Grupy

O mnie

> ROK 2018 < - lat 30 - jeden mąż - trójka dzieci - praca - studia - otyłość ... coś mi nie pasuje do ideału, więc czas TO zmienić :)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 137687
Komentarzy: 2626
Założony: 12 czerwca 2011
Ostatni wpis: 17 lutego 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
smoczyca1987

kobieta, 37 lat, Warszawa

170 cm, 88.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

7 lutego 2012 , Komentarze (10)

w dniu dzisiejszym czuję się dużo lepiej :) chociaż katar nadal nie odpuszcza - czyżbym powinna się do niego przyzwyczaić? nie ma co igrać ze zdrowiem, zwłaszcza w tak wyjątkowym stanie, dlatego chyba będę musiała opuścić zajęcia basenowe do przyjścia ocieplenia :( (karnet mam do 14 lutego, a później przepada mi jeszcze 6 wejść) albo porodu i rekonwalescencji :P zobaczymy co przyniesie los :P

poza tym dzisiaj zdecydowaliśmy się zjeść na mieście, bo musieliśmy zrobić zakupy i takie tam. nasz wybór lokalu padł na Pizza Hut. co tu dużo mówić - ciężko nam było wybrać cokolwiek, zwłaszcza że synu na każdorazowe moje spojrzenie na listę pizz dawał do zrozumienia, że ma na takową ochotę :P ale nie dałam się! razem z mężem zafundowaliśmy sobie bar sałatkowy - co synowi w brzuszku raczej się nie spodobało, bo podczas pierwszej (z dwóch) fazy jedzenia sałatki nie dawał spokoju mojemu żołądkowi :P Synu, pamiętaj! jeszcze kiedyś mi za to podziękujesz! :P

i tutaj muszę się pochwalić, że pierwszy raz zjadłam specjały z baru sałatkowego bez dodatkowego sosu!! :)) pomimo tego, że sos 1000 wysp tak na mnie patrzył!! AAA! :D aż mąż był w szoku jak tę sałatę tak twardo jadłam bez żadnego zbędnego kalorycznego dodatku :)) co więcej, jako nowy dodatek w barze sałatkowym pojawiły się nachosy (KOCHAM NACZOSY!! zwłaszcza z sosem salsa *,*), którym też się oparłam!! :D a co!! :D twarda jestem!! :D co nie zmienia faktu, że nie oparłam się dwóm cząstkom pieczywa czosnkowego z serem ;))

w takim wypadku uważam nasz wypad kulinarny do miejsca publicznego za jak najbardziej udany :)) oby tak dalej :))

MENU:
śniadanie: dwie parówki drobiowe, keczup, kajzerka
II śniadanie: duże Monte, banan
obiad: bar sałatkowy z Pizza Hut (z 6 małych ziemniaczków, trochę białej kapusty w jakimś sosie x2, ogórki kiszone, sałata zielona, trochę makaronu z jakimiś ziołami; dodatkowo dwa "precelki" z ziołami - także nowość, no i dwa pieczywa czosnkowe)
kolacja: kanapka (dwie średnie kromki) z Almette i zielonym ogórkiem

6 lutego 2012 , Komentarze (7)

kurcze, ale mi się dzisiaj nic nie chce!

to chyba przez ten brak ruchu. całkowicie ze mnie wyleciała energia... pół dnia przespałam i mam nadzieję, że jutro będzie we mnie dużo więcej energii ;) tak chętnie poszłabym na basen!! ale ciągle stan zdrowia mi na to nie pozwala. może od środy? ;)

MENU:
śniadanie: bułka kajzerka z paprykarzem szczecińskim, dwa kiwi
II śniadanie: serek wiejski ze szczypiorkiem 150g, banan
obiad: porcja ryby po grecku
kolacja: mussli ze szklanką mleka 2%, 6 śliwek suszonych

5 lutego 2012 , Komentarze (7)

nie lubię niedziel, bo jutro jest poniedziałek i będę musiała wysłać męża do pracy. i znów nuda w domku będzie do 16 :P kurczaki, gdyby tylko ten katar już mógł sobie odpuścić to wyszłabym na basen, a tak muszę siedzieć w domku i się leczyć dla wspólnego dobra.

no nic, koniec tego biadolenia :P ostatnio jedna z Vitalijek wspominała o rybie po grecku, więc dzisiaj z mężem wspólnie zadziałaliśmy w tym temacie i tym sposobem dzisiaj popełniliśmy pierwszy raz takowe danie i wyszło przepysznie!! :)) jak to dobrze, że zrobiliśmy więcej to i jutro będziemy mogli się nią delektować :))

