Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rob35

kobieta, 56 lat, Warszawa

157 cm, 83.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Masa ciała

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

8 października 2011 , Komentarze (43)

Budzik-morderca ma dziś inne zlecenie, więc teoretycznie mogłabym pomyziać się w pościeli, gdyby nie oko. Otworzyło się - kurde! - to podstawowy taktyczny błąd sobotni. Wredne czopki i pręciki siatkówki są jak zawsze przeciwko mnie. Już, skubańce, zarejestrowały gacie leżące masłem do góry oraz wykorzystaną i porzuconą skarpetkę. Koniec spania. Kurzowe tygrysy, przeciągając się, wyłażą spod łóżka. Zaraz pożrą wiszące od tygodnia pranie suche jak szynka parmeńska. Wieża Eiffla na biurku grozi zawaleniem, w kamieniu pod prysznicem można robić romańskie płaskorzeźby.

"Dobra, zaraz - mruczę zniecierpliwiona - no, wezmę się, wezmę, grrrr! Chyba najpierw święty rytuał, a potem pospolite krzątactwo, co nie?!". Bosą stopą przyciągam wagę spod umywalki. Ołtarzem są 4  najrówniej położone kafelki. Wymierzam precyzyjnie: półtora centymetra od góry, 2 cm odstępu między piętami, rogi magicznej szybki idealnie umieszczone w zagłębieniach między nasadami obydwu paluchów. Skupienie. Powoli opuszczam wzrok. Co mi pisane: radość czy rozpacz? Wyrocznia bawi się cyferkami. Wreszcie trzykrotne pulsowanie obwieszcza: 68,8 kg. Hurra!!! Czuję się lżejsza o niebo, a nie o 15 kilogramów. Hurrra!!! Chwytam ścierę, "Cillit Bang" i odtańcowuję ekstatyczny taniec ku czci bożka Hausordunga.

 

5 października 2011 , Komentarze (12)

W drzwiach każdej szkolnej sali na wysokości podglądającej głowy jest szklana szybka - inwigilacyjny patent poprzedniej dyrektorki. Bywa, że przez okienko zagląda dowcipny kolega z innej klasy i robi głupie miny do uczących się. Żartownisia nie widzi nauczyciel, jeżeli stanie się za drzwiami pod odpowiednim kątem.

*******

Łukasz i Bartek po otrzymaniu jedynek za nieprzeczytanie "Cudzoziemki" nudzą się podczas omawiania tejże lektury. W pewnym momencie obaj zwracają głowy w stronę okienka w drzwiach, wyraźnie czymś zainteresowani.   

- Hej, nosy w zeszyt i proszę notować, bo coś mi mówi, że może wam się to przydać na następnej lekcji - staram się, by zdanie zabrzmiało odpowiednio groźnie.

Chłopcy na chwilę opuszczają głowy, ale potem znowu zaczynają się głupkowato uśmiechać, patrząc w stronę szybki.

- Uspokójcie się, panowie - upominam już trochę zła.

- Ale my nic nie robimy, pani profesor ... - odzywa się baaardzo grzeeeczny duecik.

Gdy za moment sytuacja się powtarza i chłopcy znowu stroją miny w kierunku okienka, tracę zimną krew. "Który pacan tam błaznuje?!" - myślę wkurzona. Błyskawicznie podchodzę do drzwi, z impetem je otwieram, a tam ... pusto. Kompletnie pusto. Za to za plecami słyszę rechot. Nie muszę się oglądać, by wiedzieć czyj.

4 października 2011 , Komentarze (30)

Komplementuję znajomą:

- Ależ ci do twarzy w tych turkusowych kolczykach i apaszce z turkusowym wzorkiem.

- Dzięki - uśmiecha się. - Jak byłam młoda, nosiłam tylko szaro-bure kolory, bo wydawało mi się, że tak jest bardziej z klasą. Teraz usiłuję ująć sobie lat cynobrem czy amarantem. Niedługo będę jak moja babcia, która powtarzała zawsze: "Jak umrę, to pochowajcie mnie koniecznie w sukience z białym kołnierzykiem, bo to niezwykle ... ożywia."

