Wczoraj zrobiłam przymiarkę do felietonu. Temat wybrałam mi bliski i coś wyszło. Tylko czy to na pewno felieton to nie wiem. Muszę jeszcze nad tekstem posiedzieć. Mam czas.
Stary kot
Umrzeć tego się nie robi kotu te słowa z wiersza Wisławy Szymborskiej stanęły mi przed oczami gdy wczoraj przeczytałam na Facebooku o kolejnej zwierzęcej tragedii. Wzmianka mną wstrząsnęła jak zawsze. Kolejny kot po śmierci schorowanej, wiekowej opiekunki został przez rodzinę wystawiony z legowiskiem na ulicę. W mieszkaniu po babci nie znalazło się dla niego miejsce. Mieszkanie trzeba było szybko sprzedać, a kot jak niepotrzebny mebel wylądował na śmietniku. Nikt z rodziny go nie wziął i domu nie zapewnił. Ponoć nikt nie mógł. Przyczyny były różne- groźne psy, zazdrosne koty i alergia u dziecka, a także prozaiczne- nowe meble ze skóry, a kot przecież drapie. Zresztą powód nie jest ważny. Każdy był dobry. To nieważne, że zmarła babcia kota kochała ponad wszystko, że uratowała mu życie i chciała by w spokoju przeżył swoje. To nieważne, że kot był rozpieszczony, dworu nie znał i że sobie na dworze nie poradzi. To nieważne, że jest zimno. Nic nie jest ważne. Kot musiał zniknąć z mieszkania i nikt sobie nie zadał trudu by znaleźć mu inny dom. To przecież tylko kot. W dodatku zwykły pręgowany, nierasowy i stary.
Miał co prawda trochę szczęścia w nieszczęściu, bo dobra dusza go dokarmiała, a nawet zawiozła do schroniska, gdy go dzikie koty pokaleczyły. Teraz tkwi wciśnięty w róg klatki w schronisku, przerażony i drżący i wielkimi oczami śledzi ruch w pobliżu. Boi się oddychać. Wszystko budzi strach- koty wokół i szczekanie psów. Nie zna tego. Został przygarnięty jako malutki kotek. Opiekunka uratowała go, gdy ktoś bardzo mądry i zapobiegliwy w swoim mniemaniu chciał go utopić tuż po urodzeniu, bo przecież poród u kotki to kłopot, a sterylizacja to niepotrzebny wydatek. Żył sobie w spokoju w ciszy. Miał swoją poduszę, swoją miseczkę, swoje kolana do wylegiwania się i ręce do głaskania. Teraz nie ma nic nawet ciszy i spokoju. Co z nim dalej będzie łatwo przewidzieć. Jeśli będzie miał szczęście i zdobędzie czyjeś serce, trafi do kolejnego domu i będzie żył dalej. Jeśli nie, będzie męczył się w schronisku i któregoś dnia odejdzie w samotności, niekochany i opuszczony. Może też odejść szybko z powodu chorób, które w schroniskach się szerzą. Może odejść bardzo szybko, bo na razie nic nie je, jakby chciał zniknąć, zapaść się pod ziemię, byle nie cierpieć.
Czy znajdzie dom? Raczej wątpię. Tych dobrych dusz wrażliwych na krzywdę i z wielkim sercem nie ma aż tak dużo i zwykle są zakocone po same uszy. Jeśli chodzi o zwykłych zjadaczy chleba to oni też czasem w schronisku bywają ale kocia konkurencja wokół jest poważna. Są koty w typie rasy, po które ustawiają się kolejki. Tak jakby uroda czy puszysta sierść, wyzwalała w ludziach pokłady miłości. Są koty ciekawie umaszczone, czyli białe, marmurki, szylkretki. Te też dom łatwiej znajdują. Wreszcie są urocze kocięta. Na co komu zwykły, starszy kot o przeciętnej urodzie? To nieistotne, że on też ma serce i też potrafi kochać. To nieważne, że to właśnie on w tej chwili domu najbardziej potrzebuje.
A przecież wystarczyło by ktoś ze spadkobierców opiekunki zechciał otworzyć serce i spojrzeć na biedne zwierzę łaskawie. Kot to nie rzecz i potrafi być wdzięczny, a tak prawdopodobnie straci życie zapomniany i niewidoczny.