Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Ania. Wieczna optymistka, z manią kontroli i nerwicą natrectw. xD

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 14321
Komentarzy: 53
Założony: 11 maja 2017
Ostatni wpis: 18 marca 2019

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
poprAniolek

kobieta, 36 lat, Warszawa

177 cm, 114.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

18 marca 2019 , Komentarze (2)

Od samego rana mam tak niesamowitego powera, że sama w szoku jestem. Co prawda przez ten nadmiar energii miotałam się strasznie rano i spóźniłam się do pracy... pierwszego dnia po przerwie. xD Tam czekało na mnie gorące powitanie. Były baloniki, kwiatki, słodkości i prezent. <3 Brakowało tylko szampana :-P Cały dzień rozsadzała mnie energia. Aż paliłam się do roboty i do gadania. Bardzo cieszę się z powrotu i z miłego powitania. 

Po pracy wszamałam na szybko 2 ciasteczka owsiane, w biegu między rzuceniem torebki a spakowaniem torby sportowej i pognałam na siłownie. :-D Dziś polatałam sobie 45 minut na bieżni i 25 min na rowerku. Dopiero po powrocie poczułam lekkie zmęczenie, a moze po prostu byłam głodna i spragniona. XD 

Przez to całe dzisiejsze zamieszanie uciekło mi jedzonko i nie zjadłam tyle ile piwinnam. Wyszło mi ok 80% wartości z diety. Muszę sobie przygotować wszystko na jutro już dzisiaj. Będzie łatwiej. :-)

16 marca 2019 , Komentarze (4)

Ostatni tydzień kompletnie sobie z dietą odpuściłam i jadłam co mi w ręce wpadło. W piątek nawet przez myśl mi nie przeszło żeby wejść na wage. Sumienie by mi żyć nie dało. xD

Nareszcie koniec L4. :-D W związku z tym zaliczyłam dziś wizytę na siłowni. Kupiłam od razu karnet open na cały miesiąc, co by na jednej wizycie nie spocząć. Jako że po długiej przerwie od aktywności to dziś bardzo spokojnie bylo. Sprawdzałam na ile mogę sobie pozwolić. Wyszło tak: 15 minut na rowerku (dłużej nie da rady - boli kręgosłup), 30 minut na bieżni w tempie 5,5 km/godz (na początku mega ciężko było mi równowagę utrzymać- uciekała mi lewa noga) i 15 minut spokojnie na orbitreku. Jak na początek myślę że całkiem nieźle. 

A może jest ktoś z Bemowa, kto chciałby się przyłaczyć do wspólnych treningów? 

W poniedzialek wracam do pracy po prawie 5 miesiącach przerwy. Strsuje się jak przed pierwszym dniem. xD Muszę ogarnąć sobie porządną rozpiske z jedeniem żeby już grzecznie się pilnować. 

11 marca 2019 , Komentarze (1)

W końcu ten cholerny depresyjny stan minął. Dobrze że to trwało tak krótko. W sumie to z dnia na dzień przeszło. Wróciła energia, coraz częściej zdarzają się głupawki i zgryźliwe uwagi. WRÓCIŁAM DO FORMY. :-D 

Waga też powoli we właściwym kierunku, to kolejny plus. 

I najważniejszy: w piątek kończy mi się L4. Za tydzień powrót do pracy. W sumie to się stęskniłam. No i skoro już będzie po L4 to będę mogła wrócić na silownie (do rowerka i orbitreka poki co, ale nawet i to super). :-D

6 marca 2019 , Komentarze (4)

O ile w lutym miałam mnóstwo energii o tyle teraz to dno totalne. Od około tygodnia czuje się jak nie ja: zwykle ciężko mi usiedzieć w miejscu, musze coś robić (choćby to było układanie książek na półce). 

Od nieco ponad tygodnia nie chce mi się nic. Mimo ładnej pogody nie mam ochoty ruszać się z mieszkania. Robie tylko to co muszę, czyt. obiad, czasem pranie, szybkie sprzątanie i na tym koniec jakiejkolwiek aktywności. Nawet ma rozmowe nie mam ochoty, ani z mężem ani z mamą czy znajomymi. Najchętniej zaszyłabym się na kanapie z kocykiem i nic nie robiła albo bezmyślnie patrzyła w tv. 