MENU:
śniadanie: dwa jajka na miękko, bułka kajzerka, dwa kiwi
II śniadanie: mały banan
obiad: porcja ryby po grecku :))
- deser: lody SOLO (takie wodne, pomarańczowe :P i wcale bym po nie nie wyszła, ale zapomniałam wczoraj kupić cebuli do ryby po grecku. ech, skleroza nie boli, a taki lód to tylko 131kcal :) i tak mało w porównaniu do Magnum, który miał 260kcal ;))
kolacja: śmiem przypuszczać, że będzie to trochę popcornu (mąż chce zrobić sobie seans filmowy :P). ale kto wie... może zamiast popcornu skuszę się na zwykłą marchewkę? :P zobaczymy, wieczór jeszcze w pełni i wiele może się zdarzyć ;)

4 lutego 2012 , Komentarze (11)

apetyt powoli wraca, a to znaczy, że katar powoli ustępuje :)) oby tak dalej :))

z dniem dzisiejszym weszłam w 31 tydzień ciąży :) jeszcze ok. 9 tyg. i będzie po wszystkim :D nie mogę się doczekać, tym bardziej, że od 3 dni tak mnie łupie w krzyżowej i ogonowej części kręgosłupa, że ciężko mam się przewrócić w łóżku na drugi bok... ale czego się nie robi dla bycia mamą ;)

dzisiaj, będąc w supermarkecie - ku wielkiemu niezadowoleniu męża - nie pozwoliłam na zakup żadnych litrowych lodów :) powiedziałam, że jak jutro mąż ciągle będzie miał ochotę na lody, to sama chętnie pójdę do sklepu i mu takowe kupię tzn. takie pojedyncze na patyczku (i sobie zresztą też, bo przez to gadanie naszła mnie ochota :P). tak właśnie, jak będzie chciał to mu kupię, a nie kupimy litr lodów i będziemy je jeść przez dwa dni i to nie z powodu ochoty, a czystego łakomstwa w myśl zasady "jak jest to zjem". nie ma tak łatwo!! :))

MENU:
śniadanie: dwie kromki chleba z Almette i ogórkiem zielonym
II śniadanie: jabłko
obiad: 5 pierogów z kapustą i grzybami
kolacja: sałatka warzywna z kurczakiem i sosem vinegret

3 lutego 2012 , Komentarze (5)

katar nie odpuszcza, a nawet stan zdrowia się pogarsza, bo pojawił się lekki kaszel. robię co mogę by jak najszybciej z tego wybrnąć, bo nie chcę by cokolwiek zaszkodziło dzidzi :(

a najgorsze jest to, że przez ten zatkany nos wszystko jest dla mnie absolutnie bezsmakowe - co równa się z brakiem apetytu, a nie mogę sobie pozwolić na nawet przymusową głodówkę w ciąży... to byłby szczyt nieodpowiedzialności! :(

dlatego dzisiaj wmusiłam w siebie:

MENU:
śniadanie: dwa tosty (cztery kromki chleba tostowego 3 ziarna, dwa plasterki sera, dwa plasterki polędwicy z kurczaka, pomidor)
II śniadanie: mussli ze szklanką mleka 2%, jabłko
obiad: 5 pierogów z mięsem
kolacja: dwie kromki chleba z Almette i ogórkiem zielonym

2 lutego 2012 , Komentarze (8)

co tu dużo mówić - waga mnie nie rozpieściła i nieubłaganie, za każdym razem pokazywała na liczniku 91,5kg. no cóż, trudno :) myślę, że jest to efektem braku ruchu i braku regularnych wizyt w toalecie w wiadomym celu (bardzo te moje problemy zaostrzyły się w ciąży).

najważniejsze, że u lekarza mogłam pochwalić się wzrostem wagowym o zaledwie 0,5kg od 8 stycznia, a nie tradycyjnymi 4-5kg w ciągu miesiąca ;) a usłyszenie zdrowego, mocno bijącego serca maluszka w brzuszku w pełni przyćmiewa ekscesy wagowe :)) ważne, by wskaźnik nie doszedł do 100kg, a będę zadowolona :))

