Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

25 sierpnia 2022 , Komentarze (23)

Z grubej rury. 

Nauczyłam się, że jedzenie służy do zaspokajania głodu i niedoborów. 

Wczoraj był bankiet na konferencji. W ekstra wykwintnej knajpie ę ą, takiej, co dają po 20 widelców i konia z rzędem temu, kto wie ktorego użyć do przystawki 🙄.

Fotele z kryształów, kibel lustrzany, że normalnie krępowałam się wysikać. 

Ale do rzeczy. Dali mi na zamówienie wegetariańskie potrawy - jakieś cuda niewidy. Kaszotto z truflą i prawdziwkami, falafel z świeżymi ziołami i czymś tam, tort i winko. W każdym razie, wróciłam do domu o północy i... poszłam sobie zjeść kolację, bo byłam głodna.

Ech, ja.

22 sierpnia 2022 , Komentarze (33)

Nie potrafię jednak rzucić się na głęboką wodę, w wir pracy. Kombinuję jak koń pod górę, żeby zaspokoić swoje nałogi. No i dziś na konferencję poszłam pieszo na około, 7 km zamiast 4, w przerwie na lunch zjadłam w 20 minut, a na pozostałe 40 poszłam na spacer, z ostatniej sesji i imprezy powitalnej (nie cierpię takich imprez) urwałam się i w sumie przeszłam 23 km.

Jutro mam w planie wstać wcześnie, pobiegać 10 km i iść już normalnie, nie na około na wykłady, wrócić po skończonych zajęciach, no, może znowu urwać się z barbecue party. W środę jest wieczorem bankiet i na to się wybieram, bo mi głupio zwiać, skoro zgłosiłam, żeby specjalnie przygotowali mi wege potrawy. Ale w środę też jakoś pokrążę spacerkowo i może urwę się z porannej sesji.

Aha, zapisałam się na bieg górski z mapą. Niedługi, 7 km raptem, ale dawno nie biegłam nic zorganizowanego. Organizator przyznał mi darmowe uczestnictwo, fajnie. I teraz uwaga, namówiłam mojego tatę i dał się przekonać. Też się zapisał. To jego pierwszy start. I też ma darmowy pakiet :). On ma prawie 80 lat i pewnie będzie najstarszym uczestnikiem. Ale na pewno nie ostatnim. Osobiście jak zasuwa pod górkę, to ja za nim nie nadążam. 

21 sierpnia 2022 , Komentarze (23)

Skończyło się dobre. Jutro wracam do domu. Niniejszym kończę więc zabawę z malowaniem. 

Dzisiaj byłam z moim tatą na spacerze (26 km). Byliśmy na Uklejnie, gdzie jest kopiec Jana Pawła II. I jest taki zwyczaj, że każdy dorzuca tam jakiś kamyk. Ja kiedyś zostawiłam tam taki mały z flagą Ukrainy, bo mi się tak skojarzyło, że Ukraina na Uklejnie. No i leży tam dalej. Trochę smutno, ale też cieszy. Dużo ludzi tam chodzi i dokładają kamienie. No i mój tato powiedział, że mogę tam zostawić kamień, jeśli namaluję na nim papieża. No to namalowałam:

Wracając przechodziliśmy przez most. A tam polują sobie krzyżaki wodne. Ogromne i straszliwe. Zrobiłam jednemu zdjęcie i potem też namalowalam go na kamieniu: 

Bez cieni, bo wisi w powietrzu. Nota bene do góry nogami, ale tak fajniej wygląda.

A ostatni to jakiś upiorek. Chciałam coś bardziej w kierunku demonów słowiańskich. Jakieś Bobo Mamuna, topielec czy strzyga, ale w sumie nie chcę małpować cudzych rysunków (zdjęcia to co innego), a sama za bardzo nie jestem w tym temacie oblatana. Może kiedyś.

No to teraz tylko takie straszydełko:

19 sierpnia 2022 , Komentarze (21)

Wkręciłam się w malowanie kamieni. Taka czeska zabawa. Malujesz kamyk, na odwrocie piszesz kod pocztowy i zostawiasz gdzieś. Ktoś znajduje, robi zdjęcie, wstawia na grupę na fb i przenosi gdzieś dalej, albo zatrzymuje sobie. I tak można znaleźć swój kamyk na drugim końcu świata. 

