Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 16733
Komentarzy: 193
Założony: 24 lipca 2011
Ostatni wpis: 14 lutego 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
teardrops

kobieta, 32 lat, Warszawa

164 cm, 56.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

2 września 2013 , Komentarze (10)

Dziewczyny, muszę się Wam wyżalić :(

Ostatnio pisałam o randce, która miała się odbyć. Randce z chłopakiem z mojego wydziału (starszy rocznik), w którym dobre pół roku cicho podkochiwałam się. Nie znaliśmy się w ogóle. Często zdarzało mi się zerkać na niego i miałam wrażenie, że on tez to robił. Dopiero na imprezie wydziału jakoś tak wyszło, nie wiem czy z mojej, czy z jego strony, że nagle znaleźliśmy się obok siebie i zaczęliśmy tańczyć ze sobą. Wydaje mi się, że to była obustronna chęć 'zbliżenia się' do siebie. Nawet słowa nie zamieniliśmy tylko po prostu jak dobrzy znajomi zaczęliśmy razem bawić się. Potem po 2-3 kawałkach rozeszliśmy się też bez słowa. Nawet nie wiedziałam jak się nazywa. Parę dni po imprezie gdy przypadkowo mijałam go na uczelni było mi strasznie głupio, bo uznałam, że alkohol wziął górę i że pewnie myśli, że jakaś małolata podwala się do niego. Liczyłam na to, że może jednak nie pamięta i poszłam dalej. Jakoś tydzień po zaskoczyło mnie zupełnie to, że znalazł mnie i odezwał się na fb. Zapytał się czy go kojarzę, a jeśli tak to prosi abym przyjęła zaproszenie na kawę. Zgodziłam się i odpisał, że w takim razie odezwie się. Czekałam tydzień i NIC. Uznałam, że chyba mu się odwidziało. Jednak minęło te 10 dni, ostatni dzień na uczelni, znów minęliśmy się przypadkiem, ale ja spieszyłam się, bo w ten dzień wracałam do domu na wakacje. Także w ten dzień napisał do mnie, czy spotkamy się. Powiedziałam mu, że wyjeżdżam. Trochę zmieszana była rozmowa, napisał tylko, że w takim razie miłych wakacji. Ja napisałam, że jak wrócę to odezwę się do niego a on napisał, że super. Jakoś tydzień później napisał do mnie znów, uznał, że skoro na razie nie możemy się spotkać to chociaż tak pogadamy. Niestety (i tu był chyba błąd) powiedziałam mu, że nie lubię poznawać ludzi przez internet (zazwyczaj potem jest rozczarowanie), więc go trochę spławiłam. Potem znów w sumie z mojego powodu wynikła krótka rozmowa. Od czasu do czasu posłaliśmy sobie jakiś nic nie znaczący uśmiech na fb (z mojej strony była to chęć pokazania, że nadal jestem zainteresowana), on od czasu do czasu pytał się kiedy wracam. Jakoś 2 tygodnie temu znów się odezwał z pytaniem, kiedy wracam. Odpowiedziałam, że za tydzień i jeśli nadal ma ochotę spotkać się to się odezwę jak wrócę. Napisał, 'OCZYWIŚCIE że mam ochotę'.
Minęły 2 miesiące od pierwszego zaproszenia, ja jestem już na miejscu, w sumie 2 tygodnie temu liczyłam jeszcze na spotkanie, w piątek napisałam do niego, rozmowa była krótka, bardzo krótka. Jedynie informacja że już jestem. Wczoraj i dziś widzę jak siedział na fb, nawet się nie odezwał, ani nic. Chyba mu już przeszło :(

 Tyle czasu się upominał, a teraz NIC :(

Wiem, że głupota, ale liczyłam na udaną randkę, albo chociaż na jakąkolwiek randkę, a tu nic.

Boję się, że znów wszystko schrzaniłam, bo strasznie zapierałam się przy tym aby nie poznawać go przez internet, przez co nasze rozmowy były trochę dziwne, raczej takie krótkie informacje i raczej nimi nie zachęciłam go do siebie. Parę razy coś tam się rozwinęło i boję się, że wyczuł, że mi się bardzo podoba i wystraszył się trochę. Facet ma raczej dystans do takich rzeczy i to chyba ten typ, który chce iść na kawę i na razie nie myśli czy będzie coś dalej.

