Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

W związku małżeńskim od 4 lat. Z kilogramami walczę od dłuższego czasu. 23.10.2013 urodził się mój synek Filip, który będzie moją największą motywacją w dążeniu do wyznaczonego celu. Przecież musi mieć super, fit mamusię :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 107167
Komentarzy: 1575
Założony: 3 kwietnia 2011
Ostatni wpis: 2 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
kikizafryki

kobieta, 38 lat, Poznań

165 cm, 85.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 listopada 2012 , Komentarze (2)

Waga bez zmian! Ja chyba w ogóle przestanę jeść i zacznę żyć powietrzem może wtedy te kilogramy zaczną spadać. Już nie wiem co jeść, jak jeść, z czym jeść, czego nie jeść. Porażka jak dzisiejsza przegrana Lecha z Legią.

Dzisiejszy dzień spędzony na uczelni przyczynił się do tego, że zajadałam się głównie bułkami. Zjadłam dwie z sałatą, pomidorem, żółtym serem i polędwicą drobiową. Po powrocie do domu miałam przygotowaną miseczkę wczorajszej zupy i trochę spagetti.

Na jutrzejszy dzień do pracy przygotowałam sobie kilka zwijasków z sałaty i Emilki 0% pomieszanej z pomidorem. Zastanawiam się co jeszcze mogę wziąć, żeby było dobre, pożywne i dietetyczne. Muszę poszperać w waszych pamiętnikach i poszukać inspiracji.

Z wtorku na środę ma nocować u nas kumpel Pią. Nie wiem jak to przeżyję, bo za bardzo za nim nie przepadam, ba w ogóle za nim nie przepadam.

Tyle na dzisiaj.
Zobaczcie co dzisiaj stworzyłam na zajęciach ze sztuki:





Ciało i rozum w permanentnej niezgodzie,
Wiecznie przeciwko sobie,
Wiecznie jak armie wrogie.
Wiecznie przeciwko sobie,
Wiecznieeeeee!

17 listopada 2012 , Komentarze (3)

Dlaczego nie chudnę? Rano weszłam na wagę - bez zmian.  Dietę trzymam, staram się ćwiczyć co najmniej dwa razy w tygodniu (w ubiegłym z przyczyn niezależnych ode mnie) mi nie wyszło, ale z przeważnie te minimum dwa razy zaliczam. Może ja źle dobieram posiłki? Może jem nie to co powinnam?
Powiem tak, ciepły posiłek mam możliwość zjeść dwa razy dziennie - rano na śniadanie i ok. godziny 18.15 na obiadokolację. W pracy nie mam na to szans więc jem zwykle kanapki, jogurty, owoce...
Co mam zmienić? Jeśli macie dla mnie jakieś cenne rady proszę o sugestię, będę wdzięczna.

Dzisiaj byłam na uczelni więc w przerwie jadłam kanapki z białym serem i szynką drobiową - sztuk dwie ok. godziny 11.00 i 16.00 w międzyczasie wypiłam jogurt 0% i kawę z mlekiem z automatu (nie cierpię takich kaw!). Po powrocie o 18 Pią zaserwował mi zupkę krem z warzyw z przewagą brokuła. Pycha!

Dzisiaj krótko i na temat. Jestem zbyt zmęczona aby myśleć o czymkolwiek.



Ps. Szukam noclegu w Poznaniu z wtorku na środę ;)

Była tak zmęczo­na i zmar­twiona, że umysł od­ma­wiał jej posłuszeństwa. Tak nap­rawdę miała te­raz ochotę zniknąć. Zaszyć się gdzieś w kącie, przyk­ryć czar­nym ko­cem i zasnąć, za­tykając uszy pal­ca­mi. Zniknąć po pros­tu i nie widzieć te­go wszys­tkiego.

 

16 listopada 2012 , Komentarze (6)

Wczoraj myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Od rana mój telefon nie przestawał dzwonić. Miłe Panie telemarketerki próbowały mi sprzedać najpierw kurs językowy tańszy o 1200 zł (wyobrażacie sobie?!),  a później chciano mnie namówić na zmianę operatora telefonicznego. Jak już limit ofert dla mojej osoby się wyczerpał, co chwilę dostawałam smsy: od mamy, od Pią, od jednej koleżanki, od drugiej, od przyjaciela N, a to kolega z pracy zadzwonił, bo nie mógł się dodzwonić do biura, a to wygrałam 30 tysięcy i jeszcze ich nie odebrałam ... Wariactwo.
O 14.00 dnia wczorajszego wyłączyłam telefon. Usiadłam wygodnie w swoim biurowym fotelu, wzięłam się w garść, zamówiłam sobie piękne buty ( KLIK ) i pomyślałam co zrobić żeby było lepiej. I wymyśliłam! Zarezerwowałam na przyszłą sobotę bilety do teatru. Dla mnie i dla Pią. Spektakl o intrygującym tytule "Szalone nożyczki" grany w teatrze w Kaliszu,więc będzie to również pretekst do wizyty w Ostrowie. Tak, to sobie sprytnie wymyśliłam.
Pią jak usłyszał, że teatr, że Kalisz, że bilety kupione to prawie padł na atak serca.
- Jak to teatr? Dlaczego nie kino?, albo hulanki i swawole?
Musiałam wytłumaczyć temu osobnikowi, że czasem człowiek do teatru pójść musi, że obcowanie z kulturą w dzisiejszych czasach jest niezwykle ważne, zważywszy na fakt, że wokół nas pełno chamstwa i prostactwa.
Już dzisiaj Pią jest oswojony z myślą o wizycie w teatrze, nawet zaplanował kupno marynarki.

