Wczoraj po wyjściu od dentysty Babcia zapragnęła zwiedzić pobliską piekarnię. Zobaczywszy wybór pieczywa oraz słodkości, wybierała i wybierała coś na kolację chyba z pięć minut. Ja z plombą i silnym znieczuleniem (oraz dietą) mogłam się tylko patrzeć. W końcu nabyła kołacz wiśniowy oraz pasztecik szpinakowy.
I kiedy jadła, to om nom nom i "jakie to dobre", i powinnam żałować, że nic nie wzięłam. A może kupi ciastka do domu i sobie zjemy. Albo torcik jakiś. To może bułkę na późną kolację?
Nie!
Babcia ostatnio namiętnie się obżera ciastkami, drożdżówkami i innymi grzesznymi przekąskami, choć ma cukrzycę i waży ponad 100 kilo. I jeszcze mnie próbuje utuczyć, bo jej się uroiło, że jestem anorektyczką.
Odnalazłam swój raj w lodziarni Grycana. Sorbet śliwkowy i lody czekoladowa śliwka. Na szczęście to był jednorazowy wybryk, bo 5 zł za dwie minikulki to rozbój w biały dzień.
dziś.
ś. zacierki na mleku.
II. mus z malin, dwa wafle kukurydziane.
o. druga porcja chińszczyzny z ryżem.
pk. serek bieluch ze szczypiorkiem.
Życzę wspaniałego wtorku.