Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Zanim wyślesz mi zaproszenie do znajomych, proszę pozostaw po sobie jakiś ślad! Nie przyjmuję zaproszeń od "kolekcjonerów" z 300 znajomymi, osób nieprowadzących własnego pamiętnika, osób, których pamiętnik jest dostępny tylko dla nich oraz od tych, których sposób prowadzenia pmiętnika po prostu mi nie odpowiada. Ponadto regularnie robię porządki w znajomych i usuwam osoby nieudzielające się w moim pamiętniku.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 121733
Komentarzy: 3687
Założony: 31 sierpnia 2013
Ostatni wpis: 3 listopada 2015

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
UlaSB

kobieta, 36 lat, Karlsruhe

174 cm, 79.60 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Historia wagi

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 maja 2015 , Komentarze (51)

Dobry wieczór!

Od razu ostrzegam, będzie długo.

Miałam się zameldować wczesniej, ale nie wyszło. Miałam się też dzisiaj zważyć, ale z różnych powodów w końcu sobie darowałam (o jedno piwo za dużo wczoraj wieczorem + brak snu, ale miałam swoje powody). Zważę się w poniedziałek. W każdym razie jakoś niespecjalnie mi się wydaje, żebym przytyła, taką mam przynajmniej nadzieję.

Sporo się teraz dzieje, wczoraj na przykład mieliśmy niezapowiedzianą wizytę z Chorwacji - stąd ten browar. Kuzyn E wpadł i w zasadzie więcej go nie było niż był. Przyleciał się tylko przywitać z rodziną mieszkającą w naszym mieście i poleciał na koncert AC/DC. Nigdy nie zrozumiem, co ludzie widzą w tych wrzaskach ;) W każdym razie robię sobie co najmniej tygodniową przerwę od alko - nada!!!

Ostatnio postanowiłam zapolować na ciuchy, konkretnie na T-shirty. Moje są tak stare lub tak sprane, że nie ma szans wyjść w nich na ulicę. Po zajęciach pobiegłam więc do C&A i jeszcze jednego centrum handlowego w Heidelbergu. Nabyłam dwie koszulki w rozmiarze S(!!!) i jedną M (przydużą). Ja wiem, że pewnie spora rozmiarówka, ale autentycznie pierwszy raz się wściekałam, że mają tylko wielkie rozmiary, naprawdę ciężko było mi znależć coś na siebie i - uwierzcie - to było cudowne uczucie :D Nareszcie w czymś się sobie podobam, poza tym nie muszę już kupować "wyszczuplających" ciemnych ubrań, żeby wyglądać jak człowiek. Kupiłam sobie jedną białą, jedną kremową i jedną bluzkę w biało-czerwone (różowe?) pasy i jestem całkiem zadowolona :D Ja wiem, że daleko mi do Heidi Klum, ale mimo wszystko, jak porównuję stare i nowe zdjęcia jestem w szoku (tak, wiem, mistrz fotoszopa :D).

A tu jeszcze w zestawieniu z jeansami:

Biało-czerwonej Wam nie pokażę, bo nie mam zdjęcia, jakoś nie wpadłam na pomysł, żeby pstryknąć foto. Mimo wszystko wydaje mi się, że tragedii nie ma.

W ogóle jakoś tak ostatnio jestem ze wszystkiego zadowolona. Kilka dni temu szłam sobie na uczelnię i zobaczyłam kogoś o kulach. Kilka minut później na wózku. I pomyślałam sobie, że kurde, te problemy, które ja mam, są tak naprawdę wyssane z dupy, chyba żeby mi się nie nudziło. Jestem zdrowa, bo skrzeczących kolan nie liczę - mogę chodzić? Mogę. Utrudnia mi to życie? Nie. Więc cicho. Studiuję ukochany kierunek, mogę podróżować po całej Europie, dogadać się w całym byłym Związku Radzieckim i na Bałkanach, o krajach niemiecko- i anglojęzycznych nie wspominając, mam możliwość robienia tego, co kocham, nie mam żadnych zobowiązań typu bachorstwo czy opieka nad mężem przygłupem. W ogóle nie mam męża, chociaż tak się przedstawiamy nieznajomym. A co to kogo obchodzi? Mam u boku kochanego Mężczyznę, w Polsce kochającą Rodzinę, za którą ciągle szalenie tęsknię. Nie mam żadnych problemów z wyglądem (poza nadwagą, na którą sama zapracowałam), w sensie: mam wszystkie kończyny, w miarę symetryczną (po)twarz, nie jąkam się, nie jestem specjalnie głupia. W zasadzie mam wszystko, o czym tylko mogłam zamarzyć. A i dieta mi dobrze idzie. Nic, tylko się cieszyć. No to się cieszę :D

