Pamiętnik odchudzania użytkownika:
mnkmonia

kobieta, 39 lat, Wrocław

161 cm, 63.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

10 września 2015 , Komentarze (4)

Mazury, Mazury i jeszcze raz Mazury. Wakacje pełną parą, zero ruchu, zero diety, ale było cudownie, mimo to (a może dzięki temu;-)). Czuję, że wypoczełam, mam energię na chociaż część depresyjnej jesieni, która nadchodzi...Ale wracam na dobre tory, mój P. ma już Multisporta, więc może uda nam się razem wyjść choć dwa razy w tygodniu na basen i raz na taniec (w ramach przygotowań do ślubu). 

Jeżeli już o ślubie mowa, za tydzień idę wybrać sukienkę (jedną z trzech upatrzonych). Oczywiście postaram się wrzucić zdjęcia :)

 

13 sierpnia 2015 , Komentarze (7)

Po pierwsze, dlaczego w ogóle skoczyłam? To było z egoistycznych pobudek, bo podarowałam mojemu chłopakowi na 30 urodziny, moje marzenie czyli właśnie skok ze spadochronem. Nie mogłam nie skorzystać z okazji i sama nie skoczyć, więc skoczyłam. Prezent okazał się strzałem w dziesiątkę, bo choć mój P. ostro przestraszony przed skokiem (nigdy przedtem nie leciał samolotem), po był przeszczęśliwy i zachwycony, a ja?

To było coś wspaniałego. Muszę przyznać, że właściwie się nie bałam przed, może nie do końca do mnie docierało, że za chwilę skoczę z 4000m bez własnego spadochronu, przyczepiona do tzw. tandem pilota i zdana na jego łaskę. Samolocik, który wznowił nas na te 4 kilometry był malusieńki i mieściło się do niego ledwie 6 osób plus pilot. Lot samolotem trwał jakieś 15-20 minut, wtedy zdajesz sobie sprawę, że już nie ma odwrotu i naprawdę to zrobisz, po prostu skoczysz. I skoczyłam, od początku z uśmiechem na twarzy (co skończyło się tym, że jak już wylądowałam, byłam cała ośliniona). To było jedne z najlepszych 50 sekund mojego życia (tyle trwał swobodny lot, z prędkością bagatela 200 km/h)

Po skoku przez tydzień dochodziłam do siebie. To są takie emocje, taka adrenalina, że życie zaczyna wyglądać inaczej, patrzy się na nie inaczej. Nie mogłam przestać myśleć o tym co czułam, co widziałam. TO BYŁO COŚ NIESAMOWITEGO I POLACAM KAŻDEMU.

 

W przyszłym roku, po ślubie zamierzamy z moim P. zrobić kurs AFF czyli na samodzielnego skoczka spadochronowego. Nie ma co gadać, to wciąga J

 

A oto ja i Wrocław z lotu ptaka J



12 sierpnia 2015 , Komentarze (10)

Cały czas na dobrych torach, ćwiczę, dobrze jem, nie chudnę, po staremu

Z nowości, skoczyłam ze spadochronem!!!!!!!!!!!!!

Szczegóły wkrótce :))

22 czerwca 2015 , Komentarze (4)

                Moje życie powoli wraca do normy. Wróciłam do ćwiczeń, z bieganiem na ten moment jest kłopot, ale mam nadzieję wrócić do tego. Sporo jednak przeszłam i organizm jeszcze nie doszedł do siebie, kondycja nie ta, albo to kwestia motywacyjno-psychologiczna. Najważniejsze, że ćwiczę, czuję się dobrze i fizycznie i psychicznie.

                Dziś byłam na wizycie kontrolnej u gina, niby wszystko jest ok. Musieli łyżeczkować i bałam się, że coś mi tam mogli uszkodzić, ale nic na to nie wskazuje.

                Troszkę mi spadł apetyt, przez stres mało jadłam, skurczyłam żołądek i teraz powolutku staram się wrócić do odżywiania z przed ciąży. Przez to udało mi się trochę schudnąć, ale przestało to być dla mnie aż tak ważne.

                Wracam do równowagi i bardzo mnie to cieszy, bo przyznam szczerze, że bałam się, że dłużej będę dochodzić do siebie. Może to i racja, że hormony zrobiły swoje.

