Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Parę lat temu udało mi się schudnąć i wyglądać super. Niestety, przez zajadanie depresji kilogramy w końcu wróciły. Chcę wrócić do tamtej, lepszej, wersji siebie. Wracam więc do diety i aktywności, które doprowadziły do sukcesu. Waga, którą wpisałam, nie jest aktualna - nie uaktualniam jej ponieważ obecnie mierzę postępy rozmiarami, a nie wagą. Uaktualnię dopiero gdy dojdę do wymarzonego rozmiaru. Od czasu, gdy wpisałam wagę do końca czerwca 2014 r. schudłam o 5 rozmiarów. :-) Życzę powodzenia w zmaganiach z kilogramami, sobie i Wam. :-)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 26512
Komentarzy: 332
Założony: 9 września 2012
Ostatni wpis: 9 maja 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
czarnaowca001

kobieta, 41 lat, Warszawa

173 cm, 94.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

13 września 2014 , Komentarze (10)

... z otchłani tłuszczu. :-D Przypominam sobie, że mam kości policzkowe, a do tego pojawiło się coś, co można od biedy uznać za talię. ;-) Najwięcej jednak widać po nogach - że są mocniejsze a z drugiej strony szczuplejsze. Coraz więcej widać... po prostu.mnie.

To wszystko zasługa treningów, przede wszystkim ze sztuk walki. Czuję mega wyraźną poprawę kondycji - mogę ćwiczyć dłużej naraz (2h jest spoko) i bez problemu sobie biegnę po schodach (w górę - żeby nie było :-)) w metrze, czy doganiam uciekający autobus.

Ciuchy robią się coraz luźniejsze, choć najwolniej chudnie brzuch, na którego wyszczupleniu zależy mi najbardziej. Tłuszcz umiejscowił mi się głównie tam, psując proporcje sylwetki. I teraz to trochę śmiesznie wygląda jak nogi i ręce schudły szybciej, a brzuch wolniej. ;-) No ale nie narzekajmy, ważne że jest dobrze i że idziemy do przodu.

Potwierdzeniem, że jest lepiej jest reakcja facetów. Naprawdę mnie widzą, w tym dobrym sensie. Zaczęłam testować zalotne zachowania i ku wielkiemu zdziwieniu odkryłam, że to działa. Kto wie, może nawet uda mi się znaleźć tego jedynego zanim schudnę do wymarzonej wagi (czy raczej rozmiaru)? Jedynego czy takiego na krócej - to jednak temat na inny wpis. ;-)

6 września 2014 , Komentarze (2)

Kolejnych kilka zajęć ze sztuk walki za mną. :-) I powiem Wam, że to, żeby się odważyć i zapisać na te zajęcia było drugą tak doskonałą i przełomową decyzją w moim życiu. Pierwsza to przekwalifikowanie się "rzutem na taśmę", w wieku post-studenckim. ;-)

Z każdą rozgrzewką, ciosem, wskazówką i trenerską pochwałą upewniam się, że to jest to. Najlepsza droga do super kondycji i większej pewności siebie. Poprawę widać na innych treningach z gier zespołowych - koleżanki pocą się i sapią, a ja nic, tylko czekam na więcej! I do tego nastrój - z każdego treningu wracam z wielkim bananem na twarzy (a to są mega ciężkie treningi nawet dla szczuplaczków!). 

Ciuchy robią się coraz luźniejsze, zwłaszcza w okolicach ud i tyłka. Powoli znika też... eee... nadmiar skóry z ramion. ;-) Nawet brzuch zaczął ustępować przed moją nową mocą. No i innymi ćwiczeniami, co do zasady rano i wieczorem. Teraz jestem w trakcie @ więc pewnie ten fakt też ukrywa część moich postępów. Nie przerywam jednak treningów. Dietę trzymam pięknie - ograniczyłam mięso i pieczywo, a energizery piję tylko w weekendy, tak jak sobie obiecałam. Wypijam sobie też zapasy Almasedu jako jeden posiłek przed wieczornym treningiem (albo po), co jest fajnym i dietetycznym rozwiązaniem. Dzięki diecie, w której przewagę mają warzywa i kasza jaglana czuję, że się odkwasiłam.