Co poza tym? Udało mi się dziś nagrać króliki - Gizmo wsuwającego sałatę i szczęśliwego Hase :) Dostał dziś gruszeczkę, który to owoc wielbi ponad życie, szczególnie, jeśli zawiera odpowiednią ilość cukru (czytaj: jest tak dojrzała i słodka, że każdy normalny zwierzaj by się porzygał). Tak się ucieszył, że odwalił freestyle'a na moim ręczniku (smiech)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Poza tym, że wszystko jest okay, czasem nie jest. Wróciwszy dziś ze szkoły i pożarłszy yufkę, walnęłam się obok E i poszłam w kimę. I przyśniło mi się, że za moim oknem latały samoloty wojskowe, po ulicach jeździły czołgi, a na jeziorze zbierały się niszczyciele. Bo wybuchła wojna. Boże, jakie to było straszne... Ja się wojny koszmarnie boję, a całe to zgrupowanie odbywało się jakby w okolicach mojego domu i nawet nie miałam dokąd uciec. Koszmar, nie wiem, dlaczego mi się to przyśniło...

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dosyć pieprzenia, lecimy z fotomenu. Sorry, musiałam się wygadać ;)

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

To chyba wszystko. Przeczytałam nareszcie książkę, którą dostałam na Wigilię od Braciszka - pierwszą powieść detektywistyczną Kinga pt: "Pan Mercedes". Polecam z ręką na sercu, jeśli lubicie ten rodzaj niewymagającej literatury ;) Ponad 500 stron fajnej powieści.

Teraz mam zamiar wziąć się za "Króla Leara" Szekspira. Wykładowca od rosyjskiego mi polecił, jak się dowiedział, że nie czytałam Szekspira. Wiem, siara, ale zmuszali mnie w szkole i mi się nie podobało. Nic to, spróbuję jeszcze raz :)

Tymczasem lecę do wyrka, bo mimo popołudnniowej drzemki padam na twarz.

Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

ula

9 maja 2015 , Komentarze (28)

Dobry wieczór!

Zacznijmy od tego, że wczoraj miałam się ważyć, ale że przyszła @ (swoją drogą - zawsze się cieszę, jak się pojawia...), to sobie darowałam. Po co się denerwować przed weekendem? :p

Dietę trzymam, idzie całkiem fajnie, chociaż dzisiaj wpadła niezdrowa kiełbasa z grilla i alko. Ćwiczę na tyle, na ile mogę. Przedwczoraj latałam pod domu ze ścierą (no co, też się liczy), zrobiłam brzuch z Mel B i fantastyczne ćwiczenia typu Pilates na wewnętrzną stronę ud - bo u mnie to rozpacz. Taka nie do końca stężała galareta podziabana szczerbatym widelcem, no koszmar po prostu. 

Wczoraj zaliczyłam prawie 10 km spaceru w Heidelbergu, przy okazji podziwiając, jak Białorusini świętują w centrum jednego z najbardziej znanych niemieckich miast 70-tą rocznicę zakończenia II wojny światowej... Poważnie, na heidelberskiej starówce stało dwóch Białorusinów w radzieckich mundurach z garmożkami i śpiewało radośnie "Katjuszę", "Kalinkę" i... "Dzień Pobiedy" (dla niezrorientowanych: to nazwa dnia zakończenia II wojny światowej, w Rosji ogromne święto, parady militarne i te rzeczy - ogólnie wielka radocha, że Niemcy dostali w dupę). A przechodnie sobie nucili z nimi, nie wiedząc co dokładnie nucą :PP Ja tam rosyjską kulturę uwielbiam i te ich wszystkie pieśni wychwalające Matuszku Rassiju... Ale bez przesady. Moim zdaniem to trochę bezczelne, chociaż nie powiem, postałam sobie i też trochę posłuchałam, nawet nagrałam kilka filmików:

-----------------------------------------------------------------------------------------------------

Lecimy z fotomenu z ostatniego tygodnia:

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dziś było lajtowo. Zaliczyłam spacer, krótki romans z kosiarką, a wieczorem pilates na wewnętrzną stronę ud i na ręce. Przedramiona bolą mnie tak, że ledwo piszę, ale to raczej od machania wielką, pleksiglasową płytą, żeby grill się dobrze rozpalił ;)Teraz jeszcze poprawiłam tym pilatesem... Oj, jutro będzie nieciekawie.

Poza tym strasznie wciągnęłam się w oglądanie "El internado" - LanaLana, jeszcze raz dzięki! :* No nie mogę się oderwać i oglądam bez względu na to, co robię, przy okazji na boku szlifując swój nieszczęsny hiszpański. Zaczęłam się też ostatnio uczyć szwedzkiego, który ma straszną wymowę, ale bardzo prostą gramatykę (przynajmniej na pierwszy rzut oka).

A propos języków: walnęłam się ostatnio tak, że do tej pory chce mi się śmiać. Gadałam z nową chorwacką koleżanką w jej języku ojczystym i w pewnym momencie powiedziałam: "...puścił mi tą piosenkę, a ja normalnie odpłynęłam. Nie rozumiałam ani słowa, ale mówię ci, on mnie tą piosenką złapał za jaja!". Dziewczyna popatrzyła na mnie niepewnie i zapytała: "Złapałaś go przy tej piosence za jaja..?". (strach)

Dostałam takiego ataku śmiechu, że nie mogłam się uspokoić przez dobre 5 minut ]:>

To chyba wszystko. Idę wziąć gorącą kąpiel, żeby uratować te mięśnie, bo jutro nie wstanę, takie będę miała zakwasy, a później postaram się pogapić jeszcze na Wasze pamiętniki.

Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

ula

2 maja 2015 , Komentarze (18)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobry wieczór!

Na początku przepraszam, że ostatnio Was zaniedbałam. Nie tylko Was - dietę też prawie szlag trafił. No, może nie do końca... Powiem tak: ostatnie dwa tygodnie to był jakiś koszmar i ostatnie, o czym myślałam, to odchudzanie (chociaż czasem sobie przypomniałam ;)). Przechodzę najgorsze w życiu zapalenie pęcherza, którego przez dwa tygodnie nikt nie był w stanie zdiagnozować. Nie będę się rozpisywać, ale w końcu wylądowałam w szpitalu z potwornym bólem nerek, gdzie nareszcie trafiłam na normalnego lekarza (poprzedni mnie wyśmiał) i natychmiast dostałam silny antybiotyk, jeszcze silniejszy lek przeciwbólowy i nakaz pozostania w domu przez kolejny tydzień. Jaka tam uczelnia! W domu siedzieć! Dobra... :)

Męczyłam się z tym kure*stwem ponad dwa tygodnie i dopiero jak zaczęło się dobierać do nerek, ktoś się zlitował. Po antybiotyku przeszło jak ręką odjął i dziś czuję się jak nowonarodzona, nawet poszliśmy z E na spacer w pobliżu ogrodu. 

Dlatego właśnie z dietą było cieniutko. O ćwiczeniach praktycznie nie było mowy, raz zrobiłam Chodakowską i to wszystko. Ostatnich kilka dni praktycznie leżę (poza dzisiejszym), jem głupio, nawet słodkie wpadnie... :( Waga póki co się lituje i pokazuje 82,9, ale choćby nie wiem co zejdę do czerwca do 79. Od jutra znowu spokojnie, regularne posiłki, ćwiczenia, ruch. Alko i tak nie mogę, więc z tym problemu nie będzie.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobra, dosyć ohydztw, przechodzimy do przyjemnej części, czyli niepełnego fotomenu z ostatnich 9 dni. Niepełnego, bo czasem nie było czasu/okazji fotografować, a czasem cały dzień jadłam po prostu barszcz...

