Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

"Czasem lepiej odejść od zmysłów, by nie zwariować."

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2874
Komentarzy: 32
Założony: 23 września 2013
Ostatni wpis: 20 listopada 2013

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
evanka

kobieta, 32 lat,

173 cm, 61.80 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

20 listopada 2013 , Komentarze (1)

No więc właśnie, dlaczego? 
To jest naprawdę dziwne, bo ja widzę zmiany, które zaszły w moim ciele. 
Codziennie przyglądam się sobie w lustrze z rosnącym zadowoleniem. 

To nie jest jeszcze bynajmniej ciało, którego sobie życzę, ale jednak stało się bardziej jędrne, nogi mi zeszczuplały, wcięcie w pasie staje się faktem... Nawet moja mama stwierdziła, że chyba porządnie się za to odchudzanie wzięłam, bo widać efekty (naprawdę zaskoczona była).

A potem idę się zważyć i... nic. :/ Nie, żeby mi jakoś mega zależało na wadze, bo w sumie bardziej liczy się to, jak wyglądam, no ale jednak jak waga się rusza, to jest takie wrażenie, że idzie się naprzód, a tak, ogarnia mnie powoli zniechęcenie... ;/

Miałyście podobne doświadczenia? Pomocy! Potrzebuję motywacji!


3 listopada 2013 , Komentarze (2)

Otóż sprawdziłam na własnej skórze, że ni mniej, ni więcej, ale 0,7 kg... 
Tyle ważą babcine kurczaczki z tłuszczykiem, kiełbaski, sałatki warzywne z majonezem, serniczki, jabłeczniczki... 
Dobra, kończę tą wymieniankę, bo na samą myśl robi mi się słabo... ;) No ale tak to jest. Nie można od babci wymagać, że zaserwuje mi łososia pieczonego w folii z dzikim ryżem, a do tego brokuł! 

Chociaż było pysznie i nie żałuję, to jednak cały mój przewód pokarmowy się przez te parę dni rozregulował totalnie. Coś niesamowitego. Czułam się cały czas jakaś taka wielka i spuchnięta i brakowało mi ruchu... Chyba polubiłam jednak bieganie, bo siedząc przy stole i objadając się cukierkami myślałam o tym, jak to sobie po powrocie do Cottbusowa pójdę pobiegać i jak to sobie z radością wrócę do mojego zdrowego trybu życia. ;) 

No i spełniłam swoją obietnicę daną sobie miesiąc temu. Wymyśliłam sobie, że jak miesiąc uda mi się biegać, to podaruję sobie buty do biegania. Jak obiecałam, tak też zrobiłam! Co prawda najtańszy model z Decathlonu, no ale jednak cudownie miękkie i lekkie są te butki. W bonusie kupiłam sobie jeszcze za 20 zł opaskę na uszy, coby nie marznąć i nie mieć wymówki, że przecież jak tak zimno, to nie można biegać. :P 

Z miłych rzeczy jeszcze, to moja mama, która zwykle ma w dupie mój wygląd, chyba, że wyglądam gorzej od niej, bo z racji jedynie 20 lat różnicy między nami zwykła rywalizować ze mną i moją siostrą w kwestii wyglądu, tym razem zaskoczyła mnie stwierdzeniem, że chyba schudłam i w ogóle sylwetka mi się tak jakby zmieniła i wcięcie w pasie mi się zrobiło... Aaaaaaa! :) Miód na moje uszy! 

Tak więc... Trzymajcie kciuki za mnie, a ja trzymam za Was! 

26 października 2013 , Komentarze (1)

Hej!
Dokładnie miesiąc temu zrobiłam sobie ostatnie zdjęcia porównawcze. Dziś znów byłam na zakupkach i sobie pomyślałam: "Co mi tam, walnę sobie dziś dla porównania, może będzie jakaś różnica..?" Jak pomyślałam, tak i zrobiłam, efekty poniżej: 
PRZÓD
No i w sumie jakiejś wielkiej zmiany nie ma, ale... Panie! Czy ja widzę wcięcie w pasie przebijające się powoli spod warstwy tłuszczyku...? :D :D :D
BOK:
No z brzucha niestety jak widać jeszcze za wiele mi nie zeszło, no ale też jakoś dziwnie stanęłam do tego zdjęcia! :D Ale teraz się zmotywowałam i zaraz idę pobiegać. :) 

Pozdrawiam!

