Domowe, suszone, zrywane z drzewa rosnącego w ogródku mej ciotki. Mmmm, same zdrowe kalorie. Całe wiadro kalorii!! Zabierzcie mnie od tego!
Mogłabym przecież popijać melisę!!
Znajomi (269)
O mnie
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 323038 |
Komentarzy: | 6088 |
Założony: | 16 lutego 2011 |
Ostatni wpis: | 25 kwietnia 2020 |
Postępy w odchudzaniu
W oczekiwaniu na ważny telefon... orzechowo!
Faceci... i ich podejście do naszych diet
Witajcie!
Pozostali domownicy wrócili.
Chłopak się wyprowadził.
A mi jest jakoś pusto bez wspólnych wieczorów i wspólnych poranków.
Mogłabym mieć już własne mieszkanie.
Zdecydowanie tak.
Tylko jak w dzisiejszych czasach iść "na swoje?"
Przy naszych marnych zarobkach to niemożliwe.
Ale nie o tym chciałam.
Wracam do tematyki diet.
I podejścia naszych wspaniałych chłopaków do odchudzania.
Często czytam, że u Was posiadanie partnera wiąże się ze skreśleniem diety.
Z jedzeniem niezdrowego, kalorycznego jedzenia, bo przecież on tak je.
Nie wiem z czego to wynika, ale u mnie właśnie było odwrotnie.
Mam chłopaka = muszę jakoś wyglądać!
To była moja motywacja. I wiecie co? Bardzo głupia motywacja!
On jadł fast foody- ja patrzyłam. On jadł słodycze- ja patrzyłam. On jadł ciasta- ja patrzyłam itd...
Czasami narzekacie, że nie macie wsparcia bo Wasi podsuwają Wam pod nos niezdrowe jedzenie. Ja ani razu nie usłyszałam od mojego "dlaczego nie jesz?" "przecież nic by ci się nie stało gdybyś ze mną zjadła", "spróbuj","od jedego kawałka pizzy nic ci się nie stanie"
I dobijało mnie to. Czułam się dwa razy grubsza niż byłam.
Jasne, nigdy mi też nie powiedział, że źle wyglądam, że czegoś nie powinnam jeść. No ale kobiece myślenie jest dziwne... nie mówi nic, to znaczy że coś jest nie tak.
I chudłam, i chudłam, i chudłam... coraz bardziej.
I nawet ważąc to 46kg nie usłyszałam nic.
On jadł fast foody, słodycze, chipsy- ja nadal patrzyłam. I wszyscy powtarzali mi, że jestem za chuda, że wyglądam okropnie, że muszę zacząć jeść, tylko nie on.
Pewnego dnia porozmawialiśmy szczerze na ten temat.
Wiecie co mi powiedział?
Że się bał, że mnie straci, że nie chciał narzucać mi swojego zdania, nie chciał do niczego zmuszać. Że nieważne ile ważyłam, nie kochał mnie za ciało, ale za charakter.
Ok, spoko.
Dziwne jest dla mnie tylko to, że ja naprawdę nie wyglądałam dobrze i niszczyłam siebie dietą. Nie powinien się bać, powinien zareagować. Do tej pory mam do niego o to żal.
I nie jesteśmy już razem, ale to z zupełnie innego powodu.
Nauczyło mnie to jednego:
Nie róbmy niczego DLA KOGOŚ! Zmieniajmy się DLA SIEBIE!
Obecnie jestem w szczęśliwym związku.
On też je fast foody, chipsy, słodycze... ale ja już nie siedzę głodna i nie patrzę z tęsknotą i żalem w oczach za tym jedzeniem. Niech sobie zje tego hamburgera jak lubi, ja wybieram zdrowsze opcje, które na dzień dzisiejszy smakują mi bardziej.
I tego "nauczył mnie" mój pierwszy chłopak.
:)
W paru punktach co u mnie, kilka zdjęć i pytanie o
Kraków
Dlaczego osoby szczupłe jedzą i nie tyją???
WITAJCIE!!
Czas na kolejne refleksje z tyłka wzięte. A dokładniej z dzisiejszej wizyty w pizzerii i napatrzeniu się na chude tyłki dziewczyn wciągających ze smakiem duże kawałki pizzy.
Dlaczego niektórzy jedzą co chcą, kiedy chcą, jak chcą i cały czas są chudzi??