Na początek kupiłam akrylowe markery i paćkałam takie obrazki, spirale itp. Około 10 zostawiłam, już dwa ktoś wstawił na fb. Inne też znikły, ale nie pojawiły się wzmianki o nich. 

Potem kupiłam farby akrylowe i podjęłam się wyzwań na grupie.

I tak powstały:

1. Dziewczyna z perłą

2. Jaś Fasola

A potem wpadłam w trans. 

i trochę wzorków aborygeńskich

Problem w tym, że mój tato nie pozwala mi tych kamieni zostawiać nigdzie, bo sam je zagarnął. Ech. No i już po zabawie :/

Poza tym łażę po lesie, zbieram grzyby, chodzę spać między 2.00 a 3 00, a od poniedziałku mam konferencję, więc koniec byczenia się.

Aha, znalazłam czekoladę 100%. Paskudna jak się je, ale później zostawia taki fajny posmak w ustach.

Nadal nie odchudzam się i nie grubnę. 

Aloha.

Edit.

Dzisiaj dosmarowałam jeszcze 3. 

Motylek rusałka pawik (coś mi nie wyszedł za bardzo, może jutro poprawię): 

2. Motylek rusałka osetnik - ten jest spoko:

3. Kolibetek z passiflorą:

Jutro ostatni dzień opitalania się i mam w planie przejść do bardziej mrocznej serii - upiory, demony i straszydła. Nie wiem, czy podołam i czy wystarczy mi wyobraźni.

2 sierpnia 2022 , Komentarze (2)

Zadzwonił mój agent i polecił mi załatwiać sprawę przez serwis toyoty. No i wziąć samochód zastępczy. Tylko że teraz nie da się dodzwonić do serwisu toyoty. 

W sobotę przylatuje mój tato. W jego mieszkaniu siedzi teraz moja ciotka, która miała wrócić do siebie przed jego przyjazdem, ale zachorowała i na 99% ma covid. Teraz tato nie ma gdzie wrócić. U nas się nie zmieści, do chatki mogłabym go zabrać, ale... nie mam czym.

szit

edit: serwis toyoty umył ręce. Mogą naprawić, ale za gotówkę, a potem ja się mam się z nimi użerać. Nie.

edit 2. Dodzwoniłam się do ubezpieczyciela sprawcy. Dwie godziny wisiałam przy telefonie, ale udało się. Naprawią bezgotówkowo, załatwią samochód zastępczy. Jeszcze szampana nie otwieram, ale idzie to w dobrym kierunku. Grunt, że facet, który mnie rąbnął okazał się uczciwy.

1 sierpnia 2022 , Komentarze (5)

Pół dnia spędziłam na próbie zgłoszenia szkody i nic nie załatwiłam.

A było tak. Spotkałam się u blacharza z tamtym kierowcą (sprawcą) - wszystkie dane uzupełniliśmy w formularzu, więc jest OK. Blacharz wycenił szkody w moim samochodzie na 5-6 tys. Wymiana błotnika, reflektora i zderzaka. No OK. Powiedzieli mi, żeby spróbowała zgłosić szkodę przez mojego ubezpieczyciela, bo będzie to sprawniej, a i tak on się skontaktuje z ubezpieczycielem sprawcy i ostatecznie to tamten za mnie zapłaci.

No więc próbowałam dodzwonić się do mojego ubezpieczyciela, ale się normalnie nie dało. Kazali mi przez telefon (automat) zgłosić szkodę przez formularz online. Więc próbowałam. Nie dało się wpisać danych polisy sprawcy (no bo jest ubezpieczony w innym towarzystwie). Więc wpisałam moje. Doszłam do etapu dokumentacji - miałam zrobić i wysłać zdjęcia. Wyszłam z domu, porobiłam zdjęcia - jak wróciłam, to się okazało, że przekroczyłam okienko czasowe i mi ten formularz zdechł. Nie dało się wrócić, ani wysłać jeszcze raz. Właściwie jest to zgłoszone, ale wymaga umówienia się na oględziny i konsultację. Ale nie jest to takie oczywiste, bo nigdzie nie było rubryki na dane sprawcy. Nic. Więc nie rozumiem, jak to niby miałoby się odbyć. 

