Ostatnio dodane zdjęcia

Ulubione

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Jak nie ja to kto? Jak nie teraz to kiedy? Wracam na dobrą drogę!

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 11927
Komentarzy: 175
Założony: 27 grudnia 2012
Ostatni wpis: 19 sierpnia 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
ChudszyModel

kobieta, 40 lat, Wrocław

174 cm, 78.50 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

19 sierpnia 2019 , Komentarze (1)

Stan na czwartek, przed rozpustą weekendową: 66.3 kg! Co oznacza 2.7 kg w dół w ciągu trzech tygodni!!! Robię regularny pomiar obwodów i widzę jak centymetry lecą z opony, to znaczy z brzucha i to motywuje chyba najbardziej! :D

Niestety potem nie było już tak kolorowo ]:>

Weekend był wyjazdowy, kulinarnie pyszny i też (alkohol)procentowy więc sporo pustych kalorii wpadło całkiem sporo niestety ale nie żałuję. Udało się ominąć lody i desery w zasadzie szerokim łukiem, ale mysle, że bilans kaloryczny na minusie nie był.. Jeśli był na zero to już duży sukces... Ale po to są długie weekendy żeby czasem zgrzeszyć. Na wagę nie stanęłam (jeszcze) i nie planuję do piątku. Zobaczymy czy reszta tygodnia nadrobi zaległości i będzie 65 w sobotę :D

Do 62 już dużo nie zostało, do końca września powinnam dobić do celu :)

Tymczasem wieczorne lenistwo czas zacząć... 

8 sierpnia 2019 , Komentarze (1)

Minęły prawie dwa tygodnie odkąd zaczęłam dietę. Oficjalne ważenie na smacznie dopasowanej jutro ale już dziś podejrzałam wagę żeby zobaczyć co tam jest :) A jest DOBRZE!  -1,5kg to jest bardzo dobry wynik!

Nie powiem żebym była taka święta na 100% bo wczoraj wjechały lody.. (lody) Co prawda hamulce nie puściły i była tylko 1 gałka z wafelkiem słownie 70gram rozpusty ale jak smakował ten wafelek!!! Jakbym nic lepszego nie jadła od lat :)

Lato mija powoli i słonecznie, jest tyle warzyw że nawet się nie odczuwa takiego mocnego pociągu do makaronu czy innych wysokokalorycznych dań. Do tego wizja deadline'u czyli koniec września i nie ma opcji 64kg max musi być motywuje podwójnie. Pierwsze dwa tygodnie za mną i teraz w zasadzie zaczyna się najtrudniejsza część bo trzeba po tym optymistycznym zrywie utrzymać dobry nawyk.

Przyznam, ze dla mnie najwiekszym wyrzeczeniem jak dotychczas są nie słodycze tylko śniadania. Od dłuższego czasu zwykłam śniadać na słodko: 2 kromki razowego chleba z konfiturą wiśniową + kawa to jest mój dobry poranek. Albo - tu uwaga alternatywa delegacyjna - paryski croissant z czekoladą/konfiturą plus kawa: no nie mogę przejść obojętnie. A tymczasem od dwóch tygodni jest inaczej: tu jajko, tam twaróg czy owsianka. No nie komponuje się ale efekt jest widoczny w postaci mniejszej opony na brzuchu. I dobrze, że widać bo bym to rzuciła w cholerę a tak rano jest najpierw 5min przed lustrem a potem chwila opamiętania i znowu lecimy z owsianą :/

Gdzieś kiedyś czytałam że to zawsze jest żal: albo masz fajne ciało ale żałujesz że nie żresz czego chcesz albo żresz co chcesz i żałujesz że nie masz fajnego ciała. Może są wyjątki, nie wiem, nie znam i może i lepiej bo nie zazdroszczę...

2 sierpnia 2019 , Komentarze (2)

Pierwszy tydzień prawie zleciał. Nie powiem, że zupełnie bez drobnych potknięć ale wtop grubszego kalibru nie było. Sukces ogromny że będąc w delce, hotel 4*, umialam się powstrzymac od tych chrupiących świeżusich rogalików i zjeść ładnie jajko z pieczywem razowym. Niby zdrowo, niby wiem że lepiej dla wagi i ogolnego samopoczucia ale nie ma tej frajdy co z rogalikami. 

Na wagę jeszcze nie stanęłam - zważę się jutro rano ALE moja opona brzuszna jakby trochę sflaczała co jest dobrym znakiem. Na smacznie dopasowanej jestem od wczoraj więc trudno powiedzieć czy to jej zasluga ale od tamtego weekendu przeszłam w tryb dietowy,

Jest dodatkowa motywacja i deadline: spotkanie integracyjne 24.09. Żeby skały srały będę chudsza. Zasadniczo nie jest źle ale jak spoglądam na zdjęcia sprzed 4 lat gdzie ważyłam 62kg i byłam super zgrabna to żal jest. I tym razem też motywacja. Znowu chce tak wyglądać i tak się czuć. 

