Będę musiała zrobić sobie zapas przed powrotem do Niemiec, bo tam nie ma, a jak są, to tylko w necie i po horrendalnych cenach.
Marzę o jakimś normalnym posiłku, ale uparłam się, że wytrzymam te dwa tygodnie. W końcu zostało mi tylko 6 dni.
Dziś w ogóle mam jakiś taki rozpieprzony dzień. Wstałam dopiero przed 12.00, potem zjadłam śniadanie, później długi pobyt w trasie i dopiero przed 16.00 zjadłam przekąskę, a o 17.00 obiad. Głupota kompletna, wszystko za późno. Dziś zrezygnuję z kolejnej przekąski, zjem tylko pół piersi kurczaka i pomidorka z cebulą. A jutro nie ma bata, wstaję o 09.30 i zaraz jem śniadanie.
Trochę też ćwiczę, ale nie dużo, bo uważam, że ten pierwszy etap SB i tak jest męczący. Z konkretnymi ćwiczeniami poczekam aż wrócę do Niemiec. Na razie nie mam co się wyrywać.
Trzymajcie się cieplutko i do napisania!
Ula