Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107211
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Nie ma lekko. Tak się ucieszyłam na moje noworoczne plany a tu KLOPS. Zaraz po przerwie świątecznej umówiona byłam z dietetykiem i muszę poczekać jeszcze tydzień, bo się rozchorowała. Mieliśmy zapisać się na siłownie i znowu pod górkę. Ta w której są w miarę przystępne ceny i oprócz siłowni zajęcia grupowe oraz co ważne jest bardzo blisko ma jeden wielki minus. Umowę trzeba podpisać na rok i nie można jej zerwać. Jest tak skonstruowana, że przez pełnych 12 miesięcy pieniądze z konta są same pobierane.
Nie możemy podpisać tak długiej umowy, zwłaszcza teraz, gdy w tym roku odbieramy mieszkanie i pewnie jak będziemy je wykańczać nie będziemy mieli czasu na fitness, no i chcemy starać się o dzidziusia. Także płacenie za coś z czego się nie korzysta w ogóle nie wchodzi w grę.
Miałam też wrzucać po 2 złote za każdy dzień bez słodyczy. Powinnam mieć już 6 zł, a mam 2. Wczoraj  tak się podłamałam tą siłownią, dietetyczką, na dodatek developer ma coraz większe opóźnienie, że wieczorem wciągnęłam pasek czekolady. O zgrozo!

Dzisiaj staram się trzymać, o 19.00 zaplanowałam Skalpel, przed obiadem na 15 min wskoczyłam na twister.
Jutro ważenie i mierzenie i mam nadzieję, że jakieś ćwiczenia także.


Dzisiejsze meni
Śniadanie: 3 chlebki Wasa z serkiem topionym, szynką drobiową i chrzanem, kawka z mlekiem
Obiad:  2 kawałki rybki, surówka,  ziemniaki (robione na parze)

Co dalej nie wiem.


Znowu szarych dni pagóry, znów codziennych rzeczy las ...

2 stycznia 2013 , Komentarze (7)

Ta długa przerwa świąteczna bardzo mnie rozbiła. Codzienne spotkania ze znajomymi, imprezy, domówki, spacery istne szaleństwo. Jak ja tęsknie za tymi ludźmi nawet sobie nie wyobrażacie. Dzisiaj chodzę smutna i przygnębiona. Nie chcę wyjeżdżać od mamy. Jest mi tu tak dobrze, że mam ochotę rzucić wszystko w cholerę i zostać w Ostrowie. Dlaczego w tym pieprzonym mieście nie ma pracy?!

Od wczoraj zmieniam swoje życie. Pod względem diety - lepiej chociaż wpadły frytki. Pią zrobił. Po zabawie sylwestrowej bolą mnie nogi. Bawiliśmy się super, bo towarzystwo było najlepsze na świecie. Po północy zadzwoniłam z życzeniami do rodziców i do Norberta. Resztę bliskich osób miałam ze sobą.

Mama właśnie szykuje nam wałówkę do Poznania i zastanawiam się czy przypadkiem jakiegoś tira nie zamówić, bo nasza vectra może tego nie pomieścić. Jak ja mam być na diecie kiedy w lodówce będzie tyle pyszności?


Wymyśliłam, że będę siebie nagradzała za dzień bez słodyczy. Wiadomo, że jak już będziemy mieli to nasze mieszkanko, będzie potrzebnych dużo pieniędzy na jego wykończenie. Za każdy dzień bez słodyczy do skarbonki będzie wpadało 2 zł. Może uzbieram na farbę, albo chociaż na pędzle :) Mojej figurze na pewno nie zaszkodzi, a wręcz  przeciwnie, a pędzle na pewno się przydadzą. Farba też.

Dzisiejsze meni:

11.00 (śniadanie): bułka pszenna, z serem żółtym, pomidorem, ogórkiem i jajkiem, oczywiście kawa z mlekiem
obiad będzie o 14 i mama serwuje zupę krem z kalafiora
co będzie później nie wiem, ale będę dzielna i po 18 do dziuba nic nie wetknę.


Całuję,
KzA



31 grudnia 2012 , Komentarze (9)

Rok 2012 przyniósł mi wiele zmian, wiele sukcesów ale też mnóstwo porażek. Chciałabym aby ten nowy 2013 był dla mnie inny, lepszy. Chciałabym aby spełniły się moje marzenia te mniejsze i te większe także. I wreszcie chciałabym osiągnąć wymarzoną figurę.