Spędzimy razem czas, myślę, że może być fajnie.

A teraz dieta i ćwiczenia. Dieta jest ćwiczeń nie ma. Wczoraj miała być zumba, ale nie było, bo szanowny pan lekarz do którego byłam zapisana na 17.30 spóźnił się tylko 45 min i niestety nie było mi dane dojechać na zumbunię :(

Dzisiejsze meni:

7.00 owsianka z banem
11.30 kanapka z twarożkiem i pomidorem
13.30 serek homo owoce leśne 0% (z Biedrony)
15.30 jabłko
trochę po 18.00 spaghetti
A teraz siedzę i piję herbatkę.




Już nie czekam, już nie trwonię mych dni na żal
Jestem pewna trzeźwym okiem dziś widzę jak
...

14 listopada 2012 , Komentarze (2)

Boże, co za dzień! Beznadziejny!
Zaczęło się wszystko od tego, że nie wygrałam licytacji przepięknych bucików. A tak chciałam je mieć! Wyobrażałam je sobie na moich boskich stopkach i komponowałam z moimi najlepszymi ciuchami. Ba, zaczęłam szukać do nich nawet torebki. Ale ich nie mam, bo jakaś zołza (albo zołz) mnie przelicytowała. Niech to szlag!


Wczoraj pisałam o dzisiejszej wizycie u chirurga naczyniowego. Pomyliłam się. Wizyta jest jutro, bo czwartek jest jutro, a dzisiaj jest środa - nie czwartek. Luz. Pani w przychodni dziwnie na mnie popatrzyła, Pią się zaczął śmiać, a ja stwierdziłam, że już koniec dnia więc nie ma co się denerwować, bo gorzej nie będzie. A jednak. Na przeciwko przychodni był mały sklepik z ciuchami, a że było kilka minut przed 18 wzięłam w ciemno dwie koszule na krótki rękaw. Humor poprawił mi się na chwilę. Numeracja jakaś nie taka musi być, bo w domu po przymierzeniu okazało się, że się w cyckach nie dopinam.
Pią ryczy ze śmiechu. Niech mu będzie na zdrowie, bo mi to się chce ryczeć, ale z własnego roztargnienia. Bluzki mi się podobają i ich nie oddam. Schudnę. W 2013 roku, w styczniu zamierzam je ubrać. Taki mam plan.


Przez beznadziejność dnia dzisiejszego jeść mi się nie chciało w ogóle, wręcz wmuszałam w siebie to, co sobie przygotowałam. Na obiadokolacje zjadłam warzywa na patelnie z ryżem, niby nie dużo, ale czuję się jakaś napchana. Zaraz pęknę.

U fryzjera nie byłam i dalej wyglądam jak ta lama (nie mylić z Dalajlamą) i wyglądać tak będę minimum do przyszłego tygodnia, bo w tym moja fryzjerka już czasu nie ma. Fakt, koledzy z pracy chcieli mi pomóc i skrócić mi grzywkę, jeden miał już nawet w ręku nożyczki, ale obawiam się, że po tym zabiegu pozostałoby mi tylko zmienić fryzurę na Kojaka. W dłuższych mi lepiej. Zdecydowanie.


Kończę mój dzisiejszy wywód i idę spać. Jutro musi być lepszy dzień!

Ps. A telefon milczy.


Makijaż jak zawsze, by ślady łez zatrzeć, niech nie widzą, że płacze.
Powieki są po to żeby nie patrzeć, jak odchodzisz na zawsze

13 listopada 2012 , Komentarze (2)


Chyba oszalałam. Nie, nie chyba. Na pewno oszalałam. Zwariowałam, zgłupiałam, ześwirowałam i zdurniałam.
Poproszę kaftan, najlepiej niebieski w różowe kwiatki.


