Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

... jakoś tak nagle postanowiłam coś zmienić. Często coś zmieniam. Lubię zmiany.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2587
Komentarzy: 52
Założony: 31 grudnia 2012
Ostatni wpis: 25 kwietnia 2020

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
jaga.aga

kobieta, 47 lat, Radom

174 cm, 67.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

25 kwietnia 2020 , Komentarze (4)

Zapomniałam o tym kąciku. Chyba zbyt dobrze się u mnie działo. Dzisiaj pojawiła się myśl o diecie i... po nitce do kłębka... Wróciłam.

21 sierpnia 2014 , Komentarze (2)

   Czwarty dzień w toku. Trzymam się dzielnie i czuję super. A wczoraj miałam i niespodziewane atrakcje, które diecie pomogły... Praca oraz nagłe i całkowite zmiany przed ogromną imprezą zafundowały mi dodatkowy spadek wagi. Dlaczego zmiany? Bo tak. Czy jest jakaś zasadność? Nie ma. Czy było dobrze zaplanowane? Było. Czy moi szefowie mnie poparli? Poparli. Czy ktoś się z partnerów imprezy uparł? Ano i tu leży, jak to się mówi, pies pogrzebany... Kilka dodatkowych godzin pracy, szybka, w nerwach jazda do domu, kąpiel, kawa i kolejnych kilka godzin pracy w domu. Ale zdążyłam i dziś zmiany weszły w życie, nabrały własnego biegu, a ja zaczynam coraz bardziej zastanawiać się nad ludzką naturą. Stwierdzam jednak ze smutkiem, że nie ma to jak nerwy... Mój żołądek wczoraj był w stanie przyjmować tylko płyny. Do wyznaczonych dietą porcji jedzenia musiałam się zmusić, a i tak wszystko rosło mi w ustach. Niestety tak reaguję. Za to dzisiaj potwornie chce mi się pić. Nie wiem, czy nerwy puszczają, czy po prostu organizm domaga się dawki nieco większej, bo tak sobie wymyślił.

19 sierpnia 2014 , Komentarze (4)

    Jakoś tak łatwo i przyjemnie udało mi się wrócić do kopenhaskiej, chociaż obawiałam się, czy uda mi się dostatecznie mocno zmotywować. Może przyczynił się do tego powrót do pracy po długim urlopie? Natłok pracy sprawił bowiem, że zajęłam się wszystkim innym niż jedzenie. Pamiętam jedynie o piciu. Inka wyparła kawę rozpuszczalną, herbata z pokrzywy z trawą cytrynową nadal jest moim ulubionym napojem, a odkryta ostatnio mięta świeża stała się miłym dodatkiem do wody i do żucia zamiast gumy. Nie wiem, dlaczego ta dieta jest tak mało popularna - doskonale oczyszcza organizm. Ważny jest jednak łagodny powrót do normalnego jedzenia. A i ten "normalny" jadłospis powinien być radykalnie przemyślany i pozbawiony niezdrowych produktów. Dla mnie super!

15 sierpnia 2014 , Skomentuj

    Minęło 5 miesięcy. Były to dobre miesiące. Wagę utrzymywałam na poziomie 67 kg. Myślę, że teraz czas na kolejne spektakularne, lub prawie spektakularne osiągnięcia. Dzisiaj kończę urlop i po trzech tygodniach odpoczynku wracam do pracy. Ponieważ od zawsze koniec z początkiem łączę, jutro zaczynam dietę. Kopenhaską. Pokochałam ją. Po jej zakończeniu dodałam do niej grupę małokalorycznych owoców i warzywa. Teraz łatwo będzie mi je ponownie wykluczyć. Chyba..

27 marca 2014 , Komentarze (4)

... ja jak zwykle w dwóch miejscach równocześnie. Wczoraj minął 13 dzień diety. Powiem szczerze, że jest to dieta zrównoważona, dobrze przemyślana i może niekoniecznie działa cuda, ale otwiera oczy na to, ile niepotrzebnych dopychaczy zjadamy w ciągu dnia. W finale spadły mi jeszcze 2 kg, ale ponieważ równolegle zaczęły mi się wyże (bądź niże - nigdy nie wiem) hormonalne, brzuch mi nieco wodę gromadzić zaczął i dokładnej wagi podać nie potrafię. Jednak kopenhaską chwalę sobie. I polecam. Potrzebna jest jednak albo silna wola, albo duża motywacja. Nie zaszkodzi logiczne myślenie i zdrowe podejście do sprawy. Dodatkowy kawałek wołowiny może być problemem, ale dodatkowe 100 g szpinaku spustoszenia w organizmie nie zrobi... 

