Po półtora roku, zajrzałam tu ponownie ...
Zdaje się, że od pierwszego wpisu udało mi się schudnąć do wagi ok 62 kg, o ile dobrze pamiętam, ale to chyba skutek żadnej diety, a raczej stresów i nerwów. Akurat na lato wyglądałam chudo i mogłam nosić krótkie szorty i wszystko było super:)
Wyjechałam za granicę, do pracy, stres i nerwy tym razem zadziałały w inną stronę. Dużo pracy, kaloryczne posiłki, noce spędzane w barach ze znajomymi i sen do 12 godziny, ruchu praktycznie zero ... W ciągu następnego pół roku +10 kg więcej. Byłam w szoku, nie potrafiłam poznać swojego ciała w lustrze??!!
Na spokojnie, bez morderczych diet, a raczej przywiązując uwagę do ilości i jakości posiłków, włączyłam trochę wiosennych wycieczek rowerowych, a cel był taki, aby dalej już nie tyć. I udało się :D Po kilku miesiącach mój sport znowu ograniczył się do pracy i nocnego życia, ale tym razem udało mi się zrzucić 2-3 kg. Potem przyszła jesień i pierwszy raz w życiu zaczęłam biegać, ale dla przyjemności, nie z uporem, raczej wtedy, kiedy miałam humor i kiedy nie padał deszcz i nie wiał wiatr. Potem przyszła zima. I zajrzałam z ciekawości tutaj. Uśmiałam się, gdy przeczytałam, że ważąc 66 kg, chcę schudnąć do 59. Bo zamiast tego, przytyłam mega dużo i teraz chciałabym ważyć chociaż te 66!!!
Z reguły, zanim coś zrobię, dobrze się do tego przygotowuję (czasami zdarza się jednak spontan albo improwizacja, he he). Raczej nie postanowiłam od razu, że zacznę się odchudzać i walczyć z tłuszczem na zabój. Od kilku tygodni czytam. Trafiając przypadkiem na jakieś artykuły, opinie, filmy na yt, zdałam sobie sprawę, że moja wiedza na temat zdrowego odżywiania się jest znikoma, a obszar tej wiedzy jest tak ogromny, że pewnie choćbym chciała, to tego nie ogarnę, ale zaczęłam "ściekawiać", jak to się mówi:), zarówno naukę o odżywianiu jak i ćwiczenia, treningi, trendy fitness. Tak z ciekawości zaczęłam pewnego razu od aerobicznej szóstki Weidera, a raczej to, jak długo ją pociągnę. Po 3 dniach ruszałam się jak pobita, od początku założyłam, że na pewno coś mi w tygodniu wypadnie i niemożliwością jest, żebym to ćwiczyła codziennie, a powracanie do tego samego poziomu po kilku dniach przerwy mijało się z celem, poza tym ostatnie 2 ćwiczenia okazały się zbyt ciężkie jak na moje niewyrobione mięście zarówno brzucha jak i grzebietu. Zrezygnowałam z nich. A w miejsce tego zaczęłam trening na mięśnie ud i pośladków, zaciągnięty z linku, który przesłał mi brat to jest kanał p4p na yt. Tak tropiąc trendy wpadła na fotki podobno naj sexi faceta w PL, trenera Jacka Bilczyńskiego, obejrzałam kilka jego filmów motywacyjnych, podążając tą ścieżką, dowiedziałam się, kto to jest Ewa Chodakowska i z ciekawości dołączyłam do swoich ćwiczeń jej jeden z najprostszych treningów. Tak o to, ćwiczę sobie kilka razy w tygodniu to, na co mam ochotę, w zależności jak się czuję, ile mam czasu itp. W tej chwili to jest moja aktywność:) Nie duża, ale zawsze coś. W tym samym czasie trafiłam na ciekawe artykuły pani Iwony Wierzbickiej na temat szkodliwości pszenicy i mleka, gdzie sobie pomyślałam, że nigdy w życiu nie zrezygnuję z mleka i ciast pieczonych no przecież nie inaczej niż z mąki!!! Po dłuższej jednak lekturze i zapoznaniu się z osobą pani Iwony stwierdziłam, że warto to wypróbować, raczej po tym, jak ona motywuje, mówiąc "to tylko 30 dni, nie masz nic do stracenia!" Mleko do kawy skończyło mi się dzisiaj:( Nie wiem czy wytrzymam ... Pszenica okazało się, że jest składnikiem chyba 80% gotowych wyrobów ... z tym jest gorzej. I dowiedziałam się, że wody mineralne powinny zawierać tych składników powyżej 1500, okazało się, że jest problem z kupnem takiej wody w powszechnych sklepach, zaczęłam czytać etykiety, bo okazało się, że nie każdy jogurt naturalny jest naturalny ...
Dzisiaj moje odchudzanie ma imię próby zdrowego odżywiania się i ćwiczeń dla samej siebie. Jedzenia nie ograniczam, dodaję zdrowe, wyrzucam niepotrzebne. Nie katuję się brakiem cukru i głodem. Zaczynam nową przygodę:)