Na razie lecimy z tematem i oby ten poziom się utrzymał.

Lecę poczytać jak trzymają sie inni, jakoś to raźniej  :) Weekend zawsze najgorszy bo pokus najwięcej :(

29 lipca 2019 , Komentarze (2)

Nie od poniedziałku i nie od jutra bo zaczęłam od "już teraz" a na Smacznie Dopasowaną przyjdzie mi poczekać kilka następnych dni. Jest motywacja i jest potrzeba:69 kg na wadze to nie przelewki. Jeszcze chwila nieuwagi i będzie 70 a do tego obiecałam sobie już nigdy nie dopuścić. 

Jutro delegacja więc czas największej próby - śniadania hotelowe raczej nie zachęcają do odchudzania ale myślę, że się pohamuję przed świeżutkimi crossaintami z czekoladą..  Mam jasny cel i datę krytyczną: do 24.09 64kg czyli całe 5kg mniej. Jest to wykonalne tylko trzeba sporo dyscypliny.

11 listopada 2018 , Komentarze (3)

wyrabiam sobie nowy zwyczaj - jak mam 'wolne ręce' wieczorem i wielką chęć żeby jeszcze czymś zagryźć, coś dorzucić do żołądka to zasiadam do kompa i piszę. Póki co udaje się wieczorami trzymać od lodówki z daleka.

Moja dieta jest spoko, wczoraj w menu był burger w wersji fit wiec kotlet z indyka i wszystko na zdrowo ale to mnie powstrzymalo przed opędzeniem czegoś na boku. Świadomosc, ze jest weekend a ja nie siedze o gotowanej kurze jakos poprawila mi nastroj. Dzis z moim mężczyzną wpadliśmy do cukierni w której - przysięgam - 3 minuty wystarczy żeby złamać najtwardszego zawodnika. Miała być tylko kawa ale skusiłam się na makaronika francuskiego sztuk 1 - jak sprawdziłam na necie to ma miedzy 84 a 100kcal. Nawet niech bedzie wariant pesymistyczny te 100kcal jakos przeżyje. Mąż poszedł w pyyyyszny sernik ale wg nowych porcji jakie jem to jego ciasto mogloby byc dla mnie pelnym posilkiem. Dałam radę odmówić sobie bezy Pavlowej co jest juz dobrym wynikiem ;)

Teraz siedzę i robię wszystko żeby tylko nie zająć rąk jedzeniem. Czuje pierwsze pozytywne zmiany po tym tygodniu - troche brzuch opadl, jestem bardziej nawodniona i chlupie mi ciągle woda w brzuchu :D ale już bez wywalonego brzucha do przodu. Nie jestem tez glodna o dziwo na tej diecie tylko ucze sie jesc wiecej warzyw co jest też w sumie dość nowe.. Zobaczymy jak bedzie dalej, w tym tygodniu delegacja wiec 3 dni jedzenia poza domem a hotel w ktorym nocuje ma prześwietną restaurację.. cieżko będzie odmówić (slina)(owocemorza)(drink)

No nic, siadam poczytać jak się trzyma reszta Vitalii...Niech chudość i rozsądek będą z nami..

8 listopada 2018 , Komentarze (2)

Jak w tytule - mam tę moc i nawet nie jestem głodna. Muszę przyznac, ze coś pozmieniali w SD przez te kilka lat bo patrze w jadlospis i nie wierze ile w nim chleba. Wciąz pełnoziarnisty zytni ale ło matko 3 kromki na dzień w porywach do 4 ??? Rozpusta!!! Taką dietę mogę stosować. Wiem, ze bez chleba efekt bylby szybszy i bardziej spektakularny ale na dłuzsza mete bez pieczywa nie wytrzymam więc nie ma co się katować bo jak się potem rzucę w piekarni na pszenne to będzie dopiero dramat.

Pierwszy tydz leci też dla picia większej ilości wody. Wiem że to zawsze była moja bolączka bo zazwyczaj tankowałam kawę, dużo kawy a potem walczyłam z przesuszoną skórą i odwodnionym organizmem. Testuję nowe podejście - limit 2 kaw w ciągu dnia i nagle te 2 jak kopią! I woda do porzygu .. będzie lepiej, gdzieś czytałam że potrzeba 3 tyg żeby nawyk nowy wyuczyć.

Z tematów innych - głodna nie chodzę, mam więcej energii - o dziwo o tej porze roku to raczej rzadkość. Oby tak dalej, spodziewam się kryzysu w weekend...