A tu jeszcze widok na całęgo grilla :)

----------------------------------------------------------------------------------------------

Przykro mi, że nie komentuję każdego Waszego wpisu - niektóre z Was dodają nowe notki codziennie, co naprawdę podziwiam, ale nie zasze mogę być na bieżąco. Staram się zajrzeć do Was chociaż raz na tydzień :)

Co poza tym? Tak jak pisałam wpadło trochę słodkości - tu czy tam jakaś czekoladka, dzisiaj wielkanocne czekoladowe jajko. W zasadzie bez większych szaleństw, miałam tylko jeden konkretny cheat day, kiedy cały dzień wpieprzałam ser pod każdą postacią... Nie wiem, co to był za numer.

Staram się dużo pić, chociaż woda już mi bokami wychodzi... Bleee. W poniedziałek musze iść do rodzinnego po zwolnienie (już drugi tydzień będę w domu przez ten cholerny pęcherz) i będę sobie odpoczywać. Powoli znów wprowadzę ćwiczenia, ale bez szaleństw - na początek może Morąg TV, bo to w miarę proste i przyjemne. Nie chcę się na razie fosrsować. Jak sobie przypomnę ten ból i płacz...

Króliki mają się dobrze, niestety pogoda psuje plany wypuszczenia ich na zieloną trawkę. Gizmo waży 2 kg, jak nie je to śpi, a jak nie śpi to je. Gorszy jest niż ja, jeśli chodzi o żarcie :)

Ja za to czuję się jak obła, wielosegmentowa larwa, no koszmar. Nienawidzę się nie ruszać tak kompletnie... Wrrr. Poza tym cały czas jestem odęta (chyba skutek uboczny antybiotyku), po drodze zaliczyłam krótki acz nieprzyjemny romans z toaletą (zepsute mleko sojowe), wlazłam w mrowisko w ogrodzie, znowu zaliczyłam kleszcza... Czyli normalka :)

Nic to, rozpisałam się. Już nie nudzę, idę odpoczywać. 

Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

ula

23 kwietnia 2015 , Komentarze (56)

Dobry wieczór!

Na początek od razu dobra wiadomość: SCHUDŁAM! Nareszcie pokonałam tę cholerną trójkę i we wtorek szklana pokazała 82,3 kg!
Woooouuhouuu! Die, trójko, die!!!

Jestem megahappy, bo nie poddałam się i przekroczyłam tę magiczną granicę. Jestem normalnie tak zajebista, że se normalnie walnę ołtarz i będę się do siebie modlić :D

Poza tym dzięki jednej z Was wyciągnęłam z garażu rolki i mam już za sobą dwie przejażdżki - 9 i 6 km. Jeżdżę w dni wolne od szkoły (bo w Heidelbergu chodzę po 8 km przecież), tak że aktywność jest :D Oczywiście po założeniu rolek znów musiałam przejść przez tory, co po rocznej przerwie nie było łatwe... Jakie ja tam figury odstawiałam, żeby się nie wygruzić - nie uwierzycie. Po raz kolejny złamałam wszystkie prawa fizyki (bo nie da się stać pod tym kątem), ale ustałam :D Nie powiem, dziś poczułam poślady... Ale to dobrze, za kilka m-cy będę laska jak się patrzy.

---------------------------------------------------------

Nic to, lecimy z fotomenu z ostatnich kilku dni:

-----------------------------------------------------------------

Poza tym w ciągu ostatnich kilku dni zaliczyłam:

- 2x 11.000 kroków (8 km)

- szczepienie królików (jaka to była rozpacz!)