Jest mi strasznie smutno, bo zawsze gdy czegoś bardzo chcę to się coś chrzani. Zwłaszcza jeśli chodzi o sprawy miłosne. Wiadomo, że może się okazać że to i tak 'nie ten', ale dlaczego tracę szanse na spróbowanie? :(

 Mam wrażenie, że dopadła mnie zła karma. Gdy zaczęłam interesować się facetami to trafiali się tylko tacy, którzy widać że czuli do mnie coś więcej i dawali mi to jasno do zrozumienia, ale ja zawsze ich goniłam, bo nie byli to faceci z którymi chciałam aby mnie coś łączyło mimo, że byli sympatyczni. I tak z trzech czy czterech na dobry początek spławiłam, a teraz to mnie faceci spławiają i mają mnie gdzieś :( Albo interesują się mną tylko z jednego powodu :( I tak mija już 21 rok a ja nadal jeszcze nigdy nie byłam w związku i coraz ciężej poznawać mi facetów bo łapię spory dystans do nich :(

Jest mi strasznie przykro, nie wiem po co to piszę, ale muszę się wyżalić. Jest beznadziejnie a ja mam wrażenie że zachowuję się jak jakaś durna nastolatka...:(

31 sierpnia 2013 , Komentarze (3)


A tak będą wyglądać przyszłe wakacje :)

Dziś przyznam się bez bicia, że plan mi nie wyszedł. Nie dałam rady iść na siłownię, bo przyznam szczerze, że trochę przeliczyłam się z czasem. Samo robienie zakupów zajęło mi ponad 3 godziny, do tego sprzątanie, no i nie obyło się bez drzemki. Tak jak przewidywałam po południ padłam.

Ale z drugiej strony te 3 godziny zakupów to był naprawdę intensywny ruch, bo latałam jak szalona chcąc załatwić wszystko jak najszybciej. Do tego miałam spory kawałek od sklepu do domu więc spacer zaliczony.

No i przed chwilą biegałam. 35 minut w szybkim tempie. Jestem zadowolona z tego jak poprawiła się moja kondycja od mojego pierwszego biegu, gdzie przerwy na marsz pojawiały się często no i bieg trwał maksymalnie 10-15 min truchcikiem. Dziś naprawdę pokazałam, że stać mnie na więcej i nawet na chwilkę nie zatrzymałam się! W sumie chciałam biec dłużej, ale niestety ponagliła mnie potrzeba fizjologiczna, hehe :D Jutro mam nadzieję, że poprawię dystans. Trasa to mniej więcej 6-7km, więc nie jest źle.

Dziś jeszcze w planach 15min z płytą na brzuch i A6W oraz Mel B na pupę.

Z jedzeniem dziś trochę w kratkę - nawet nie jestem w stanie określić czy zjadłam za dużo czy za mało. Biorąc pod uwagę to, że cały dzień miałam w ruchu to chyba raczej mało.

Z tego co sobie przypominam to:

-jabłko
-3 kromki razowego (w tym jedna to malutka piętka), z serkiem wiejskim, pomidorem, szczypiorkiem
-2 pałeczki z kurczaka pieczone w worku, 1/3 puszki kukurydzy, 3 ogórki (1 nie doczekał się zdjęcia :( )


-podjadłam trochę owoców - śliwki, winogrona, nektarynka
-2 marchewki, jogurt naturalny

Jeszcze w nocy, w podróży ok. 2 wpadły 2 kromki chleba z szynką, ale tego raczej nie liczę.

Wiem, że kolacja dziś szałowa. Zawsze jem coś konkretnego na kolację, jednak dziś nie byłam w stanie nic więcej przełknąć. Poza tym dziś nawet pory posiłków nie były regularne więc trudno.

Jutro już na pewno zabieram swoje 4 litery na siłownię. Aż mnie tam ciągnie, więc nie odpuszczę! Poza tym przewiduję jutro nudny dzień :)

31 sierpnia 2013 , Komentarze (3)


(ale piękny! aż sama chętnie bym go złapała :D )

I tak oto po 10h jestem prawie 600km dalej:) Miała mszczęście, bo trafił mi się wygodny autobus i wyjątkowo wolne miejsce obok mnie, więc wyspałam się i już od razu po powrocie jestem gotowa do działania.Czeka mnie wielki porządek pokoju, który na szczęście lub nieszczęście jest bardzo mały, co za tym idzie ten wielki porządek nie jest taki straszny jakby mógł się wydawać. Zaraz też planuję zrobić zakupy na cały tydzień, bo nie lubię codziennie latać do sklepu za jedną rzeczą, bo potem i tak wracam z całą reklamówką zbędnych rzeczy i pustym portfelem.

