Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rob35

kobieta, 56 lat, Warszawa

157 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

5 listopada 2011 , Komentarze (33)

Kiedy trzy dni z rzędu na wadze widzisz 666, znaczy się apokaliptyczna bestia działa. Działa perfidnie - przez skomasowany atak ... komplemenciarek. Gdy "Vitalia" wlepia ci czerwone paski za folgowanie podniebieniu, gdy rybka w pamiętniku zapitala w kieruku swego ogonka, trzydniowe zachwyty nad figurą wykończają jak chińska tortura wodna. Ochy pracowych koleżanek nad rozmiarami twoich części kulistych, zazdrosne westchnienia z powodu twej silnej woli - ehej! jejej!!! -  mogłyby być miłym łechtaniem, gdyby w głowie nie pulsował wielki czerwony neon: "Gówno prawda! Gówno prawda! Tyję!"

 

ŻArcie to nie traktor, więc ja się pytam, czemu ono tak ciągnie? No, czemu?!!

1 listopada 2011 , Komentarze (66)

- Mamo, prababcia była rzeczywiście 17 lat młodsza od pradziadka?

- Tak. I byli bardzo dobrym małżeństwem.

- Wierzyć się nie chce ...  Obczaj, Kacper, to tak jakbyś się zakochał w dziewczynie, która urodzi się za 3 lata.   

- Oj, odczep się ...

- A jak się poznali?

- On był dyrektorem szwedzkiego monopolu zapałczanego, a ona w tym zakładzie wpisywała w księgi rachunkowe ilości kubików drewna. On był bogatym, starym kawalerem, a ona młodziutką dziewczyną z siedmiorgiem rodzeństwa. Cały jej majątek to wspaniały warkocz i równie piękny charakter pisma, wyćwiczony w szkole dla dziewcząt prowadzonej przez siostry zakonne. Dostać pracę w przedwojennym zakładzie szwedzkim to było dla babci tak, jak złapać Pana Boga za nogi. Pomagała całej rodzinie, w której bieda aż piszczała. Duma nie pozwalała babci przyznać się do ubóstwa. Codziennie rano robiła sobie do pracy sprytną kanapkę z dwóch rodzajów chleba.

- Dlaczego sprytną?

- Bo to była taka kanapka "chleb z chlebem". Dwie kromki białego pieczywa, a w środku kromka czarnego, że niby ma kanapkę z pasztetem.

- A co z pradziadkiem?

- No, właśnie do tego zmierzam. Dziadkowi młoda panienka wpadła w oko, więc ...

- ... zaczął się do niej podwalać ...

- Hmm, ... no powiedzmy, że można to ująć w ten sposób. Pewnego dnia, żartując sobie z babci: "O, panna Monika na pewno podzieli się ze mną smacznym pasztecikiem", złapał jej kanapkę, rozłożył  i ...

- ... ale siara!  ...

- Prababcia się rozpłakała, wybiegła z biura, a dziadkowi zrobiło się baaardzo głupio. Pobiegł za nią, zaczął ją przepraszać, pocieszać ... i ... od tego się wszystko zaczęło.

- Ej, opowiedz coś jeszcze ...

30 października 2011 , Komentarze (45)

Zatańczyły z koleżankami (bez melodii, "na sucho" - dlatego ciut siadają synchrony), nagrały, posklejały obraz z dźwiękiem i  ... jest:

 

http://www.youtube.com/watch?v=3L2apiiqXTU

 

 

Kto zgadnie, które dziewczątka moje?

 

29 października 2011 , Komentarze (10)

- O rrrany! Czy my musimy lecieć przez pół miasta akurat do tego bankomatu? Przecież po drodze mijaliśmy ze trzy inne - pierwsze dziecko się denerwuje.

- He, he, pewnie tata umie wybierać pieniądze tylko z tego jednego - drugie dziecko drwi.

- Co ty, po prostu on nie lubi trwonić swego DNA, więc nie zostawia materiału genetycznego byle gdzie - trzecie dziecko broni. Kąśliwie ...

