Skoro ten tydzień i tak na straty wczoraj postanowiłam popełnić przestępstwo i zjeść "zakazany owoc". Przeliczyłam kalorie za kaszę co to miała być do obiadu i wyszły dwa - pyszne działkowe gotowane ziemniaki z wody nawet bez żadnego tłuszczu smakowały jak ambrozja. Cztery miesiące bez ziemniaka...jak tak można człowieka karać? :)
Za to dzisiaj bodajże po raz pierwszy w smacznie dopasowanej (już ponad miesiąc jak zmieniłam ze zdrowego serca) zielona zupka - pyszna z cukinii i to na dwa dni. Czy koleżanki z tej diety też mają tak mało zup czy to ja tak trafiam?
Teraz wymyślam, co można zrobić z 20 kg winogron. Wino? Ciasto? Dżem? Jakieś pomysły dopuszczalne na diecie? Zjeść nie dam rady zanim się nie zepsują a i w lodówce miejsce nie bardzo jest, bo mieszkają tam (czekajcie już sprawdzam) pomidory, dalsze jabłka, kabaczki, biała rzodkiew, fasola, gruszki, śliwki... Ta działka teściów ma 1200 metrów kwadratowych - jak to możliwe, że to się tam wszystko mieści - wszak my dostajemy zaledwie część tych darów.
Trening dziś znowu w domu, bo ciemno się zrobiło zanim doszłam do kardio i dobrze że nikogo nie było. Ostatnio mąż sugerował cobym sobie szmatki pod stopy podczepiła to chociaż ładnie wyfroteruję podłogę:) Sama wiem, że kalorii mniej ucieka niż na dworzu, bo nie można się tak rozpędzić ale lepsze to niż nic:(. Wyznaczyłam sobie marszrutkę - przedpokój, kuchnia, salon, dziwne spojrzenie papugi, sypialnia, gabinet, przedpokój, kuchnia, papuga rysująca sobie kółko na czole... A jesień idzie i będzie coraz gorzej.