Pamiętnik odchudzania użytkownika:
am1980

kobieta, 44 lat, Wolbrom

167 cm, 87.40 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

22 stycznia 2013 , Komentarze (34)

Niby nie dużo, a nie mogę się ich pozbyć, dlatego w postanowieniu wpisałam, że chcę się ich pozbyć do końca marca ,a nie do końca stycznia.
Nie potrafię się też głodzić, bo wtedy czuję się słabo i nie mam na nic siły ani ochoty.
Nie chce też się dokarmiać słodyczami, zwłaszcza, że ostatnio nie mam na nie ochoty i bardzo mnie to cieszy, choć nie ukrywam, że czasem lubię coś przekąsić słodkiego do kawy.
Jak mieszkałam z rodzicami to często zjadałam kanapkę z miodem... wierzcie mi dla mnie nie ma nic lepszego... po prostu miodzio
A u mnie w domu jakoś miód nie gości ostatnio, ten co dostałam od rodziców to zjadłam i nie zaopatrzyłam się w kolejny słoik. Oczywiście mówię tu o takim dobrym miodzie, prawdziwym bez dodatku cukru i z prawdziwej dobrej pasieki. No i najlepiej smakuje w porze zimowej z kawą...uwielbiam.
W ostatni weekend troszkę nagrzeszyłam, bo upiekłam szarlotkę i jakoś wyjątkowo mi smakowała, ale nie myślcie, że zjadłam całą blachę. Po 1) blaszka była troszkę mniejsza od normalnej, a po 2) większość rozdałam. Więc mimo tych grzeszków uważam, że waga jest  ok, ale martwi mnie to, ze nie spada... no ale z drugiej strony nie dziwota, skoro folguję sobie.
Wczoraj np. też zjadłam kawałek ciasta w pracy, do kawy, co prawda nie mojego tylko od teściowej (dobry był muszę przyznać, choć nie chętnie, ale chcę być obiektywna).
W pracy nuda, taki okres, ale dzięki temu mogę częściej Was poczytać, a muszę przyznać, że lubię to robić.
Dzisiaj ugotowałam sobie do pracy owsianki na mleku z rodzynkami i jabłkiem...trochę zjadłam, ale nie wiem czy mnie nie zemdli po tym już całkiem. Na początku jedzenia mi smakowała, ale jakoś apetyt na nią mi przeszedł, ale nie mam też nic innego do jedzenia (to miała być moja tajna broń do walki z tymi nieszczęsnymi kg) i wiecie co miałam zamiar tak się odżywiać do piątku... Na razie nie mówię nie, ale coś to czarno widzę, w każdym bądź razie dam znać jak moja owsiankowa dieta. Już chyba nie przeszkadzał by mi jej smak i konsystencja, a raczej to, że w ogóle nie mam energii po takim jedzeniu, a przecież nie mam zamiaru rezygnować z ćwiczeń. Ta owsiankowa dieta była też spowodowana tym, że w niedzielę i wczoraj miała problemy jelitowe i to konkretne, z resztą z moimi jelitami od dawna jest coś nie tak, i tak sobie pomyślałam, że taka lekka dieta dobrze im zrobi. Teraz mój brzuch wygląda jakbym była w jakimś 6 m-cu ciąży i wierzcie mi...ciąży mi to.
Jeszcze tylko 3kg...muszę dać radę choćby nie wiem co...zważę się w piątek i jak będzie dobrze to dam znać, w przeciwnym razie chyba się zabiję.
A tymczasem życzę dobrych humorów i dużo zdrówka NIE DAJCIE SIĘ CHORÓBSKU

17 stycznia 2013 , Komentarze (10)