M. widzi że coś jest nie tak. Twierdzi że to przez to że bardzo długo na L4 już jestem, po operacji nie mogę wykonywać niektórych czynności/ aktywności i że brakuje mi pracy. Może coś w tym jest. 

Ale jedyne co obecnie czuje to totalną niechęć do wszystkiego. :-( 

27 lutego 2019 , Komentarze (2)

Od ponad tygodnia dzielnie uskuteczniam spacerki. Staram sie zrobić minimum te 7 km dziennie. W ostatnią sobote udało mi się dobić prawie do 12 km. Przez 10 dni tylko raz sie nie udało wyrobić limitu bo przez cały dzień lało. Jutro ostatni dzień zajęć na basenie z fizjoterapeutą. Potem jeszcze 2 tygodnie spokoju i powrót do pracy... po ponad 4 miesiącach nieobecności.  

A waga? Chyba się zepsuła... Stoi w miejscu jak zaczarowana, od dwóch tygodni... 

Po dniu jutrzejszym, najczarniejszym w ciągu całego roku, waga na pewno ruszy. I to na 100% w góre. xD 

18 lutego 2019 , Komentarze (1)

Po dość średnim weekendzie - oczywiście znów jeden dzień popłynęłam konkretnie - grzeczny poniedziałek. Od samego rana aktywnie, na tyle na ile mogę sobie pozwolić. 

Najpierw basen z fizjoterapeutą. Zdąrzyłam się już przyzwyczaić że mocno zaniżam średnią wieku wśród pacjentów na rehabilitacji. Jednak dziś jeden z tych seniorów ostro podniósł mi ciśnienie. Na początku myślałam że po prostu taki dowcipniś z niego - zapytał od kiedy dzieci same na basen puszczają. A okazało się że to po prostu Pan Maruda i "jaWiemWszystkoNajlepiej". Gęba mu się nie zamykała. Biedna ta jego żona (była dziś po raz pierwszy na zajęciach). Cały czas ją strofował, poprawiał i mówił że non stop robi coś nie tak. Gdy nieco się od niego oddaliła, znalazł sobie nowy obiekt do instruowania - mnie (to nie tak, tu muszą być proste nogi, tyłek trzeba mocniej wypiąć, pani oszukuje). Nosz ku*wa, aż się zagotowałam i mówie dziadowi że gdybym mogła to bym zrobiła jak należy i niech się zajmie sobą. Przez pół godziny zajęć pitolił mi obok uszu. Oby jutro go nie było...

Niestety dziś dopiero mogłam też zauważyć jak bardzo jestem ograniczona... ruchowo, po operacji. Zgred miał racje że nie robię cwiczeń jak trzeba ale miałam je wykonywać w swoim tempie i do granicy bólu, nie dalej. Niektórych w ogóle nie byłam w stanie wykonać - tych w leżeniu na brzuchu (nawet nie wiem czy powinnam je robić... Neurochirurg twierdził że nie powinnam pływać na brzuchu i podejrzewam że to też dotyczy ćwiczeń na brzuchu). 

Po basenie, miłe zaskoczenie, słoneczko i ciepełko na zewnątrz. Tchnęło mnie na powrót na piechotę do domu. Potem szybkie II śniadanko. Miałam iść po zakupy, wyszlam z mieszkania i natchnęło mnie na dalszy spacer. Zakupy potem. 

Jak na moje możliwości, małej kaleki, to dziś niezły dystans. 

Jutro trzeba powtórzyć. :-D

15 lutego 2019 , Komentarze (3)

Po niedzielnych wybrykach, od poniedziałku znów było grzecznie. Aleeee, cały ten czas (4 dni) waga pokazywała to samo. Już myślałam, że mnie cholera weźmie, ale dziś jednak się obudziła i pokazała 0.5 kg mniej. @ w natarciu także myśle że to pewnie dlatego. 