Mam kilka postanowień i mam nadzieję, że będę je sukcesywnie realizowała. Kilka z nich to:
- duża aktywność fizyczna
- regularne posiłki
- mniej słodyczy
- dbanie o siebie (balsamy, odżywki, peelingi itp)
- podszkolić swój angielski
- powrócić do nauki francuskiego
- zmienić pracę
- zdobyć uprawnienia pedagogiczne
- KOCHAĆ MOCNIEJ


To tylko kilka z nich, taka kropla w morzu. Mam też nadzieję, że w tym roku w końcu wprowadzimy się do swojego mieszkania. I mam nadzieję, że w drugiej połowie przyszłego roku uda mi się zajść w ciążę.

Dzisiaj idziemy na bal. Nadal nie wiem w co się ubiorę i nadal nie wiem w co się zmieszczę. Muszę Pią wysłać po rajstopki, a ja w tym czasie będę przymierzać i się denerwować, że we wszystkim wyglądam jak pyza albo pączek. Wyglądam tak na własne życzenie więc nie powinnam mieć do nikogo pretensji tylko do siebie.

Koniec tych rozczuleń, bo jeszcze się popłaczę, a na bal z zapuchniętymi oczami iść nie wypada.

A Wam życzę wszystkiego co najlepsze, co najchudsze, co najwspanialsze. Samych małych rozmiarów (ciuchów) i wielkich miłości. Sukcesów i spełnienia marzeń. Oby ten 2013 rok był dla Was usłany różami.


Mistaken, always second guessing, underestimated.
Look, I'm still around.

29 grudnia 2012 , Komentarze (10)

Pora spojrzeć prawdzie w oczy - jestem grubasem. Niedawno dawałam mamie do zwężenia spodnie, dzisiaj ledwo je dopięłam. Ciekawe czy zmieszczę się w jakąkolwiek sukienkę na Sylwestra.
Czuję, że przytyłam. Wagi w domu u rodziców nie mam, ale to widać - po ubraniach, w lustrze gdzie widzę zamiast brzucha piłkę. Lekarską. Najgorsze jest to, że Pią mi wcale nie pomaga. Co chwilę przynosi mi coś do jedzenia, a to pierniczka, a to czekoladkę, a trochę sałatki, rybki .... I ja tak skubię, nie dużo, ale zawsze. A brzuch mi rośnie. Ćwiczeń zero. Codziennie staram się iść na minimum godzinny spacer, ale to nie zastąpi prawdziwego treningu i nie spali tego wszystkiego co zjadłam. Mam ochotę płakać nad własną głupotą. Przecież to ja sama doprowadziłam się do takiego stanu. Do stanu masakrycznego.
Dobrze, że od stycznia zapisałam się do dietetyka, może pod okiem fachowca uda mi się schudnąć. Pią też obiecał jeździć ze mną na siłownię. Zobaczymy.

Dzisiejsze meni to:
Śniadanie: bułka pszenna i jajecznica z jajka, szczypiorku, pomidora, kawa z mlekiem
przekąską: pasek mlecznej czekolady
II Śniadanie: sałatka z makaronu, pomidora, ogórka, papryki, kukurydzy, jogurtu nat.

Co dalej nie wiem. Mama wspominała o zupie pomidorowej.
Do końca dnia daleko, a ja już czuję się jak balon.


Silna wola sprawia,że nawet najsłabsi mają w sobie wielką siłę.

27 grudnia 2012 , Komentarze (3)

Nie mogę przestać jeść. Dosłownie. Co chwilę kręcę żuchwą, żuję, przeżuwam, połykam i tak w kółko. Brzuch mój wygląda jak u kobiety w 6 miesiącu ciąży co najmniej. Nie dziwię się, że szwagier Pią pomyślał, że jestem w ciąży. Muszę się ogarnąć, bo jak tak dalej pójdzie to będę ważyła 100 kg, albo 200. Luz.

Wczoraj spotkaliśmy się z moimi przyjaciółmi z liceum. Jejku jak ja za nimi tęskniłam. Cudowne jest to, że pomimo, że każdy z naszej 8 osobowej paczki mieszka w innym mieście, a nawet w innym kraju i na innym kontynencie, potrafi się zgrać i chociaż raz do roku spotkać się w pełnym składzie. Rozmów nie było końca. Spotkaliśmy się o 19 a siedzieliśmy do 4 rano. Pominę fakt, że na 10 dzisiaj miałam wizytę u dentysty. Każdemu życzę takiej świetnej grupy.



