otóż tak dziś tak się czułem. Praca praca praca , na bieganie zostaje mało czasu ( ktoś mógłby powiedzieć biegaj przed/po pracy . Zapraszam na 12 godzin dyżuru ). Człowiek czasem ledwo do domu dojeżdża, marząc o prysznicu i kołderce.
W zeszłym tygodniu pofolgowałem sobie z jedzonkiem co odbiło się na tej szklanej mendzie , cholera pokazała 76,9. Teraz tygodniowo spalam tyle kalorii co kiedyś w jeden dzień. Ale to się zmieni .
Październik miesiącem urlopu
.
Będzie bieganie , ale będą i %%%%%%
5 października upłynie 6 lat od ślubu z mojom małżonkom , a 8 października 31 lat jak jestem na tym łez padole.
Ale co tam . Mam postanowienie, czas będzie to i spadek wagi będzie. Do 15.10 ( nie wliczam czasu od 5 do 9 ) będzie ostry zapierdol na trasie , po 15.10 , tylko co drugi dzień. Niby urlop, ale do drugiej roboty chodzić trzeba.
Niema co się dołować, jest zwyżka , zwyżki nie będzie . nie zamierzam całego wolnego miesiąca przesiedzieć na kanapie.
Mam zmodyfikowaną trasę , która przypadła mi do gustu ( spalanie > 1200 kcal ).
no i się będzie biegało i jeździło. Oby tylko nie lało za mocno.