I tak wiem, należę do osób z obsesją codziennego ważenia. Robię to od tak dawna, przy porannej toalecie, wręcz machinalnie, że nie umiałabym się tego oduczyć. To jest dla mnie tak samo normalne i odruchowe jak mycie twarzy po przebudzeniu. :-D

Skończyłam dzisiaj moją 6-tygodniową rehabilitację. Dostałam L4 na kolejny miesiąc i muszę znaleźć sobie jakieś zajecia żeby nie zwariować. Na szczęście pogoda coraz ładniejsza i będzie możba wdrożyć dłuższe spacery. Zapisałam się też na zajęcia na basenie z fizjoterapeutą. 

Dzisiaj M. odbierze nasz nowy grill także pora na szukanie nowych przepisów i inspiracji na dania z grilla. :-D Jak macie coś fajnego to możecie podrzucić. 

11 lutego 2019 , Komentarze (2)

Po bardzo udanej sobocie przyszła niedziela. Zgodnie z postanowieniem, gotowany przeze mnie obiad został mocno odchudzony, głównie jeśli o tłuszcz chodzi. Objętościowo nadrobiłam masą warzyw i ciecierzycą. 

A więc powstał: kurczak duszony z warzywami (cukinia, papryka, por), curry z ciecierzycą (dużo pomidorów, ciecierzyca, troche mleka kokosowego i ostre przyprawy), ryż, sałatka z brokuła, kukurydzy, fety z dressingiem jogurtowym. Chyba smakowało, bo prawie nic nie zostało. xD 

Do tego wszystkiego wino musujące. xD została nam ostatnia butelka 1,5 l z wesela jeszcze. Wypiłam 1,5 kieliszka, nadprogramowo niestety.

No i niestety pojawił się deser: moje kochane ciasto szpinakowe. Teściowa przyniosła jeszcze tort śmietanowy. Na szpinakowe się skusiłam (nie jadłam II śniadania by móc sobie na nie pozwolić), niestety chyba na zbyt duży kawałek, albo po prostu zbyt szybko po obiedzie, śmietanowego dziubnełam od M. dwa kęsy. To co działo się do wieczora to istna katastrofa. Jeszcze nigdy nie było mi tak niedobrze po jedzeniu. Ewidentnie czułam zbyt dużą porcje jedzenia w żołądku. Potem to już tylko herbatki miętowe... 

Najwyraźniej organizm zaczął buntować się przeciwko obżarstwu. Może to i dobrze, gdy następnym razem najdzie mnie ochota żeby zjeść coś nadprogramowo pomyślę o tym jak się czułam wczoraj....

9 lutego 2019 , Komentarze (9)

Pierwszy sukces. Udało mi się dziś wygrać z potworem i kompletnie nic nie podżerać. O dziwo, przyszło mi to całkiem łatwo, w stosunku do tego co przydarzało mi się wcześniej. Oby tak dalej. 

Co prawda jutro czeka mnie rodzinny obiad. Dobrze że sama go ugotuje i postaram się go mocno odchudzić. Najbardziej jednak kusi mnie ciasto szpinakowe w lodówce. Jutro, jeden kawałek, zamiast II śniadania i na tym koniec. :-D 

8 lutego 2019 , Komentarze (7)

Po napadach ubiegłoweekendowego obżarstwa, zgodnie z oczekiwaniami, od poniedziałku grzecznie trzymałam się diety. WAGA: 95,4 kg (-0,9 w stosunku do poprzedniego tygodnia). Jest super. :-D

Cały czas jednak dręczy mnie ten dysonans między tygodniem a weekendem. W ciągu tygodnia, mimo że większość czasu spedzam w domu, wychodze tylko na 3-4 godz rehabilitacji, nie mam problemu z przestrzeganiem diety. Jem o stałych porach, wyjątkowo ściśle trzymając się liczby kcal, nawet nie mam ciągoty na słodycze i inne śmieci. Przychodzi sobota i w moim żołądku budzi się wygłodniały potwór. Musiałabym cały weekend spędzać na jakimś odludziu z plecaczkiem z wyporcjowanym jedzeniem, wtedy może by się udało. A tak, jestem w stanie trzymać potwora na wodzy max do sobotniego popołudnia a potem zaczyna się... ON

Niestety już GO czuję - nadciągający weekend. Łypie na mnie zza rogu ze wszystkimi swoimi pokusami. W dodatku szykuje się wizyta Teściowej... Nic dobrego z tego połączenia nie wyniknie. xD