Pamiętnik odchudzania użytkownika:
MllaGrubaskaa

kobieta, 46 lat,

165 cm, 82.30 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

13 września 2013 , Komentarze (48)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Dziś dzień ważenie!
Nie bałam się stanąć na wadzę bo wiedziałam ze na pewno jest spadek, nie wiedziałam tylko jaki.
Po dwóch tygodniach diety warzywno-owocowej waga pokazała 66.6 kg.
Znaczy to że ubyło mi 3.1 kg!
Na pewno niektórzy pomyślą że przy takiej diecie spadek nie wielki, ale mnie ten spadek bardzo cieszy. Patrząc na to przez ile diet przeszłam i że do zgubieni nie zostało już tak dużo to uważam że schudłam dość sporo.

Jest jeszcze jedna rzecz która dzięki temu spadkowi bardzo mnie cieszy.
Pożegnałam nadwagę, mój BMI wynosi w tej chwili 24.26

Co mi dały te dwa tygodnie diety:
-spadek wagi
-pożegnanie nadwagi
-ładniejsza i gładsza skóra
-ładniejsze włosy
-mocniejsze paznokcie
-zero problemów żołądkowych typu wzdęcia, zaparcia
-lepsze samopoczucie fizyczne i psychiczne
-lepszy sen

Dziś trzecia rocznica śmierci mojej siostry, piątek 13. Ja jednak postanowiłam być dziś szczęśliwa i uśmiechnięta. Wiem że ona gdzieś tam z góry na mnie patrzy, wiem że nie chciała by widzieć moich łez.
Dziś cały dzień będę starała się uśmiechać. Do niej i do was .

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
        
*Dziękuję za wszystkie komentarze.



12 września 2013 , Komentarze (30)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Dziś już 14 dzień mojej diety warzywno-owocowej.
Na początku planowałam tylko 2 tygodnie, ale skoro tak dobrze się czuję i nie mam żadnych ciągot do nie dietetycznego jedzenia to wiem że spokojnie dam radę zrobić całe 6 tygodni.

Wagi jeszcze nie znam  jutro dzień pomiaru, ale odzyskałam kolejne spodnie które prawie 10 lat czekały na dnie szafy. Jak miałam je ostatnio na sobie ważyłam jakieś 65-67 kg, czyli już mniej więcej wiem jakiego spadku mogę się spodziewać.

Wczoraj na obiad była zupa z dyni, robiłam pierwszy raz w życiu i wyszła całkiem niezła.
Połówkę dyni hikkaido pokroiłam w kostkę i udusiłam w niewielkiej ilości wody, przyprawiłam odrobiną pieprzu, soli, papryczki chili i imbiru. Dodałam moją warzywniankę z włoszczyzny, zagotowałam wszystko razem i zmiksowałam, wyszedł fajny, gęsty i sycący krem.
   

Moja aktywność fizyczna.
Wczoraj:
-orbi 70 minut
-hula-hop 40 minut
-100 brzuszków
Dziś:
-hula-hop 60 minut
-orbi 70 minuy
-130 brzuszków

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
     
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

11 września 2013 , Komentarze (28)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

13 dzień diety WO.
Samopoczucie fizyczne znakomite, psychiczne zaczyna kuleć, ale to nie przez dietę tylko przez powracające wspomnienia.
W piątek 3 rocznica śmierci mojej siostry.

Staram się o tym jak najmniej myśleć, szukam na siłę jakichś zajęć żeby tylko głowę czymś zając, ale to znowu jest silniejsze ode mnie.

Dieta idzie świetnie, wczoraj nastawiłam buraczki, za pięć dni będzie pyszny barszczyk.

Ostatnio nie ma dnia żebym nie słyszała jak ładnie wyglądam.
Miłe to, ale zaczyna mnie peszyć, co śmieszniejsze więcej komplementów słyszę od kobiet niż od mężczyzn.
Mam też jedną znajomą panią która bardzo mnie dopinguje. Co się spotykamy to słyszę tekst "Co panią widzę to pani piękniejsza" a potem pytanie " Jak dieta, trzyma się pani"
Cieszę się że efekty moich starań o lepszy wygląd i samopoczucie są widoczne, bo w końcu o to chodzi.
Wczoraj syn koleżanki się mnie spytał czy ja ostatnio w lotka nie wygrałam? 
Niestety nie, ale pytam skąd takie przypuszczenia, a on mi na to że ostatnio co mnie widzi to jestem promienna i uśmiechnięta jak by przytrafiło mi się coś bardzo dobrego np szóstka w lotka. Uśmiałam się z tego.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
       
*Dziękuję za wszystkie komentarze.


