Krzysiek poszedł do pracy, a mnie brakuje go w domu. Lubię gdy jest. Do emerytury około póltora roku. Zleci szybko. Będzie mniej pieniędzy, ale za to będzie Krzysiek w domu.
Z diety niby powinnam wyjść, ale waga nadal spada albo się waha. No i nie wiem co robić. Kusi mnie by wypróbować nowy sposób na wychodzenie. Było by w jeden dzień około 600 kalorii, a w kolejny więcej. W te dni gdy więcej były by też strączki i trochę węglowodanów typu pieczywa, ziemniaka, makaronu, kaszy. Może waga by jeszcze coś spadła. Choćby kilogram. Ja bym się oczywiście nie pogniewała:). Wczoraj było więcej jedzenia, bo rocznica. Było też ciasto ze sliwkami na słodziku. Wyszło bardzo smaczne. Trzeba było przerobić przepis, bo nie tylko cukier ale i mniejsza tortownica. DZiś powinno być mniej jedzenia. Spróbuję chyba, bo motywację mam. Będzie wątróbka z pieczarkami i jogurtem. Do tego 1 ziemniak. Będzie jeszcze serek wiejski lub jajecznica.
Z grzybami problem, ale ususzyłam trochę pieczarek. Lubię suszone pieczarki.
S powinien przyjechać koło 16. Wcześniej chcę zrobić trochę porządku w sypialni. Jest do uprzątnięcia toaletka, szafeczka nocna i komoda z moimi ciuchami. Po południu chciałabym ustawić kratki pod winorośl z Krzyśkiem. Trzeba wcześniej winogrony przyciąć. To już zrobię ja. Ponoć kratki już idą. S nie będzie nic robić, bo przyjedzie padnięty.
Wreszcie chłodniejsze noce. Ja mam jednak okno nadal otwarte i nadal mi goraco. Mam 20 stopni w sypialni. Czekam na 15. Wtedy odetchnę i prześpię całą noc pod kołdrą. Na razie się odkrywam, rzucam, pocę. To męczy mnie i zwierzęta. Mikuś śpi pod kołdrą, a Rozunia na mnie.
Wczoraj po raz pierwszy odkąd zrobiło się ciepło była kąpiel w wannie. W lecie był prysznic. Przypomniałam sobie jak lubię kąpiele w wannie.