Jutro mam dzień bez sportu. Czas na regenerację, zbieranie plonów moich wielkich wysiłków. :-)

30 sierpnia 2014 , Skomentuj

Zajęcia ze sztuk walki rozbudziły mnie na dobre - w sensie chęć do zwiększenia wysiłku i przyspieszenia "powrotu do formy" (nie chcę używać słowa "odchudzanie" ;-)). Rozpisałam sobie treningi na cały tydzień, cele, a także podjęłam kroki ku polepszeniu jedzenia. ;-)

Moje postanowienia:

  • treningi co do zasady 5 razy w tygodniu, rano i wieczorem (albo ciągiem 2h, tak na razie mam w sobotę)
  • dwie wizyty na siłowni w tygodniu - tam nie tylko aeroby, ale ćwiczenia typowo siłowe - w końcu trenuję sztuki walki, nie?
  • dwa dni odpoczynku - środa (albo wtorek) i niedziela - chciałam żeby dni wolne nie następowały po sobie
  • jedzenie - zupy z wkładkami (mięso, więcej ryżu czy makaronu), sałatki, suszone owoce (np. mango z Rossmanna), okazjonalnie też kanapki i serki wiejskie / jogurty naturalne
  • dni tzw. niedyspozycji - nie odpuszczać treningów, ale ewentualnie zmniejszyć wysiłek jeśli coś bardziej boli (żeby weszło w krew, że trening to rzecz święta)
  • "nagroda" w postaci moich ulubionych napojów - w weekendy

Nie dopisywałam odstawienia kawy - bo jak przestałam ją słodzić (słodzikiem!), to liczba wypijanych kaw spadła do 1. ;-) Co do herbaty, to staram się unikać czarnej - ale herbatę już muszę słodzić (słodzikiem), bo nie daje się pić. ;-)

No i tyle. Z innej beczki - dziś założyłam nowe ciuchy na trening, w mniejszym rozmiarze. Nie są jeszcze bardzo luźne, ale wkrótce będą. Zresztą, dziś pierwszy raz zobaczyłam w lustrze w miarę normalny (!) kształt. Zobaczyłam, że przez te dwa intensywne tygodnie wyrobiłam sobie trochę ramiona i wyszczupliłam nogi, no i że również z brzucha zleciało trochę. To super motywuje, stąd również chęć na dalsze zmiany. :-)

26 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Ostatnie sukcesy:

- nadążanie za grupą / ćwiczeniami z płyty

- 25 pełnych brzuszków w krótkim czasie na treningu sztuk walki, brzuszki szły leciutko (!)

- coraz mniej przerw na "odetchnięcie"

- lepsza technika

- 30 przysiadów w szalonym tempie nie stanowi wyzwania (!) - update z 30.08

Ostatnie zaskoczenia:

- widać po twarzy i ciuchach że spada :-)

- na treningu sztuk walki: poczucie, że jest się we właściwym czasie i miejscu :-)

- jednak warto zmywać makijaż oczu przed treningiem ;-)

- ponownie to wpiszę: 30 przysiadów w szalonym tempie nie stanowi wyzwania (!) - update z 30.08

23 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

Pierwsze treningi sztuk walki za mną. Refleksji jest kilka. Przede wszystkim nie spodziewałam, się, że odkryję nowe znaczenie słowa "wycisk". ;-) Wydawało mi się, że to słowo nie kryje już przede mną tajemnic, a tu niespodzianka! Poza tym, to był pierwszy trening, po którym czułam, że mam ochotę wyrzygać własny żołądek. ;-))) Nie wspominam już o tym, że po tym treningu czuję każdy mięsień przy najmniejszym poruszeniu, a nawet odkrywam takie mięśnie, o których nie wiedziałam, że je mam. Mimo że trening jest naprawdę mega ciężki, daje satysfakcję i dużą radość.

Super jest jeszcze poczucie robienia postępów. Na pierwszym treningu nie dałam rady zrobić pompki, ale dziś już mi się udało (mówię o męskiej - weźcie, jak takie cielsko utrzymać na słabych rękach, które dopiero się wzmacniają?). No i dziś wyżej przytrzymywałam już brzuszki. 

