Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ggeisha

kobieta, 53 lat, Kraków

162 cm, 73.20 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

27 lipca 2022 , Komentarze (8)

Skończyła się chwilowo laba. Wczoraj do pracy na nóżkach, potem przeszłam się do baru sałatkowego i dookoła starego miasta, deszcz mnie zlał, mimo że miałam parasol - tylko głowę i tors miałam suche. Dotarłam do dentystki. Wycięli mi to coś, co mi wyrosło na wewnętrznej ściance policzks/wargi. Nie bolało, bo było znieczulone, ale dlubała się z tym przrz przeszło godzinę. Krwi było sporo. Potem szycie - od wewnątrz szwy rozpuszczalne, na zewnątrz nierozpuszczalne. Lód na twarz, 900 zł do kasy i do widzenia. Deszcz sobie przestał padać, więc ja z tym lodem przeszłam jeszcze 7 km (poszłam sobie na około do hipermarketu, żeby kupić jakieś paćkate jedzenie). Międzyczasie znieczulenie przestało działać i zaczęło to rozbybranie w ustach boleć. Dentystka mówiła, żebym po dwóch godzinach zjadła jakiś posiłek, ale myśl o tym, że cokolwiek miałoby mi tam dotrzeć w okolice rany mnie sparaliżowała i nic już nie jadłam. Wypiłam tylko czarną gorzką kawę z termosa, którą rano zrobiłam. 

Parę słów zamieniłam z mężem, ale mówienie powodowało ból, więc poszłam spać. 

W nocy przygryzłam sobie ranę przez sen i gmyrałam w tym językiem, więc obudził mnie dyskomfort. Ale odczekałam i zasnęłam. Dzięki temu wczesnemu (nooo... 23:30) pójściu spać osiągnęłam znowu rekordowy wynik snu. Nie dość, że długo, to jeszcze efektywnie.

Apka oceniła na 98/100.

To przebudzenie z powodu przygryzienia rany trwało raptem 5 minut!

Dentystka mówiła, żeby w razie bólu wziąć jakiś paracetamol lub ibuprofen, ale ja lubię wyzwania i uznałam, że zażyję dopiero na granicy wytrzymalności, a do tej było jeszcze daleko. Idea fajna, ale przy migrenach się nie sprawdzała kompletnie, bo jak już decydowałam się na zażycie tabletki, to było za późno i organizm ją zwracał. No ale migren już nie miewam - albo to wynik przekłucia uszu w odpowiednich miejscach, albo kwestia wieku. A najprawdopodobniej jedno i drugie.

Dziś opuchlizna nieduża, ale troszkę jest. Ból z jakichś 4,/10 zjechał do 1-2/10. Oby tak dalej, bo mam w planie coś zjeść, chociaż się boję. A potem iść spacerkiem do pracy. W zasadzie mógłbym zostać i się byczyć w domu (szefowa zrozumie, jeśli jej powiem, że jestem po zabiegu), ale mi się chce iść.

We wtorek ściąganie szwów, a potem jadę z dziećmi do Wrocławia. 

Niestety na razie z biegania nici, no bo mam te nici, ogólnorozwojowe też muszą poczekać. Ale chodzić mogę. Więc w zasadzie nie muszę jakichś zmian w misce czynić, ale czynię, bo mam w planie przejście na dietę paćkowo-połpłynną. Mam deserki białkowe zakupione, może sobie zrobię jakąś zupę. Dawno zupy nie jadłam. Mąż się ofiarował, że mi coś zrobi, pomoże, ale chcę być samodzielna. Jeszcze mi się ta pomoc kiedyś przyda. 

Aha, ten wycinek wysłali do badania histopatologicznego, ale na puerwszy rzut oka to było to, co podejrzewała, czyli zatkany i przerośniętych gryczoł ślinowy. Tak że uważajcie i nie przygryzajcie sobie policzków, bo takie rzeczy się robią. Małe gówienko, a daje popalić i przede wszystkim kosztuje słono.

25 lipca 2022 , Komentarze (8)

Jutro ostatni dzień urlopu. To znaczy, tej części urlopu. Wracam na 4 dni do pracy, a potem kolejne 3 tygodnie wolnego, ale już nie będę sama i nie będę miała tyle czasu.