24 października 2011 , Komentarze (42)

 

Wkładam zakupy do samochodu i nagle: "brzdęk" - słyszę ciche uderzenie metalu o asfalt. Kątem oka dostrzegam, jak złote kółeczko toczy się pod sąsiednie autko, przy którym stoi starszy pan. Oszitfak!- drętwieję zdziebko, ale zaraz biorę oddech i jako ten samobieżny wykrywacz metalu daję nura między czarne miszeliny. Starszy pan z dyskretną ciekawością śledzi naprzemian to moje poczynania, to tor jazdy mego wózka sklepowego sunącego bez kontroli. Niestety, życie nie kino - akcja kończy się rach-ciach.  Wynurzam się ze zdobyczą, łapię sunącego drania. Z pana schodzi napięcie.

- Kurczę, spadła mi obrączka, to zły znak - zagaduję.

- Nie taki zły, bo się znalazła - pan uśmiecha się proroczo i odchodzi.

- No właśnie, wcale nie taki zły - orzeka mój mąż, gdy opowiadam mu całą historię. - To znak, że trzeba kupić pierścionek. Przytrzyma obrączkę do czasu zwężania.

23 października 2011 , Komentarze (22)

Mąż całą niedzielę zasuwał nie po bożemu. Teraz, kucając dziwnie przed zlewem, myje wałek, którym malował ściany w kuchni.

- Dlaczego myjesz wałek w takiej pozycji? - jestem zaintrygowana.

- Bo to jest dobra pozycja do mycia wałka malarskiego - stwierdza z mocą. - Potem pokażę ci inną dobrą pozycję.

22 października 2011 , Komentarze (32)

Kiedy syn mojej koleżanki, który chorował na cukrzycę, był niegrzeczny, rzucała mu ostro:

- Daj palec, zmierzymy cukier. Jeśli poziom jest zły, dostaniesz krakersa, a jak w normie - to w dupę!!!

***

Od tygodnia tracę nad sobą kontrolę, co mi się dotychczas nie zdarzało. Nastały chłody, czuję zew natury. Otwiera się we mnie zimna głębia oceanu, zamieniam się w 5-tonowego walenia i mimowolnie dryfuję w stronę lodówki. Rozwieram paszczę i zasysam w kolejności alfabetycznej: activię, buraczki, cukinię, dżem, ementaler, fasolę ... i tak do ostatniej litery.

Nie będę się tutaj na ćpuna kreować, bo jeszcze nie daję sobie w żyłę chipsów,  batonów czy salcesonu, ale  już  - tadam! - nadejszła ta chwiła, kiedy trzeba odpowiedzieć sobie na jedno pierońsko, ale to pierońsko megaważne pytanie: 

czy mam prosić Vitalię o dodatkowego krakersa, czy dać sobie w dupę?

19 października 2011 , Komentarze (34)

Po raz n-ty czytam "Ludzi bezdomnych?" Czas nagli, a jestem dopiero w połowie. Na jutro muszę przygotować sprawdzian z treści  - nówkę sztukę, bo młodzież mamy teraz przedsiębiorczą.

- Ala, Ewcia, pomogłybyście matce. Wystarczy  przeczytać po jednym kawałku, ułożyć sprytne pytania i kilka głupich odpowiedzi. Najlepiej z trzeciego i drugiego rozdziału od końca, bo oni zwykle zaczynają, a potem tylko sprawdzają, jaki jest finał. Resztę biorą z "Grega" albo z Internetu.

- Żartujesz! - Ala udaje oburzenie -  to TWOJA praca domowa.

- My możemy co najwyżej ... wrzucić małe info na fejsa twojej klasy: "uwaga, przeczytajcie drugi i trzeci rozdział od końca" -  chichocze Ewa.

- O, żmije na własnej piersi chowane!  Nie zrobicie tego!!!

- To zależy, czyja oferta będzie atrakcyjniejsza ...    