Wszyscy znamy kogoś kto je fast foody, słodycze i nie tyje!!
Dlaczego??
To takie niesprawiedliwe!!
Hmmm... może to było jednorazowe wyjście. Może nie jedzą tak na co dzień.
A ja Wam powiem, nieprawda!
Przykład z mojej uczelni. Dziewczyna chuda, jakbym jej nie znała powiedziałabym: musi się zdrowo odżywiać takie piękne ciało. Ehe.
Co drugą przerwę słodycze. Kanapka bez majonezu to dla niej nie kanapka. Mamy fast fooda pod uczelnią, gości tam jakieś 3 razy w tygodniu. Do tego zawsze mówi, że popołudniami jeździ do chłopaka i jada z nim kolację, a tam serków wiejskich raczej nie podają.
Przykładów takich osób miałabym jeszcze wiele.
W czym tkwi sekret??
Myślę... i przypominam sobie siebię sprzed kilkunastu lat.
Zawsze byłam szczupłym dzieckiem. Jadłam słodycze, smażone obiadki a moim ulubionym "deserem" po kolacji były chipsy zajadane przed tv.
Dlaczego nie tyłam??
- to były czasy gdy na podwórku spędzało się cały dzień, non stop w ruchu. Zajadane chipsy po takim aktywnym dniu nie były więc niebezpieczeństwem dla mojego ciała.
Później poszłam do szkoły. Tyć zaczęłam w gimnazjum. Przez co??
- Przed szkołą nie jadłam śniadań. Próbowano we mnie je wmuszać, bez skutku. Brałam kanapki do szkoły. A jestem osobą, która stresuje się byle czym. Byle klasówka, byle sprawdzian, a u mnie stres. W stresie nie jem. Potrafiłam więc nie jeść od rana do godziny 14:00. Przychodziłam do domu i się zaczynało. Nie mogłam doczekać obiadu i najczęściej najpierw jadłam te kanapki ze szkolnego plecaka. Później kaloryczny obiad, dużo i z dokładką. Po obiedzie szły słodycze. I tak do kolacji ciągle coś.
Popełniłam wielki błąd! Zgubiło mnie to śniadanie!
Zepsułam sobie metabolizm, który oszalał.
Więc dlaczego te wszystkie szczupłe osoby takie są??
- mogą mieć dużo ruchu
- jedzą regularnie, nie mają napadów, nie robią sobie uczt.
- jedzą jak są głodne, to na co mają ochotę, aż nie poczują sytości.
- często są to małe porcje, którymi się zadawalają
- albo po prostu takie geny, wszyscy w rodzinie chudzi to i oni tacy (dostać takie geny to byłoby dla mnie coś w rodzaju wygranej w totka)
I wcale nie muszą jeść białka na kolację by nie tyć. A owoce jeść tylko do południa.
Inna sprawa to kwestia zdrowotna. Chociaż przez pół życia jedząc niezdrowo byłam bardziej zdrowa niż teraz. Ale o tym już nie tu, nie w tej chwili. I tak się rozpisałam, eh.
Chciałam tylko odpowiedzieć sobie na pytanie: Dlaczego oni TAK jedzą i nie tyją!?
A my przejmujemy się kawałkiem pizzy, czekolady czy smażonym kotletem!
W odpowiedniej ilości wszystko dla ludzi!
Bieganie, podejście drugie (dzięki Wam!!!),
jedzenie- fotooo
KOCHANE!!!
Wiecie jak bardzo mnie zmotywowałyście??
Jakiego dałyście mi kopa w ten leniwy tyłek??
Dostałam tyle wiadomości i komentarzy bym nie rezygnowała tak szybko z biegania, że zaczęłam się nad tym zastanawiać.
Z jednej strony ciągnęło mnie do tego by spróbować raz jeszcze, a z drugiej myślałam: a co jeśli ja naprawdę nie lubię biegać???!!!
Pisałyście, że Wy też na początku nie mogłyście się przekonać do tej formy aktywności, a teraz nie wyobrażacie sobie bez tego życia. I postanowiłam.
DAM SOBIE SZANSĘ.
DAM SZANSĘ BIEGANIU.
Po podjęciu decyzji zaczęłam zastanawiać się kiedy zacząć.
Jutro? Pojutrze?? Po weekendzie??? Po majówce???! DZISIAJ?