10 września 2013 , Komentarze (17)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Słonko co prawda chowa się co i rusz za chmury, ale jak dla mnie zapowiada się kolejny piękny dzień.

Samopoczucie świetne, humorek dopisuje. Jednym słowem dieta mi służy.

Dziś teściowa powiedziała że mnie nie poznaje. Zawsze przy diecie byłam bardziej marudna i na niewiele miała ochotę, a teraz ciągle coś robię szukam sobie zajęcia, mam na wszystko i siły i chęci.
Dałam jej książkę do poczytania i zachęcam do diety, bo teściowej też się ostatnio sporo przytyło. Na razie jednak tylko narzeka, a nic nie robi.

Wczoraj wieczorem oczywiście było orbitrekownie 70 minut i brzuszki 100. 
Dziś rano w domu więc powtórka z rozrywki już za mną.

Kupiłam sobie wczoraj dynię hakkaido, zrobię z niej zupkę, mam nadzieję że będzie smaczna.

Znalazłam też przepis na zakwas buraczany, podobno rewelacyjny barszczyk z niego wychodzi, muszę tylko zaopatrzyć się w buraczki.

Mąż mnie wczoraj testował, wynajdywał zdjęcia smakowitego jedzenia w necie i mi pokazywał, czytał przepisy i pytał czy bym nie zjadła. Jak go biedaka denerwowało że moja odpowiedź była jedna. NIE!
I nie dla tego żeby mu zrobić na złość, ale o dziwo na prawdę nie mam ochoty na takie smakołyki, nie ciągnie mnie.

Chyba śmiało mogę powiedzieć ze w końcu trafiłam na właściwą dietę.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
           
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

9 września 2013 , Komentarze (39)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Dziś mój 11 dzień na diecie warzywno-owocowej dr. Dąbrowskiej.
Jestem z siebie naprawdę dumna.
11 dni i w tym dwa weekendy, czyli dni kiedy zawsze miałam najwięcej odstępstw od diety.
W weekend zawsze coś wpadało, czasem chcący, czasem nie chcący ale przeważnie nie obyło się bez wpadki.

Przetrzymałam pięknie te najgorsze dni. 

Z resztą, dumna jestem też z tego że co dziennie serwuję mężowi normalne jedzenia, chlebek,wędlinkę, mięsko na obiad i inne pyszności których sama teraz nie jem i jakoś mnie nic nie rusza, nie mam ochoty nawet oblizać łyżki czy widelca, jak przyprawiam wołam męża żeby spróbował.

Energię, mam cały czas niesamowitą.
Wczoraj pojechaliśmy na grzybki, lasu z teściową za dobrze nie znamy więc daleko się nie zapuszczałyśmy. Grzybków jednak troszkę nazbierałyśmy, niestety dużo trafia się robaczywych, ale nie ma się co dziwić bo w lesie bardzo sucho.
Po powrocie zjedliśmy obiad, mąż się położył przed telewizorem, a ja wyciągnęłam deskę do prasowania i rozprawiłam się z górą prasowania, po prasowaniu zaliczyłam jeszcze 70 minut na orbim i 100 brzuszków.
Wieczorem kąpiel i relaks.

Wiele z was dzięki moim wpisom zaczęło się interesować dietą warzywno-owocową.
Pamiętajcie że nie jest to dieta dla każdego,że są przeciwwskazanie. Poczytajcie na necie, zapoznajcie się dobrze z zasadami, warto też kupić książki dr Dąbrowskiej tam wszystko jest najlepiej napisane, chociaż na jej stronie internetowej też jest wszystko dobrze i jasno wytłumaczone.
Ja przechodzę to oczyszczanie bardzo dobrze, ale wiem ze nie zawsze jest tak pięknie jak u mnie, dla tego myślę że przed rozpoczęciem warto poświęcić czas na dokładne zapoznanie się z dietą i tym co ze sobą niesie jej stosowanie.
Dieta jest bardzo restrykcyjna, odstępstwa mogą nam naprawdę zaszkodzić, więc jeśli podejmujemy decyzję o jej rozpoczęciu to powinnyśmy być tego bardzo pewne.

Pytałyście jak robię makaron z cukinii. 
Prosta rzecz, robię obieraczką do warzyw wychodzi coś podobnego jak na ty zdjęciu.
Wrzucam go do wrzątku, na 2 minuty ,odlewam na sitko i przelewam zimną wodą.

