Haha, okazało się, że wczorajsza @ to był taki... straszak i zaczęła mi się dzisiaj Jakbym Wam powiedziała co "znalazł" mój Luby to byście go chciały wypożyczyć na kilka nocy (chyba, że i Wasi już odnaleźli^^) xD Ale przez to mam taki udany dzień od rana, nic mnie nie boli, normalnie... Piękne życie :D No dobra... odczuwam lekki ból brzusia, aleee, pikuś taki!
Jutro jeszcze idę do pracy, niestety. Potem poniedziałek i wtorek i... zasilam grono bezrobotnych. Wrzesień robię sobie wolny, a potem będę szukać czegoś na weekendy, coby nie pasozytować ani na rodzicach, ani na Lubym. Chociaż mój A. uważa, że to on jest od "kasy" w naszym związku i ja powinnam się uczyć.
Eh, dziewczyny, nie wiem co mam począć z tym moim głupolem. Myślałam, że niższej samooceny niż ja przed dietą mieć nie można, ale jednak można. Jego matka wpoiła mu, że jest śmieciem i nieudcznikiem i nie mogę mu tego wybić z głowy. Dacie wiarę, że kiedy on szedł do szpitala na operację ona pojechała nad morze? Aż się we mnie zagotowało jak to usłyszałam (w mojej mamie też). Prawdopodobnie będę mieć teściową jak z koszmaru, żeby nie było za pięknie, ale na szczęście nie będę musiała z nią spędzać świąt. Wczoraj chyba przez pół godziny mówiłam, że jest najwspanialszym kochankiem pod słońcem (i miałam rację), a on, że zapewne kłamię żeby go pocieszyć. Nie wiem jak mam mówić do tego mojego biedactwa. No nie mam pojęcia. Moi rodzice go bardzo lubią. Tata ciągle pyta kiedy A. przyjedzie. Mama mu nawet wczoraj kapcioszki kupiła, żeby nie musiał chodzić w takich szmacianych. A on myśli, że mają go dość. Boże, co mu ta jego matka zrobiła... Wiecie co jest najlepsze? On ma mózg pojemności mojej szafy. Mówi tak po angielsku, że ja mogę jedynie przytakiwać "yes", "no", "so so","maybe", żeby się nie zbłaźnić. Kiedy coś mieliśmy policzyć, ja zastanawiałam się nad tym jak to policzyć, a on... miał już wynik. Ciągle powtarza, że to "czysta fizyka", a ja za cholerę tej fizyki nie rozumiem, więc on mi tłumaczy... a ja dalej nie rozumiem. No dobra, od polskiego jestem ja. Ale czym jest mój polski przy jego angielskim, matematyce, fizyce, chemii, biologi...? A on nic. Dalej uważa się za niedouczonego, bo nie poszedł na studia (skąd inąd mam podejrzenia, że nie poszedł na nie, bo mu matka wmówiła, że sobie rady nie da -.-). Stwierdził, że jak będę mieć mgr przed nazwiskiem, to nie będę chciała być z nieukiem. Powiedziałam, że nie będę sobie tego mgr przed nazwiskiem wpisywać i, że skąd mu takie głupoty do głowy przychodzą. Ale... No wiecie... Kocham go i chciałabym żeby był szczęśliwy i, żeby w siebie wierzył. Co mam zrobić żeby jego samoocena podskoczyła?
menu później ;)