Trzymajcie się ciepło.

25 grudnia 2012 , Komentarze (2)

Czuję się pełna, pomimo tego, że dzisiaj nie zjadłam za wiele. W ogóle na jedzenie patrzeć nie mogę i dobrze, bo jest jakaś szansa, że się wcisnę w jakąś kiecę na Sylwestra. Oby. A jak nie to namiot na siebie zarzucę i też będzie dobrze. I oryginalnie.

Dzisiaj od rana męczyła mnie migrena. Już myślałam, że do Haliny na obiad nie pojadę, ale niestety nie udało mi się wymigać. No, to pojechałam, zjadłam, usiadłam na kanapie i wegetowałam. W związku z tym szwagrowie mojego męża wydedukowali, że jestem w ciąży. Luz. Po powrocie do domu jeden z nich nie wytrzymał i zadzwonił do mnie i wprost spytał, czy cytuję: "zaciążyłam". Kolana się pode mną ugięły. Wkurzyłam się nie na żarty. Mój Pią też się wkurzył, przy najbliższej okazji powie im, że mają zająć się swoim życiem, a nie naszym i jak będziemy spodziewać się dziecka na pewno ukrywać tego nie będziemy.



Namówiłam Pią i od stycznia chodzimy na siłownie. Fantastycznie.

Kolorowych snów,
Wasza
Kiki z Afryki

23 grudnia 2012 , Komentarze (5)

Ja sama nie wiem czego chce. Może jestem jakaś inna?
Wczoraj spotkałam się z moim Norbertem, później dołączył do nas nasz przyjaciel  A. ze swoją nową dziewczyną. I nie zgadniecie co zrobił? Ja wychodziłam od nich wcześniej, bo obiecałam Pią, że dołączę do niego i jego znajomych. Jak się zbierałam do wyjścia A. wstał  ubrał się i wyszedł razem ze mną. Odprowadził na taksówkę. Było mi tak głupio i czułam się dziwnie w tej sytuacji. Nie wspomnę już o jego dziewczynie, która pewnie czuła się beznadziejnie, pozostawiona sama z Norbertem, którego nie zna. Nie chce wiedzieć, co ona pomyślała, mi byłoby na pewno przykro.
 Po drodze się dowiedziałam, że mimo, że nam kiedyś nie wyszło (próbowaliśmy być parą,) zawsze będę dla niego jedną z najważniejszych osób i szkoda, że nie ma na świecie drugiej takiej jak ja, bo by się z nią ożenił. Komplemenciarz się znalazł. Ale nie powiem, miło mi się zrobiło. Fajnie jest wiedzieć, że jest się dla kogoś ważnym.
Wczoraj właśnie zdałam sobie sprawę, nie jest ważne to jak wyglądam i to ile ważę. Nieważne czy jestem blondynką, brunetką czy akurat mam czerwone włosy. Nieważne czy zakładam kolorowe soczewki czy jestem bez nich. Są osoby, które mnie kochają bez względu na wszystko. Mam dwóch najwspanialszych mężczyzn na świecie - Pią i Norberta. Mam przyjaciela A., dla którego też jestem ważna i na którego mogę liczyć zawsze. Mam też w tym zapiździałym Poznaniu, przyjaciółkę, poznaną właśnie tu, na Vii i wiem, że z nią też mogę pogadać o wszystkim. J. dziękuję :*. I właśnie dzięki takim ludziom, wiem, że nie muszę się odchudzać na siłę, nie muszę biegać na siłownie i starać się być piękna, żebym była lubiana i dla kogoś ważna.
Oczywiście nie myślcie, że teraz zacznę wpieprzać co popadnie i przytyję do 120 kg. Wręcz przeciwnie, teraz uda mi się osiągnąć mój wymarzony cel. Mam wokół siebie ludzi, którzy mnie kochają i wspierają. Uświadomienie sobie tego dodaje wielkiej siły. Dam radę!

Na zakończenie chciałam Wam wszystkim życzyć dużo, szczęścia, zdrówka i spełnienia wszystkich marzeń. Wesołych Świąt.

Wasza
Kiki z Afryki

20 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Dzisiaj byłam ostatni dzień w tym roku w pracy. Hurra! W końcu wypocznę, odprężę się, zrelaksuję itp. Powrót dopiero 3 stycznia. Potrzebuję tego urlopu, oj potrzebuję.