Hmmm... DZISIAJ?! W czwartek?? Wypada zaczynać w czwartek??
Ok. Nie ma co tego przeciągać. Jak mam biegać to każdy dzień jest dobry. Nie szukam już wymówek.
Poszłam!
Moje założenie: biegnę wolnym tempem, z przerwą na marsz, tyle ile dam radę. Nic na siłę.
Przetruchtałam 10min i przemaszerował całe 15min. Łącznie 25min wysiłku.
Robiłam to z innym nastawieniem i już nie ciągnęłam za sobą języka ledwo łapiąc oddech.
Wdech
Wydech
Wdech
Po powrocie pyszna kolacja i wiem już, że jutro też znajdę czas by próbować zakochać się w tym sporcie. Bo jeszcze go nawet nie lubię. Nawet "akceptuję" to za duże słowo. Dopiero zaczynam go tolerować. I nic nie obiecuję. Ani sobie, ani Wam.
Bo co jeśli ja naprawdę nie lubię biegać???
Chcę odnaleźć w sobię tę duszę dziecka w trakcie biegu... :)
Teraz coś z mojego menu:
pieczone jabłka z cynamonem
razowy makaron z sosem pomidorowym
DOBRANOC! :*
Dlaczego nie biegam??? Moja próba!
WITAJCIE!
Zmotywowałyście mnie!! Gdzie nie zajrzę, wszyscy biegają!!
Ty biegasz, to czemu ja nie mogę?? Pomyślałam i postanowiłam. Pójdę biegać! No aleee jak to bywa ze mną...
- wczoraj miałam lenia. Przyznaję się, nie zrobiłam NIC!
- przedwczoraj byłam zmęczona po moim codziennym zestawie ćwiczeń. Sił brak.
- 3 dni temu przekładałam to ciągle "na później" i wieczorem stwierdziłam, że "później" może oznaczać "jutro". Jak wiadomo jutro nie nadeszło.
- 4 dni temu pomysł narodził mi się w głowie, więc mógł poczekać :D
Aleee... wiecie co??
Budzę się dzisiaj rano! Patrzę za okno, brak słońca!! Co?! Czemu?! Jak to?! No trudno. Patrzę na zegarek 6:00. Znowu. Znowu budzę się o 6:00.
Mam wybór: Mango TV lub udowodnienie sobie, że jednak mogę!! Wstaję. Zakładam legginsy, bluzę, słuchawki z ulubioną muzyką i wychodzę.
Pierwsze moje spostrzeżenie jest takie, że zimno!! Trzeba się rozgrzać więc zaczynam biec. Mieszkam w pobliżu parku więc to idealne miejsce na poranny wysiłek.
Biegnę!
Biegnęęęęęęęęęęę
Biegnęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę
Czuję, że trwa to godzinę. A ile biegnę??? Całe 5minut a ledwo żyję!!!
Wiatr wieje mi w twarz i jest jeszcze ciężej. Tak, to pewnie przez to! Zmieniam kierunek biegu, może z wiatrem będzie łatwiej.
Rozpoczyna się druga piosenka z mojej playlisty hitów, które miały dać mi moc, a ja już odpadam. Nie poddaję się jednak!
Biegnę dalej!!!!!
i biegnęęęęęęęęęęęęęę
i biegnęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęęę
I TOCZĘ SIĘ!!!
I już nie mogę!!
14min!! Tyle to trwało.
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHA, śmiejcie się!
Wracam do domu i czuję się jakbym przebiegła maraton!!
Jestem jednocześnie dumna i zawiedziona.
Dumna bo spróbowałam! Nie odłożyłam tego ponownie! Potrafiłam się zmobilizować! Potrafiłam wstać i zrobić to!
Zawiedziona bo tak bardzo chciałam, a tak bardzo nie wyszło.
Chciałabym polubić bieganie, naprawdę! Chciałabym móc z lekkością przemierzać okolicę, a nie z gracją słonia i szybkością żółwia toczyć się po chodniku z wywalonym jęzorem.
Wiem, że do tego potrzeba czasu by nabrać kondycji. Ale to nie jest dla mnie. Nie chcę. Nie lubię. Nie sprawia mi to żadnej przyjemności.
I tak kończę moją przygodę z bieganiem.
Może za jakiś czas znowu spróbuję... nie mówię, że nie.