Zastanawiam się, czy nie zacząć planować sobie menu, chociaż nie wiem czy to w moim przypadku będzie miało ręce i nogi, bo będąc nie diecie nie lubię czuć że na niej jestem a tworzenie posiłków w głowie już dzień czy dwa przed niestety przypomina o tym fakcie. Z drugiej strony to by ułatwiło robienie zakupów i być może w końcu moje menu przestałoby być takie monotonne jak to było przez ostatnie 2 miesiące. Dobrze, że już teraz praca mnie nie ogranicza i mogę kombinować :)
Dziś zabieram się za szukanie jakichś fajnych przepisów!

Jeśli po zakupach i tym całym sprzątaniu sen mnie nie zetnie, to uwaga, uwaga, idę zapisać się na siłownię. A jednak! Muszę się przełamać! W sumie stwierdziłam, że i tak tylko w tym miesiącu będę miała czas na to, więc muszę wykorzystać to. Zresztą co innego mam teraz do roboty? Niech stracę te 130zł. W końcu nie po to pracowałam, aby teraz sobie żałować!

Ostatnio też zainteresowałam się Callaneticsem. Ćwiczenia wydają się bardzo nudne, ale za to efektowne, więc może spróbuję. Robicie te ćwiczenia?Warto zacząć?

A teraz idę powtarzać sobie: Miesiąc do pięknego ciała,miesiąc do pięknego ciała, miesiąc do pięknego ciała...:D

Albo przynajmniej jędrnego i smakowicie wyglądającego :D

30 sierpnia 2013 , Komentarze (7)

Dziewczyny, nie uwierzycie w jak szybkim tempie można pozbyć się nadprogramowych 20 cm. Szybko, bez większego wysiłku, bez wyrzeczeń! I na dodatek za 'jedne' 50zł!

A tak na poważnie to siedzę i płaczę przed lustrem. Byłam u fryzjera. Mój błąd polega na tym, że chodzę do niego rzadko bo raz, że szkoda mi włosów, dwa, że nigdy nie mam czasu. Przez co gdy już się do niego wybieram to mam tak zniszczone włosy, że trzeba je porządnie obciąć i 2-3cm nic tu nie pomogą :( Ja niestety zawsze mam wrażenie, że jednak z 5 cm to maksymalna długość jaką trzeba skrócić, a potem fryzjerka uświadamia mi co innego.
Dziś wróciłam skrócona o dobre 20 cm! Moje włosy za talię teraz ledwo co sięgają połowy biustu :( Czuję się jakbym straciła wszystkie włosy, bo naprawdę byłam do nich mocno przywiązana i mimo tego, że były trochę niesforne to kochałam je całym sercem!

Muszę poczytać o jakichś specyfikach przyspieszających wzrost włosów :D Ktoś coś poleci?

Jedyną zaletą jest to, że teraz wyglądają na bardzo zdrowe i muszę zadbać o to, aby takie pozostały. Niestety pielęgnacja włosów to mój słaby punkt, bo dla mnie najważniejsze jest to aby były świeże i czyste, a w dodatkowe zabiegi przeważnie nie chcę mi się bawić, a potem idąc do fryzjera mam za swoje. Teraz obiecuję sobie, że będę je co tydzień pielęgnować odżywkami i maskami.

Potraktuję to jako jeden z punktów mojej przemiany!

