Witajcie
Sama nie wiem od czego zacząć ten wpis... bo od rana nie mogę się jakoś wyciszyć, ogarnąć myśli. Dziś byłyśmy u psychologa ( prywatnie)bo szybko. Już w drodze czułam lęk córki, ale jakoś udało się dojechać. Spędziłyśmy u p. psycholog 60 minut. Najpierw była rozmowa ze mną, potem z córką a na koniec znowu ze mną. Pierwsza diagnoza - zespół lęku napadowego. Nie powiedziała póki co nic o depresji, ponieważ aby to stwierdzić musi zrobić test. No a to na następnej wizycie, bo już było za mało czasu :( Już ta diagnoza mnie przygniotła, bo córka boi się nawet jeździć autem :( wejść do sklepu :( I to niestety stało się po wycieczce :( Teraz żałuję, że pojechała.... No ale nie mogłam tego przewidzieć :(
Usłyszałam ,że potrzebne będą wizyty raz w tygodniu. Zapytała czy się zgadzam, bo to są jednak koszty... No, co , zgodziłam się bo chce jak najszybciej pomóc dziecku. Zaraz nowa szkoła, nowe otoczenie...nie mogę czekać, nie chcę czekać. Nawet nie wiecie, jaki mam mętlik w głowie....zastanawiam się gdzie popełniłam błąd, co zrobiłam, nie tak.... Gonitwa myśli :( Bezradność jednocześnie. Ale nie dam zrobić krzywdy dziecku, pomogę, jak tylko będę mogła, umiała. Koszt nie gra roli.
Jak możecie się domyśleć, diety dziś brak. Nawet mało zjadłam...właściwie bardzo mało, bo tylko na śniadanie kanapka, potem jakiś baton, arbuz i na kolację parówkowa z musztardą i bułką z ziarnami. Zdecydowanie za mało. Wody tylko 1,5 litra i to w sumie wmusiłam w siebie :( Nic nie chciało mi przejść przez gardło do wieczora :(
Ale to że u mnie lekki upadek, nie oznacza że nie trzymam za Was kciuków :* Działamy, walczymy :* Powodzenia. Miłego wieczoru. Pozdrawiam :* :* :) :)