Dalej walczymy z kuchnią. Właściwie to już nie walka tylko bardzo przyjemne czynności-urządzanie, dekorowanie. Już koniec widać. Problem jest z malowaniem mebli, bo strasznie wolno schną. Kupiłam podstawkę pod łyżkę z Bolesławca. Mają cudne rzeczy, ale nie zaszaleje raczej, bo wszystko delikatne, a u mnie przecież wszędobylskie koty. Jeśli więc już ceramikę kupuje to raczej tańszą. Domek dopiero chce kupić...Podobny pamiętam z dzieciństwa. Miałam tez taki po mamie Krzyśka, ale koty zniszczyły.
Wczoraj delektowałam się nalewką z róży. Wypiłam dwa kieliszki. Jest doskonała. Ja robię słabe, bo na wódce. W tym roku tez muszę z owoców róży zrobić. Ostatnio piję bardzo rzadko. Praktycznie przestałam pić piwo bez soku. Nie pije tez win ze sklepu. Są mi cierpkie, gorzkie, kwaśne. Myślę o zrobieniu swojego wina, ale najpierw balon muszę kupić. Taki na 5 litrów. Teraz piję tylko nalewki i ajerkoniaki w tym smakowe. Wódki nie piję i nie piłam. Lubię alkohole słodkie.
Menu: zupa z ogórków świeżych i tuńczyka, szczawiowa z jajkiem, pomidorowa z ryżem i ziemniakami. Z diety jestem bardzo zadowolona. Jeszcze trochę i gdy waga spadnie troszkę poniżej 95 kg to już powiem sobie, że ważę ponad 90 kg, a nie prawie sto.:)