- napad paniki u uszatego Gizmo (w życiu nie widziałam, żeby zwierzak tak się trząsł ze strachu :( )

- ucieczkę królika Hase z wagi i jego szlony rajd po klinice weterynaryjnej, zakończony skokiem prosto w moje ramiona ;)

- megacukrową kolację (poranna owsianka z owocami, której nie zdążyłam zjeść na śniadanie) i budyń czekoladowy -_-

- zapalenie pęcherza moczowego (jak nie urok to sraczka), zresztą do tej pory się z nim męczę

- obecność małych dzieci(!) na wykładzie z rosyjskiej lingwistyki - myślałam, że mnie krew zaleje; ludzie nie mieli gdzie siedzieć, bachory przeszkadzały, ale przecież musimy promować politykę prorodzinną - ciekawe tylko, dlaczego moim kosztem...

- koszulkę w romiarze S(!) leżącą na mnie wręcz ideanalnie (nie kupiłam, bo kolor mi się nie podobał)

- strajk niemieckich kolejarzy (a żeby ich...) 

----------------------------------------------------------------------------------------

Aha, jeszcze manikjur, co sobie dzisiaj zrobiłam, ażeby było kolorowo ;)

Ot, i chyba wszystko. Idę czytać teksty na jutrzejszy rosyjski, a później nakarmić króliczki (po szczepieniu nie gadały z nami przez 2 dni, ale przekupiłam je gruszką ;)).

Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

ula

19 kwietnia 2015 , Komentarze (63)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)


Dobry wieczór!

Długo mnie nie było, a wszystko dlatego, że w poniedziałek zaczął się semestr i prawie codzienne jeżdżenie do Heidelberga. Na szczęście znów mam ochotę się uczyć, spędzać tam czas i poszerzać wiedzę - jednym słowem jestem megahappy, że znów studiuję pełną parą :)

Zgodnie z zapowiedziami spaceruję z dworca do uczelni, dzięki czemu przechodzę ponad 8 km (jakieś 11.000 kroków). Z ćwiczeniami ostatnio cienko, bo nie mam na nic czasu. Tyle tylko, że chodzę. Jakieś ćwiczenia były chyba w poniedziałek i we wtorek, ale nie pamiętam... Jeśli chodzi o jedzenie, to też tragedia. Wczoraj pobiłam swój rekord - 2 posiłki przez cały dzień. Poza tym jestem szczęśliwa, jak uda mi się upchać 3-4 dziennie. Nie mam kiedy, z niczym się nie wyrabiam. Jedyne, z czego nigdy nie rezygnuję, to śniadanie. Śniadanie musi być, i to konkretne.

Nic to, lecimy z dużym, bo 6-dniowym, ale chyba nie do końca pełnym fotomenu :-)

Poza tym zaliczyłam:

- weekendową imprezę (wyjątkowo bez kaca)
- szok, gdy okazało się, że będę musiała przygotować prezetację i zwięzły tekst nt historii Rosji PO ROSYJSKU
- nową znajomość z bardzo sympatyczną Chorwatką prosto z Zagrzebia, z którą natychmiast się skumałam :)
- prawie 20 km spaceru
- niesamowite pochwały nt poziomu mojego chorwackiego :D
- mnóstwo innych rzeczy, o których nie pamiętam :)

Trzymajcie się cieplutko i do napisania :)

ula

12 kwietnia 2015 , Komentarze (20)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)


Przepraszam, że tak dużymi literami, ale do niektórych widocznie mniejsze nie docierają. Dodaję to przed każdym wpisem, a i tak dostaję od cholery zaproszeń bez komentarzy. Ja rozumiem, że również nie komentuję każdego Waszego wpisu (szczególnie w przypadku osób dodających po kilka(!) wpisów dziennie), ale staram się wpaść chociaż 1-2 razy w tygodniu...

Co poza tym? Ano stało się to, o czym pisałam kilka tygodni temu. Waga 83,X kg i stoi, dziwka. Zatrzymała się na 83,3 kg - tak było przed Świętami, dokładnie tyle samo pokazało po Świętach. Wrrrr... Do końca kwietnia się nie ważę :< Jestem zła, bo naprawdę dużo ćwiczyłam, a w Święta jadłam normalnie. Ta cholerna trójka nie opuści mnie chyba do końca życia...