Próbowałam przez ubezpieczyciela sprawcy. Wypełniłam tam formularz. Dużo szczegółowych danych. Przy wysyłaniu błąd. No i klapa. Nie da się wysłać. 

Więc napisałam jeszcze w odruchu desperacji do agenta, który zajmuje się moim ubezpieczeniem. Może jest na urlopie. W każdym razie nic nie odpisał. A ja już sama nie wiem, co mam zrobić i czy cokolwiek robić. No powinnam, bo choćby ten rozbity klosz reflektora może kogoś pokaleczyć. 

No i co teraz? Czekać na odzew ze strony mojego ubezpieczyciela? Czy próbować jeszcze przez tamtego. A może dzwonić do nich? Ale obawiam się, że tak jak u mojego nie da się połączyć.

Jak mnie wkurza taka strata czasu!

1 sierpnia 2022 , Komentarze (1)

Pobiegane 20 km. Szwy przeszkadzają, ale rana już zagojona. We wtorek ściąganie i będzie luz.

Umawiam się jutro z tym kierowcą, który mnie uderzył u blacharza, ma mi przynieść dokumenty do uzupełnienia i blacharz oceni straty, żeby ubezpieczyciel nie zaniżył kosztów. Jestem dobrej myśli. Tym bardziej, że ten zderzak mi się rozluzował jeszcze przed stłuczką i ciągle miałam kłopoty z unieruchomieniem go. Więc na dobrą sprawę, jeśli to pójdzie za kasę z ubezpieczenia, to wręcz zyskam na tym incydencie. 

Zastanawiam się, czego słuchać podczas biegania i chodzenia. Muzyka, to jasne, ale to głównie na szybkie przebieżki, kiedy potrzeba mocy i niekoniecznie uwagi. Na wolne i długie wolę gadanie. Większość ciekawych podkastów na spotify mam przesłuchane. 

Audiobooki - mnóstwo. 

Słucham thrillery psychologiczne, kryminały i fantastykę. Ale nie wzgardzę dobrą klasyką. Ostatnio zaliczyłam Lalkę i Hrabiego Monte Christo.

Dzisiaj właśnie skończyłam Dean Koontz "Ostatnie drzwi przed niebem". Strasznie schizolskie, wymęczyłam się przy tym okropnie. Chyba sobie podaruję resztę pozycji tego autora.

Ściągnęłam sobie masę tomów "Świata dysku" Pratchetta. No, ciekawa jestem, czy mi zaskoczy. Jeśli tak, to super, będzie słuchania na dobre miesiące, bo cała seria ma 40 tomów. Kilku mi jeszcze brakuje, ale nie szkodzi, bo nie trzeba tego czytać, czy słuchać po kolei. 

W sumie lubię serie. Zajmują mnie na dłuższy czas. Zresztą ja mam tak (i zawsze tak miałam), że dość długo oswajam się z bohaterami. Jak jest dużo wątków i dużo postaci, to losy niektórych z mniej interesujących po prostu olewam i nie skupiam się na nich. Tak było z "Grą o tron". Niektóre wątki sobie totalnie odpuściłam, chociaż były długie i rozbudowane.

Miałam fazę na książki wojenne i obozowe. Ale już mi przeszło. Uwielbiam "Złodziejkę książek", ale nie film. Urocza pozycja. 

Kompletnie zawiodłam się na "Cieniu wiatru" Zafona. Słuchałam to dwa razy i gdybym słuchała trzeci raz, to nawet bym nie zaskoczyła, że to już jest mi znane. Takie nudne marudzenie. Nie moja bajka kompletnie, a takie ma dobre opinie. 

To samo odnośnie takich polecanych pozycji jak "Słowik", czy "Jeździec miedziany" - nuuuuda i naiwność do sześcianu. Chociaż z takich wojennych romansideł podobała mi się "Czerń i purpura" i "Esesman i żydówka". Zwłaszcza to drugie. 