Naprawdę jakoś tak dziwnie się czuję i słabo... Co prawda siedzę w pracy i nie muszę się wysilać fizycznie, ale jak sobie pomyślę, że będę się tak dzisiaj czuła podczas ćwiczeń to chyba padnę trupem...i to dosłownie.
Głodna nie jestem, odnoszę jednak wrażenie, że jakbym tak zjadła coś słodkiego albo w ogóle coś zjadła to bym się lepiej poczuła...z drugiej strony pewności nie mam, a poza tym prawdą jest że skusiłam się na połówkę wafelka czyli jakieś 138 kal i możecie mnie rąbać ile chcecie za to ale ja chyba naprawdę potrzebowałam cukru. A poza tym to chyba nie wiele mi lepiej po tym wafelku, a może po prostu muszę "zebrać się w sobie" i wziąć się do roboty...tylko, że mi się nie chce.
W ogóle ostatnio nic mi się nie chce... lenistwo rozleniwia jednak bardzo. Ten tydzień chorobowego bardzo mi się przydał, ale teraz trudno wrócić na normalne tory.
Może moje marne samopoczucie jest wynikiem tego, że wczoraj dość intensywnie poćwiczyła, bo chciałam wrócić do takich możliwości jak z przed choroby...no i wróciłam, tyle, że chyba było to troszkę ponad moje siły....mam nadzieję, że się rozruszam i rozchodzę i będzie dobrze. Zjadłam teraz jeszcze jabłuszko i chyba faktycznie jest lepiej... musi być lepiej, zwłaszcza, że wychodzę z pracy o 11 i zaplanowałam trening dzisiaj właśnie zaraz po pracy, bo później nie bardzo będę miała czas, a jak bym odpuściła sobie ćwiczenia to psychicznie źle się czuję.
Idę dzisiaj na pogrzeb ciotki mojego męża, którą widziałam raz w życiu i to jeszcze przed ślubem, więc to nikt bliski, z resztą mój mąż też nie utrzymywał z nimi kontaktu. Ale najlepsze jest to, że będzie to okazja do zobaczenia się z moją cudowną teściową. Myślę, że nic poza "dzień dobry" nie wykrzeszę z siebie...z resztą ja jak ja. Długo by pisać w tym temacie, ale teraz doskonale rozumiem skąd wzięło się tyle kawałów o teściowych. Mam nadzieję, że przeżyję, w końcu nie dla niej tam idę. Ale już sama myśl, że muszę na nią patrzeć jest dla mnie cholernie stresująca. Mało, że wyszłam za mąż za jej syna inwalidę, co nie jedna teściowa by się cieszyła, że ktokolwiek chciał takiego człowieka za męża, to dla niej pewnie nawet księżniczka z koroną na głowie nie byłaby odpowiednia. Ciekawe jest tylko to, że jak mój ówczesny chłopak, ba nawet nie narzeczony leżał w szpitalu po wypadku, to dzwoniła do mnie czy czasem nie jadę do szpitala, bo trzeba by to zabrać i tamto, bo samej jej się nie chciało jechać, a wierzcie mi jeździłam codziennie do Krakowa tj. 40 km ode mnie plus dojazd do szpital  30 minut. I nikt mi się nie pytała skąd ja biorę na to pieniądze albo czy nie jestem zbyt zmęczona, żeby codziennie i to zimą jeździć. Albo jak wrócił do domu i nie miał kto z nim siedzieć w domu, bo przecież miał sprawne tylko ręce i leżał w łóżku, to wzięłam urlop bezpłatny żeby z nim siedzieć, bo ukochana mamusia z racji wykonywanego zawodu nie mogła nie być w pracy... to wtedy byłam dobra i odpowiednia, bo bez mrugnięcia okiem robiłam to co chciała, ale że w pewnych sprawach (czyt. duchowo-religijnych) się nie zgadzamy, no to już nawet patrzeć na mnie nie może.
Musiałam się trochę powywnętrzniać i już mi lepiej. A teraz spadam bo o 11 wychodzę a może coś jeszcze popracuję.
3MAJCIE SIĘ CIEPŁO

15 stycznia 2013 , Komentarze (9)

Wczoraj oczywiście, ale dzisiaj też mam zamiar ćwiczyć, w ogóle myślę, ze wydobrzałam już na tyle, że mogę wrócić do mojego stałego rytmu...choć kaszel jeszcze mnie męczy i pewnie jeszcze trochę pomęczy.
Ale nie było źle...nawet bardzo dobrze jak na tygodniową przerwę...zakwasów brak i innych dolegliwości związanych z ewentualnym wysiłkiem fizycznym. Widocznie kondycji nie traci się tak szybko i dobrze.
Zaspałam dzisiaj do pracy, co prawda nie spóźniłam się, ale wyłączyłam budzik i stwierdziłam ,że poleżę jeszcze 5 minut i tak z 5 minut zrobiło się 35 minut... Wstałam dokładnie o 6:11 a na 7 do pracy...A tu jeszcze umyć głowę, umalować się, zrobić kanapki mężowi do pracy... No i o dziwo zdążyłam ze wszystkim, nawet twierdzę, że poszło mi lepiej niż na co dzień... Jednak brak czasu działa na mnie mobilizująco, ale chyba wrażeń związanych z zaspaniem na razie mi wystarczy.
Jaka waga u mnie nie wiem, bo ostatnio ważyłam się chyba w czwartek i było tak jak na pasku... Może wytrzymam do piątku i zobaczę co słychać z moją wagą... Mam nadzieję, będzie dobrze, to znaczy chociaż troszkę mniej... nie ukrywam, że bardzo na to liczę, ale będzie rozczarowanie jak się okaże, że waga nie pokazuje tego co bym chciała.
W takim razie byle do piątku, ale weekendy dają w dupę i to dosłownie.
A to ktoś przyjdzie do nas, a to my gdzieś idziemy, albo mój mąż o 18 w sobotę stwierdza, że może zrobimy sobie pizze. Ale żebyście widziały tą jego pizze...full wypas...no i śmierć dla mojej diety i wagi. Ale skoro cały tydzień wielu rzeczy sobie odmawiam, to myślę, że czasami mogę zjeść kawałek pizzy nawet takiej wypasionej, zwłaszcza że w soboty nie gotujemy obiadu.
No dobrze muszę znowu troszkę popracować...
No i zauważyłam ostatnio (tzn. przez ostanie kilka dni od kiedy się rozchorowałam), że mam dużo mniejszy apetyt, ale nie żeby mnie to martwiło.
#majcie się ciepło i zdrówka dla wszystkich:)))