Co do dążenia do pięknej i zgrabnej sylwetki - planowanie jest fajne. Dzięki wcześniej przygotowanym posiłkom, kontroluję co jem i ile jem. Dzisiaj do pracy wzięłam sobie taki zestaw:


Jabłko, w buteleczce jest koktajl z mleka, banana, suszonej śliwki, a  w pudełeczku sałatka z pomidora, ogórka, trochę Camemberta.

Na śniadanie były dwie skibki chlebka z twarożkiem i pomidorem, a na kolacje pizza pełnoziarnista ze szpinakiem, pieczarkami, groszkiem, kukurydzą i odrobiną sera. Czuję się syta, ale nie obżarta i chyba o to chodzi. Jedynym grzechem były podjedzone suszone śliwki ok. 4 sztuk gdzieś między obiadem a zumbą ;)

Posiłki do pracy na jutro już mam naszykowane, a co do obiadu albo będą to kopytka albo nic nie będzie - zależy o której wrócę od chirurga naczyniowego. Może ten jeden zaradzi coś na moje pękające naczynka.

I jeszcze jedno, koniecznie muszę wybrać się do fryzjera zrobić coś z grzywką, bo obecnie wyglądam mniej więcej tak:

Tylko brody nie mam




Nic nie może przecież wiecznie trwać...

8 listopada 2012 , Komentarze (1)

Drugi dzień bez kawy. Ledwo żyję, już wiem jak czuje się nałogowiec na detoksie.
Z moim żołądkiem już lepiej, chociaż muszę zmuszać się do jedzenia. Dzisiaj w ciągu 8 godzin zjadłam jedną kanapkę, wypiłam chyba z litr herbaty miętowej i z dwa litry coca-coli. Nienawidzę coca-coli, ale tylko ją mój żołądek toleruje i nie chce jej zwrócić.
To nie zatrucie. To przeciążenie ciała ćwiczeniami. W poniedziałek dałam sobie niezły wycisk, we wtorek również, a jeszcze codziennie rano robię min. 200 brzuszków. Ciało nie przyzwyczajone zaczęło się buntować naciągnięciem mięśni.
Na szczęście zostałam otoczona wspaniałą opieką - w pracy mi dali święty spokój, Pią co chwilę dzwonił jak się czuję, mama zresztą też.

Dzisiaj zumbę odpuszczam, nie jestem w stanie chodzić, a co dopiero skakać. Mam nadzieję, że jutro już będzie dobrze.

A tymczasem idę jeść ziemniaka w ziołach zrobionego na parze. Pią mi każe.

I ten je­den piep­rzo­ny sms, który może uszczęśli­wić lub za­walić dzień. 



Ps. Kolejny dzień bez wiadomości.

7 listopada 2012 , Komentarze (4)

Dzisiaj obudziłam się o 4 nad ranem i nie potrafiłam dalej zasnąć. Wierciłam się, przekładałam z boku na bok, aż w końcu nastała godzina 6.30 i podniosłam się z łóżka. Poranna kawa mi nie smakowała i to nie był dobry znak. Zjadłam śniadanko i poczułam, że mi niedobrze. W pracy wypiłam miętkę - jedną, drugą, zjadłam drugie śniadanie i się zaczęło. Straszny ból brzucha, co chwilę miało mi się na wymioty. Bałam się ruszyć, żeby nie zwymiotować, bolało mnie całe ciało. Na dodatek nie mogłam się zwolnić do domu, bo ktoś biurem kierować musiał, a osoba z którą się zastępujemy jest na L4.
Teraz jestem już w domku, wypiłam dwie szklanki coca-coli i czuję, że żołądek zaczyna mi pracować. W pracy wypiłam chyba z 4 herbaty miętowe, przegotowaną letnią wodę i nic. Dopiero ta cholerna cola, której nie lubię zaczyna skutkować.

Pią jest taki kochany, każe mi leżeć, co chwilę pyta czy jest mi lepiej, czy czegoś nie potrzebuję.

W planach miałam dzisiaj bieganie ale sobie odpuszczę. Nie dałabym rady przebiec 10 metrów, a jutro mam swoją ulubioną zumbę i mam zamiar być zdrowa.

Dzisiaj zjedzone:
razem wszystkiego 3 kanapki z pomidorem, serem żółtym, sałatą i ogórkiem. Głównie na śniadanie i II śniadanie.
Płynów przyjęłam bardzo dużo.
Co do aktywności fizycznej - rano 200 brzuszków.

Tymczasem idę wtulić się w poduszkę, może uda mi się zasnąć.

Zakazany owoc śmieje się nad moją głową
Póki żyje sobie, żyje słodkie tabu.
Zakazany owoc dobrze że go masz nad głową
Zerwiesz go, posmutnieje świat.

Ps. Kolejny dzień  - nie napisał.