Po ostatnim wpisie stałam się za to uboższa o kilkoro znajomych ;) Zostałam posądzona o różne dziwne rzeczy, ale tu już wkraczamy na tereny niezbadanej sztuki tajemnej zwanej Czytanie Ze Zrozumieniem. Niestety, tak już jest, jak niektóre "specjalistki od wszystkiego" mylą swoje IQ i BMI. :| 

Ale kończę już złośliwości, bo nie po to zakładałam pamiętnik, żeby się kłócić czy komuś dowalać. Zapomnijmy o tym, obiecuję, że już nie będzie kontrowersyjnych tematów.


Lecimy z baaaardzo wybiórczym fotomenu. Ostatnich kilka dni (poza dzisiejszym) to jedna wielka impreza, czasem nie chciało mi się fotografować, czasem jadłam kilka razy to samo, więc bez sensu wstawiać 5 razy te same zdjęcia, czasem nie było jak. To tak w ramach walki z wagą, żeby metabolizm rozruszać ;) Dzisiaj jest już normalnie, zero alkoholu, regularne jedzenie i nawet jakieś ćwiczenia.

A na koniec jeszcze dieta moich królików :D


Poza żarciem zaliczyłam:
- kaca mordercę (który nie wynikał z morza wypitego alkoholu, tylko kilku lekkich drinków; ja po prostu nie jem jak piję i od razu mnie trzepie)
- pierwszego w tym roku grilla
- pierwsze w tym roku ognisko
- ucieczkę królika pt. Hase z klatki i szloną gonitwę po całym garażu
- kleszcza
- Superfigurę Chodakowskiej
- załamanie poziomem forum Vitalii ;)
- załamanie własną niemożnością zmobilizowania się do jakiejkolwiek roboty
- histeryczny płacz (dosłownie, nie mogłam oddechu złapać, pierwszy raz od... 20 lat..?) z powodu Pani Biurokrator, przepraszam - Dyrektor, która mnie chciała uwalić i pokazać, że mogę ją ewentualnie pocałować w klamkę ze swoją chęcią dalszego kształcenia się w trybie NOW, bo przecież "jeszcze nie wiadomo, czy pani się dostanie na magistra!"; Kurwa mać. Z moimi ocenami to oni mnie powinni błagać, żebym u nich została, a nie odwrotnie, ale że moja inteligencja jest przyszła i schodowa, to najpierw musiałam się rozbeczeć z bezsilności).

I tyle. Od jutra wprowadzam do diety więcej warzyw i owoców, które ostatnio po prostu mi się znudziły... Ale odkryłam, że w Lidlu można dostać tanie maliny i truskawki (w kwietniu? serio?), a i z warzywami jakoś sobie poradzę. Mało ich ostatnio, mało, wiem...

Od jutra wracam na uczelnię (bo znalazłam sposób jak przeskoczyć biurokratyczny szał pani z instytutu), więc znowu zacznie się żarcie w lunch boxach i kilkukilometrowe spacery. Ale to dopiero od przyszłego tygodnia, na razie będę jeździć autem, bo muszę się upewnić, że mój system faktycznie się sprawdzi.

Nic to, lecę pisać zaległą pracę o grafomańskiej szmirze jakiejś chorwackiej idiotki, którą wybrałam sobie na temat pracy końcowej ze stylistyki. Bleeee...

Trzymajcie się cieplutko i do napisania!

ula

7 kwietnia 2015 , Komentarze (77)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)


Dobry wieczór!

Aż się boję dodać ten wpis...

Jak Wam minęły Święta? Z tego, co widziałam na forum, to spora częśc popłynęła... ;) No cóż, zdarza się. Mnie się nie zdarzyło, bo nie kusiłam losu, nie gotowałam, bo i nie było dla kogo. I E i ja mamy dość luźne podeście do tematu Świąt i traktujemy go jako okazję do wspólnego spędzenia miłęgo czasu. Jasne, farbowałam jajka, kupiliśmy zajączki z czekolady, naszykowałam koszyczek, w Polsce pewnie nawet poszłabym do kościoła... :) 