22 października 2013 , Komentarze (1)

Hu hu hu! Udało mi się dziś wreszcie skoczyć do kumpla na wagę, bo w domu takowej nie posiadam... Nie ważyłam się już dwa tygodnie, bo jakoś zawsze mi było nie po drodze i byłam dziś mocno stremowana, bałam się jak cholera, że ja tu taką samodyscyplinę wprowadzam, a tam kicha. Ale nie... Waga ruszyła! 3 kilo z głowy! :D Także Majorkowe sadełko z nawiązką spalone. :D
Cieszę się jak głupia... I może bym nawet nie uwierzyła tej wadze, ale to, co mówi waga potwierdziłam empirycznie. Spodnie, które zazwyczaj mi się wrzynały w sadełko dziś były luźniejsze niż ostatnio, sprawdziłam dwie pary lekko ciasnawych poprzednio spodenek i... Dwa razy wyszło, że stały się luźniejsze. :D
A to wszystko dzięki temu, że jem zdrowo, praktycznie nie jem słodyczy i ćwiczę dwa/ trzy razy w tygodniu. 

Pozdrawiam
 

14 października 2013 , Komentarze (4)

Dziś ten, kto uważa, że studenckie życie jest super, niech się schowa lepiej pod jakiś stół, albo za inny parawan! Wstałam o 8, o 9 minut dziesięć opuściłam mieszkanie i tak do... 21... Zanim zrobiłam zakupy, ogarnęłam mieszkanie i zjadłam kolację zrobiła się 22 i teraz to już właściwie tylko jakieś ćwiczenia i spać... 

Wszystko to ok. kocham moją uczelnię tak, jak kocha się zazdrosnego faceta, wiem, że jak już się zaczęło, to nie skończy do połowy marca. Architektura ma to do siebie. Potrzeba snu staje się względna i generalnie piramida potrzeb wg. Masłowa przestaje mieć zastosowanie... Życie prywatne 0, imprezy -50, faceci... ale jacy faceci?!

Ale przede wszystkim... Już widzę, że z dietą będzie trudno. I to nie przez pokusy, których w sumie za bardzo nie ma, ale przez to, że nie mam czasu przygotowywać jedzenia. Kończy się tak, że albo chodzę głodna, albo noszę ze sobą torbę wypełnioną do połowy jedzeniem na cały dzień. Łącznie z obiadkiem do odgrzania w pracy... :/ No i przygotowywanie tego jedzenia wieczorem też będzie trudne. Ale nie łamię się na razie! Zobaczymy jak długo wytrzymam... Póki co jest fajnie, bo gotuję sobie w sumie to co lubię, czyli jakieś łososie i kurczaczki z warzywkami i w sumie przez cały dzień cieszę się na obiad/kolację... ;) Ale jestem leniwa, więc nie mówię hop! Zobaczymy...

Studentki/ci i ludzie pracy wszystkich krajów... Łączmy się w bólu! Ale cholera... No przecież my też jesteśmy chyba w stanie utrzymać zdrową dietę...? 

Pozdrawiam!

13 października 2013 , Komentarze (3)

Witam!
Minął tydzień od mojego powrotu do ćwiczeń i diety i... 

Jest zaskakująco dobrze!

Motywacja rośnie, sport staje się powoli normalnością, nie odwlekam już tego w nieskończoność, nie szukam aż tak często wymówek... ;)

Zrezygnowałam jednak z liczenia punktów. Powód? Bardzo wielu produktów, które
jem podczas diery nie znalazłam w żadnej z tabel dostępnych w internecie...
Stosuję się jednak do podstawowych zaleceń tej diety, piję butelkę wody dziennie, jem w zasadzie wszystko, ale te nie zdrowe rzeczy i słodycze nie częściej, niż raz w tygodniu. No i odkryłam te wszystkie produkty za "0" punktów! Można jeść na okrągło, nadają się idealnie na przekąski w ciągu dnia! :) Kiszone ogóry, melony... Pycha! 

No i chce mi się ćwiczyć! Plan na ten tydzień praktycznie wykonany!
2x bieganie 30 min
1x basen 40 min
1x Callanetics 1h

I dziś z tego zadowolenia chyba też sobie pierdalnę Callaneticsa!