                Bardzo dziękuję za wszystkie ciepłe słowa, postaram się zajrzeć do wszystkich i zobaczyć co tam u Was słychać J

28 maja 2015 , Komentarze (8)

I po ciąży,  straciłam dziecko,  którego nie chciałam.  Tylko dlaczego jest mi tak cholernie smutno? czemu to tak boli?

21 maja 2015 , Komentarze (5)

Dziś druga wizyta u ginekologa za mną. Pierwszy to w ogóle jakiś konował, nawet o tarczyce nie zapytał, później na szybko robiłam TSH z własnej kieszeni. Byłam w szoku, to też nie wpadłam na to, żeby o tej niedoczynności wspomnieć. Drugi lekarz już lepszy, ale i tak skromna ilość informacji, jak zwykle wszystkiego dowiem się z sieci. Zrobił USG, teraz jest to siódmy tydzień i trzeci dzień ( co za dokładność). Widać już zarodek i bicie serca. Coś mówił, że pęcherzyk ciążowy mu się nie podoba, bo spłaszczony, ale na ten moment nie ma co się niepokoić, trzeba czekać i zobaczyć jak się będzie ciąża rozwijać.

 

Jak ja się czuję? No cóż, najgorsze – permanentna senność. Na szczęście nie mam mdłości, ani innych poważniejszych dolegliwości. Denerwuje mnie mój wielki nabrzmiały biust wylewający się ze wszystkich staników. Do tego brzuch rośnie, jak bym miała wzdęcie cały czas. Na szczęście nie widać jeszcze w ubraniu, to i dobrze, bo nikomu jeszcze nie mówiłam. Dziwnie się czułam jak poszłam na badania zlecone po pierwszej wizycie u ginekologa. Panie takie rozanielone pytały, który tydzień, kiedy termin. Powiedziałam, że termin pewnie na Święta, to one na to, że prezent będę miała dla rodziny. Chodzi mi o to, że czułam się w tym gabinecie jak najgorsza przyszła matka świata, bo ni w ząb się nie cieszę, nie chodzę w skowronkach, ani nie jestem rozanielona.

 

Waga? Nie wiem, chyba bez sensu w ogóle na nią stawać. Jem jak jadłam, na siłownię nie chodzę, bo się boję. Mam zawroty głowy i senność, nie chciałabym gdzieś tam zemdleć. Nie biegam, bo boję się, że zejdę gdzieś na tych wałach. Ćwiczę sobie w domu z Chodakiem 3-4 razy w tygodniu. Zawsze coś.

 

Co tu więcej pisać? Już nic, jest z dupy… L

 

5 maja 2015 , Komentarze (12)

Troszkę schudłam, ale i tak wszystko ch*uj. Jaka ja jestem głupia, to ludzkie pojęcie przechodzi. Dopiero zaczęłam nową pracę, narzeczony też, do tego on na umowie o dzieło, a tu taka wpadka. Mamy datę ślubu na koniec maja przyszłego roku. Jestem w ciąży i nie chcę być. Po pierwsze to nie ten moment, po drugie obawiam się o stan tego dziecka. Według moich obliczeń to już 7 tydzień, a ja co weekend piłam alkohol. Do tego tarczyca, wiadomo w ciąży trzeba ją bardziej kontrolować. Wolę nawet nie myśleć, co to może się stać. Jutro mam wizytę i ginekologa, będę więcej wiedzieć…

27 kwietnia 2015 , Komentarze (7)

Jednak  kupiłam kieckę, czułam się w niej świetnie, zwiewnie, nie krępowała ruchów, podkreślała takię i zakrywała dupsko. Oto ona:

22 kwietnia 2015 , Komentarze (20)

               Na Vitalii jestem cały czas, w pamiętniku nie piszę, bo nie mam o czym. Po pierwsze waga w miejscu. Pomyślałam, że może warto sprawdzić jak centymetry, ale centymetr krawiecki gdzieś zaginął. Jestem teraz przed @, więc czuję się nieatrakcyjna i opuchnięta.