Co do wagi to dziś wskoczyłam z ciekawości na wyrocznię i 300g mniej. W sumie jak na 5 dni to strasznie mało, ale każdy spadek jest dobry! Może to wina większych kolacji, które jadłam po pracy. Wiadomo, że jak wraca się wieczorem po pracy to chce się zjeść coś porządniejszego. Chociaż nie wydaje mi się, aby moje kolacje przekraczały 450 kcal, więc wszystko powinno być w normie. Zwłaszcza, że potem jeszcze sporo ćwiczyłam! Teraz przez miesiąc wolnego będę mogła inaczej porozkładać sobie posiłki, więc spróbuję trochę uszczuplić kolacje a wepchać obcięte kalorie we wcześniejsze posiłki :)

Uciekam pakować się! Za 6 godzin wyjazd a ja jestem w rozsypce, a chcę jeszcze poćwiczyć! Mam mnóstwo pakowania, wielką walizkę i co najgorsze 2 razy więcej rzeczy do zabrania niż gdy tu przyjeżdżałam, a już wtedy ledwo co po schodach dałam radę ją wnieść...:( Uznam to jako dobry trening na ramiona! :D

28 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Na wstępnie muszę Wam wszystkim podziękować! Już dawno nie byłam tak zmotywowana do pracy nad sobą jak teraz. Mimo, że na zdjęciach różnica nie była aż tak duża to miłe słowa od Was podniosły mnie na duchu i wiem, że warto! Dziękuję! :)

Ostatnio mało odzywam się, bo jakoś nie mam siły. Już powoli czuję zmęczenie przebywając w domu. Codziennie praca, dom, komputer, ćwiczenia i nic poza tym. Małe dziury charakteryzują się tym, że wszyscy młodzi wyjeżdżają z nich, wiec na chwilę obecną z moim mieście rodzinnym nie ma już żywej duszy z którą mogłabym spotkać się i porozmawiać (poza mamą). Miałam zostać tu do końca weekendu ale stwierdziłam, że im szybciej stąd wyjadę tym lepiej. Jutro ostatni dzień pracy, w piątek pakowanie i wieczorem wyjazd. Niezbyt mi się uśmiecha 10h podróż autobusem, ale chciałam studiować tak daleko to teraz mam!

Powoli opracowuję już plan na wrzesień. Będę miała sporo wolnego czasu, więc chcę porządnie wziąć się za treningi. Na pewno wrócę do biegania, mam nadzieję, że problemy z piszczelem biegacza nie wrócą, bo wtedy znów będę miała dobre 2 tygodnie ćwiczeń z głowy i chyba zwariuję nic nie robiąc. Ciągle zastanawiam się nad siłownią. Nigdy sama na siłowni nie byłam, a z koleżanką raz i to dawno temu, więc nie wiem czy pośród tylu ludzi będę się dobrze czuła ćwicząc. Co innego gdy chodziłam na fitness, bo tam każdy zajęty był sobą i powtarzaniem 'małpich ruchów' po trenerce :D Zobaczę jak będzie z motywacją do ćwiczeń w moim mikro pokoiku - nie lubię mieć ograniczonych ruchów bo to mnie demotywuje. Jedyne czego będzie mi brakować po wyjeździe z domu to sporej powierzchni do 'skakania', bo wtedy czuję się dużo lepiej i nie martwię się o to, czy nie potknę się o jakiś mebel. No i nie będę miała mojego stepu do ćwiczeń. Miałam go 3 lata w domu,  a dopiero w tym roku doceniłam go jako przyrząd do ćwiczeń. Naprawdę jest super i potrafi wymęczyć! A pomyśleć, że to zwykły schodek/stopień, który wygląda tak niewinnie !

Jednak co jak co, ale będę starała się zrobić jak najwięcej, aby 1 października wyglądać już naprawdę dobrze! :) Zacznę też w końcu urozmaicać moje posiłki, bo nie będę ograniczona czasem jeśli chodzi o przygotowywanie potraw! Super! :)

Plan na wrzesień?

- zacząć pracę nad ramionami (ostatnio zaczęły mi się podobać lekko umięśnione ramiona, a u mnie z tym ciężko, biorąc pod uwagę, że ręce pod względem siły są moim najsłabszym punktem)
- praca nad pupą
-pozbycie się cellulitu
-praca nad brzuchem i boczkami


Dodatkowo
-praca nad portfolio
-projekty koszulek
-szlifowanie angielskiego
-wizyta u ortodonty (!)