MENU:
śniadanie: dwie kromki chleba z pasztetem i ogórkiem zielonym
II śniadanie: mussli ze szklanką mleka 2%
obiad: porcja makaronu po chińsku z "Pomysłu na..."
kolacja: całkowity brak apetytu z powodu kataru :(

1 lutego 2012 , Komentarze (6)

jako że więcej niż jedna osoba prosiła o przepis, dlatego zamieszczam go tutaj :))

KREM Z ZIELONEGO GROSZKU
Składniki:
- 1/2kg zielonego groszku świeżego lub mrożonego (u mnie w supermarkecie były opakowania po 400g, więc takiego użyłam)
- 1 plaster szynki (bez przesady :P nie będę kupować jednego plasterka :P)
- włoszczyzna (por, seler, marchewka, pietruszka, trochę kapusty - wiecie jak to wgląda ;))
- 4 średnie ziemniaki (ja dodałam, żeby zupa była konkretniejsza :))
- 1 litr wody
- 1 listek laurowy
- ziele angielskie (1/2 łyżeczki zmielonego lub kilka ziarenek całego - ja dałam 3 ziarna)
- kubeczek śmietany (ja nie zabielam niczym zup, więc sobie darowałam)
- 1 łyżka soku z cytryny
- szczypta startej gałki muszkatołowej
- sól, pieprz, cukier

Przyrządzenie:
warzywa z włoszczyzny i ziemniaki umyć, oczyścić, pokroić, dodać listek laurowy i ziele angielskie zalać litrem wody i gotować do uzyskania wywaru. do wywaru włożyć opłukany groszek zielony (i plaster szynki jeżeli chcemy dodać) i gotujemy 15 minut. w pierwotnym przepisie pisze, by zupę ostudzić, ale ja sobie to darowałam.
wyjąć listek laurowy, ziele angielskie, marchew (po zmiksowaniu zabarwiłaby zupę do brunatny kolor) i zmiksować wszystkie warzywa. zagotować krem jeszcze raz, a następnie doprawić sokiem z cytryny, śmietaną - o ile zabielacie, solą, pieprzem, gałką muszkatołową oraz szczyptą cukru.

powiem szczerze, że szczypta gałki muszkatołowej to trochę mało. ja sypnęłam sobie z łyżeczki, ale jeszcze bym jej dodała od serca jednak mąż mi zabronił ;) nie mogę także powiedzieć czy po "przegryzieniu się" (z takiej ilości zupy wyszło nam kremu na cztery porcje po 3 chochle, które starczyły nam potąd!) zupa zrobiła się lepsza, bo po prostu straciłam smak przez ten katar :\ ważne, że kolacja była pożywna i dietetyczna :))

smacznego!! :))

P.S. jutro czeka mnie nieterminowe ważenie (wybieram się do lekarza, a wolę się zważyć w domu niż u lekarki w gabinecie po śniadaniu i w tonie ubrań :P), dlatego jutrzejszy wynik będzie mi wyznacznikiem na kolejny tydzień i mam nadzieję, że kolejnym razem znów mi nic nie wyskoczy by spokojnie zważyć się w piątek ;)

MENU:
śniadanie: dwa tosty (cztery kromki chleba tostowego 3 ziarna, dwa plasterki sera, dwa plasterki polędwicy z kurczaka, pomidor), dwa kiwi
II śniadanie: kromka chleba z pasztetem i pomidorem, dwie średnie marchewki
obiad: pączek z lukrem :P - w ten sposób mąż chce mnie wyleczyć z przeziębienia :P
kolacja: trzy chochelki zupy krem z zielonego groszku :)

31 stycznia 2012 , Komentarze (14)

od poniedziałku trzyma mnie okropny ból gardła! :( tym samym bardzo źle się czuję, a jedynymi moimi lekarstwami w moim stanie są gorące herbatki z miodem i cytryną (ewentualnie z sokiem malinowym) i wygrzewanie się pod kołderką. dobrze, że w poniedziałek rozsądek wziął górę nad chęciami, bo gdybym jeszcze w poniedziałek była na basenie to teraz pewnie w ogóle bym nie była w stanie funkcjonować...

mam nadzieję, że zdrowie szybko wróci do normy :))

a dzisiaj jeszcze czekają mnie przymusowe ćwiczenia na szkole rodzenia, więc nie będzie przebacz :) trzeba się udzielać nawet z bolącym gardłem ;)) no i jeszcze na poczcie czeka na mnie nowa czapka, szalik i rękawiczki!! :D wreszcie!! :D

