Koleżanka zagląda mi w oczy:
- Co masz taką kaszaniarską minę?
- Adekwatną do samopoczucia. Zostałam rajfurką.
- Kim?
- No, stręczycielką, burdel-mamą; zresztą jak zwał, tak zwał - wzdycham zrezygnowana.
- Jaśniej, jaśniej! Po sześciu lekcjach myśli nie wzlatują ponad poziom lamperii.
- Do mojej suki przyszedł kochaś. Sąsiad. Znaczy się pies sąsiada - Rudy. Sforsował siatkę, stanął pod drzwiami tarasowymi i wlepił w Tenkę spojrzenie napalone jak średniowieczny stos. Sukom skoczyła adrenalina. Zaczęły jazgotać, przepychać się, drapać szybę. Szaleństwo!
- Trzeba było wyjść normalnym drzwiami, przegonić Rudego ...
- Właśnie! Nie popisałam się! Przytrzymałam Tenkę, wysterylizowana Zorka wyskoczyła, a ja szybko zamknęłam drzwi. Tenka jest głupiutka, więc wystarczyło pół parówki i zajęła się czymś innym.
- A Rudy?
- Tak samo głupi - zajął się Zorką. Zresztą dokładnie nie widziałam, bo biegali wokół domu.
- I git! Miałaś spokój - stwierdziła twardo koleżanka.
Ale coś ją jednak gnębiło, więc dorzuciła refleksyjnie po chwili:
- Jak to jest jednak inaczej w pieskim świecie. Gdyby do twojej córki przyszedł narzeczony ...
- ... nie kończ! Zabraniam ci nawet o tym myśleć! Chyba, że chcesz mieć tak samo kaszaniarską minę jak ja ...