Audiobooków przez to bieganie słuchałam dużo. Prawie każda pozycja Sebastiana Fitzeka mnie porwała. Ale też Tess Gerritsen, Camilla Lackberg. Remigiusz Mroza też wiele książek przesłuchałam. Niektóre mi się nawet podobały, przez inne kompletnie nie mogłam przebrnąć. No, serii z Chyłką jestem w miarę wierna. Lubię jej francowaty charakterek. 

Pamiętam, że miło mi się słuchało "Skazańca" Spadły. Cała długa seria działa się w więzieniu (no, prawie cała), lubię takie klimaty. No i potem powstał "Hrabia" Roberta Gałki. Jako dwutomowa opowieść o jednym z bohaterów Skazańca. Bardzo fajny pomysł i wciągająca pozycja. Chociaż pisana przez kompletnego amatora. Zresztą Spadło też w sumie nie jest znanym pisarzem. 

Dobra, coś się rozpisałam o książkach. Ciekawa jestem, czy ten "Świat dysku" mi się spodoba. Bardzo jestem ciekawa. 

Inna sprawa, że bardzo dużo zależy od lektora. Mam kilku ulubionych. A niektórzy to tak czytają beznamiętnie, że w połowie książki odkrywam, że kompletnie nie wiem, o czym to jest.

Edit. Zaczęłam słuchać ten "Świat dysku". Pierwsze podejście to klapa. Nie wchodzi mi to. Nie mój styl. :(

30 lipca 2022 , Komentarze (26)

Miałam dzisiaj stłuczkę na parkingu hipermarketu. Jechałam sobie powoli i wjechał we mnie facet z podporządkowanej alejki. Ja miałam jechać z Młodszą do mojej chatki na odludzie, ale musiałam do domu wrócić. Rozwalił mi klosz od reflektora i pogniótł zderzak. Spisaliśmy protokół, ale gość nie miał ani prawa jazdy ani dowodu ubezpieczenia. Obiecał, że podeśle mi jak sprawdzi. Ja chyba mam się zwrócić do jego ubezpieczyciela, ale nie wiem gdzie. No to czekam grzecznie. 

29 lipca 2022 , Komentarze (7)

Ze wszami (tfu!) szwami w ustach, które ciągną i drapią po dziąśle nie wytrzymałam i poszłam dzisiaj pobiegać. KONTROLNIE na 12 km. Jeszcze lekka opuchlizna jest i to, co mnie wkurza, to nie rana, czy ból. tylko te drapiące nici. Włazi za to jedzenie, i ogólnie przeszkadza. Odliczam dni do ściągania tego g..na. 

No jestem biegoholiczką. Spacery są super, ale nawet te 20-kilometrowe nie zastąpią cardio z prawdziwego zdarzenia z tętnem w okolicach 140 ud/min, a najchętniej to tak do porzygu. Ale póki co, upały i te szwy mi nie pozwalają na anaeroby. Więc tylko strefa tlenowa. Tak do 150-155 ud/min. W każdym razie ten wysiłek BYŁ MI POTRZEBNY i teraz czuję się wreszcie dobrze. Wytrzymałam bez biegania od soboty, czyli całe 6 dni. 

Dentystka kazała jeść lody, więc grzecznie jej słucham. Dzisiaj był w good lood sorbet o smaku zielonej herbaty z kiwi. Bałam się tego połączenia, ale był całkiem smaczny i odświeżający. 

Od razu apetyt wrócił po takim bieganiu. Odkryłam jednak, z pewną dozą żalu, że jak nie jem przed snem, to lepiej (efektywniej) śpię. Niby żadna nowość, ale dla mnie to smuteczek, bo w nocy mam czas jeść, a w dzień to różnie bywa. Będę STOPNIOWO i łagodnie przestawiać się na przestawianie posiłków wcześniej. Bo spać już później nie dam rady iść.

A jaki parametr zakłóca mi nocne jedzenie?

