Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107182
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 grudnia 2012 , Komentarze (5)

Siedzę i ryczę. Już tak dwie godziny i końca nie widać. Oczy popuchnięte, nos czerwony, twarz nabrzmiała. Wszystko mi jedno. W tym momencie nie obchodzi mnie nic, czy jestem gruba czy chuda, nie obchodzi mnie co zjadłam, a raczej czego nie zjadłam jednym słowem wisi mi to.
Pią mnie pociesza, mówi, że nie warto, ale mi jest tak cholernie przykro. Wszyscy dostają na święta premie, bony jakieś upominki, a w mojej firmie jest odwrotnie. Premie na święta się zabiera. I w tym roku padło na mnie. Zabrał mi premię za nic. To, co, że często pracuję w domu, albo po godzinach zostaję w biurze i nikt mi za to nie płaci. Flaki mogę sobie wypruć i tak tego nikt nie doceni. Spytałam, dlaczego? Bo kryzys, bo jakiś program nie zadziałał tak jak powinien i moje pliki się nie wczytały. Nawet o tym nie wiedziałam, bo gdyby ktoś mi powiedział, że coś jest nie tak, poprawiłabym albo sprawdziła dlaczego. W ogóle nie miałam na to żadnego wpływu. Nie mam dostępu do tego programu więc nawet nie wiem czy to prawda. Tym bardziej jest mi przykro. Cóż, odmówię sobie kilku rzeczy, Sylwestra spędzimy w domu, nie na balu i będzie dobrze.
Czas się rozejrzeć za nową pracą.
Idę spać, bo dziś już żadnego pożytku ze mnie nie będzie.

8 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Uwielbiam takie dni jak ten! Mogę leniuchować do woli.
Pracę semestralną wysłałam, posprzątałam wczoraj, obiad przywiozła mi mamusia, normalnie żyć, nie umierać! Szkoda, że moja mama nie odwiedza nas częściej :( Myślałam, że zostanie u nas do jutra, ale niestety musiała wracać do Ostrowa. Na szczęście niedługo święta, ja mam urlop więc będę się mogła dłużej nacieszyć rodzicami, Ostrowem, przyjaciółmi. Tęsknie strasznie.

Dzisiaj ubrałam się w krótkie spodenki i tak jak obiecałam wstawiam fotkę. Tak, wiem wyglądam jak wieloryb, zdaję sobie z tego sprawę i robię wszystko, by jak wieloryb już nie wyglądać.


Tam za mną będzie kiedyś mój własny kawałek podłogi. Miał być we wrześniu tego roku, ale jak widać developerowi nie wyszło. Mam nadzieję, że w przyszłym roku będę urządzała swoje gniazdko. Trzymajcie kciuki!

A tak wyglądałam w 2007 roku, jak jeszcze tańczyłam. Zamierzam wrócić do tej figury.


Jak widzicie na fotkach moja fryzura wymaga wizyty u fryzjera. Po wypłacie na pewno się tam wybiorę, bo odrost na pół głowy i grzywka jak u lamy (patrz zdjęcie kilka wpisów wcześniej). Zastanawiam się czy w ogóle nie obciąć włosów. W 2010 roku miałam taką fryzurę:

i zastanawiam się czy do niej nie wrócić. Co mi radzicie? Pią mówi, że nigdy w życiu nie pozwoli mi obciąć mojej blond czupryny, ale ja chyba potrzebuję jakiejś zmiany. Sama nie wiem.

Muszę się Wam jeszcze czymś pochwalić. Z mamą postanowiłyśmy się dzisiaj wybrać na "lumpy" (sama nie lubię chodzić, a mama zawsze mi coś znajdzie) i kupiłam sobie wiosenny płaszczyk zupełnie nowy, z metkami za 16 zł!. Płaszcz jest na mnie za duży o jakieś dwa rozmiary (roz. 44), ale mama (jest krawcową) stwierdziła, że super materiał, że świetny fason i kazała mi go kupić. Po powrocie do domu pospinała go szpilkami, pofastrygowała, coś popruła, przeszyła i wyglądam w nim cudownie! W Ostrowie jak będzie miała chwilę, usiądzie do maszyny  zwęzi mi go i przerobi na stałe. Już nie mogę się doczekać jak go będę mogła nosić.