6 listopada 2012 , Komentarze (2)

Kolejny dzień na plus. Mam nadzieję, że niedługo założę te wymarzone krótkie spodenki. Bardzo mi się podoba stylizacja, gdzie na kryjące rajstopy zakłada się krótkie spodenki, do tego szpilki i luźna bluzeczka. Chciałabym tak iść ubrana na imprezę, najlepiej jeszcze w grudniu.

Dzisiejsze meni:

7.00 dwie kanapeczki z sałatą, żółtym serem, pomidorem, jajkiem, ogórkiem
11.00 jabłko
13.00 jogurt pitny żurawinowy z milko
16.00 mały serek homo naturalny
18.00 szklanka soku pomidorowego
20.00 mała miseczka leczo (wybrałam z niego kiełbasę)

Aktywność fizyczna
200 brzuszków rano
ponad godzina zumby ! I love it!


Po wczorajszym bieganiu mam zakwasy na całym ciele. Szczerze mówiąc, myślałam, że na zumbie nie dam rady trzymać tempa, ale ja to, tak uwielbiam, że momentalnie przestało mnie wszystko boleć.

Jeśli chce się być szczęśli­wym, nie wol­no gme­rać w pamięci.


Ps. Dzisiaj też nie napisał.

5 listopada 2012 , Komentarze (4)

Dzisiejszy dzień mogę zdecydowanie zaliczyć do udanych. Po kilku dniach spędzonych u mamy dzisiaj nie chciało mi się w ogóle jeść. Jednak zgodnie z zasadą mało, a częściej zjadłam 5 posiłków.

Meni:
7.00 3 małe skibki chleba z serem żółtym, pomidorem, ogórkiem
11.30 trochę suszonych jabłek
13.00 serek wiejski lekki
16.00 jogurt pitny Danone truskawkowy
17.30 10 małych klusek szarych, ogórki z kurkumą (mamusia porobiła do słoiczków, pycha!!!)

Aktywność fizyczna również dobrze:
25 min biegania
200 brzuszków rano
200 brzuszków wieczorem
po 20 brzuszków skrętnych
40 pompek przy ścianie
10 unoszeń nóg (ćw. na dolną partię brzucha)
po 10 unoszeń 3,5 kilowego ciężarka na każdą rękę

A jutro zumba!

Myślałam dzisiaj nad zapisaniem się do dietetyka. Poświęciłam chwilę, poszperałam w Internecie i jak zobaczyłam ile trzeba wydać pieniędzy na taką wizytę i na ułożenie diety to sobie odpuściłam. Jakbym zainwestowała w takie wizyty, nie byłoby mnie stać na zakupienie produktów. Mój Pią skończył kilka lat temu policealne studium na kierunku dietetyka, ale niestety po szkole nic nie robił w tym kierunku i diety mi nie ułoży, bo twierdzi, że mógłby mi zaszkodzić, a nie pomóc. Aż ryczeć się chce! Namawiałam go, żeby coś zrobił w tym kierunku, bo to bardzo opłacalny zawód, ale on nie chce, bo go to nie interesuje. Zmuszać go nie będę.
Postanowiłam, że po wypłacie wykupię dietę na Vi. Myślę o Smacznie Dopasowanej - jak macie jakieś doświadczenia z tą dietą, proszę podzielcie się opiniami.


Poza tym ktoś miał dzisiaj do mnie napisać sms. Nie napisał.

Tyle na dziś. Trzymajcie się ciepło i dietetycznie.
Wasza
KzA


Co może przyjść - tego nigdy nie wiesz
Za całe zło przestań winić siebie
Wiarę masz, siłę masz, by zmienić to!

4 listopada 2012 , Komentarze (5)

Jestem już w Poznaniu, ciekawe o ile cięższa - jutro się okaże. Od jutra zaczynam ostro walczyć o swoją figurę. Toleruję siebie w ubraniu, ale jak tylko w bieliźnie stanę przed lustrem chce mi się ryczeć. Masakra! Moje marzenie: założyć krótkie spodenki i wyglądać w nich seksi. Muszę też coś zrobić z rękami, mam je bardzo grube i wiszące. Jak znacie jakieś ćwiczenia, to piszcie.

Razem ze mną do Poznania przyjechała wałówka od mojej mamy w postaci: sałatki, mięs, klusek szarych, kopytek, lecza, bigosu .... i jeszcze to:



Cały słoik suszonych jabłek. Będę miała alternatywę do mężowych orzeszków, chipsów i innych świństw. Jabłuszka z ogródka moich rodziców, suszone przez mamę, także wiem co jem!


Poza tymi wszystkimi jedzeniowymi, ćwiczeniowymi postanowieniami muszę się Wam pochwalić, że weekend był cudny.



Zjawił się w moim życiu za późno ? myślała. ? O jedną obietnicę za późno.