6 listopada 2018 , Komentarze (1)

Pierwszy tydzień leci. Jeszcze diety nie dostałam ale już pełna mobilizacja jest :) 

Dobre jest to, że zasadniczo nawyki mam dobre - 5 posiłków w ciągu dnia, gorzej że jem te bardziej kaloryczne po południu/wieczorem. I to będzie do modyfikacji. Dziś znowu był szybki powrót do domu na głodzie bo nie miałam możliwości zjeść ok 15 ale zamiast standardowego 'czegoś na gryza do auta' (czytaj: pizzerka, suchary o smaku pizzy lub pomidorow, croissant z czekoladą, kabanosy) to wzięłam kefir.Do wypicia w korku w aucie nadaje się pięknie, a że smak nie ten.. no cóż. Się wpieprzało te bułki słodkie, te fast foody na obiad to teraz trzeba w drugą stronę. Razem ze Smacznie Dopasowaną powzięłam takie wyzwanie że do stycznia nie kupuję żadnych nowych łachów. Ba! Nawet po sklepach szlajać się nie będę. Tu mała gwiazdka bo uściślić muszę, że chodzi tylko o sklepy z ciuchami, kosmetyki w dalszym ciągu będą u mnie w regularnym zakupie ;) Gdzieś czytałam w internetach że grube kobiety jak już je odrzuca od ciuchów to kupują kosmetyki kolorowe na potęgę. Tak, to o mnie! Na gorszy nastrój, na ten dzień kiedy czuje że ni chu chu w nic się nie zmieszczę to nowa pomadka albo krem jak znalazł.Już mam to rozpracowane i przestałam kupować kompulsywnie ale sentyment pozostał.

Robiłam małe porządki w szafie i naliczyłam 6, słownie: sześć par spodni w które się nie zmieszczę nawet na wdechu i 3 w które wejdę ale usiąść to już ryzykownie bo szew może strzelić na dupie. Mam już taki 'wypadek' na koncie (true story z tego roku!)  ale o tym może nie dziś.

Zaczęłam dziś rozkminiać to moje odchudzanie w wymiarze finansowym - wymiana wszystkich spodni to jednak spory koszt jeśli można ograniczyć trochę swoje rozpasanie i pociąg do słodkiego i w ciągu 3 miesięcy wrócić do tych samych wymiarów. Zobaczymy czy mi się uda. Mam dwie pary spodni tzw. referencyjne - jedne z kupki 3 par rozmiar małe 38 drugi średnie 36 (to te 6szt mniejszych). Tych najmniejszych (małe 36) z czasów mojej zdecydowanej chudości 58-60 kg już się pozbylam dawno bo nie mam złudzeń - nie jestem w stanie tak nisko zejść i utrzymać na lata, trzeba realistycznie podejść do tematu. 

Siadam poczytać do u Was. Po szybkim rekonesansie widzę, że są tu gdzieś osoby które już mają za sobą 5kg i więcej i dalej lecą z wagi. Szacun. Dla mnie te 5 to się wydaje kamieniem milowym...

5 listopada 2018 , Komentarze (9)

To - jeśli dobrze liczę - moje już czwarte podejście do tematu i do smacznie dopasowanej. Dwa razy z sukcesem, ten drugi raz to ponad 20kg mniej ale niestety ostatnie półtora roku przyniosło 7kg w górę :( W kwietniu tego roku była jakaś nieśmiała próba ale raczej falstart niż konkret - i jakoś bardzo mnie to nie zaskoczyło bo motywacja wtedy była średnia.. Zarzuciłam dietę po dwóch tygodniach a afekty widzę w lustrze. I jak to bywa - do końca roku jest mocne postanowienie że będzie lepiej.

Kwestię wagi rozwałkowałam już chyba na każdą stronę i tak ostatnio skłaniam się ku myśleniu, że grubość poza kwestią zdrowotną i estetyczną to jest jeszcze stan umysłu. Odkąd pamiętam zawsze byłam mentalnie bardziej pulpet niż szczupła chociaz zdjęcia i BMI pokazują: w normie. Dla mnie zawsze 38 to było juz 'na granicy' i zawsze ten tyłek czy udzik był zbyt puszysty. Tak szczerze zadowolona byłam ze swojej wagi raz jeden te kilka lat jak na rozpędzonej smacznie dopasowanej zjechałam do 59kg i to był dla mnie stan ideał. Wciąż nie mogę się napatrzeć na te zdjęcia chociaż pamiętam, że samopoczucie było wtedy kiepskie (z obawy przed przytyciem nie dojadałam) a i mąż/przyjaciele/ rodzina mówili, że to już przesada i już jestem 'żylasta'.  W każdym razie długo nie udało się tego utrzymać - po kilku tygodniach ustabilizowałam do 62kg i to juz było pięknie ale wciąż z psychozą w tle że każdy kawalątek zakazanej pizzy czy też kanapki na kolację wygrubaszą mnie w sekundę. A ja tak kochałam moje ciuchy w rozm. S w których i tak 'bylam trochę gruba'!!!

