Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Odchudzanie stanowi część mojego życia... praktycznie od zawsze jestem na diecie, ponieważ jak tylko zacznę jeść normalnie pojawia się efekt jojo. Rozpoczynam kolejny etap z pomocą vitalii ponieważ brakuje mi motywacji, a moja waga pomimo zmiany odżywiania stanęła w miejscu. Patrząc na sukcesy odchudzających się tu osób nabieram siły do walki o swoją sylwetkę. Chcę się czuć dobrze w swoim ciele. W tej chwili najchętniej rozpiełabym suwak i je zmieniła na lepszy model. Pewnie to znacie. A na co dzień? Jestem nudną księgową w jednej z warszawskich korporacji ;)

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 3714
Komentarzy: 61
Założony: 27 marca 2014
Ostatni wpis: 19 czerwca 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
rosbeatable

kobieta, 33 lat, warszawa

169 cm, 86.00 kg więcej o mnie

Wpisy w pamiętniku

1 kwietnia 2014 , Komentarze (10)

Dieta idzie wyśmienicie, dzisiaj pominęłam tylko kefir :) I nie zjadłam nic nie dozwolonego, chociaż na pytanie "Chcecie coś z cukierni?" każda moja komórka krzyczała "Tak!!!",a mózg zarejestrował listę zakupów - "jeden pączek z marmoladą owocową, a jak nie będzie to z budyniem, dwa rogale z czekoladą i te pyszne kruche ciasteczka, ale tak z 0,5 kg bo się odchudzam" ;) Natomiast gorzej idzie strona aktywności fizycznej... 

Wczoraj miałam zaplanowane ćwiczenia... Złapałam pierwszą lepszą wymówkę za nogi i nie puszczałam, a dzisiaj mam kaca moralnego. Przez trzy godziny biegałam po leroy merlin w poszukiwaniu płytek, więc uznałam, że jestem taaaak wykończona, że przecież jeden dzień mnie nie zbawi, że kalorie i tak się spaliły automagicznie. A dzisiaj szukam motywacji na kanapie z laptopem na kolanach... Żenada... Największym wrogiem odchudzania jestem ja sama i to ja jestem jedyną przeszkodą w dążeniu do wymarzonej sylwetki. Najważniejsze to powiedzieć to głośno, zaakceptować, a potem walczyć z własnymi słabościami. 

Więc postanowiłam w ramach pobudzania motywacji przeprowadzić terapię grupową. Mam nadzieję, że weźmiecie w tym udział. Chodzi o to, żeby przypomnieć sobie powody dla których to robimy. Wzmocnić je w naszej świadomości. Przyznać się do nich głośno. Mam nadzieję, że też weźmiecie udział, bo każda kolejna osoba to znak, że jesteśmy grupą, że damy radę razem!!! :)

Uwaga, moje powody:

1. Przestałam być atrakcyjna dla swojego mężczyzny (przykre, ale jednak)

2. Mam zarezerwowany wyjazd na wakacje (chciałabym móc bez skrępowania chodzić po plaży)

3. Chcę odbudować swoją pewność siebie (kiedyś byłam odważna, towarzyska - teraz unikam ludzi, chcę zmienić pracę, przyda się przekonanie o własnej wartości)

4. Chcę otworzyć szafę i nie myśleć o tym jak zamaskować niedoskonałości

5. Chcę żeby bliscy byli ze mnie dumni ( bo bardzo mi kibicują)



Nie szukajcie wymówki, żeby nie wziąć w tym udziału! Jak odłożycie na później to tego nie zrobicie. Przypomnijcie sobie cel którym nie jest 5, 10, 15 kilogramów, a to co jest zakorzenione głębiej. Do dzieła! (pa)




30 marca 2014 , Komentarze (5)

