Wczoraj wydałam w dobre ręce część kwiatków. Zostało mi kilka. Sprzątnęłam drewno. Z Krzyśkiem zamknęliśmy okienka z piwnic i schowaliśmy węża. Krzysiek był w mieście, a rano zrobiliśmy zakupy warzyw. Teraz można kupować co 2 tygodnie. Kupiłam też pszenicę. Ptaki jedzą bardzo dużo. To całe stada wróbelków. Dziś Krzysiek idzie do pracy i ja postaram się sama coś ogarnąć. Może wreszcie poplewię, ale wątpię, bo pochmurno i wyjść z domu się nie chce.
W domu mam teraz ciepło. Rano włączam grzejnik, a później palę w piecu. Jest upał, bo dochodzi do 30 stopni. Tylko w pokoju dziennym, bo tutaj palę. W sypialni mam 15 stopni i to trochę za dużo dla mnie, bo sie odkrywam. Rozunia chyba marznie, bo się do mnie tuli całą noc, a Mikuś śpi pod kołdrą.
Plan dnia mam bardzo napięty, a tarot mi proponuje pomyśleć o marzeniach. To dobry czas na to. Ja teraz marzeń nie mam. Zyję pracą i obowiązkami. Chociaż przyjemności też sobie serwuję. Choćby kąpiel w pachnącej pianie. Przyjemność to palący się ogień w piecu- szum, trzaskanie gałązek, ciepło w plecy. To kontakt ze zwierzętami. Marzeń jednak nie mam.
Znowu jestem częściowo na diecie. Jem mniej i kłócę się z Krzyśkiem, bo mnie kusi jedzeniem.
Wczorajszy dzień był bardzo fajny i dziś miałam cudowną noc... Wyspałam się za cały tydzień...:)