Tak sobie obserwowałam mój apetyt w czasie mojego pobytu na odludziu. I zauważyłam dwie rzeczy:

1. W czasie upału nie chce się jeść. No to nie jakieś wielkie odkrycie. Wystarczą płyny. Chociaż zdarzyło mi się, że po silnym wysiłku miałam napad głodu i to mimo upału. Raz. 

2. Drugie - tym razem zaskakujące mnie spostrzeżenie, to brak głodu przy ciągłym podjadaniu. I nie chodzi tu o ciastka czy orzeszki. Poszłam rano na długi, 22 km spacer po górkach, w zasadzie całodniowa wyprawa. Zwykle biorę jakieś papu - chrupki kukurydziane, wafle zbożowe, batony proteinowe itp. Ale dzisiaj wychodziłam gadając z mężem przez telefon i jakoś zapomniałam wziąć. Niedziela. Prawie wszystko pozamykane. Zresztą i tak trasa cały czas w lesie. Płyny miałam. Chociaż byłam w schronisku, kupiłam leśny miód, no ale miód jakoś nie bardzo się da pożerać bezpośrednio ze słoika paluchem. Zresztą to nie dla mnie ten miód. No więc bałam się, że przez ten cały dzień będę głodna, ale nie odczułam ani cienia głodu, chociaż było chłodnawo, bo cały czas coś wcinałam. Nie jakieś duże ilości, ale tu malinka, tam parę jagódek, albo kilka jeżyn. Wiele tego nie zjadłam, jakieś hmmm... kilka garści może w sumie. Gdybym to zjadłam na raz, to szybko by przeleciało i byłabym głodna, ale takie rozłożenie w czasie spowodowało, że mózg cały czas dostawał informację o tym, że jest jedzone. Przyszłam do domu, jeszcze zrobiłam trening ogólnorozwojowy. A potem dopiero zabrałam się za robienie posiłku. Ciekawe.

W zasadzie portrety dzieci za skończone. Myślę jeszcze o drobnych poprawkach, ale to już jak farba wyschnie, więc najwcześniej za tydzień. 

Pokazuję: 

Teraz tak: 

NA PLUS:

1. Dziewczyny są do siebie podobne. To jest na plus.

2. Jak na pierwsze moje portrety olejne, bez żadnej nauki malowania, jestem w zasadzie zadowolona.

3. Udało mi się ogarnąć najtrudniejsze części ciała, czyli usta, nosy i ucho (!). Dłoni nie było, ale o dziwo, dłonie mi jakoś wyjątkowo dobrze wychodzą.

NA MINUS:

1. Cholernie trudne są ubrania (zagięcia tknanin, suwak itp.). Tu ewidentnie brakuje mi techniki.

2. Tło. Chciałam kolory aury, ale wyszło za silne i nie jest to to, co planowałam. 

3. Cienie. Niby OK, rzeczywiście w dobrych miejscach, dobre kolory, ale są za słabe. Farba zmienia kolor wysychając i te cienie stają się bardzo słabe. Boję się dużych kontrastów i przesadzam zbyt delikatnymi przyciemnieniami. Możliwe, ze werniksowanie pomoże, doda kontrastu. Ale to najwcześniej za pół roku można.

Czyli 3:3, czyli wyszło na 1.

24 lipca 2022 , Komentarze (6)

Dziś pobiegałam górski półmaraton, chociaż zwykle nie biegam w soboty. Ale mam w planie jutro trening ogólnorozwojowy zamiast poniedziałku, bo w poniedziałek chcę iść do kina. Dzięki temu, że biegłam, a nie szłam, to zdążyłam wrócić przed burzą. Zjeść lunch, wykąpać się, napić się kawy i... zasnąć. Obudził mnie deszcz, który wlewał mi się przed okno do pokoju.

Cóż. Nad obrazami troszkę popracowałam. Może nie widać na zdjęciu, ale lekko poprawiłam detale i kolory. 

Zdecydowałam się na tło w kolorach aury dziewczynek i poprosiłam panią, która widzi aury. No i mi odczytała - bardzo szczegółowo opisała te aury i w dodatku dodała intetpretację. Noooo... jestem zaskoczona. Rzeczywiście coś w tym jest. 