Generalnie przyglądam się sobie i nie wiem, czy widzę jakąś różnicę, chyba jeszcze nie... Ale czuję się super i jakoś bardziej siebie lubię. :) Jutro dzień ważenia, zobaczymy, czy waga ruszy z miejsca... Może chociaż część balastu z Majorki zgubiłam...? ;)

Pozdrawiam! 

8 października 2013 , Komentarze (1)


Tak tak, właśnie tak. Akcję pod takim hasłem rozpoczęliśmy właśnie
w naszym cudownym Wohngemeinschaft, czyli studenckiej melinie mieszkaniowej
na wygnaniu.

Niemcy bowiem, z czego nie wiele osób w ojczyźnie zdaje sobie sprawę, 
są fanami sprawdzonych, a co za tym idzie najczęściej przestarzałych rozwiązań, 
ich namiętne przywiązane do nich sprawia czasem, że pozostają milion lat za 
murzynami w niektórych kwestiach. I tak na przykład coś takiego jak NIP w 
Polsce jest już przeżytkiem, natomiast Niemcy własnie odkryli, co to i przesiadają
się na elektroniczny system rozliczania podatków z książeczek podatkowych... 
Wodę, prąd i ogrzewanie w mieszkaniu jest natomiast rozliczane raz w roku 
(a w mojej spółdzielni dodatkowo z rocznym opóźnieniem... :P), co skutkuje tym, 
że niczego nie świadomy obywatel korzysta sobie z tych dóbr luksusowych całkiem
bez zahamowań i z ogromną radością... Aż pewnego dnia, gdzieś między myciem zębów elektryczną szczoteczką w ogrzewanym elegancko pomieszczeniu, a poranną kawą, 
dostrzega wśród licznych kopert tę jedną, jedyną opatrzoną napisem: "Jahresabrechnung"
i dowiaduje się, że musi dopłacić jedyne 600 euro za prąd... Jak też było w naszym przypadku. 

Tak więc podjęliśmy wyzwanie Actimela i sprawdzamy naszą wytrzymałość na życie w warunkach ekstremalnych nie grzejąc zupełnie, z niepokojem patrząc przez szybę na coraz bardziej dżżystą pogodę....

I dotarło do mnie, że nigdy nie doceniałam tego uczucia ciepełka zaraz po bieganiu, 
kiedy zmęczone ciało jest wiotkie i elastyczne, gdy po wejściu do mieszkania otwieram 
okno i biegnę pod prysznic... Pod chłodny prysznic. ;) Stopy przyjemnie pulsują, 
ciało paradoksalnie zrelaksowane... No i nie potrzeba rozkręcać kaloryfera! Naprawdę praktyczne, polecam oszczędzającym na ogrzewaniu... ;) 

Chociaż dzisiejszy bieg był prawdziwą walką ze sobą. Po tygodniu wylegiwania się na 
słońcu i podjadania słodyczy wszelkiej maści i obiadkach w Burger Kingu moje ciało jakby zapomniało HOW TO FIT... 

Co do diety, to zdecydowałam się na dietę strażników wagi, jak polecała mi pod moim poprzednim postem callmeninja92. ;) Wydaje się być dietą optymalną dla mnie bo:
a) wszystko jest dozwolone (co przy ograniczonym budżecie studenckim jest naprawdę na propsie)
b) nie trzeba liczyć kalorii (co przy wrodzonym lenistwie studenta jest również nie bez znaczenia)
c) mogę zajadać się ogórkami i melonami i innymi produktami o zerowej ilości punktów do woli... Hurra! :D 

Generalnie... We'll see... Ale takiej motywacji jeszcze nie było. Plan na dziś w 100% wykonany. Nastawiałam się na to, że od dziś znowu zaczynam od tygodnia. Mówiłam sobie, po co to robię i dlatego jest to dla mnie ważne... I taka afirmacja chyba pomaga. ;) 

No to się rozpisałam... Wystarczy na tydzień :P

Trzymajcie się mocno razem ze mną! Dobranoc! 