14 stycznia 2013 , Komentarze (10)

 Nic mi się nie chce...zwłaszcza rano nie chciało mi się wstać z łóżka, bo zimno i ciemno, a przez ostatni tydzień było tak przyjemnie.
Spałam do 10-ej, cały dzień z małymi przerwami leżałam w łóżeczku i wygrzewałam się, nie robiłam nic... Ale życie... Fajne, ale na krótką metę.
Nie jestem jeszcze całkiem zdrowa, ale myślę, że dzisiaj już wrócę do ćwiczeń, choć wyobrażam sobie, że po tygodniowej przerwie mogę mieć małe albo trochę większe problemy z kondycją i wytrzymałością.
Próbowałam już w sobotę poćwiczyć, ale po 35 minutach odpuściłam , bo zwyczajnie nie miałam sił, a poza tym zadyszka tylko wzmaga u mnie kaszel, ale dzisiaj spróbuję wydłużyć czas ćwiczeń , choć kaszel nadal mnie męczy.
Najfajniejsze jest jednak to, że wcale a wcale nie czuję się głodna. Troszkę schudłam dzięki chorobie, ale o tym już pisała. Bardzo bym chciała utrzymać ten stan i mam szczerą nadzieję, że mi się uda.
Powiem więcej mam zamiar do końca miesiąca jeszcze troszkę schudnąć i wierzę, że tak jak sobie postanowiłam do końca marca osiągnę wagę 65 kg.
Wiem, że to dużo czasu, ale w zeszłym roku też miałam ambitne plany schudnięcia do końca roku, a tu nic i  nic.
Przez 3 miesiące nie schudłam prawie nic. Więc wydawało mi się, że osiągnę swój cel. a tu niespodzianka... nici z tego.
No nie ważne, waga teraz się ruszyła, więc wierzę, że będzie dobrze, a jak będzie dobrze, czyli osiągnę wagę 65 kg, to mogę pomyśleć o gubieniu ewentualnie kolejnych kilogramów  w celu przygotowania się do wakacji.
Ale to w dalszej przyszłości.
A teraz biorę się do pracy... Jeszcze pół dniówki... jak to przeżyć.
Pierwszy dzień po dłuższej nieobecności jest najgorszy...

9 stycznia 2013 , Komentarze (17)

Tak przynajmniej jest w moim przypadku, od niedzieli leżę w łóżku, nie ćwiczę i w ogóle nic nie robię, a jednak troszkę schudłam.
Może nie jest to jakiś spektakularny spadek, ale przy założeniu że od kilku dni jestem bezczynna to chyba i tak nie jest źle.
Ale to głównie przez wysoką gorączkę i co za tym idzie brak apetytu, ale nie ubolewam nad tym.
I przy okazji chciałabym poinformować tych, którzy czekają na efekty moich zabiegów odchudzających, że z powodu choroby byłam zmuszona na razie odwołać poniedziałkową wizytę i prawdopodobnie wykorzystam kupon bliżej wiosny, zwłaszcza że w czerwcu jedziemy na wakacje do Chorwacji...chyba każdy już tam był, a jak ktoś nie był to naprawdę polecam, ja się zakochałam w tym miejscu.
Ale wracając do tych zabiegów to nie myślcie, że to jakaś ściema z mojej strony. Kupon kupiłam na gruponie, zapłaciłam i do 13-go kwietnia mam czas na wykorzystanie go, także jak cierpliwie poczekacie to chętnie podzielę się ewentualnymi efektami lub ich brakiem.
No i mam nadzieję do tego czasu jeszcze trochę schudnąć.
Spadam, bo leżę w łóżku i piszę na laptopie,a trochę ciężko mi to idzie.
3majcie się ciepło i zdrowo