1 października 2011 , Komentarze (35)

Mąż wchodzi do domu po dwutygodniowej nieobecności i wita mnie od progu:

- Podobno myłaś kafelki MOJĄ szczoteczką do zębów!

- ??! -  z zaskoczenia zawieszam się na chwilę.

Szare komórki skrzypią z przeciążenia, ale daję radę:

- Czytałeś Vitalię, cwaniaczku, zamiast ciężko pracować!

- Podstawowa zasada: ufaj, ale kontroluj. Wiem nawet, co słychać ... u mamy Damianka - ryczymy ze śmiechu oboje.

- Ale nie wiesz, że dopiero teraz odkryłam guziczek "statystyki". Norrrrrmalnie pełen zaskok: do mojego pamiętnika miałam parędziesiąt tysięcy wejść!

- Guziczek ...  powiadasz ...

Widzę błysk w oku i czuję, że robi się niebezpiecznie.

-  Yyyyhmmm, no tooo ... przygotuj się na jeszcze jedno wejście!

   

29 września 2011 , Komentarze (27)

- Mamo, gdzie jest szczoteczka do zębów? - woła z łazienki Kacper.

- Leży na oknie w remontowanym pokoju.

- Gdzie?!!

- No, na parapecie ...

- Ja się nie pytam: "gdzie?", ja się mocno dziwię: "GDZIE?!".

- Zostawiłam ją, bo fugowałam kafelki.

- Szczoteczką do zębów?

- W pewnym sensie ...

- Chyba żartujesz!

- Nic nie żartuję, bo jestem padnięta. Cały dzień zasuwałam przy tej ścianie. Obiecałam ojcu, że jak jutro wróci, to już będzie mógł zacząć przestawiać kuchnię. No, więc zafugowałam kafelki, a potem tę fugę wydłubywałam szczoteczką. Jasne?!

- Elektryczną? To się kupy nie trzyma, jak ... nasze lekcje fizyki, bo babka nawija jak czarna raperka ...  Po co zalepiać i wydłubywać?

Jego rozumowanie jest w sumie logiczne, więc zaczynam się irytować:

- Bo w trawertynach kręcą mnie dziurki, rozumiesz?! Młodzież lubi dziurki w pępkach i w uszach, faceci dziurki ... hm ... -  tu zająknęłam się na chwilę, więc brawurowo przyspieszam niczym czarna raperka - ...  dziurki inne, a kobiety dziurki w koralach i w trawertynach.

- Jakie faceci?  - niestety, jest czujny.

- Synu, nie pytaj ... Ojciec ci wytłumaczy, jak przyjedzie.

 

26 września 2011 , Komentarze (20)

Gadamy sobie z Alcią w kuchni.

- Wiesz, jaka jestem cwana ... acha! acha! acha-acha-acha! - rapuje sobie rozkosznie. -Zgłosiłam się do odpowiedzi z biologii, mam piątkę i z głowy odpytywanie w tym semestrze. I to z jakiego tematu! - chichocze. - Podziwiaj mnie: budowę męskiego narządu płciowego mam w małym paluszku! - znów chichocze, wystawiając paluszek do podziwiania.

   

- To co mi powiesz o prostacie? - włącza się syndrom matki-nauczycielki.

- Prostata, tra-ta-ta, tra-ta-ta, jest wielkości kasztana. Czaisz? K-A-S-Z-T-A-N-A - wymawia z naciskiem każdą głoskę, bym poczuła, że to święty cytat z jej szacownego profesora.

Czuję, ale się przekomarzam:

- A nie żołędzia?

- Nie - ucina stanowczo. - Ale najlepsze jest co innego. Mała dygresja: czy wiesz, jak się robi jesienny podryw?

- Wyrosłam z podrywów jakiś czas temu ... - konstatuję z żalem.

- Rzucasz chłopakowi pod nogi kasztana, kręcisz loka i zagadujesz, przeciągając się: "Eeeejjj, czy to twój kasztan?" I teraz ... Ogarniasz? ... Teraz ta banalna odzywka nabrała innego wymiaru!