6 października 2013 , Komentarze (4)

Cześć po przerwie!
Ostatni tydzień spędziłam na ucieczce od przejmującego chłodu rzekomo złotej, polskiej jesieni. Tani lot, dwie godzinki i tak oto znalazłam się na gorącej Majorce! Było przepięknie, gorąco, smażing plażing i... jako że wyjazd miał być po studencku budżetowy... Jedzenie niemalże tylko w fast foodach, badżety, mozarellka.... Generalnie dieta poszła na bok. 
Efekt? 2 kg więcej!
I nowa motywacja!
Okazało się, że z moim odstającym brzuszkiem nieźle komponuję się w krajobraz niemieckich babć i angielskich świeżo upieczonych mamuś. Natomiast zupełnie nie pasowałam do płaskiego brzucha mojej dobrej kumpeli pozującej chętnie do zdjęć w bikini... W dodatku jej facet schudł przez ostatnie 3 miesiące 12 kg... Panie! Błagam o zmiłowanie! Jako najgrubszy uczestnik wycieczki czułam się naprawdę nieswojo...
Za rok o tej porze życzę sobie mieć wymarzone beach body! Nie ma bata!

Postanowienia:
Bieganie 30 minut - 3 razy w tygodniu
Callanetics           - 2 razy w tygodniu 
Wspinaczka         - 1 raz w tygodniu

No i dieta! Ale na dietę jeszcze nie mam pomysłu.. Chcę się odżywiać nie za drogo, ale zdrowo i smacznie, nie lubię jałowego jedzenia i głodzenia się. Ktoś może polecić jakąś sprawdzoną, smaczną dietę?

Pozdrawiam i do boju!

25 września 2013 , Komentarze (2)

Założyłam się z kumpelą, że ja schudnę, zanim ona mnie dogoni wagowo, bo obie się odchudzamy. 
Chwilowo mam 7 kilo przewagi... Ale koleżanka spięła dupę bardziej niż ja. 

Otóż dieta mnie boli. Ćwiczenia... Jakoś tam idą, ale dieta... No bo jak się 
oprzeć lukrowanemu gniazdku w piekarni... albo napojowi mango (50% cukru zapewne..)... albo JEDNEMU kawałkowi czekolady... ;) 

Ale walczę. Dziś zgrzeszyłam czekoladą, ale za to na kolację zrobiłam sobie
duszoną paprykę (bez smażenia!) i do tego chlebek ciemny z avocado! Pycha. ;)
No ale nie tak pycha jak jakaś śmieciowa pizza, którą najchętniej bym teraz wciągnęła... :/ 

Zrobiłam sobie też dziś pierwsze dietowe zdjęcie, żeby mieć do porównania, 
jak się jakieś pierwsze efekty diety pokażą... (Czyli oby jak najszybciej!)

Z ćwiczeń wczoraj zrobiłam Callana i wszystko fajnie, nawet nie zauważyłam, 
jak ta godzina minęła, ale chyba coś źle ćwiczyłam, bo dzisiaj nie miałam żadnych
zakwasów... (To chyba dziwne, co?) 

A dziś bieganie. Ustaliłam teraz sobie taki rytm naprzemienny:
dzień biegania- dzień ćwiczeń- dzień biegania- itd.
Zastanawiam się tylko, czy to nie za mało... Jak sądzicie? 

24 września 2013 , Komentarze (5)

Moim największym kompleksem, koszmarem, który spędza mi sen z powiek, moją bolączką od kiedy pamiętam... 
Nie jest mój brzuch
Ani też mój tyłek, 
Nie są to też grube ramiona,
Ale UDA!

A raczej nie tyle całe uda, co brak przerwy między nimi... 
Gdyby przyszła do mnie jakaś dobra wróżka i powiedziała:

"B.! Twoja figura nigdy nie będzie figurą modelki i nie pozbędziesz się do końca życia lekko odstającego brzucha, jednak mogę coś dla Ciebie uczynić: 
Podaruję Ci przerwę między udami!"

Brałabym..!!! ;) 

Także matko bosko udosko, jeśli istniejesz... Bądź łaskawa i wysłuchaj mych modłów!

Jako że nie podejrzewam Matki Boskiej o interwencję... Może ktoś zna jakiś fajny zestaw ćwiczeń na te wredne mięśnie między udami?

A tymczasem czeka na mnie Callanetics... Koleżanka mi poleciła, także zamierzam spróbować. Ktoś ma jakieś doświadczenia w tym względzie