Dzisiejsze meni:
Śniadanie: bułka żytnia, jajecznica z pomidorem, szynką drobiową
Obiad: 1,5 gołąbka, 2 ziemniaczki na parze
Kolacja: (będzie ok. 19.00). Zapiekanki (bułka, szynka, papryka, żółty ser).
Podjedzone: ok. 5 sztuk ptasiego mleczka.

A jutro jedziemy z Pią na basen i saunę. Muszę się dogrzać, bo mi zimno i cały czas marzną mi stópki.


'Każdy dzień jest dla nas czymś nowym. Otwieram umysł na nowe perspektywy i nic innego się nie liczy'

6 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Odszukałam dzisiaj swój pedometr i wzięłam go na zumbę, bo byłam ciekawa ile spalam kalorii. Wyszło 623 kalorie! Uwielbiam ten stan, kiedy pot leje się ze mnie ciurkiem, a później nie mam siły przebrać się z powrotem  z dresu w normalne ubranie. Jestem wtedy taka szczęśliwa. To chyba endorfiny.

Wczoraj napisałam pracę semestralną, dziś tylko bibliografia i poprawki. Przez wczorajsze siedzenie do ok 2 w nocy dzisiaj ledwo żyłam. Zasypiałam na stojąco w każdym miejscu, prawie zasnęłam na przystanku. Wlałam w siebie hektolitry kawy, ale niestety nic to nie dało.
Muszę Wam się pochwalić - mój Pią jest cudowny. Dzisiaj rano wstał wcześniej, żeby naszykować mi rano śniadanko, kawkę i prowiant do pracy, abym mogła pospać chociaż 15 min dłużej. Jak wróciłam z zumby dostałam szklankę mleka i obiad.
Po moim wtorkowym omdleniu zwariował kompletnie. Zemdlałam z wycieńczenia, zarwane nocki, w pracy kocioł, później zumba ... Po zumbie wzięłam prysznic, potem zakręciło mi się w głowie i zdaniem Pią straciłam przytomność. Nie pamiętam. Od tego momentu mam przerąbane. Pią myśli, że w pracy nic nie jadłam, więc teraz wydzwania co 3 godziny i pyta, czy zjadłam, co więcej każe mnie pilnować koledze z pracy. Na jutro już mi zaplanował co wezmę do biura, a dzisiaj po zumbie oprócz mleka dostałam warzywa i łososia na parze, bo zdrowe. Teraz leżę obłożona poduszkami, popijam herbatę  z miodem i cytryną i mam rozkaz o 23 najpóźniej położyć się spać. Kochany jest.


Z innej beczki - dlaczego nie jestem niedźwiedziem, albo bocianem? Przespałabym całą wstrętną zimę albo odleciała do ciepłych krajów. Mróz, śnieg, puchowe kurki to nie dla mnie. Muszę zaopatrzyć się w czapkę i pomimo że, będę w niej wyglądała jak idiotka (w każdym nakryciu głowy tak wyglądam) zamierzam ja nosić. Męża mam więc nikomu podobać się nie muszę. Ma mi być ciepło !

Dzisiejsze meni:
7.00 owsianka z bananem, kiwi, kawa z mlekiem
10.30 kanapka z szynką drobiową, serkiem z ziołami
12.00 Fantazja jagodowa
15.00 pół woreczka ryży z tartym jabłkiem i cynamonem
17.00 mandarynka, pół snikersa
20.00 filet z łososia, trochę warzyw na patelnię, mleko



A Mikołaj przyniósł mi ptasie mleczko :) Moje ulubione Milkowe :)




Chcę tu zostać i zawsze z Tobą być
nawet kiedy będzie źle.
Chcę tu zostać, bo bez Ciebie to
nie mam siły, by dalej żyć.



5 grudnia 2012 , Komentarze (4)

Jestem na diecie, ćwiczę, a nie chudnę. Przyczyna może być jedna: jestem na złej diecie. Albo moje posiłki są bezwartościowe, za małe i organizm się broni przed czymś (tylko przed czym?) i nie chudnę, albo sama nie wiem co. Muszę zacząć lepiej komponować jedzenie i przede wszystkim nie wykluczać słodyczy, bo później rzucam się na czekoladę/ciastka/wafelki jakbym nigdy tego nie jadła. I wtedy pożeram i chłonę. Bez sensu.
Ćwiczenia - to głównie zumba, ale jakieś dywanówki też wpadają więc źle nie jest.