Mam nadzieję, że podołam moim planom i że w pełni wykorzystam wrzesień! :)

Miłego wieczoru kobitki! :)

26 sierpnia 2013 , Komentarze (41)

Jako że dziś mija teoretycznie miesiąc od mojej decyzji o zmianie życia, a raczej miesiąc od zrobienia sobie zdjęcia pokazującego smutną prawdę, bo tak naprawdę za odchudzanie wzięłam się porządnie jakoś tydzień po tym, mniej więcej ok. 1 sierpnia, tak więc dziś wypada wrzucić zdjęcia po miesiącu. Wydaje mi się, że sensowniejszą opcją byłoby zrobienie tego 1 września, bo dokładnie wtedy minie miesiąc i może przez ten tydzień jeszcze coś by się zmieniło, to jednak niech już będzie że dziś to zrobię.

Minął miesiąc, zmiany nie są spektakularne ale na pewno widoczne. Niestety zdjęcia nie ukazują w pełnej krasie tego jak się zmieniłam, bo niestety nie byłam wstanie ustawić identycznie aparatu i światła, ale na pewno coś tam widać! :) Przynajmniej ja widzę. Zobaczcie na wałeczek na placach! :)

Z wymiarów i porównania wagi wychodzi że:

Waga 61,6 -59,1, czyli  -2,5kg (nic spektakularnego jak na miesiąc harówki)

biust -90-88,5, czyli -1,5cm :(

talia -72-69,5, czyli -2,5 cm

brzuch - 89-83, czyli -5,5cm!

biodra- 98-96, czyli -2cm

udo -61-58, czyli -3cm

łydka -34,5-33,5, czyli -1 cm

Ogólnie jestem bardzo zadowolona! Nie od razu Rzym zbudowano! Jak wspomniałam we wcześniejszym poście, nie zależy mi na czasie, bo nigdzie nie spieszę się. Zależy mi na odzyskaniu pięknej sylwetki w zdrowy i co najważniejsze w stały sposób i jestem na najlepszej drodze do osiągnięcia tego!

 

A dziś w radości świętuję moje urodziny!Miłego dnia dziewczyny! :)

23 sierpnia 2013 , Komentarze (5)

Dzisiejszy dzień luźniejszy. Poćwiczyłam 35 minut i powiem szczerze, że dziś już na więcej nie mam ochoty. Ot taki leniwy dzień. Ale za to w pracy nalatałam się, więc czuję się rozgrzeszona. W weekend mocniej przycisnę, bo więcej czasu będzie. Dziś jeszcze tylko zrobię Mel B na brzuch, A6W i może coś na pośladki.

Z ciekawości wlazłam na wagę i poczułam rozczarowanie i jednocześnie radość. Spadek jest, ale jak na prawie 2 tygodnie wylewania z siebie siódmych potów i zdrowej diety to spadek 0,7kg nie jest zbyt duży. Z drugiej strony do dnia mierzenia i ważenia mam jeszcze 3 dni, więc może coś tam jeszcze ubędzie. Za to centymetry trochę pospadały więc nie mam na co narzekać.

Mimo wszystko cieszę się, że waga spada, ja z dnia na dzień lepiej wyglądam i coraz lepiej czuję się ze sobą. Dieta to zmiana nawyków i podejścia do ruchu i odżywania, a nie wyścig aby jak najszybciej schudnąć, a potem wrócić do złych nawyków. Niezależnie od tego ile czasu mój organizm potrzebuje na powrót do formy, będę ćwiczyć i nie poddam się za nic. Mi się nigdzie nie śpieszy. Z dnia na dzień nie przytyłam, więc z dnia na dzień nie schudnę. Odchudzam się dla siebie, a nie tylko po to aby jednorazowo wcisnąć się w cudowna sukienkę na jakąś uroczystość i aby ludzie zobaczyli jak dobrze wyglądam, a potem znów stać się małym wielorybkiem.

Jestem dumna z tego, że w końcu po 2 latach udało mi się pozbyć 6 z przodu. Może to nie było coś wielkiego, bo wcześniej ważyłam maksymalnie 64 kg, ale niestety dla mnie zgubienie tych 4 kilo było czymś nie do osiągnięcia. Teraz uwierzyłam, że dam radę, spięłam się i udało się. Teraz jestem bliska pożegnania się z 59 i wierzę w to, że już niedługo uda mi się osiągnąć 55kg i nikt mnie nie powstrzyma! :)