Ale... koniec nastał wczoraj, a dzisiaj początek. Ponoć kopenhaskiej nie można ciągnąć dłużej niż te magiczne dni 13. Zatem dzisiaj na śniadanie wciągnęłam jogurt naturalny z płatkami kukurydzianymi. Sałata lodowa, 2 jajka na twardo i czerstwa bułka pszenna czekają na obiad, a na kolację z wielką przyjemnością zjem sałatę z pomidorem i szpinak. Albo skuszę się na bulionówkę ogórkowej. Nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji. Podejrzewam jednak, ze szpinak wygra, bo go zwyczajnie uwielbiam.

Przyplątało mi się jakieś chorróbsko - ni to angina, ni to grypa, ni zapalenie zatok. Wszystko naraz. We wtorek wygrzewałam się w zaciszu domu, środa była jednak dniem poświęconym pracy, dzisiaj także musiałam się pofatygować na różne różności poetycko - muzyczne. Za to jutro mam urlop. Prawdopodobnie będę robić to, co w wolnych chwilach, kiedy dziecko moje kochane jest w szkole, a mąż pracuje - czytać. Leżeć i czytać. 

20 marca 2014 , Komentarze (3)

      Dzisiaj jest siódmy dzień diety, zatem mogłam na śniadanie wypić tylko herbatę i to kompletnie niczym nie okraszoną. Do obiadu muszę poczekać jeszcze dwie godziny, a na kolację mogę zjeść nic. A najzabawniejsze jest to, że dwa dni temu jedzenie zobojętniało mi totalnie. Nie rusza mnie. We wtorek na konferencji pojawił się catering w pełni dostosowany do moich smaków - w tym sałaty, łosoś, oliwki i pomidorki koktajlowe. Ominęłam bez emocji. Super. Wczoraj zmuszałam się do jedzenia, potrzeby nie czułam. Wiem, że to niepokojące. Jednak wolę to, niż walczenie w mózgownicy z głodem. 

     Wczoraj postanowiłam wejść na wagę. Wieczorem. Po kolacji i ogromnym kubku czerwonej herbaty po caaaałym dniu picia wody mineralnej, herbaty zielonej, białej, czerwonej, czarnej - nie. A tak sobie pomyślałam, że skontroluję to i owo. I zdziwiłam się. Tak. Zdziwiłam. Nie ucieszyłam - w pierwszej chwili to zdziwienie wzięło górę. Waga wykazała 69 kg. Zatem 4 - 5 kg mniej, bowiem zaczynałam z wagą 73 rano i w negliżu. Rzecz iście niezwykła stała się powiem Wam, bowiem nie spodziewałam się, że drgnie aż tyle. Jakoś po ciele nie widać takiego spadku. Wiem, że to kwestia utraty zgromadzonej w organizmie wody i proces utraty tkanki tłuszczowej nastąpi dopiero teraz. Hm... czyli chyba jest dobrze?

     Powoli układam jadłospis na dwa tygodnie następujące po zakończeni diety. Chociaż jeszcze tydzień przede mną. No... sześć dni. I powiem Wam jeszcze, że to naprawdę zabawa dająca dużą frajdę. Czemu wcześniej tego nie robiłam?

17 marca 2014 , Komentarze (11)

