Prawie weekend. Już od dawna nie siedziałam sama w sobotę po południu. Jutro będę siedzieć, bo Krzysiek idzie do pracy. Tym samym całkowity odpoczynek, przy zamkniętej furtce będzie tylko w niedzielę. Dziś mam zamiar więcej podziałać artystycznie. Znalazłam wczoraj szkatułkę do roboty i serwetkę z kotami. Może zrobię na następny bazarek. Mam też jeszcze chustecznik i kilka par kolczyków oraz serwetnik. Trzeba by zamówić może zawieszki, magnesy, breloczki i serwetki z kotami. Sporo bazarków kocich jest ostatnio organizowanych. Niedługo ruszą też z kopyta sterylizacje kotek wolnożyjących. To bardzo pożyteczne akcje, bo dzięki nim kotów bezpańskich będzie mniej. Powoli te akcje docierają także na wsie. Tam nikt nie czuje potrzeby, żeby koty sterylizować. Kotki rodzą miot za miotem, kociętami nikt się nie przejmuje i często giną. Czasami z głodu. Zabijają je też choroby. Dla mnie to jest bardzo przykre, że nic więcej nie jestem w stanie zdziałać poza wysyłaniem fantów na bazarki i czasami paru groszy dla jakiś bied. Gdybym była zdrowsza, bardziej energiczna albo młodsza może bym założyła jakąś fundację kocią albo coś tego typu. Na lokal bym mogła przeznaczyć część mojego domu. Wtedy by można było zdziałać więcej. No ale cóż jest jak jest, ale mnie to boli...
Pierwsze wymęczone jajko. Wyszło okropnie, a na zdjęciu szczególnie... Srebrna pasta postarzająca i perełki wyszły jak siwe. Muszę kupić konturówki lepsze gatunkowo... Ech te zdjęcia... Robię następne jajka i mam nadzieję, ze wyjdą lepsze. Zdjęcia też, ale to trochę od pogody zależy, bo te robione na dworze są lepsze...
A na koniec kartki malowane akwarelami. Zdjęcia oczywiście kiepskie. Maki już sprzedane...
Nie wiem jak sobie poradzić z robieniem zdjęć. Gdybym chciała na większą skalę sprzedawać swoje wyroby powinnam chyba popracować na tym tematem, bo na razie prace tracą cały urok, ale jak? Dla mnie to czarna magia i wcale mnie do tego nie ciągnie...