MENU:
śniadanie: dwie parówki drobiowe, bułka kajzerka, keczup
II śniadanie: serek wiejski 200g, dwa kiwi
obiad: talerz zupy krem z groszku (powiem szczerze, że pierwszy raz robiłam, coś czuję że nie najlepiej ją przyprawiłam, ale jest mega dietetyczna i mega zapychająca! po jednej porcji miałam absolutnie dość :) jakby ktoś był zainteresowany to chętnie wrzucę przepis :))
kolacja: kanapka (dwie kromki) chleba żytniego z pasztetem i pomidorem

30 stycznia 2012 , Komentarze (8)

dzisiaj obchodzimy 9 miesięcznicę naszego związku małżeńskiego :))
te 9 miesięcy to był niesamowity czas przepełniony miłością, wsparciem i szczęściem :))
i niech tak pozostanie :))

P.S. obiadokolacja była efektem naszego małego świętowania ;))

MENU:
śniadanie: bułka kajzerka ze szprotką w sosie pomidorowym, jabłko
II śniadanie: jabłko, 6 suszonych śliwek
- w międzyczasie: mussli ze szklanką mleka 2%, dwa kiwi
obiadokolacja: gyros z kurczaka, porcja frytek i sałatka (sałata, winogrono, orzeszki i trochę startego sera - pyszności!)

29 stycznia 2012 , Komentarze (7)

właśnie wróciliśmy do domku i bardzo się z tego cieszę :P

i muszę Wam opowiedzieć co przydarzyło mi się dzisiaj w pociągu, bo już miałam całą zawartość żołądka w przełyku...

do przedziału wsiadła BABCIA (gabarytowo bardzo potężna). za nią wnuczka (która też to najszczuplejszych nie należała). no ale myślę sobie "okej, przecież nie każdy może być szczupły, a i nie każda otyłość jest efektem obżarstwa tylko np. choroby). och jakże się pomyliłam!!
ledwo wyjechaliśmy wnuczka otworzyła dużą paczkę czipsów. spoko, rozumiem, sama kiedyś uwielbiałam czipsy i wiem, że bardzo dobrze smakowały w podróży. BABCIA dossała się do paczki czipsów i najpierw dziecku podbierała, a później wzięła całą paczkę i dokończyła. myślę sobie "bywa." co prawda nigdy nie widziałam mojej babci jedzącej czipsy, ale tolerancja rządzi ;) nie minęło pięć minut BABCIA mówi do swojego (chyba) syna, żeby dał kanapkę. myślę sobie "może faktycznie jest głodna. pewnie obiadu nie jadła (a pora była obiadowa)". patrzę co podaje jej syn a tam... średnia tabliczka czekolady z dmuchanym ryżem!!! szok!! i TO miała być ta kanapka!? co więcej, czekolada nie była jedzona po kostce, tylko normalnie gryziona zębami... nie żebym nie lubiła czekolady, ale ja już miałam dość... taką samą "kanapką" uraczył się syn i wnuczka.
ledwo "kanapka" się skończyła wnuczka dała babci batona XXL, który został wchłonięty w jednej chwili... masakra...
ALE TO NIE WSZYSTKO!! zaraz po tych słodkościach BABCIA uroczyła się jeszcze dwoma jajkami gotowanymi na twardo! myślałam, że tam umrę!!

albo przez tą ciążę stałam się bardziej wrażliwa, albo to co widziałam było przegięciem... powiem szczerze, że ta scenka na długo, zapewne bardzo skutecznie, odrzuci mnie od wszelkich słodkości... nigdy nie chcę wyglądać jak taka BABCIA!!

wcale mi nie jest lepiej na żołądku, ale cieszę się, że się z Wami tym podzieliłam, bo może taka wizja efektów żarcia bez opamiętanie uratuje kolejną duszę przed cukrową rozpustą ;))

MENU:
śniadanie: dwa jajka na miękko, pół kajzerki z masłem, 3 mandarynki
II śniadanie/obiad (godz. 11): 3,5 kartacza z mięsem, czerwona kapusta
w pociągu: kefir pitny 0% tł. (ok. 14.30), bułka kajzerka z szynką, serem i ogórkiem konserwowym (ok. 16)
kolacja: sałatka z kurczakiem (pierś z kurczaka, kapusta pekińska, ananas, kukurydza, rzodkiewka i sos - moim zdaniem majonezowy), trzy małe kromeczki pieczywa czosnkowego (godz. ok. 18)