Dziś rozmawiałam z moim bratem o tym, że ludzie często chcą wiele, a nic nie robią w tym kierunku. Chcą żyć jak królowie, a siedzą przed telewizorem z założonymi rękami i czekają, aż szczęście spadnie im z nieba. Mają wielkie marzenia, a nie starają się ich spełniać. Nawet nie zrobią kroku do przodu, aby chociaż trochę przybliżyć się do czegoś, co wbrew pozorom nie jest takie ciężkie do osiągnięcia. Tak to nie działa. Wszystko jest w zasięgu naszej dłoni, trzeba tylko chcieć i dążyć do celu. Nie raz się zdarzy, że będzie ciężko, że pojawią się łzy i chęć poddania się, ale cały trud będzie wynagrodzony tym, co czeka nas na końcu naszej drogi po której dążyliśmy!

I to odnosi się nie tylko do odchudzania, ale do całego naszego życia :) Tylko trzeba chcieć!

NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH!

Nie wiem skąd te wywody, ale czasem potrzebuję sobie przypomnieć po co to robię!


22 sierpnia 2013 , Komentarze (4)

Coraz szybciej ucieka mi ten tydzień. Cieszę się już na przyszło-piątkowy powrót do miasta gdzie studiuję. Znów przynajmniej 10 miesięcy poza domem, a w moim  przypadku nie ma nic cudowniejszego! W końcu skupię się tylko na sobie. Poza tym od razu po przyjeździe idę na randkę z chłopakiem, który niestety musiał się trochę naczekać, bo aż 2 miesiące od momentu kiedy mnie zaprosił. Niestety obudził się w dniu mojego wyjazdu na wakacje do domu, więc nie było jak się spotkać. Jestem w szoku, że po takim czasie nadal tak chętnie podchodzi do tego spotkania  ( i nawet upomina się o nie), i nie ukrywam że się cieszę, bo sama cicho od ponad pół roku wzdychałam do niego z tym, że nawet nie wiedziałam jak się nazywa :D Myślałam, że zrezygnuje, bo w ciągu tych dwóch miesięcy starałam się ograniczać z nim kontakt, bo niestety u mnie nigdy poznawanie facetów przez internet nie wychodziło na dobre, więc byłam pewna że sobie odpuści. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na randce i że nie zakończy się ona tylko jednym spotkaniem :)

Poza tym mam nadzieję, że chociaż jako tako zauważy moją małą zmianę. Może jeszcze wizualnie nie zmieniło się aż tak wiele aby od razu to rzucało się w oczy, ale twarz i nogi na pewno lepiej wyglądają. I brzuch! Niestety zauważyłam przykry spadek w piersiach :(

W kwestii diety i ćwiczeń znów perfekcyjnie. Trzymam się i nie zamierzam poddać się. Nie wiem który to już dzień bez słodyczy, ale nadal nic nie tknęłam. Ale jakoś z 3 tygodnie już chyba będzie. Musze zobaczyć kiedy zaczęłam. W poniedziałek mam urodziny i już wiem, że moja babcia uraczy mnie jakimiś słodkimi ciastami co nie jest mi na rękę. Chyba w końcu będę miała okazję na zrobienie planowanej już wcześniej dietetycznej szarlotki na zimno i najwyżej tym będę się zajadać. Chociaż przyznam szczerze, że naprawdę nie mam ochoty na nic słodkiego i wolałabym siatkę owoców niż słodycze.

Byłam u dentysty. Mam zdrętwiałą połowę twarzy i mam nadzieję, że do 21 mi przejdzie, bo to dość spory dyskomfort a lubię czuć się w pełni sprawna gdy ćwiczę :D Ale nawet jeśli nie przejdzie to nie ma wymówek...

Nawet nie wiecie jaka ja jestem ostatnio szczęśliwa! A to wszystko zawdzięczam zdrowej diecie i ćwiczeniom! :)