                Moje ambitne plany, cóż najbliższy realizacji jest skok ze spadochronem. Na tropiciela nie mogę zebrać czteroosobowej ekipy, więc nie mam z kim startować, a półmaraton to abstrakcja, na ten moment jednorazowo pokonuję max 8 kilometrów, w przyszłym tygodniu jest plan na 10 km, ale to dalej daleko do 21 km…Z tym bieganiem, to w ogóle kicha. Bieganie pomaga stworzyć deficyt kaloryczny, bo taki bieg to u mnie 500-600 spalonych kalorii, jednak chyba zmęczone mięśnie puchną czy coś takiego, bo cała czuję się taka nabrzmiała… L

                Zainstalowałam sobie na służbowej komórce FatSecret i sumiennie wpisuję absolutnie wszystko, co pochłaniam, a nie tylko grzeczny tygodniowy jadłospis. No weekend to istna masakra. Z przekąskami i alkoholem to nieraz więcej niż 3000 kcal. Od niedzieli do czwartku deficyt, a w weekend wszystko skrupulatnie nadrabiam. Nic dziwnego, ze nie chudnę. Czas podjąć męską decyzję i ograniczyć alkohol, bez tego efektów nie będzie…

                Wrzucam zdjęcia w trzech „stylizacjach” (wielkie słowo) i jeśli ktoś tu zagląda proszę o radę, która lepsza na wesele? Jak dla mnie pierwsza odpada, a faworytem jest brązowa.

23 marca 2015 , Komentarze (5)

Czas najwyższy coś napisać. Niestety waga stoi, powoli brakuje mi pomysłu, co robię źle, może ja po prostu jestem za stara? Może chudnięcie po 30-stce to jednak głodówka i hektolitry potu wylane podczas cardio? Może nie da się jeść racjonalnie, zdrowo, ale nie za mało, ćwiczyć 2 razy w tygodniu siłowo i 2 razy cardio, mieć 30 lat i niedoczynność tarczycy i chudnąć? Serio, nie wiem. Nie jest to wpis typu „jaka jestem gruba i nieszczęśliwa”, nie ten moment cyklu na takie wywody. Jest to wpis typu, ‘skoro stawianie sobie za cel chudnięcia kończy się porażką, czas pozwolić, by chudnięcie było efektem ubocznym, a nie celem samym w sobie”. I co ja mądra sobie wymyśliłam?

1 PÓŁMARATON 


Tak, otóż ja, dla której pięciominutowa przebieżka to jak wejście na Mont Everest , a bieg do tramwaju, to zadyszka jeszcze przez 3 przystanki. Ja, która przez 10 lat paliłam papierosy (szczęśliwie już ponad 3 lata nie palę) wymyśliłam sobie Wrocław Nocny Półmaraton już za 91 dni J. Dużo pracy mnie czeka, na ten moment jestem w stanie przebiec jakieś 5 km w 32 minuty, myślę, że w miesiąc dobiję do 10 km, a pozostałe 10, nawet mi się myśleć nie chce :P

2 TOPICIEL PRZYGODOWY RAJD NA ORIENTACJĘ

Niby taki pikuś, bo jednak chodzisz, a nie biegasz, ale to jest jednak 40 km (pod warunkiem, że się nie zgubię) marszu i to w nocy… Obawiam się, bo to jednak start drużynowy, ja nie dam rady, przegra cała drużyna. Moje buty to porażka, stare, nie oddychają, noga się w nich dosłownie zaparza. Brakuje mi sprzętu na taki wypad, jak nie będzie padać to pół biedy, ale w deszczu to i kurtka i buty nie dadzą rady. Kurtkę mogę pożyczyć, a buty? Może warto kupić? Będzie na lata J. Tu zostało mi trochę mniej czasu, zaledwie 54 dni.

3 SKOK ZE SPADOCHRONEM

W czerwcu mój P.  ma 30 urodziny i planuję dla niego (i dla siebie) skok ze spadochronem w tandemie.  Będzie to prezent niespodzianka. Zamierzam poprosić o pomoc kolegę, zawiążemy mu oczy i zawieziemy na lotnisko, dopiero tam zobaczy, co się szykuje. Jak wyjdzie z szoku to mnie zabije, albo wycałuje ze szczęścia, nie wiem, ale zaryzykuję. Muszę tylko uzbierać kasę, a to jakieś 700 zł od osoby lub 950 jeśli chcę film J