4 stycznia 2013 , Komentarze (10)

Dziękuję wszystkim za wczorajsze komentarz pod moim wpisem dotyczącym właśnie tego typu zabiegom... Wasze reakcje... różne....ale głównie pozytywne. Chciałam tylko wyjaśnić, że po 1) to nie jest dla mnie metoda na odchudzanie, raczej na wspomożenie tego odchudzania, ujędrnienie ciała, itp. Po 2) to nie jest też tak że ja nic ze sobą nie robię, bo jak wyjaśniałam jednej z koleżanek, ćwiczę codziennie i to codziennie. Nie liczę na to że położę się na kozetce i jakiś urządzenia czy kosmetyki odwalą za mnie czarną robotę. Po 3) może faktycznie jest tak, że gdyby to nic nie dawało to takie miejsca by nie miały prawa bytu. Nie wiem naprawdę czego się spodziewać...może się okazać że mnie akurat nic to nie pomoże, a może akurat coś da. Tak jak pisałam wczoraj mierzą i ważą przed rozpoczęciem serii zabiegów jak i po zakończeniu...więc szczerze mogę napisać wam moje wymiary przed i po... Po co miałabym niby cokolwiek ściemniać... odchudzam się tylko i wyłącznie dla siebie... no i może jeszcze troszkę dla  mojego męża, do to naprawdę bardzo miłe usłyszeć "ale masz zgrabny tyłeczek". Ale dla mnie najważniejsze jest to żebym dobrze czuła się sama ze sobą w swojej skórze i dlatego te zabiegi. Nie mam zamiaru udawać, że nie wiem co to cellulit czy rozstępy. No ludzie chyba jesteśmy warte tego, żeby zrobić coś tylko i wyłącznie dla siebie. Poza tym mam świadomość też tego, że będę musiała coś dać z siebie.Jak będę leżała i się obżerała, to na pewno efektów nie będzie. A poza tym nie ma co gdybać.... poczekamy zobaczymy i tyle...

3 stycznia 2013 , Komentarze (17)

Właśnie umówiłam się na pierwszy z dziesięciu zabiegów kuracji wyszczuplającej na 14-go stycznia... ale jestem podekscytowana, mam nadzieję, że będą warte wydanych pieniędzy... Ale jakieś efekty będą pewnie widoczne dopiero pewnie po kilku zabiegach, a ja chciałabym rozłożyć je na brzuch i uda, choć chyba w 3/4 na uda... mieć zgrabne, szczupłe nogi... Pani w salonie powiedziała odpowiadając na moje pytanie czy to w ogóle coś daje... że gdyby nie działało, to ich salon też by już nie działał od wielu lat, a im przecież chodzi o pozyskanie nowych klientów... no i uwierzyłam, ale ja jestem łatwo wierna... a tak na poważnie to mam znajomego, który opowiadał o kimś kto też kupił na gruponie zabiegi wyszczuplające (dokładnie nie wiem jakie i ile) ale w każdym bądź razie ten ktoś wyszczuplał o 8kg... to chyba super..tak na moje oko. A może któraś z Was korzystała z jakiś zabiegów tego typu i mogłaby się podzielić spostrzeżeniami i ewentualnymi efektami. Poza tym Pani w salonie powiedziała, że jeden taki zabieg odpowiada 3-godzinnemu intensywnemu treningowi, a poza tym może też bardziej zmotywuje mnie to do wysiłku i trzymania się diety, bo o ile dobrze zrozumiałam podczas pierwszej wizyty ważą i dokonują pomiarów.... więc dopiero gdzieś w połowie marca będę wiedziała ile schudłam o ile coś dzięki temu schudnę, choć tak naprawdę liczę też na ujędrnienie ciała i zredukowanie celulitu. W pracy na razie spokój, więc mam troszkę czasu żeby Was poczytać i coś tam skrobnąć... Dochodzi 15-ta więc ja też pomału będę się zbierać.. na szczęście jeszcze tylko jutro do pracy i znowu weekend...