Fazy snu są OK, niezakłócone, budzenie się też jest OK, czas snu bez wpływu. Niepokój też OK. Zakłóca mi to jedynie parametr "stres". Czyli nieregularność tętna. I pewnie ma wpływ na nasycenie tlenem, to, co mierzy pulsoksymetr. Albo coś pokręciłam. 

27 lipca 2022 , Komentarze (8)

Skończyła się chwilowo laba. Wczoraj do pracy na nóżkach, potem przeszłam się do baru sałatkowego i dookoła starego miasta, deszcz mnie zlał, mimo że miałam parasol - tylko głowę i tors miałam suche. Dotarłam do dentystki. Wycięli mi to coś, co mi wyrosło na wewnętrznej ściance policzks/wargi. Nie bolało, bo było znieczulone, ale dlubała się z tym przrz przeszło godzinę. Krwi było sporo. Potem szycie - od wewnątrz szwy rozpuszczalne, na zewnątrz nierozpuszczalne. Lód na twarz, 900 zł do kasy i do widzenia. Deszcz sobie przestał padać, więc ja z tym lodem przeszłam jeszcze 7 km (poszłam sobie na około do hipermarketu, żeby kupić jakieś paćkate jedzenie). Międzyczasie znieczulenie przestało działać i zaczęło to rozbybranie w ustach boleć. Dentystka mówiła, żebym po dwóch godzinach zjadła jakiś posiłek, ale myśl o tym, że cokolwiek miałoby mi tam dotrzeć w okolice rany mnie sparaliżowała i nic już nie jadłam. Wypiłam tylko czarną gorzką kawę z termosa, którą rano zrobiłam. 

Parę słów zamieniłam z mężem, ale mówienie powodowało ból, więc poszłam spać. 

W nocy przygryzłam sobie ranę przez sen i gmyrałam w tym językiem, więc obudził mnie dyskomfort. Ale odczekałam i zasnęłam. Dzięki temu wczesnemu (nooo... 23:30) pójściu spać osiągnęłam znowu rekordowy wynik snu. Nie dość, że długo, to jeszcze efektywnie.

Apka oceniła na 98/100.

To przebudzenie z powodu przygryzienia rany trwało raptem 5 minut!

Dentystka mówiła, żeby w razie bólu wziąć jakiś paracetamol lub ibuprofen, ale ja lubię wyzwania i uznałam, że zażyję dopiero na granicy wytrzymalności, a do tej było jeszcze daleko. Idea fajna, ale przy migrenach się nie sprawdzała kompletnie, bo jak już decydowałam się na zażycie tabletki, to było za późno i organizm ją zwracał. No ale migren już nie miewam - albo to wynik przekłucia uszu w odpowiednich miejscach, albo kwestia wieku. A najprawdopodobniej jedno i drugie.

Dziś opuchlizna nieduża, ale troszkę jest. Ból z jakichś 4,/10 zjechał do 1-2/10. Oby tak dalej, bo mam w planie coś zjeść, chociaż się boję. A potem iść spacerkiem do pracy. W zasadzie mógłbym zostać i się byczyć w domu (szefowa zrozumie, jeśli jej powiem, że jestem po zabiegu), ale mi się chce iść.

We wtorek ściąganie szwów, a potem jadę z dziećmi do Wrocławia. 

Niestety na razie z biegania nici, no bo mam te nici, ogólnorozwojowe też muszą poczekać. Ale chodzić mogę. Więc w zasadzie nie muszę jakichś zmian w misce czynić, ale czynię, bo mam w planie przejście na dietę paćkowo-połpłynną. Mam deserki białkowe zakupione, może sobie zrobię jakąś zupę. Dawno zupy nie jadłam. Mąż się ofiarował, że mi coś zrobi, pomoże, ale chcę być samodzielna. Jeszcze mi się ta pomoc kiedyś przyda. 

Aha, ten wycinek wysłali do badania histopatologicznego, ale na puerwszy rzut oka to było to, co podejrzewała, czyli zatkany i przerośniętych gryczoł ślinowy. Tak że uważajcie i nie przygryzajcie sobie policzków, bo takie rzeczy się robią. Małe gówienko, a daje popalić i przede wszystkim kosztuje słono.