Pociesza mnie to, że mimo że jestem jedną z największych bab - bo na zajęcia chodzą prawie same szczuplaczki (na szczęście są wyjątki), daję radę, a czasem nawet wychodzi mi lepiej niż im. Aha, i pociesza mnie też to, że zaczyna mi spadać mój sportowy stanik, a to jest taki porządny, z Decathlona, który ma się trzymać na miejscu i utrzymywać też biust - więc z obwodu zleciało. :-) A ta koszulka na trening, która koło lutego była jeszcze opięta, teraz normalnie wisi na mnie. To było widać zwłaszcza jak robiłam te nieszczęsne pompki. ;-) Trzeba będzie pojechać po jakąś mniejszą, może nawet męską, i w czarnym kolorze. Bo czekają na nią czarne spodnie dresowe w mniejszym rozmiarze. Obecne mogę już podciągnąć do biustu. ;-)

Konkludując, warto się męczyć na sali treningowej i stosować dietę, efekty są tego warte. No i do tego ten nastrój i poczucie - I've got the power. :-)

20 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Nie jestem obecnie w związku. Nie pamiętam jak to jest a może wręcz już nie wiem, bo tyle czasu minęło od prawdziwej relacji. Relacji, która nie byłaby podchodami. To, z czego się jeszcze nie wyleczyłam nie wiem, czy było relacją, czy jakimś snem z Matrixa, no ale mniejsza o to.

W moim jeszcze obecnym biurze, w innym dziale pracuje bardzo interesujący facet. Kojarzy się z... no, przyjemnościami. ;-) No i tenże facet zaczął uskuteczniać jakieś podchody wobec mnie. Na początku mi to nie przeszkadzało, do momentu gdy się dowiedziałam, że jakiś czas wcześniej zerwał ze swoją dziewczyną, która była wówczas w zaawansowanej ciąży. Dzieckiem się zajmują na zmianę, ale on nie chce do niej wracać, bo ma jej dość. Niestety dowiedziałam się tego nie od niego. Wycofałam się z podchodów no i wydawało się, że podchody przerodzą się w normalną znajomość kolegi i koleżanki. Od jakiegoś czasu jednak dzieje się coś dziwnego - wpadam na niego dosłownie co chwilę, a dzisiaj to wręcz uciekłam z biura. Dobra, wczoraj też. To jest po prostu facet, który chce się bawić, a do tego ma najwyraźniej problem z oczami. Może siebie nie widzi w lustrze - z takim seksapilem mógłby mieć każdą laskę. Do tego też nie ma wyobraźni - myśli sobie, że po rozebraniu ja będę wyglądać lepiej? :-D Bądźmy szczerzy - jeszcze nie. Ta fajna sylwetka jest in progress. Więc nie wiem, o co chodzi. Nawet jeśli chce się bawić ze mną w podchody bo np. założył się z kimś, to przecież docelowo ma dojść do konsumpcji? Jak on sobie wyobraża konsumpcję ze mną w roli głównej?

Mam jeszcze drugi ciekawy przypadek. Znajomy, który pomaga mi z różnymi sprawami - ma żonę a od dłuższego czasu dostaję od niego jakieś sygnały. Prawi komplementy, ze wszystkim chce mi pomagać, dzwoni do mnie (za często), no i oczywiście skarży się na żonę ("my to tylko formalnie jesteśmy razem, bo dzieci").

No a ten facet od Matrixa... też szkoda gadać. Nie wiem, jak mam o nim zapomnieć, choć się staram. Znajomego, który ma żonę lubię i tyle - więc odpada. Boję się angażować w cokolwiek z facetem z biura. On naprawdę nie wygląda na gościa, który myśli o stałym związku. A ja bym chciała mieć z kimś prawdziwe love. Tyle że obawiam się, że dopóki nie będę czuła się pewniej ze swoją sylwetką, to nie będę w stanie odpowiedzieć na żadne sygnały, ani od plejboja ani od mojego wymarzonego. Bo sobie wmówię, że sygnałów nie ma.

Miał być wpis z tezą, że nie radzę sobie przez zachowanie facetów, a wyszło, że ze sobą się nie mogę dogadać.