2 stycznia 2013 , Komentarze (12)

Właśnie zmieniłam pasek, choć spadku nie ma wielkiego, to musi się w końcu coś u mnie ruszyć, bo od dość długiego czasu nic z moją wagą (przynajmniej nic pozytywnego się nie działo)... Zważyłam się w ostatni dzień starego roku, a tu taka miła niespodzianka. Oczywiście jakby było więcej spadku też bym się nie obraziła, ale zważywszy na to, że moje lenistwo trwało dość długo to uważam, że nie jest źle. Co prawda moje postanowienie nie zostało zrealizowane, ale wcale mnie to nie martwi. Przybierałam na wadze przez rok to przez rok mogę je gubić. To co mi najbardziej ciążyło mam już za sobą... Teraz moim celem jest żeby do wakacji być super laską. A i wiecie co, wykupiłam sobie na gruponie pakiet10 zabiegów w salonie kosmetycznym odchudzająco-ujędrniających, więc zrobię z siebie super laskę choćby nie wiem co...

10 grudnia 2012 , Komentarze (6)

Dawno mnie tu nie było... mam tak dużo pracy, że naprawdę nie mam czasu na pisanie pamiętnika o odchudzaniu. Może uwierzycie a może nie, ale kiedyś pisałam pamiętnik reguralnie przez 3 lata i to odręcznie. Może co prawda nie o odchudzaniu, ale o życiu, ale może dlatego właśnie chciało mi się pisać. Jak moje odchudzanie... nie bardzo wiem, bo już ponad tydzień się nie ważyłam, ale ostatnio było 69kg. Mam nadzieję, że gorzej nie będzie, bo zważę się dopiero chyba w sobotę, ponieważ na dniach będę miała@. Ale czuję, że nie jest źle, nawet mój mąż to zauważył, a uwierzcie mi, że jak każdy facet jest mało spostrzegawczy w tych klimatach. Nawet gdybym przywdziała wór pokutny to i tak by twierdził, że wyglądam pięknie. Z drugiej strony może to i dobrze, nie ma dla niego znaczenia czy jestem gruba, czy chuda, z makijażem czy bez, ubrana w dres czy elegancką sukienkę. Zawsze twierdzi że podobam mu się w każdym wydaniu.... Naprawdę SUPER FACET, najlepszy mąż na świecie, możecie się ze mną nie zgadzać ale lepiej trafić nie mogłam. Kończę, bo jestem w pracy, ale czytuję Was, jak będę efekty odchudzania to dam znać... ,

9 listopada 2012 , Komentarze (11)

Wczoraj waga pokazała znowu o dziwo 68,8kg... miałam się nie ważyć, ale stwierdziłam, że muszę zrobić kontrolę... i wierzcie mi, że bałam się strasznie, a tu takie zaskoczenie.... Super bardzo się cieszę, czy to jest jakaś magiczna cyfra na mojej wadze....dlaczego nie pokazała 68,9 albo 68,7kg tylko znowu 68,8kg... nie żebym miała coś przeciwko, zastanawiałam się tylko czy z ta moja waga nie jest zepsuta, no ale z drugiej strony przecież waży się też mój mąż i jest ok. A poza tym wydaje mi się, że jest mnie jakby troszkę mniej. Zaczynają bolec mnie cycki, a to znaczy, że zbliża się@ więc kolejne ważenie będzie po@.... chyba, że nie wytrzymam. Poza tym staram się trzymać w ryzach, a nawet głodu specjalnie nie czuję i w ogóle mam jakąś taką super motywację. Czasami spojrzę na moją nową sukieneczkę i wiem, że choćby dlatego że muszę się w nią mieścić trzeba trzymać linię. Zaczynam wierzyć, że do końca roku dam radę. Czuję się dużo lepiej i wyglądam dużo lepiej, dlatego dziewczyny wiem, że warto się troszkę wysilić. Mnie ratuje na pewno to, że oprócz tego, że jedzenie sprawia mi przyjemność, to przyjemność sprawia mi również wysiłek fizyczny, dlatego nie mam problemów z ćwiczeniami. Źle się czuję, jak nie ćwiczę, czasami myślę, że to jakiegoś rodzaju uzależnienie, podobno nawet jakoś fachowo się to nazywa... bigoreksja, tylko że ja nie bardzo chce być umięśniona... Pewnie przez weekend nie zajrzę, do WAS, bo najczęściej czytam Was w pracy... nie powinnam wiem, ale nie zaniedbuję obowiązków służbowych w żaden sposób. Także 3majcie się ciepło i nie grzeszcie bardzo w weekend... no może tylko troszkę...