Dobra, wstawiam na razie to, co mam na dziś:

i znowu zrobiło się w tym świetle różowe tło. Tak, obie mają elementy różu w aurach, ale póki co tła i kołnierzyk Młodej są śnieżnobiałe. 

Pomaziam jeszcze troszkę drzewa i idę spać.

23 lipca 2022 , Komentarze (4)

25 km po górach. Myślę że to fajna sprawa, bo ogarniam upał. Rzeczywiście czapeczka z daszkiem to mega opcja.

Portrety dzieci troszkę dalej posunięte. Zastanawiam się, czy pierdyknąć jakieś szalone kolorowe tło. Czy zostawić białe. A może jakieś duchy się z tego tła wyłonią? Hmmm.

Dobra. Pokazuję drugie podejście. Codziennie muszę troszkę do pracować. Taką mam rutynę. 

Tło jest białe. To różowe to efekt durnej lampy w pokoju.

22 lipca 2022 , Komentarze (2)

3. Nie 3! (silnia), no ale byłam bliska kupienia w biedrze jeszcze 3 podobrazi. Dzisiaj 10 km biegu, 8,5 powrotu spacerem pod górkę z zakupami, ostatni zorganizowany trening (w dodatku moja ulubiona trenerka też dziś kończy działalność, więc nawet się dobrze składa). 

Ale, ale. To 3 nie dotyczy 3 aktywności fizycznych, tylko 3 nowych obrazów (olejnych), ktore rozpoczęłam dziś. Po 22.00. Ech, ja. 

Droga leśna we mgle i portrety moich dziewczyn. Młodsza w mundurku harcerskim, starsza dopiero ogólny zarys twarzy, bo chyba trzeba kiedyś iść spać.  Oczywiście wszystko to tylko zarys. Będę nad nimi pracować. Nad wszystkimi 3. Ale wstawiam, bo lubię sobie porównywać potem, jak się wyłaniają szczegóły. Albo jak zepsuję... Let's see.

1. 

3.

Dobranoc.

20 lipca 2022 , Komentarze (1)

Dzisiaj 18 km spacerku po górkach i do empika, po nową płytę Imagine Dragons - naprawdę nie wiem, jak mogłam przeoczyć jej premierę! No ale mam. Musiałam zdublować poprzednią, bo była w dwupaku. No nic, Dragonsów nigdy dość. Nawet miałam ze Starszą jechać do Gdyni na Open Festiwal na ich koncert, ale niestety, u mnie były egzaminy, daleko to okrutnie, nawet samolotem byłby straszny kłopot. No więc kupiłam, a idąc do tego empika przesłuchałam całość dwukrotnie ze Spotify. 

Upał 32 stopnie. Ale ja w swojej pomysłowości wzięłam flaszkę z herbatką owocową na zimno z kostkami lodu, litrowy termos z wodą z lodem i półlitrowy z kawą. Do tego kilka kostek lodu na łeb, na to czapka z daszkiem i... zmarzłam!!! Serio. W lesie napadło mnie stado strzyżaków sarnich, bo się głupio ubrałam pod kolor saren i się biedactwa pomyliły. Więc musiałam to goowno ściągać po jednym. No ale i tak kocham las. Jest taki magiczny i pełen energii wprost do czerpania.

Potem trening ogólnorozwojowy, przedostatni przed przerwą, albo w ogóle. Mam nagrane treningi od sierpnia u.r. więc dam sobie w sumie radę bez trenerki online. 

Á propos roku. Zauważyłam, że mam przesuw o 1 rok. Co ciekawe, do przodu! Byłam świecie przekonana, że mamy 2023 r. Moje starsze maleństwo kilka dni temu miało urodziny i ja w swojej ignorancji sądziłam, że jest o rok starsze. Ale tak mam od kilku lat. Ciekawe. W sumie to fajnie, bo jak sobie uświadomię, że jest rok w tył, to zyskuję rok 🤪.

Dobra.

Przedstawiam moją godzinną produkcję. Tym razem gwasz. Bo tło płótna jeszcze nie wyschło.

Miłego.

Edit: A to ten sam obraz w dziennym świetle i ramce:

19 lipca 2022 , Komentarze (8)

Nic już więcej nie poprawię. Skończyłam, spakowałam farby,czekam na medium do laserunku, bo mam tło do następnego i musi wyschnąć..