W końcu kiedyś nie tknęłabym większości rzeczy, które jem teraz.
Kiedyś lubiłam spać do 11:00.
Kiedyś słuchałam hip hopu.
To może KIEDYŚ polubię bieganie!
Aktualnie wracam do mojego hula hop,
do rolek, do spacerów,
i do ćwiczeń na moim dywanie, w moim pokoju, z YT.
BO NAJWAŻNIEJSZE BY ROBIĆ TO CO SIĘ LUBI!
Witajcie kochani!!!
Ohohohoho! Jak miło, że osób z typem 3 jest tu tak wiele!! Oby tak dalej!
Dzisiaj jeszcze mało o mnie, a więcej do Was.
Zainspirowana pewnym komentarzem chciałabym polecić Wam przepis na sukces i zdrowe schudnięcie!
Co nam będzie potrzebne? niewiele:
- trochę rozumu
- trochę zbyt dużo ciała
- trochę motywacji
- dużo samozaparcia
GOTOWI???
Na początek korzystamy z rozumu.
Wspominałam już chyba, że nie schudniemy 20kg w miesiąc, nie schudniemy jedząc fast foody, nie schudniemy jedząc słodycze, nie schudniemy siedząc na tyłku 24h na dobę, nie schudniemy na dietach cud, NIE NIE NIE.
Myślimy!!!
To tu w naszej głowie zaczyna się cały proces chudnięcia. Brzuch, uda, ramiona, łydki, nic nam się nie wyszczupli jeśli nie zaczniemy od mózgu.
W przeciwieństwie do całego ciała, nie odchudzamy go, ale tuczymy!! Niech się przepełni wiedzą o zdrowym odżywianiu!
Budujemy bazę do naszego nowego życia!
Co jest zabronione?
- myślenie w kategorii: już nigdy tego nie zjem!
Widzisz czekoladę, a jesteś na diecie, jesteś zaprogramowany na: ZAKAZANE. Wszyscy jedzą, ty nie. Wszyscy rozmawiają, śmieją się, ty nie.
Ty myślisz: czekolada- ja- dieta- nie można. Czekolada- ja- dieta- nie można.
Raz nie zjesz, drugi raz nie zjesz. Za trzecim razem kupisz sobie dwie czekolady i pochłoniesz w samotności z myślą:
NIE, WRÓĆ! Cofnijmy się do początku. Jesteś "na diecie", jesteś zaprogramowany na: mogę wszystko w rozsądnych ilościach. Wszyscy jedzą, ty też się częstujesz. Wszyscy rozmawiają, śmieją się, Ty też. Czekolada staje się tylko czekoladą, a nie obiektem tortur psychicznych. Zjesz kawałek (w towarzystkie nie pochłoniesz przecież całej), zaspokoisz głód na słodkie i nie dorwiesz się do dwóch czekolad w domu.
Lepiej?? Lepiej!!!
Ok. To mamy już rozum. Rozum często przegrywa z sercem.
Serce nasze jest jeszcze przecież za słodyczami, za chipsami, za gazowanymi napojami, za fast foodami!
I tu warto mieć własną motywację. Coś, co gdy serce będzie się wyrywało do budki z zapiekanką, krzyknie STOP.
Przecież nie chcemy takiej przyszłości tego lata:
Ale motywacją może być wszystko. Jeśli tylko da Ci to kopa w trudnych chwilach niech to będzie nawet i piękny wygląd modelki przerobionej w photoshopie.
!!!!!!!!!!!
Ok. To mamy już zmienione myślenie pod kątem zdrowego odżywiania i mamy odpowiednią motywację. To już jest połowa sukcesu!!
Szczypta marzeń, odrobina wsparacia innych, garść rozsądku i druga połowa przyjdzie z czasem, wraz z ubywającymi kilogramami, wraz z poznawanymi nowymi smakami, wraz z pochwałami od innych osób, w końcu wraz z osiągnięciem celu!!!
A każdy kto ten cel osiągnie i go utrzyma może być z siebie dumny! Bo dokonał prawie niemożliwego! Pokonał własne słabości! A wszyscy wiemy jak jest ciężko.
Każdemu, bez wyjątku przyznałabym złoty puchar!!!
Mam nadzieję, że każdy kto to czyta prędzej czy później na niego zasłuży!!