Dieta idzie pełną parą... zwłaszcza, że miałam wolny weekend. W prawdzie godziny posiłków dzisiaj miałam poprzestawiane, ale wszytko z jadłospisu zjedzone :D Niestety wkurzające jest pakowanie jedzenia do pracy.:| Na jutro mam zaplanowany obiad (warzywka i udko z kurczaka) w jednym pojemniku, twarożek na śniadanie w drugim, pomidor z cebulką w trzecim, marchewka w czwartym, a do tego trzeba zabrać kefir, dwie kromki chleba, gruszkę i jabłko... wyjdę z domu obładowana jak wielbłąd.Nie wspominając o tym, że nie cierpię w tej diecie takich głupich proporcji np.; 1,5 gruszki. No kurcze w sklepie nie sprzedadzą połowy gruszki, a jak kupie die to co mam zrobić z tą nieszczęsną połówką? Mieszkam sama, nie ma kto tego dojadać ;/ Albo kupiłam całą kapustę pekińską, bo potrzebowałam aż szklankę do sałatki... a reszta będzie więdnąć w lodówce bo nie ma gdzie jej wrzucić w jadłospis w tym tygodniu. Na koniec wyjdzie, że będę modyfikować 3/4 diety ułożonej dla mnie przez dietetyka. Nie wiem co mam z tym robić? Jak wy to ogarniacie??? (szloch)

29 marca 2014 , Komentarze (2)

Wczoraj to może byłam lekko podekscytowana tym pierwszym dniem diety, bo wiecie takie oficjalne odchudzanie, chapeau bas ;) ale dzisiaj dogoniła mnie codzienność czyli brak czasu na normalne posiłki. W konsekwencji jeden pominęłam. Oczywiście z mojej winy, bo mogłam sobie zaplanować dzień inaczej, zwłaszcza, że był to dzień całkowitego relaksu,a wszystkie czynności wykonywałam ku pokrzepieniu własnego ego ;D Pewnie znajdą się tacy co już mruczą "jak tak można, przecież to egoizm w czystej postaci... bla bla nie wypada". Kurcze, ja mam czasami wrażenie, że nie ma społecznego przyzwolenia na lenistwo. Jak już masz dzień wolny to wszyscy najchętniej zajęliby go czymś pożytecznym. Nie ma mowy! Przez kilka lat miałam wiecznie zapchany grafik, a teraz powiedziałam dosyć! I w postanowieniach noworocznych obiecałam sobie, że nauczę się odpoczywać. Bo my naprawdę tego nie potrafimy. Jak już się znajdzie wolna godzinka, to przecież zawsze ją zapchamy czymś pożytecznym, bo przecież można pranie zrobić, naczynia pozmywać, w piwnicy posprzątać, garaż odgruzować....A ile czasu poświęcamy tylko dla siebie? No właśnie. Oczywiście nie namawiam do zaniedbywania obowiązków, ale do tego, żeby nauczyć się szanować swój wolny czas. Od czas do czasu pozwolić sobie odpocząć robiąc coś tylko dla siebie.

Ja w ramach wiosennej metamorfozy oprócz diety zaplanowałam sobie serię zabiegów ujędrniająco - wyszczuplających. Pierwszy raz się zdecydowałam, bo zawsze się wstydziłam. Poważnie! Cały czas mi się wydawało, że te kosmetyczki zaraz będą mnie oceniać - wieloryb przyszedł na zabieg wyszczuplający, bo się nie chce wziąć za odchudzanie i ćwiczenia. Oczywiście na pierwszym zabiegu zaznaczyłam, że jestem na diecie itd, jakby to miało cokolwiek zmienić ;) Ale czułam się trochę lepiej. Hehehe W każdym razie trafiłam na bardzo sympatyczną panią, która bardzo spokojnie opowiedziała mi o zabiegach i z którą spędziłam bardzo miło czas w trakcie masaży. A co w pakiecie? Endermologia (masaż próżniowy), liposukcja ultradźwiękowa i elektrostymulacja. Wcale nie zapłaciłam tysięcy, bo korzystałam z zakupów grupowych. Pierwsze efekty już widzę, bo poprawiło się napięcie skóry, jest bardziej elastyczna, na czym chyba najbardziej mi zależało - mam całe mnóstwo rozstępów. Popękana skóra po wewnętrznej stronie ud, na boczkach, na bicepsie... To chyba moja najgorsza trauma :( Efekty skoków wagi i bezmyślnego odchudzania. A więc mam nadzieję na poprawę wyglądu mojej skóry i może jakieś 2 cm ;D

28 marca 2014 , Komentarze (4)