Ale szczerze mówiąc dziwi mnie wypisywanie przez niektóre Vitalijki, że latają dzień w dzień do kościoła, w Święta nawet na 5 rano(?!), a chwilę później oświadczają, że nażarły się do obrzygania. No ludzie! Jak już jesteście takie świętojebliwe, to chociaż udawajcie, że ta Wielkanoc to dla Was coś innego niż okazja do nażarcia się bez wyrzutów sumienia... Przykro się to czyta, hipokryzja do przesady. Zresztą w ogóle nie rozumiem takiego obnoszenia się z wiarą. Po co to? Przecież to indywidualna sprawa każdego człowieka, a Vitalia to moim zdaniem nie miejsce na taki ekshibicjonizm. Ale to nie tak, że chcę sobie narobić wrogów albo wywoływac jakąś niepotrzebną dyskuję, chociaż zaraz się pewnie posypią gromy, że jak nie chcę, to nie muszę czytać takich pamiętników. Jasne, że tak. I nie czytam. I wywalam ze znajomych bez zmrużenia oka, jak mi coś nie pasuje. A propos, zrobiłam znów porządek w kolekcji ]:> To tylko moje zdanie, nie musicie się z nim zgadzać ;)



EDIT:

Wygląda na to, że napisałam za bardzo skrótowo. Żeby było jasne: nie krytykuję ani chodzenia do kościoła ani świątecznego obżarstwa. To Wasza sprawa. Jednak nie rozumiem osób, które ciągle deklarują się jako zagorzali praktykujący katolicy, latający co chwilę do kościoła, chodzący na pasterki czy jak to się tam nazywa, manifestujący na każdym kroku, jakie Wielkanoc to dla nich duchowe przeżycie, a po chwili piszące o tym, że nażarły się do obrzygania, że mają z tego powodu problemy ze zdrowiem, ledwo chodzą i jest im niedobrze. Nie czaję! Jak można być ciężko wierzącym katolikiem i sprowadzać Święta do kategorii wyżery z gronie rodziny, a dodatku rozgrzeszonej, bo przecież wszyscy żrą?! Skoro jesteście tak katolickie, to powinnyście wiedzieć, że "nieumiearkowanie w jedzeniu i piciu" to jeden z grzechów głównych. To wiem nawet ja, ani praktykująca, ani katoliczka. Więc zachowajcie pozory przyzwoitości i udawajcie chociaż, że te Święta to dla Was coś więcej niż żarcie, bo zaprzeczacie same sobie.

Jeszcze raz podkreślam, że nie piszę o osobach, które po prostu "poleciały" z jedzeniem w Święta. Mnie też się tysiące razy zdarzyło i pewnie zdarzy. Piszę o hipokryzji niektórych Vitalijek, na każdym kroku podkreślających swoją przynależność i wiarę w KK, a popełniających jeden z grzechów głównych w czasie jednego z najważniejszych świąt katolickich i w dodatku nie widzących w tym nic złego. No ale cóż, taki widać mamy klimat.

Nic to, koniec moich poświątecznych wynurzeń. Lecimy z fotomenu z ostatnich 3 dni:


Ruch. Od soboty zaliczyłam:

- Superfigurę
- 2x 10 minut ręce
- 25 minut Turbospalania
- pośladki z Mel B
- Killer
- 3x trening biegowy (7 rund, 30 sek. biegu, 1 min. marszu)

Jestem zadowolona i mam nadzieję, że w czwartek będzie spadek :D

Tymczasem życzę Wam miłego wieczorku, spokojnego powrotu do diety ;) i ćwiczeń :)

Buziaki
ula

4 kwietnia 2015 , Komentarze (47)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)


Dobry wieczór! 

W czwartek się zważyłam :) Był spadek rzędu 600 g, z 83,9 na 83,3 kg :) Powiedzmy, że się cieszę :P Nie, no dobra, cieszę się. Jestem coraz bliżej 82... Jak by było fajnie... Tak do połowy kwietnia... Akurat jak zacznie się semestr...

Staram się trochę ćwiczyć. Przedwczoraj zrobiłam "Killera" Chodakowskiej, 30-minutowe ćwiczenia na ręce (do tej pory mnie bolą :P), brzuch i pośladki z Mel B... Jakiś taki dzień miałam dobry. Wczoraj była praca w ogrodzie, a dzisiaj kręcę się jak gówno w przeręblu... Fatalna pogoda, deszcz, niskie ciśnienie, bleee.