Dzisiaj kupiłam swoje pierwsze krótkie spodenki. Założę w sobotę, może Pią cyknie mi fotę więc się pokażę.

Dzisiaj krótko, bo muszę pisać tę cholerną pracę semestralną z tej cholernej polityki społecznej.

Meni:
7.00 owsianka z bananem, konfiturą śliwkową
11.00 kanapka z chleba orkiszowego z szynką drobiową i serkiem Almette z ziołami
13.00 wafelek typu Gresiek, ale połowę mniejszy i bez czekolady
15.30 sałatka: pomidor, oliwki, ser biały
17.00 mandarynka
Teraz: ziemniaki z worka z keczupem :)


W bezsensie sens jest jedynym awansem, balansem w naturze równowagi korekta
unoszę się ponad to na specjalnych efektach...

1 grudnia 2012 , Komentarze (3)

Jak ja dawno w siatkówkę nie grałam - ostatni raz chyba w liceum. Dzisiaj na WF zafundowano nam ponad godzin tej fantastycznej gry. Cud, że moje paznokcie przeżyły! Ale jestem zadowolona, gdybym miała jak i gdzie grałabym częściej.
Po zajęciach chciałam jechać na saunę, ale Pią mi odmówił, bo o 20.00 leci KSW. A mi po takim WF sauna się należy jak w mordę strzelił! Powinnam strzelić focha i to takiego porządnego. Nawet miałam taki zamiar, ale jak zjadłam spaghetti, które dla mnie zrobił jestem w stanie mu wybaczyć. Ten jeden raz.
 Spaghetti wyglądało tak:



Smakowało o niebo lepiej :D




Kocham cię, a kochanie moje
To polana w leśnym gąszczu schowana
Kocham cię kochanie moje
Kocham cię, a kochanie moje
To sad wiosenny, rozgrzany i senny

30 listopada 2012 , Komentarze (5)

Niech to szlag! Zrobiłam cały wpis, który przy publikacji się skasował. Całe życie pod górkę.

Od kilku dni chodzę jakaś przygaszona i bez humoru.Wieczorami wybucham histerycznym płaczem - tak jak wczoraj na przykład. Leżymy sobie z Pią w łóżeczku, oglądamy tv i nagle sru! Jak się rozryczałam, to przestać nie mogłam. Pią mnie tulił i o nic nie pytał na szczęście. Bo jak tu wytłumaczyć, że po raz kolejny płaczę bez powodu, od tak? No, nie da się.
Dzisiaj w pracy to samo. Na szczęście jakoś to opanowałam, żeby nie siać paniki, bo jeszcze by ktoś pomyślał, że coś się stało. A nie stało się nic. Zupełnie nic.
Okres mi się kończy więc to raczej nie to. Może to ta pogoda? Szaro, buro i ponuro. Słońca mi brakuje.


Zjadłam sobie dzisiaj jednego pączka imieninowego. Był pyszny. Raz na jakiś czas trzeba sobie życie osłodzić. Poza tym dzisiejszym wybrykiem dietka idzie mi ładnie. Ćwiczenia też.
Po pracy zrobiłam 25 min Skalpela. Nie lubię tego typu ćwiczeń, bo mnie nudzą, a teksty typu: dasz radę, jestem z Ciebie dumna, wytrzymaj, sprawiają, że mam ochotę się śmiać. Dlatego uwielbiam zumbę, bo tam cały czas coś się dzieje i zmienia. Dzisiaj jednak postawiłam na modelowanie więc padło na Ewkę. Jutro mam 1,5 h WF więc kolejne kalorie zostaną spalone. I bardzo dobrze, bo latem zamierzam śmigać w bikini bez zbędnego tłuszczu i wystających boczków. Chyba, że z Pią zmajstrujemy ślicznego bobaska, wtedy bikini odłożę na rok kolejny.


