Dietetycznie, dzień był w chuj chujowy. (Czemu aż tak nadużywam wyrazu "chujowy"? Czyżby sugerowało to określenie jakości moich wpisów?). Zaczęłam dzień od słodkiej bułki, po czym wybrałam się na szkolenje z moją sunią. Potem pojechałam na miasto z przyjaciółką. I tam wypiłam Bubble Tea(przesłodzony japoński naszpikowany chemią syf, polecam, zajebiste) i wsunęłam Snack Wrapa w McDonaldzie. Tak to jest jak jestem głodna, chodzę po pełnym niezdrowego, tuczącego ale jakże smacznego jedzenia mieście, a w kieszeni dzwoni garść monet. Po powrocie do domu zjadłam gołąbki i kanapkę z serem a na kolację ciastka belvita. Poziom chujowości mojego jadłospisu jest wprost proporcjonalny do stopnia mojej miłości do wpierdalania. Jestem żałosna. Jutro będzie lepiej.
Ave porażki z życia codziennego.