Dostałam dzisiaj mój jadłospis. Nie jestem ani rozczarowana, ani zadowolona. Chyba spodziewałam się bardziej rygorystycznych porcji, a tu okazuje się, że w sumie powinnam jeść więcej niż do tej pory. Poważnie! Aż się boję zacząć, bo pojawiły się bułki z dżemem, co dla mnie jest rarytasem, ale dobrze wiem, że pieczywo w mojej diecie jest absolutnie zabronione jeżeli chcę schudnąć. Nie jem słodkiego i pieczywa od miesiąca, a teraz okazuje się, że moje starania były daremne. Jestem trochę zła, bo wydawało mi się, że coś osiągnęłam, że dałam sobie radę ze słabościami. A teraz, mam jak gdyby nigdy nic, jeść bułki z dżemem. Kurcze tak naprawdę nabrałam tylu wątpliwości... Zaczęłam się zastanawiać po co zapłaciłam za dietę, która jest bardzo podobna do tej, którą mam w tej chwili i nad tym czy nie stracę efektów jeżeli zastosuje się do niej w 100%. Chyba przez to, że tyle razy zawiodłam się na różnych dietach, teraz nie potrafię zaufać komuś, bo wydaje mi się, że lepiej znam swój organizm. A przecież gdyby rzeczywiście tak było nie wyglądałabym tak jak teraz. 

Jutro zaczynam dietę bez przekonania i z bagażem obaw. Zobaczymy co z tego wyniknie...

28 marca 2014 , Skomentuj

Zaskakujące jak bardzo można ignorować dodatkowe kilogramy. Człowiek patrzy na siebie codziennie w lustrze i nie widzi... Czasami jakaś kurteczka staje się bardziej opięta przez co ląduje na dnie szafy, potem zmienia się dziurkę w pasku, bo robi się za ciasno na standardowym poziomie, boczki wylewają się ze spodni, ale przecież to wina bluzki - wystarczy założyć inną i wyglądam tak jak zwykle. W oszukiwaniu siebie jesteśmy mistrzami. I nadchodzi taki moment... czasami sprowokowany, tak jak w moim wypadku, czasami po prostu przestajemy tylko patrzeć a zaczynamy widzieć. Nagle okazuje się, że nie poznajemy naszego ciała... I standardowa procedura - najpierw rozpacz, a następnie motywacja do zmiany. I tak też jest tym razem. Mam nadzieję, że mój zapał nie będzie słomiany i wezmę się w końcu do roboty. Może prowadzenie tego...errm... pamiętnika?! przyniesie jakiś efekt.

Zaczynam od 87 kg. Dzisiaj stanęłam na wagę i pokazała co do grama tyle. W styczniu ważyłam jeszcze ponad 92 kg, więc mam już niewielkie postępy. Spowodowane są głównie zmianą sposobu odżywiania. Trudno uwierzyć, ale zawsze jadłam zdrowo. Tyle tylko, że więcej się ruszałam, a teraz osiadłam w biurze, co oczywiście sprzyja dodatkowym kilogramom. Piję duuużo wody ok. 3 -4 l dziennie. Dwa lata temu piłam jej około 0,5 l. Przez co mój organizm cały czas myślał, że jest głodny. Gorzej, że gospodarkę wodną mam zaburzoną, ale o tym innym razem. Poza tym wyeliminowałam wszytko to co możecie wyczytać z tysięcy stron o odchudzaniu - białe pieczywo (mimo, że wcześnie sama piekłam chleb), makaron, sosy, słodkie jogurty, ziemniaki, alkohol (zabójca matabolizmu), przetworzone i gotowe produkty, ograniczyłam sól, a poza tym staram się, żeby do każdego posiłku serwować warzywo lub owoc. No tak, fajnie gada, ale czemu jest taka gruba... Szczerze mówiąc - nie wiem. Gdyby wiedziała, to nie pociłabym się teraz nad tym wpisem ;) Badałam tarczycę, ale już wiem że badanie to powinnam powtórzyć i zrobić usg, a potem skonsultować wyniki z lekarzem. Ostatnio jeden parametr miałam zaburzony, ale oczywiście uznałam to za usprawiedliwienie tycia i odpuściłam.

 Dietę od vitalii dostanę jutro. Wybrałam IG pro. Chyba dlatego, że wcześniej miałam niezłe wyniki jak jadłam produkty o niskim indeksie glikemicznym. Na dłuższą metę komponowanie takich posiłków jest naprawdę trudne, dlatego wolałam się oddać w ręce specjalistów. A więc ready, steady.... GO!!!