Dzisiejsze meni:
7.00 Owsianka na bogato - z bananem, kiwi, suszonymi śliwkami, połową łyżeczki masła orzechowego (sama robiłam)
11.00 pączek
13.30 makaron ze szpinakiem
16.00 Jogurt naturalny z ziarnami Danone
przed 19.00 dwie pyrki na parze i 3 małe klopsiki z sosem pomidorowym (wytworu mojej mamusi)


Oprócz drogi szerokiej, oprócz góry wysokiej
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba
Oprócz słońca złotego, oprócz wiatru mocnego
Oprócz kawałka chleba, oprócz błękitu nieba

28 listopada 2012 , Skomentuj

Moje ramiona są straszne, skóra na nich wisi i są pokryte rozstępami. Muszę ostro nad nimi popracować i dlatego zakupiłam dwa hantelki 1,5 kg. Odpaliłam na YT filmik z panem w seksowanych pasiastych spodenkach i chciałam ćwiczyć. Po minucie skapitulowałam - te ćwiczenia są strasznie nudne, włączyłam w tv Eskę wzięłam hantelki i urządziłam sobie w pokoju zumbę. Po 18 minutach wymachiwania rękami ledwo piszę na klawiaturze. Ale jestem zadowolona z siebie - zawsze to jakaś aktywność fizyczna. Jutro mam godzinę zumby dynamic więc kolejny dzień z ćwiczeniami na plus będzie. Może uda mi się w końcu zjechać wagowo chociaż troszkę.

Dzisiaj w pracy korzystając z chwili wytchnienia szukałam fajnych przepisów, żeby urozmaicić swoje posiłki i muszę Wam się pochwalić, że znalazłam kilka perełek, które bez problemu można jeść na ciepło i na zimno więc nie będę miała problemu ze zjadaniem pseudoobiadów w pracy. Tylko muszę pomyśleć jak niektóre z nich odchudzić. Na pewno się Wam pochwalę.

Też nie miałyście dzisiaj ochoty na jedzenie?

Moje meni:
7.00 2 kanapki z chleba orkiszowego z twarożkiem wymieszanym z pomidorem i ogórkiem
12.00 Fantazja truskawkowa
15.30 jogurt naturalny 0 % z kiwi i bananem
18.30 sałatka z pomidorem, ogórkiem, sałatą i serkiem wiejskim lekkim

Dużo herbaty i dużo kawy

A teraz zabieram się za pisanie tej cholernej pracy zaliczeniowej.


Chcę pozbierać z sobą myśli,
słyszeć bicie naszych serc,
widzieć, ile szczęścia w sobie,
kryje każda mała rzecz.


26 listopada 2012 , Komentarze (2)

Waga bez zmian. Ryczeć się chce.

Dzisiejszy dzień ogólnie jest do bani. Powinnam dostać okres i boli mnie brzuch, bolą mnie piersi, boli mnie kręgosłup. Najchętniej bym się położyła przykryła kołderką i spała. A tu praca semestralna z polityki społecznej czeka. W ogóle co to za kretyński pomysł, żeby na pedagogice był przedmiot taki jak polityka społeczna?! A najgorsze jest to, że jaśnie pan profesor myśli, że jego przedmiot jest najważniejszy na tym kierunku i postawił sobie takie wymagania, że głowa boli. No cóż, trzeba będzie napisać tę pracę na kilkadziesiąt stron na temat zwalczania bezrobocia a Polsce.
 Może coś wiecie na ten temat? :)


A tu obiecany przepis na zupę bananową na ostro. Przepis pochodzi z książki M. Bardadyna "Odchudzająca książka kucharska wg diety strukturalnej". Przepis odrobinę zmodyfikowałam. Zupa jest pyszna i zapycha na długo.

8 bananów
pół opakowania jogurtu naturalnego małego
1 cebula
papryczka chilli
1 litr bulionu warzywnego (u mnie kostka warzywna rozbełtana w wodzie)
pół szklanki mleka
1 łyżka oliwy
1 łyżeczka ostrej papryki (opcjonalnie
)

Cebulę pokroić podsmażyć na oleju, dodać pokrojone banany, papryczkę chilli, chwilę dusić pod przykryciem. Dodać bulion gotować ok 20 min. Na końcu dodać jogurt. Potraktować blenderem by uzyskać kremową konsystencję. W razie potrzeby rozcieńczyć mlekiem.



W weekend robiłam też masło orzechowo-migdałowe  i wyszło równie pyszne jak zupa bananowa. Jutro wykorzystam je do zrobienia koktajlu z główne strony Vi. Zdjęcia niestety nie mam, ale przepis jest banalnie prosty. Bierzemy 200 g orzeszków ziemnych, 200 g płatków migdałowych wszystko wrzucamy do blendera.