   Dzisiaj jest czwarty dzień mojej diety. Jest w porządku. Taak... dzisiaj jest już bardzo w porządku. Za to pierwszy dzień był bardzo trudny wieczorem. Drugiego męczyłam się do południa. Potem poszło. Nie powiem... przez to nagięłam nieco ilość szpinaku i sałaty. Reszty się trzymałam. Wyszłam jednak z założenia, że szpinak krzywdy nie zrobi w ilości niewiele większej od podanej. Sałatę zamieniłam na rukolę i roszponkę. Bardziej mi smakują. Nie sprawdziłam, czy można. W ogóle doszłam do wniosku, że ta dieta zostawia bardzo dużo możliwości interpretacyjnych. No i muszę głośno i wyraźnie napisać, że ogromną i nieocenioną pomocą służy mi mąż. Ewidentnie wziął sobie moje postanowienie do serca. Pomaga w przygotowywaniu posiłków, tłumaczy, że po 13 dniach powinnam nadal być na tej diecie uzupełniając ją stopniowo o inne produkty. Miłe. Śmieję się, że chyba faktycznie wolał moją wersję sprzed 20 lat, kiedy to mając 51 kg przypominałam patyk. Twierdzi co prawda, że jedynie nie może słuchać moich marudzeń, więc egoistycznie dba o swoje uszy i nerwy.
I cel i środki zatem równie uświęcone! 
    W pracy patrzą się dziwnie ogłupiali w myśl zasady: coś dziwnego wymyśliła. Plusem ogromnym jest brak kawy. Tej piłam hektolitry. Teraz piję według wskazań dodając dwie filiżanki inki. Odkryłam za to przypadkiem przepyszną herbatkę z pokrzywy i trawy cytrynowej, która mi teraz dziwnie bardzo wpisała się w koloryt.
Wczoraj mile zaskoczyły mnie spodnie, które nieco luźniejsze okazały się w pośladkach. Super... i nie. Akurat pośladki i piersi mogłabym mieć za cenę ud i brzuszka. Ha! trudno... Taak... po prostu mogłabym je mieć. A nie mam.

Ciekawa tylko jestem, jak ja jutro na kolejną konferencję na szczycie wparują z rybą gotowaną dużą i chudą??? 

14 marca 2014 , Komentarze (9)

    Piątek nastał po bardzo intensywnym tygodniu zarówno w pracy, jak i w życiu prywatnym. Zauważam ostatnio piątki i poniedziałki. Reszta jest tożsama. Jednak nigdy monotonna dla mnie. I to chyba sprawia, że nakręcam się i jadę na miotle i emocjach.

Dzisiaj zaczynam pierwszy dzień diety kopenhaskiej. Jakoś tak wczoraj wyklarował się pomysł sam z siebie. W sumie czemu nie? Moje smaki, moja ilość posiłków, moje śniadania. Zobaczymy. Lekko jednak ją zmodyfikuję, ale mam nadzieję, że na korzyść.

Zatem dzisiaj jestem już po śniadaniu, na które mogłam, a nawet musiałam wypić tylko i wyłącznie kubek kawy z kostką cukru.

Przede mną obiad: 2 jajka na twardo, 100 g gotowanego szpinaku, 1 pomidor.

Na kolację będzie rozpusta... 1 duży befsztyk, sałata z olejem i cytryną 150 g!

Innowacja polega na tym, że naszykowałam podwójną porcję szpinaku. Ale zamiast befsztyku będzie gotowana wołowina...

7 marca 2014 , Komentarze (3)

    W pracy na dzień dobry dostałam tulipany i przyrzeczenie, że za rok wykopią spod ziemi nagietki. Do tulipanów była szarlotka i lody waniliowe. No ba! Sama sobie dałam dyspensę, bowiem to, co ze szczerego serca, zaszkodzić nie może. A że pracę zaczęłam dzisiaj trzy godziny później, bo też sobie dałam dyspensę z uwagi na fakt, że pracuję do późna, bowiem muszę być na wielce ważnej konferencji, to już inna kwestia. Jestem zatem wyspana, dopieszczona, piję kawę, patrzę na kwiaty i jest mi niezmiernie miło. Wczoraj zaszalałam zmieniając typy make-up'ów, wybierając inne perfumy i zupełnie nie moje kolory lakierów do paznokci. A to wszystko wskazuje niezbicie, że wielkimi krokami zbliża się wiosna.

4 marca 2014 , Komentarze (4)

    Właśnie zrobiłam sobie chwilkę przerwy, zaparzyłam yerbę mate i z niemałą konsternacją zauważyłam, że wbrew postanowieniom zjadłam twarożek. Za to kawa już bez mleka była dzisiaj. To tak tytułem wstępu. Tytułem rachunku sumienia stos książek piętrzący się przede mną, który właśnie ułożyłam po oddaniu poprzedniego. Już mnie korci, aby chociaż nieznacznie zajrzeć do środka dowolnie wyciągniętego woluminu. W zasadzie to nawet nie byłby to grzech, bowiem do pracy potrzebne. Nie wszystkie co prawda, ale dwie. Drogą dedukcji jednak: skoro dwie do pracy będę czytać w domu, to te domowe mogę tu...?