił, że nie ma takiej opcji, że mam już nie kombinować i tego nie przedłużać. Może na spokojnie jakoś inaczej do tego pomysłu podejdzie.