Nic to, jedziemy z fotomenu z ostatnich 4 dni:

Dziś jeszcze nie ćwiczyłam, ale mam zamiar nadrobić ten błąd :) Potem będę dalej oglądać "Kości", leżeć i tyć.

Trzymajcie się cieplutko i wesołych Świąt!

ula

31 marca 2015 , Komentarze (44)

Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :) 


Dobry wieczór!

To ostatni wpis... w tym miesiącu ;) Minęły prawie 2 m-ce mojego odchudzania... Czas na małe podsumowanie:

- schudłam dokładnie 6 kg (kolejne ważenie w czwartek), co jest wynikiem satysfakcjonującym :)
-  nie miałam ani jednego kompulsu
- trzymałam dietę, jadłam tylko to, co na zdjęciach
- wpadło trochę alkoholu (m.in. nieszczęsne 4 browary + kac), ale wszystko jest dla ludzi
- zaliczyłam wyzwanie pt. marzec bez słodyczy ^^
- zaczełam biegać, ale musiałam przerwać najpierw przez deszcz, a teraz przez łamiące drzewa orkany
- prawie przestałam się męczyć przy Chodakowskiej :D

W cuda nie wierzę, więc nie licze na 82 kg w czwartek, ale mam nadzieję, że chociaż z 0,5 kg spadło w tym tygodniu... chociaż z ruchem często było tak sobie. Nic to, zobaczymy.

Lecimy z fotomenu z ostatnich trzech dni. Niepokolei, ale tym razem pełne. Wczoraj wieczorem byliśmy w restauracji, ale zamówiłam zupkę i sałatkę, więc było super ^^

Ot, i całe menu :) Może być, chociaż dzisiaj wyszło jakoś tłusto, strasznie dużo sera, i mozarella i ementaler, i feta, i twaróg... W niewielkich ilościach, ale jednak. Nie lubię tak.

Postaram się zajrzeć do Was niedługo, może nawet uda się dzisiaj. Tymczasem idę dalej pisać zaległe prace... :/ A później poćwiczyć :)

Trzymajcie się cieplutko!

ula

28 marca 2015 , Komentarze (59)

Dobry wieczór!

No więc zważyłam się w czwartek. Z jednej strony się cieszę, bo w 2 tygodnie poleciał 1 kg, a waga pokazała 83,9. Z drugiej szlag mnie trafia, bo nie mogę zejść poniżej tej cholernej trójki. Jeszcze ani razu mi sie to nie udało, zawsze na tym etapie miałam zastój i rzucałam dietę w cholerę. Teraz akurat nie zamierzam się poddawać, ale niestety - takie durnowate uczucie powróciło.

Widzę co prawda różnicę - wszystkie spodnie ze mnie lecą, twarz mi się wyszczupliła, wszystko lepiej na mnie leży... No ale wiecie, o co chodzi :)

Lecimy z fotomenu z ostatnich trzech dni. Nie po kolei i chyba niepełne.

A tu jeszcze nasza mirabelka ^^

Poza spadkiem przez ostatnich kilka dni zaliczyłam:
- kilka browarów
- kaca 
- porządki świąteczne i u królików
- siniaki na całych nogach, które nie wiem, skąd się wzięły (siniaki, nie nogi)
- "Anioły i demony" Dana Browna

I podkradałam królikom suszoną marchew... ]:>

Ruchu mam sporo (poza czwartkiem, bo niespodziewanie miałam wolne i przeleżałam cały dzień w łożku), dietę też trzymam, może poza tymi browarami (ale to już się nie powtórzy, więcej nie piję -_-). To chyba na razie wszystko. Idę w miarę możliwości popatrzeć, co u Was, a potem lulu, bo jestem na nogach od 06:30...

Buziaki!

ula

PS. Zaproszenia od osób, które nie zostawiają komentarzy od razu usuwam. Staram się zostawiać po sobie jakiś ślad w Waszych pamiętnikach i tego również oczekuję. Jeśli chcecie, możecie dodać pamiętnik do ulubionych, ale znajomi na Vitalii to już trochę taka transakcja wiązana :)