Dziś daleki wypad. 8 km biegiem i 26 spacer. Taki jest plan, wolałabym mniej, ale nie da się. Byle nie lało i byle nie było strasznego upału. A, najwyżej wezmę termos z wodą z lodem. 

Mam plan przestaienia się na wcześniejsze wstawanie. Niestety, wiąże się to z wcześniejszym chodzeniem spać.No 2 w mocy to trochę jednak późno. Tracę dzień przez to. Dlatego jak się dzisiaj obudziłam przed ósmą, to po prostu wstałam. Bo w poprzednich dniach to tak dosypialam do 10. Dość. Budzik na ósmą. A później jeszcze wcześniej. Docelowo na 6-7 trzeba będzie się przestawić. A może udałoby mi się wstawać przed wschodem słońca? Wtedy jest tak wspaniale, cicho i ciemno. Świetny czas na treningi. Hmmm.

18 lipca 2022 , Komentarze (3)

Uciekłam sobie na samotny urlop (potrzebuję ładowania baterii w samotności, kocham to). Moja rodzinka częściowo została w domu - oni nie lubią wyjazdów. Młodsza na obozie. A ja w lesie. Chodzę sobie codziennie na długie wyprawy (wczoraj na przykład 30 km), czasem krótsze, nadal biegam 3 razy w tygodniu i 3 razy mam trening ogólnorozwojowy. Do lasu chodzę na jagody (u nas mówi się borówki), leśne maliny. Po górkach. Komarów nie ma. Kleszcze niby są, ale jakoś mało mną zainteresowane. Najbardziej uciążliwe są strzyżaki sarnie i końskie muchy (jusznice deszczowe) - jedna mnie użarła w podstawę kciuka. Paskudne bydlaki. Mugga daje radę, ale nie zawsze pamiętam, żeby się spryskać. No a na strzyżaki nic nie działa. Podobno dziegieć - i nawet kupiłam, ale zapomniałam wziąć z domu. No to nie mam i muszę te wredoty wyciągać z włosów, oczu, ubrań itd. 

Chodzę potwornie późno spać. Koło 2-3. Ale śpię te przepisowe 7 godzin. 

Codziennie coś tam maluję, po odrobinie. Kończę chabry bławatki i zaczęłam kolejny obraz, na razie tło. Będzie schło kilka dni, albo tydzień. Jeszcze tydzień tu będę, więc może uda się go namalować. Póki co spróbuję farbek wodnych. 

Jem co mam, testuję sobie nowe przepisy. Zrobiłam sernik bez cukru, ale prawie cały zamroziłam, bo jakoś nie mam ochoty. Dzisiaj zrobiłam lody. Prawdziwe, pyszne, tylko zamiast cukru dałam syrop klonowy i nawrzucałam całych połówek orzechów włoskich. Wyszło kilka pojemniczków. Smakowo są mega. Zobaczymy, jakie będą jak całkiem zamarzną. No więc jem to wszystko, słodycze też. Ale nie jem pieczywa, bo nie ma tu dobrego. 

15 lipca 2022 , Komentarze (10)

Powstaje mój nowy obraz. Nadal bławatki. Kocham ich kolory i pasują do mojej nowej sypialni. To dopiero początek, ale sprawia mi dużo radości. Bawię się też laserunkiem, to dla mnie zupełnie coś nowego. Wyczytałam o tej metodzie w internecie i postanowiłam spróbować. 

Wiecie co? To nie bieganie, nie chodzenie, ale te 3 razy w tygodniu ćwiczenia ogólnorozwojowe sprawiają, że nie grubnę pomimo zupełnego braku kontroli nad michą. Po prostu mój apetyt doskonale nawiguje tym co, ile i kiedy powinnam jeść. 

13 lipca 2022 , Komentarze (3)

Jeszcze mnóstwo do poprawy, ale ogólny zarys już jest. Przyznam, że nie jestem zadowolona. Kolejny będzie lepszy, ale ten też pomalutku będę dopracowywać. 

Porwałam się na cholernie trudne zadanie. Portrety mi znaczenie lepiej wychodzą niż martwa (żywa) natura. 

No ale walczę.

A, pochwalę się szybką akwarelką, jaką popełniłam jakieś kilka tygodni temu.

I kiedy ja mam na to czas, skoro ciągle w biegu?