Dziś  pacy jestem rano więc ćwiczenia zaliczę po południu.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
      Blondynka
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

8 września 2013 , Komentarze (17)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Piękny słoneczny dzień się zapowiada.
O dziesiątej jedziemy do lasu na grzybki.

Ja dziś na nogach od 5.Z własnej nie przymuszonej woli.

Za mną już większość prac domowych.
Chlebek upieczony.
Mięsko i pieczareczki dla męża pyrkają w garnkach na gazie. 
Moja pomidorówka ze świeżych pomidorków też już gotowa. Makaron z cukinii zrobię już przed samą konsumpcją.
Pranie się pierze, a ja mam czas na poleniuchowanie.

Gdyby koś mnie dziś w tej kuchni rano zobaczył to by powiedział że jakaś wariatka. Tańcowałam i podśpiewywałam przy gotowaniu.
Energia mnie rozpiera istny wulkan ze mnie, na tyłku nie mogę usiedzieć.

Wczoraj po pracy zaliczyłam zakupy, przygotowałam obiad dla siebie i męża, i usiąść musiałam bo teściowa wpadła na pogaduchy. 
Wieczorem wyrobiłam chlebek, przygotowałam przecier pomidorowy na dzisiejszą zupkę, nakarmiłam męża i wskoczyłam na orbiego, zaliczyłam 70 minut, zrobiłam też 100 brzuszków.

Udało mi się pstryknąć foto piątkowego kapuśniaku i dzisiejszej pomidorówki jeszcze w garnuszku.
  
Pomidorówka wyszła super, przecier ze świeżych pomidorów zmiksowałam z dwoma łychami tego wywaru z włoszczyzny który służy mi jako baza do wszystkich zup, odrobiną soli, pieprzu, kawałkiem papryczki chili i kilkoma listkami świeżej bazylii. Wyszło pyszne lekko ostre. Do tego zrobię sobie makaron z cukinii.

Wieczorem oczywiście w planach jest orbi.

Jakiś taki chaotyczny ten wpis, ale co tam.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
        Mokra laska
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

7 września 2013 , Komentarze (34)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Wstaję o 4. Za oknami ciemno jak nie powiem gdzie. Dla większości z was to jeszcze środek nocy, dla mnie początek nowego dobrego dnia.
Dnia którego kiedyś nie mogłam zacząć bez kawy, jeszcze po omacku z na wpół zamkniętymi oczami włączałam czajnik i sypałam kawę do kubka. Dopiero po pierwszym łyku czułam że mogę normalnie funkcjonować.
Teraz wstaję szybko na dźwięk budzika, jestem wyspana i wypoczęta, gotowa na nowy aktywny dzień. Kawa, jest mi kompletnie nie potrzebna, idę do łazienki staję przed lustrem i podoba mnie się to co widzę.Zdrowa gładka cera, a zawsze przy @ wyglądałam jak pryszczata małolata.
Na dowód że nie tylko ja widzę zmiany mogę napisać że od kilku dni słyszę coraz więcej komplementów i pytań co robię że wyglądam coraz młodziej, ładnie, że aż promienieję.

Z dnia na dzień czuję jak zmienia się nie tylko mój wygląd, ale i samopoczucie.

Dawno już na diecie nie czułam się tak dobrze. Za zwyczaj po kilku dniach chodziłam wściekła jak osa, czegoś mi brakowało i ciągle miałam ochotę na coś słodkiego czy inną zupełnie nie dietetyczną rzecz. Często zdarzały się bóle głowy, ospałość i zniechęcenie. Najmniej tych objawów miałam przy MŻ, ale jednak były.

Pierwszy raz od ponad trzech lat bardzo łagodnie przechodzę miesiączkę.
Po operacji większość moich okresów była do tej pory bardzo bolesna, @ sygnalizowała swoje przybycie już tydzień wcześniej, kłuciem i bólem jajników oraz niepohamowanym apetytem w szczególności na czekoladę. 
Tym razem objawów nie było, miesiączka się pojawiła o czasie jedyne co czuję to lekko obrzmiałe piersi i delikatny ból brzucha.
Zaznaczam od razu że jestem zdrowa i moje narządy rodne są w jak najlepszej formie, dwa razy do roku CO funduje mi badanie usg.

Nadal bardzo dużo czytam o tej diecie, i trafiam coraz częściej na informację że i lekarze ją polecają. Wiele osób prowadzi ją co roku już od kilku lat, nie mają problemów z wagą i pozbywają się wielu chorób. Mają to oczywiście poparte wynikami badan.