W tzw. międzyczasie były stresy pracowe, brak motywacji, beznadzieja i popłynęłam. Powoli, powoli pojawiła się w codziennym menu nutella na śniadanie, pojawiły się fast foody na korpo-lunche i ocean wina (i innych drinków) żeby trochę się na tą rzeczywistość znieczulić. I dopłynęłam do momentu gdzie uczciwie trzeba bylo przyznać, że spodnie z szafy nie dopinają się para po parze.. A brzuch zrobił się nie do ukrycia.. Trzeba to ogarnąć bo poszłam w koszty a szkoda tych ciuchów które leżą.

Teraz plan jest zgoła inny bo i szczęśliwie udało mi się opuścić korpo i ogólnie jakoś chce się żyć! Teraz bez wielkiej spiny i życia na jogurtach ale po konkrecie. Plan powrotu do 62kg rozpisany na 3 miesiące i jak dobrze pójdzie koniec stycznia będzie finał redukcji i początek stabilizacji.Tym razem z bardziej realistycznym spojrzeniem na siebie (64kg to już będzie bardzo zacnie) i z pełnym szaleństwem: bo włączam do tego ruch!

Dosyć wymówek! :)

23 kwietnia 2018 , Komentarze (1)

drugi dzień minął i muszę powiedzieć, że zaskakująco dobrze!

Oczywiście, że słodycze kuszą ale odkąd nie mam ich w domu to kuszą tylko w pracy/ w gościach. Dziś oparłam się całej pachnącej tacce Ptasiego Mleczka... taka siła woli!

A bardziej serio: pobłażliwość dla słodyczowych przekąsek doprowadziła do tych 68kg i kilku fałd na brzuchu... nie żebym się kompletnie wyrzekała bo umówmy się - bez trufelka to ja sobie życia nie wyobrażam z tą różnicą, że teraz będzie bardziej świadomie i mniej a nie że cała paczka do oporu ;-)

Jadłam dziś te dietowe wynalazki i nawet bylo to ciekawe doznanie kulinarne. I dość syte, nie bylo potrzeby dojadać. Jak wyciągnęłam marchewkę na przekąske w pracy to dziewczyny spadły prawie z krzeseł.. że co sie dzieje i po kryzysową czekoladę do sklep za rogiem zawsze któraś skoczy... ale nie nie, na koniec czerwca chcę wejść we WSZYSTKIE moje wakacyjne ciuchy z ubiegłego roku i nie ma przebacz!  Jest cel, się walczy!

A po drodze tyle pokus.. Jeszcze ten weekend majowy za pasem. To będzie dopiero próba silnej woli - bo jak tu nie zjeść wypasionego sniadania w hotelu ??? Ale będę się trzymać dzielnie i omijać croissanty z czekoladą z daleka! Nie będzie ich!!! W zasadzie tłumaczę sobie, ze to nawet nie trzeba ich jeść - można od razu w uda wmasować - taki efekt.. Brrr...

Lece poczytać jak sie trzymacie - to bardzo stawia do pionu :)))

21 kwietnia 2018 , Komentarze (6)

Dziś mam dostać plan diety - jestem bardzo ciekawa i podekscytowana tym co tam znajdę. Przede wszystkim będą nowe, inne śniadania - w sensie inne niż mój standard 'na szybko' który niestety odkłada się tu i tam.. glównie na brzuchu :( 

Pożegnałam się z nutellką, dziś rano ostatnia kanapeczka śniadaniowa i poszło w kosz żeby nie kusić. Nikt poza mną tego i tak nie jadł więc znikający słoik za słoikiem, wszystko moja sprawka.. Nie wiem jak ja przejdę na śniadania 'nie-słodkie' ale zobaczymy, może będzie miła odmiana.

Z innych kwestii - wydaje się, że nie mam do zrzucenia dużo: 6kg. Te kilkanaście lat temu jak się odchudzałam (też z vitalią) i schudłam 21 kg to było coś. I na wiele lat utrzymałam wagę ale niestety ostatni rok, zajadanie stresu i nerwów, dogadzanie sobie kulinarnie i przejście w 100! na jedzenie stołówkowe.. to musiało się źle skończyć. Te 6kg wierzę, że zniknie wcześniej czy później jak będę się trzymać rozkładu jazdy.. Kupowanie większych ubrań jest takie dołujące. Mam plan zmieścić się w to co mam na półce, odłożone na 'później' - jak schudnę, jak brzuch mi przestanie odstawać, jak przestanie byc przyciasne.. chodziłam w tym wszystkim dobre 6kg temu! Chcę z powrotem!!! Życzę Wam miłego dnia!