Już nie czekam
Już nie trwonię mych dni na żal


25 listopada 2012 , Komentarze (5)

Ostatnio  naszła mnie pewna refleksja na temat naszego pięknego języka polskiego. Otóż jadąc w piątek do domu w radiu jakiś dziennikarz rozmawiał z panią profesor (tak ją przedstawiono), która jest posłanką PO. Rozmowa dotyczyła tych 300 miliardów, które nasz premier chciał wyciągnąć z UE, ale niestety nie udało mu się. I co na to wszystko pani profesor? Stwierdziła, że zarówno są PLUSY DODATNIE I PLUSY UJEMNE tej sytuacji. Jak to usłyszałam myślałam, że padnę. Jak może być plus dodatni? nie wspominając już o plusie ujemnym. To jak cofać się w tył, albo smarować chleb masłem maślanym. A później się dziwimy, że tylu analfabetów jest wśród nas. Poszłem, przyszłem, wziąść, włanczać, wyłanczać to błędy, które popełniane są notorycznie. Może czasem warto pomyśleć, a nie mówić co ślina na język przyniesie?


Wczoraj ugotowałam zupę bananową na ostro i zrobiłam masło orzechowo - migdałowe. Przepisy i fotki dodam jak wrócę do Poznania, bo aparat się rozładował, a nie wzięłam ładowarki. 
Wczoraj nagrzeszyłam, a dziś mam wyrzuty sumienia. Po spektaklu wybraliśmy się ze znajomymi na piwo i pizzę, zjadłam też kilka cukierków i pasek gorzkiej czekolady. Mam nadzieję, że waga będzie dla mnie jutro łaskawa. Na dodatek mam PMSa. Wszystko mnie wkurza, cały czas się kłócę z Pią, nawet pies mnie irytuje, bo chce żebym go głaskała. Jutro mam nadzieję, że dostanę @ i wszystko wróci do normy. Oby.


Tyle na dzisiaj, muszę pomóc mamie, bo szykuje nam wielką wałówkę do Poznania.

Buziaki, wasza KzA.


 I ni­by nie pi­saliśmy o niczym ważnym, ale pod­no­sił mi się po­ziom en­dorfin we krwi, kiedy widziałam jak świeci się okien­ko w te­lefo­nie, gdy przyszedł sms od Ciebie. 

22 listopada 2012 , Komentarze (3)

Czy ta szklana małpa kiedyś się nade mną zlituje i pokaże chociaż 200 gram mniej!? Niech pokaże cokolwiek poniżej 74,1kg!  Taki pleonazm przyszedł mi nawet do głowy: niech spadnie w dół natychmiast! Żądam tego i wymagam! Bo jak nie to nie ręczę za siebie.
Dieta - jest jak bum cyk cyk, ćwiczyłam we wtorek i dzisiaj ponad godzinę, dużo chodzę i nic. Ni wte, ni wewte. Dajcie mi sznur!

Jutro jedziemy do Ostrowa. Tęsknię za rodzicami, za przyjaciółmi, za wszystkim co związane jest z tym miastem. Mam wielki sentyment do niego. W sobotę jedziemy do Kalisza do teatru, później pewnie znajomi wpadną na kawkę lub drinka. Umówiłam się też do kosmetyczki i może wyskoczę na jakieś zakupy ubraniowe. Muszę też odwiedzić mojego chrześniaka, bo ze  względów logistycznych Św. Mikołaj przyniósł mi dla niego prezent już w listopadzie.
Będę cały czas w ruchu więc może uda mi się uniknąć podjadania pyszności jakie zrobi Mama. Oby tak było.


Dzisiejsze meni:
7.00 Tost z żółtym serem, polędwicą drobiową, keczupem, kawa z mlekiem
ok.10.00 Grzesiek bez czekolady (1,5 tygodnia nie jadłam niczego słodkiego dzisiaj nie wytrzymałam po porannym ważeniu)
ok.12.00 kanapka z polędwicą drobiową żółtym serem, szklanka soku marchewkowego
15.00 2 duże łyżki serka Emilki 0% z wiórkami kokosowymi, jogurt pitny truskawkowy 0%
18.00 dwie małe parówki, tost z serem
po zumbie ok. 20.20 pół szklanki mleka, pół ananasa
Meni ubogie, ale z racji ,że jutro wyjeżdżamy, trzeba wyjeść to co zalega w lodówce. Nie zamierzam wyrzucać jedzenia.


Z aktywności fizycznej: zumba :D

Ps. cały czas nie byłam u fryzjera i wyglądam jak lama.




Niech stanie się tak, jak gdyby nigdy nic nie było