19 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Odgrażałam się i spełniłam swoją groźbę - zapisałam się na zajęcia ze sztuk walki. :-) Sporty walki dlatego, że: 

  • zawsze po cichu o tym marzyłam,
  • chcę rozładować agresję, 
  • chcę się nauczyć dokładności, cierpliwości i wykorzystywania słabych punktów przeciwnika,
  • to fajny sposób na odchudzanie i nabranie kondycji,
  • chcę mieć szczuplejsze ręce. ;-)

Pierwsze zajęcia były cudowne i mega wyczerpujące. Niesamowite jest to, że dawałam radę, nawet podobnie jak te szczupłe osoby, które również tam trenują. Uczucie wstawania z podłogi po zakończonym treningu - przeboskie. Wracałam do domu z wielkim bananem na twarzy. Oczywiście do tej pory nie mogę się za bardzo roześmiać (brzuch), poruszam się raczej powoli (uda) i nie bardzo mogę się odwracać (kark), ale czuję się z tym super i jestem gotowa na więcej. :-D

14 sierpnia 2014 , Komentarze (7)

Dokonałam niedawno przez przypadek pewnego odkrycia - przekąski sycącej, z witaminami, czyszczącej (haha) i dobrej. Kawałki mango i jabłka z Rossmanna oraz ogólnie suszone owoce. Rekordowa liczba wizyt w toalecie gwarantowana. :-D

Macie podobne odkrycia, którymi mogłybyście się podzielić? :-)

9 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

Nie pisałam długo. Przez ten czas odchudzanie zatrzymało się - bo to ciężkie przeziębienie przygwoździło mnie na długo a potem jeszcze nie wracałam do ruchu żeby nie wróciło. Potem zaś kwestia odchudzania zeszła na dalszy plan do momentu ustabilizowania sytuacji zawodowej. Otóż, okazało się, że ktoś wykopał pode mną w pracy kilka dołków, w które wpadłam i które stały się przyczyną rozważania na temat konieczności zmiany pracy. Dopuściłam do siebie (nie widać tego chyba w poprzednich wpisach) myśl, że przestałam się rozwijać merytorycznie i że szefostwo w zły według mnie sposób zarządza zespołem.

No i, po różnych perypetiach ;-), znalazłam pracę na wyższym stanowisku, z mega wymagającymi projektami i dużym zespołem fajnych ludzi u giganta w zakresie ekonomii. :-) Zaczynam w październiku - i do tego czasu chcę wykonać mój plan, a nawet 200% normy. :-) Nie mogę się do tego czasu już rozłożyć.

Słowem - wyzwanie za wyzwaniem, ale jestem bardzo szczęśliwa i podekścytowana. :-) Podobno to widać!

15 lipca 2014 , Komentarze (5)

Siedząc sobie na chorobowym w domu, dopiero zdałam sobie sprawę, że Vitalia wprowadziła nowość - Wyzwania. :-) Fajny pomysł! Tylko że akurat ja nie mogę rzucić swojego wyzwania, bo ma ono charakter liczby rozmiarów, a nie da się wpisać takiej opcji. Można by wprawdzie wpisać pod "ilość" ale głupio by wyglądało w rozpisce, bo ilość się odnosi do -krotności, np. danego ćwiczenia.

Moje wyzwanie odchudzeniowe, które patrząc na postępy, jest całkiem realne - to przynajmniej 3 rozmiary w dół do końca sierpnia. :-) Bez głodzenia się i bez sztucznych "wspomagaczy": dobra, zbilansowana dieta i dużo ruchu tj. jazda na rowerze, ćwiczenia z płytą, bieganie (czy raczej przygotowanie do biegania). No i myślę też o przebiegnięciu (nie przetruchtaniu i nie przespacerowaniu ;-)) 10 km, ale to w okolicach września-października.

Tak się martwiłam, że przez to ciężkie przeziębienie będę musiała zrezygnować z treningu, ale widzę, że nawet ono mi służy - nie mam apetytu i wmuszam w siebie jedzenie. A poza tym nie chce mi się go przygotowywać. ;-) Więc tego, czego nie udało mi się zbić za pomocą sportu w tym tygodniu, zbiję poprzez dietę - i też jest git. :-D