16 października 2011 , Komentarze (38)

Drogi pamiętniczku, zapowiadał się dzień pełen zła i niepokoju, bowiem już od godziny czwartej rano moje ego przewracało się w pościeli, szukając id. Efekt: najpierw na zastępstwie walnęłam 2 jedynki i błyskawicznie się za to znienawidziłam, potem od progu na swojej klasie testowałam działanie drugiej szkolnej zasady dynamiki: "uczeń opierniczony chodzi jak naoliwiony". Kiedy już wysłuchali, że germanista się skarży, że deklaracje ..., że brak na ksero ..., że butów nie zmieniają ..., drzwi klasy otworzyły się i weszły dwie panieneczki: jedna w spódniczce typu "właź bez pytania", druga z fryzurą a la Meduza. Meduza wyrecytowała galaretowato:

- Z okazji Dnia Nauczyciela Rada Rodziców i Samorząd Szkolny życzą wszystkiego najlepszego.

Spódniczka dygnęła i wręczyła mi lekko zmaltretowaną różyczkę wydłubaną z pęczka "20 sztuk=20 zł". Różyczka wyciągnięta była przed chwilą i ... na chwilę, bowiem pęk w cudowny sposób scalił się po lekcji w plastikowej butelce, w pokoju nauczycielskim i tam przez weekend dokona żywota. Trudno bowiem ceregielić się z roślinką, gdy trzeba szkołę zawieźć do kina środkami lokomocji miejskiej i jeszcze odsiedzieć wyrok na "Bitwie Warszawskiej".

              Już myślałam, że cały dzień będzie w kolorze bełtu, ale nie!  Niespodziewanie,  naoliwieni uczniowie otoczyli mnie kółkiem tuż przed seansem, przewodnicząca wygłosiła ciepłe słówko "a propos i ad rem", a wszyscy rzucili się do obłapiania na mysia-pysia, mając gdzieś dobre rady, wpajane im od maleńkości przez szkolnych psychologów od "złego dotyku". (Kurcze, dla takich chwil warto żyć.) Na koniec słodkie łobuzy ze słowami: "Wieczory teraz takie chłodne, więc my coś od serca na rozgrzewkę..." wetknęły mi do ręki wielce charakterystyczną podłużną papierową torebkę, reklamującą przylegający do kina sklep "La Passion du Vin". I przyznam, że wobec ich zadowolonych min nie starczyło mi siły/woli/zasad (niepotrzebne skreślić), by zaprotestować. "Następne oliwienie będzie o  stosowności prezentów - przemknęło mi przez myśl - ale ... to już może ... przed Bożym Narodzeniem ..."

                Rzeczywiście, wieczory teraz jakieś chłodne ...

   

 

12 października 2011 , Komentarze (52)

Córeczka (17) chce iść na szkolne połowinki, a po nich na nockę do koleżanki. Od paru dni odchodzi urabianie rodziców.

- Będę się niepokoiła - apeluję do jej elementarnego poczucia litości nad matką. - Zawsze się martwię, że cię ktoś jakimś świństwem nakarmi i zgwałci.

- Naprawdę martwisz się o mnie? -  jest wyraźnie uradowana (czego ja pojąć nie mogę!).

Przytula się, daje buziaka i pociesza:

- Nie bój się, nie zgwałcą mnie - kręci głową naprawdę wielce przekonująco, a ja czekam na zapewnienia, że będzie czujna, podejrzliwa i rozsądna. Ale nie doczekuję się. Alcia łypie na mnie i powala argumentem:

- Na takiego kaszalota, jak ja, się nie połaszczą.

"O, naiwna córko - pomyślałam w duchu - niezbyt daleko odbiegłaś od chwili, gdy zawieziona do Disneylandu otworzyłaś buzię z zachwytu i wyszeptałaś: "Ja myślałam, że Myszka Miki to tylko takie filmy, a to jest NAPRAWDĘ!"

Wieczorem taż sama córeczka rozpuszcza włosy i faluje biodrami przed lustrem. Jest wyraźnie z siebie zadowolona (jak zwykle zresztą, czego jej szczerze zazdroszczę!):

- Niezła dżaga jestem, co? - stwierdza skromnie, zastygając we wdzięcznym kontrapoście.

- Niedawno mówiłaś coś o kaszalocie.

- No bo ty mówiłaś coś o gwałceniu - śmieje się bez skrupułów.

"O, ty naiwna matko - pomyślałam w duchu - matko córki, która tak daleko odbiegła od chwili, gdy zawieziona do Disneylandu ..."