Niedziela. Miało być ognisko i pieczenie kiełbasek zamiast obiadu, ale raczej nic z tego, bo coś pochmurno jest i deszcz wisi w powietrzu. Trzeba chyba będzie jednak obiad jakiś zrobić. Nie bardzo mi się chce pichcić odkąd jestem na diecie i muszę uważać na to co jem. Krzyśkowi i tak wszystko jedno co ugotuję i tak zje wszystko. Mogę przesolić, albo i przypalić, a on i tak zje. Dobrze, że taki jest, bo gdyby był wybredny i wymagał dwóch dań gorzej by było.
Dziś kupiłam sobie dwie książki z dziedziny malowania akwarelami. Ciekawe co będą warte, bo te kupowane przez internet, bez wcześniejszego przejrzenia, nie zawsze są wartościowe dla mnie. Kuszą mnie jeszcze dwie. Jedna z malowania akwarelami i druga o pejzażach. Zobaczymy...
Po południu będę malować akwarelami. Może jakiś pejzażyk i dalsze szkolenie się w malowaniu drzew. Moze wreszcie odważę się na namalowanie brzóz i drzewa w jesiennej szacie z użyciem płynu maskującego.
Waga bez zmian. Dziś pewnie podskoczy, bo będzie ciasto z rabarbarem...