25 września 2011 , Komentarze (30)

Kontrola jakości sprzątania w pokoju Kacpra.

- Dobra, z tej strony może nawet i ujdzie, ale z drugiej jakby wciąż pierdzielnik.

Moje "jakby" brzmi odpowiednio kąśliwie, ale spryciarz udaje, że tego nie zauważył:

- Eeeee, gdzie tam! To pewnie tylko kwestia oświetlenia ...

 

*******

- Spójrzże, synu! Widzisz, jakoś wyczyściłam ten stolik! A mówiłeś, że się nie da - cedzę sarkastycznie.

- No bo się nie dało - stwierdza stanowczo. - To było niemożliwe dla człowieka. To było możliwe tylko dla anioła.

23 września 2011 , Komentarze (28)

Usiłuję uczniom wytłumaczyć założenia intuicjonizmu Bergsona:

- Tylko w matematyce możliwy jest paradoks Achillesa, który nigdy nie dogoni żółwia. Bergson mówi, że intuicja temu przeczy: każdy człowiek jest w stanie wygrać wyścig z żółwiem.

- Chyba, że nie ma  nóg ... - odkrywczo wtrąca prawie maturzysta, a klasa ma ubaw po pachi.

17 września 2011 , Komentarze (23)

- Mamo, masz rzeżuchę? - pyta Kacper.

- Nie mam

- NO, JAK TO?!!  - z oburzeniem, jak na młodego człowieka przystało.

- A po co ci?

- Pani od chemii zadała za karę, bo czegoś tam, czegoś  na literę "e" nie wiedzieliśmy. Mamy nasiona podzielić na dwie porcje: jedną podlewać wodą, a drugą wodą z proszkiem do prania.

- Domyślasz się, co nastąpi?

- No jasne, chyba że po proszku wyrośnie niebieski mutant. E..., wiesz co? Mam pomysł: napiszesz mi usprawiedliwienie, że nie zrobiłem doświadczenia, bo znęcanie się 30 osób nad rzeżuchą jest nieetyczne.

15 września 2011 , Komentarze (36)

 Zorka i Tena wcinają w ogródku spadające orzechy, myszy usiłują wprowadzić się do domu  - to ewidentne znaki jesieni. Ale uczeń nie zwierzę: jak na dworze ciepło, to rozprężenie powakacyjne trwa w najlepsze.

Wchodzę do klasy, zaczynam sprawdzać listę. Z ostatniej ławki dochodzi ciepły chichocik. Podnoszę głowę znad dziennika. Michał przyniósł do szkoły dziadkową laskę, taką zwykłą z refundacji NFZ-tu, drewnianą, wygiętą w łuk na końcu. To przykłada ją do oka i celuje w kolegów, jakby miał dwururkę, to wywija nią jak Chaplin. Trudno nie zauważyć.

- Michał!!! ... - zaczynam groźnie, ale w ułamku sekundy uświadamiam sobie, że delikwent z szatańskim uśmieszkiem czeka w napięciu na to, co zaraz nastąpi.

DZYŃ, DZYŃ, DZYŃ - PROWOKACJA! - pedagogiczny instynkt w ostatniej chwili wysyła sygnał alarmowy. Wybucham śmiechem szybciej niż oni. Wygrałam tę rundę.

- Chciałeś, żebym powiedziała: "przestań bawić się laską" - upewniam się, gdy udaje mi się opanować. - A może miałam spłonąć rumieńcem i wykrztusić: "odłóż tę rzecz"? -  dobijam przeciwnika ironią.

- Eeeee ..., za karę nie usłyszy pani ciętej riposty, jaką przygotowałem - naburmusza się Michał.

- Przeżyję - odpowiadam, uśmiechając się już do moich myśli.

Bo właśnie przypomniałam sobie, jak koleżanka-fizyczka skarżyła się kiedyś: "Chyba zrezygnuję z doświadczeń z laską ebonitową. Najpierw elektryzowałam ją normalnie, potem pocierałam flanelą dyskretniej, jakoś na boku . Ale, kurna, zawsze znajdzie się taki, co zachichocze, potem dołącza reszta i pół lekcji diabli biorą."