20 sierpnia 2013 , Skomentuj

Wczorajszy dzień zaliczam tylko na 4, bo mimo, że z dietą i jej trzymaniem nie mam już problemu, bo nie ciągnie mnie do słodyczy ani do podjadania, tak z ruchem było źle. Dostałam okres, w sumie zupełnie niespodziewanie, bo zawsze dostaję tydzień później niż poprzedni okres, a tym razem dostałam 2 dni wcześniej niż poprzedni, więc byłam w szoku, gdy siedziałam w pracy bez żadnych zabezpieczeń, a tu nagle pojawił się on. No ale cieszę się, że jest. Niestety wczoraj czułam się strasznie wypompowana z energii. Z bólami nie mam problemów, bo może trafiają mi się raz na ruski rok, ale zawsze w te dni czuję się jak cień człowieka. Plany ćwiczeń były, dres ubrany był, nawet udało mi się poćwiczyć z 15 minut, ale szybko poddałam się dlatego uznaję ten dzień za klapę. Dziś będzie lepiej. Postanowiłam sobie, że skoro to ostatnie 2 tygodnie w domu, gdzie mogę porządnie przyłożyć się do ćwiczeń i skakać po pokoju bez późniejszego krzywego wzroku współlokatorów to postaram się bardziej niż poprzednio.

Przez te 2 tygodnie zwiększam ilość ćwiczeń na brzuch. Nie będą to już same ćwiczenia z płytą, ale też robię sumiennie Mel B i wracam do A6W (tak, tak, poprzednio po 10 dniach przerwałam, ze względu na opuszczenie paru dni i brak chęci do powrotu). Mój brzuch już wygląda znacznie lepiej niż na początku, znikła opuchlizna, więc wydaje mi się, że mogę porządnie zacząć pracować nad mięśniami.

Od września zmuszam się do Ewki Chodakowskiej i rzeźbię z nią ciało. Wrzesień mam zupełnie wolny i już teraz zastanawiam się co będę robić przez ten czas. Myślę, czy nie kupić sobie miesięcznego karnetu na siłownię, bo to zawsze troszkę bardziej motywuje do pracy, ale zobaczę jak będę stać z funduszami. Niestety czeka mnie teraz parotysięczny wydatek, bo chcę założyć sobie aparat na zęby, więc każdy grosz się liczy, a niestety wszystko muszę wyłożyć z własnych pieniędzy.Zobaczę jak to będzie.

A tymczasem uciekam szykować się do pracy. Miłego dnia dziewczyny.

18 sierpnia 2013 , Komentarze (3)

I po dwóch szalonych dniach wracam do życia i do dietkowania.

Trochę jestem rozczarowana, bo miały to być dwa dni spędzone z przyjaciółką której dawno nie widziałam. Niestety wczoraj w godzinę planowanego wyjścia dostałam sms'a: 'przepraszam, ale dziś nie idę'. Zrozumiałabym gdyby już wcześniej mi o tym napisała, ale cały dzień to planowałyśmy, wiem też, że nic ciekawszego nie miała do roboty, a tu takie coś.

Nie wiem czy to coś ze mną nie tak, ale ludzie od zawsze mnie wystawiają, dlatego też przestałam im ufać. Już nie potrafię angażować się w przyjaźnie, nie potrafię wchodzić w bliższe relacje z ludźmi i wolę ich traktować z dystansu, bo wiem, że moje zbyt duże zaufanie w ich kierunku z czasem przerodziłoby się w rozczarowanie. Zawsze tak było. I najgorsze jest to, że z roku na rok coraz bardziej utwierdzam się w moim przekonaniu.

Na szczęście sporo mnie to nauczyło i teraz wiem, że nie muszę na nikim polegać, bo sama sobie ze wszystkim dobrze radzę. Nawet mogę przyznać, że polubiłam mój samotny, lekko odizolowany świat.

Tak więc wczoraj nie przejmując się niczym poszłam sama do klubu. Nie był to pierwszy raz kiedy idę sama na imprezę i wiem, że raczej nikogo ze znajomych tam nie spotkam. Ale zawsze składa się tak, że właśnie na takich imprezach bawię się najlepiej. Wczoraj ledwo co weszłam do klubu, zamówiłam piwo i siadłam przy barze, a od razu dosiadł się do mnie całkiem fajny chłopak i tak się złożyło, że do 4 rano się z nim bawiłam. Było naprawdę miło.

Od strony dietetycznej - przez te dwa dni wpadło 6 piw do mojego bilansu. Stosunkowo mało jak na mnie, ale więcej czasu starałam się spędzać na parkiecie niż przy barze :)

Mierzenie, ważenie odpuszczam sobie i zostawiam na przyszły weekend. Mam nadzieję, ze waga będzie dla mnie łaskawa i zrobi mi ładny prezent urodzinowy