Wierzę że i mnie się uda przejść ją w całości i będę miała dobre efekty. 
Obiecałam sobie że po diecie idę zrobić podstawowe badania krwi co by sprawdzić czy wszystko jest w normie.

Wiadomo ze jak każda dieta i ta ma przeciwwskazania. Mnie jednak one nie dotyczą więc myślę że mogę ją spokojnie stosować.

Nauczyłam się też już jednej i najważniejszej rzeczy. 
Każda dieta ma swoje ustalone zasady i żeby zadziałała trzeba ich przestrzegać, nie robić odstępstw. 
Same przyznajcie tak szczerze, czy zawsze stosowałyście się do zasad ustalonych w diecie tak co  do joty, bez najmniejszych odstępstw?
Ja nie!
I teraz wiem ze to jest właśnie ten największy błąd, nasze myślenie raz nie zawsze, kawałeczek ciasta nie zaszkodzi.
Nie znam osoby która przeprowadziła by dietę np. Dukana tak książkowo, nawet tu na V pamiętam sporo dziewczyn które ją stosowały, ale w święta była przerwa, na imieniny u cioci była przerwa itd. itp. Większość osób jak zauważyłam prowadzi tylko 1 fazę dukana, a przecież dieta ma tych faz więcej, tyle że w pierwszej fazie chudnie się najlepiej i jak dochodzi się do wymarzonej wagi to zaczyna się teraz mogę wszytko i zapomina że nie tak się to powinno zakończyć.
Efekt wiadomy, zgubione kilogramy wracają z prędkością światła. Oczywiście winę upatrujemy nie w nas tylko w diecie.

Dla mnie dieta warzywno-owocowa to ostatni atak na kilogramy i zmianę nawyków żywieniowych. Zamierzam przeprowadzić ją książkowo, łącznie z wyjściem z diety, a potem trzymać się zasad zdrowego i racjonalnego żywienia oczywiście do tego codzienna dawka ruchu.

Rozpisałam się, mam nadzieję że ktoś przebrnie przez te moje wypociny.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
   
*Dziękuję za wszystkie komentarze.


6 września 2013 , Komentarze (25)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Zaliczyłam pierwszy tydzień diety warzywno-owocowej.
Tak bardzo się jej bałam, a okazała się taka prosta i przyjemna. 

Samopoczucie świetne, dzień rozpoczęty aktywnie od 70 minut na orbitreku i 100 brzuszków, a wczoraj wieczorem pojawił się okres.

Cały czas podczytuje w necie informacje o tej diecie, wzbogacam swoją wiedzę i im więcej czytam tym bardziej jestem przekonana że był to słuszny wybór.

Wiem jedno, do kawy już nie wrócę, może czasem okazjonalnie się napiję, ale na co dzień nie jest mi ona zupełnie potrzebna. Na prawdę o wiele lepiej czuję się bez niej, jak po niej.
Śmieję się z szefowej bo zawsze jak się zmieniamy i przez jakiś czas jesteśmy na zakładkę to pijemy kawkę tj. teraz ona kawkę, ja pokrzywę i wiecie co! Ona narzeka na złe samopoczucie, senność bóle głowy, ja czuje się rześka i wypoczęta.

Pytacie o jadłospis, aż się boję go napisać bo zaraz posypią się komentarze że jem za mało. 
Sama z resztą jak zaczęłam myśleć o tej diecie i czytałam po różnych forach co ludzie jedzą to myślałam ze to nie możliwe, jeść tak nie wiele, w dodatku samą zieleninę i normalnie funkcjonować to nie możliwe.
Wczoraj wyglądało to u mnie tak:
Rano przed praca 
-duża czerwona papryka i cały ogórek, kubek naparu z pokrzywy
W pracy
-3 duże pomidory, 2 kubki naparu z pokrzywy, ok 1.5 l wody
Po południu w domu
- miska zupy kalafiorowej. 
Bazą do zupy jest wywar z całej włoszczyzny startej na tarce i ugotowanej z przyprawami bez soli. Ugotowałam cały gar takiego wywaru, co dziennie odlewam go do mniejszego garnuszka i dodaję coś żeby wyszła fajna zupka. Wczoraj był to kalafior i dużo koperku. Dziś będzie kapusta kiszona,czosnek i majeranek, będzie pyszny kapuśniaczek. Jutro domowy przecier ogórkowy i mam zupkę ogórkową.
- surówka z kiszonej kapusty z cebulką, jabłkiem, startym kiszonym ogórkiem i drobno pokrojona papryką, dużo wody.
Wieczorem orbi 70 minut i 100 brzuszków.
Zaznaczam od razy że porcje są naprawdę duże!