Jutro zaraz po końcu świata jedziemy do domu. Już się nie mogę doczekać nigdzie nie jest mi lepiej jak w domu u mamy.

Prezenty częściowo mamy kupione. Brakuje tylko upominków dla mojego tatusia i teścia. W sobotę wybiorę się na jakieś zakupy i mam nadzieję coś wybiorę. Sobota w ogóle będzie dla mnie udana. Rano kosmetyczka i zakupy z mamą. Wieczorem spotkanie z Norbertem. Jak mi go brakuje w tym zapiździałym Poznaniu. Cieszę się że mamy skypa i komórki bo bym oszalała. Pią też się cieszy, bo inaczej on by oszalał. Ze mną. Dziwię się, że jeszcze nie ma siwych włosów, bo ostatnio ja sama z sobą nie wytrzymuję.

Byłam dzisiaj u lekarza. Nie dostałam się do niego. Miał opóźnienie tylko dwie godziny. Luz.

Tyle na dziś.

Diety nie ma, ćwiczeń nie ma, humoru nie ma. Nic nie ma.

18 grudnia 2012 , Komentarze (5)

Jestem wykończona psychicznie. Wracam z pracy, padam na łóżko i nie mam siły na nic. Dosłownie. Atmosfera w biurze jest nie do zniesienia. Dobra, nie będę się rozpisywała o pracy, bo przebywam tam minimum 8 godzin dziennie i tyle mi wystarczy.

Ostatnio co spojrzę na zegarek to trafiam na "dziwne godziny": 11.11, 15.15, 17.17, 20.20 nawet jak wczoraj w nocy się przebudziłam na chwilę na zegarku była 2.02. I tak mam od kilku dni. Co to znaczy?! To jakiś znak? Zaczynam się niepokoić.

Co do diety. MASAKRA.
Rano jem śniadanie, w pracy nic nie jem, piję mało. Biorę śniadanie i przynoszę z powrotem do domu. Będąc tam nie mogę nic przełknąć. W domu wieczorem jem obiadokolacje. Ostatnio nic wyszukanego - kaszę z sosem grzybowym, zupę pieczarkową, czy tak jak w piątek odgrzaną w mikrofali pizzę. Tak, wiem bez sensu. Ale nawet tego nie mam siły zmienić
.

Ćwiczenia. Co to to są ćwiczenia?! Nie mam siły i ochoty. Nie mogę się zebrać. Jest do dupy.

W ogóle nie chce mi się jechać na święta, nie chcę jeść tych wszystkich rzeczy, spotykać się z rodziną, nie chcę się bawić w Sylwestra. Chcę spać i nie myśleć o przyszłości.



Rozpędzeni prosto w stronę słońca
Zatraceni w sobie tak bez końca
Zaliczmy dziś te wszystkie stany

13 grudnia 2012 , Komentarze (1)

Od poniedziałku mój humor się nie zmienił. Chodzę przybita i zgaszona i nie zanosi się na zmianę nastroju. Dzisiaj nawet nie poszłam na zumbę. Nie mam siły na nic, najchętniej nakryłabym się kołdrą i spała. I tak do końca świata, który chyba niebawem nastąpi.
W przyszły czwartek idę do mojej pani ginekolog. Zdecydowaliśmy z Pią, że odstawiam tabletki. Nie mamy jakiegoś strasznego parcia na bycie rodzicami, ale zabezpieczać się przed tym już też nie zamierzamy. Muszę dowiedzieć się co i jak i czy tak nagle po skończonym opakowaniu bez problemu mogą odstawić pigułki. Biorę je jakoś od 17 roku życia więc to kawał czasu i wolę z niczym nie ryzykować.
Zaraz po na początku przyszłego roku mam też spotkanie z dietetykiem. Ułoży mi dietę najpierw na 3 miesiące, później zobaczymy. Nie mam już siły patrzeć na ten cholerny zastój. Chociaż podejrzewam, że jakbym teraz weszła na wagę to zobaczyłabym jakieś 80 kg, bo wczoraj zaszalałam. Ale to wszystko przez Pią - to on przygotował mi moją ulubioną sałatkę makaronową i to on później karmił mnie cukierkami czekoladowymi i mandarynkami a na końcu kazał popić sokiem z żurawiny, bo zdrowy na pęcherz. Wszystko przez niego.

Tyle na dziś. Idę poprzeglądać oferty pracy.
Wasza KzA


Ps. Wczoraj spaliłam dywan, a dzisiaj czajnik. Chyba coś ze mną nie tak.