Źle napisałam, bo wywar to jest czysty, a u mnie przecież ta cała włoszczyzna sobie w nim pływa.

Po niedzieli może zrobię zdjęcia posiłków, bo na razie mąż w domu i jak zobaczy że jedzenie fotografuję to powie że mi odbiło.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
      
*Dziękuję za wszystkie komentarze.




5 września 2013 , Komentarze (28)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.
                     

                           
Dziękuję z całego serducha!
Za wszystkie wasze słowa wsparcia i pocieszenia.
Na prawdę dużo mi to dało.
Jesteście jak zawsze wspaniałe i niezastąpione.
Normalnie chciała bym was mocno przytulić, wszystkie razem i każdą z osobna!
Czytałam komentarze po kilka razy i uśmiechałam się do monitora, choć łez przed tym za nim się uspokoiłam było dużo.
Dostałam nauczkę, trzeci raz się nie dam nabrać.

Dziś nowy dzień, zapominamy o tym co było, może nie do końca. Sprawa będzie się jeszcze ciągnąć, ale głową muru nie przebiję, i jak to mówi mój mąż DAMY RADĘ!

Teraz moje małe przyznanie się do winy.

Miałam od dziś zacząć diet WO, ale nie zacznę.
Dla czego?
Bo jestem już na niej 7 dzień.

Rozpoczęłam dietę razem z odstawieniem kawy.
Nie przyznałam się bo bałam się zapeszyć, że coś mi nie wyjdzie że nie wytrzymam i po jednym czy dwóch dniach rzucę się na jedzenie.
Tego co zakazane szybko się pozbyłam, wszystko czego mąż by nie zjadł pojechało do teściowej.

Stało się jednak inaczej.
Pierwszy dzień to był istny koszmar.
Śpiąca byłam niemiłosiernie, oczy mi się zamykały, głowa opadała i bolała jak diabli. Na niczym nie mogłam się skoncentrować. Ból głowy lekko zelrzał po godzince na orbim ,o 19 padłam jak kawka i spałam kamienny snem do 5 rano.
Obudziłam się rześka jak skowronek, pełna energii.

Teraz, już się przyzwyczaiłam.
Kawy nie potrzebuję, śmiało mogę powiedzieć że czuję się bez niej o wiele lepiej.
Jedzenie jest pyszne. 
Zajadam się do woli jabłkami, gejpfrutami, ogórkami zwykłymi i kiszonymi, kiszoną kapuchą, pomidorami, papryką, marchewką, kalarepką i innymi warzywkami. 
Robię dobie surówki, zupki, cuduję i kombinuję.
Piję oczywiście mnóstwo wody i napar z pokrzywy lub mięty.
Nie jestem głodna, czuję się bardzo dobrze, energia mnie rozpiera.
Nie ma zachciewajek, nie rusza mnie nic. Miałam we wtorek pod nosem tacę z ciastkami, moje ulubione bajaderki, napoleonki. Normalnie dostawałam ślinotoku, a tu raptem byłam obojętna.
Na dniach dostanę okresu, pierwszy raz nie mam PMS, nie boli mnie brzuch, jedynie troszeczkę piersi i czuję ze woda się zatrzymała, ale to nic w porównaniu z tym co do tej pory przechodziłam co miesiąc.
Co dziennie ćwiczę przynajmniej godzinkę na orbim, a od wczoraj dołożyłam sobie 100 brzuszków.

Waga startowa taka jak na pasku.
Nie zważę się jutro bo przed @ na pewno nie będzie jakiegoś wielkiego spadku, a nie chcę się demotywować.

Dietę zamierzam przeprowadzić jednak w pełnej wersji czyli 6 tygodni i już teraz wiem że moje nawyki żywieniowe dzięki niej sporo się zmienią na lepsze.

Miłego dnia życzę i niech nam kilogramy spadają.
        
*Dziękuję za wszystkie komentarze.

4 września 2013 , Komentarze (54)

Misie i Szproteczki Moje Kolorowe.

Dziś jest mi smutno i źle.
Zaufałam komuś po raz drugi, już raz przez tę osobę wpadłam w kłopoty z których do tej pory nie wyszłam. 
Myślałam że się zmienił, ale jednak ludzie się nie zmienią.
Ktoś kto zawsze miał siebie za pępek świata, zostanie taki na zawsze.
Jest mi tylko bardzo przykro.
Jestem zła na siebie że byłam taka głupia i znowu dałam się nabrać.

             smutno mi miś panda